Hejołł !! ;D
Tutaj Wasza jedyna, nieoceniona i szurnięta Cave Iniminicum !! ;)
Mam dla Was małą (albo i całkiem sporą) dawkę Dramione, Blinny i w ogóle wszystkiego, co występuje w moim opowiadaniu. Czyli w sumie niczego ciekawego xd
Właśnie otworzyłam sobie całe archiwum części pierwszej i ogarnęło mnie swojego rodzaju przerażenie. Dlaczego? Ponieważ do końca tej części zostało jeszcze tylko 5, góra 6 notek. Jak ten czas szybko leci ...
A tak apropos xd
Mam dla Was super hiper życzenia od pewnego kolesia z niemałą nadwagą w czerwonym stroju xd
Kazał przekazać, że jesteście najlepszymi czytelnikami, jakich tylko mogłam sobie wymarzyć, tylko komentarzy ciutek maławo (coraz mniej ;() Życzy wam jeszcze tylko wspaniałych prezentów z okazji swojego święta i zaprasza do poczytania ROKU CZWARTEGO CZ. IV.
Enjoy, Cave ;)
P.S. Trzynastu obserwatorów, czternasty stwierdził, że nie chce się ujawniać i jest anonimowy ( i tak go loff z całgo mojego, zamarzniętego, Ślizgońskiego serducha <3)
__________________________________________
Hermiona i Ginny odbywały właśnie pierwszy z drużyną trening po przerwie
świątecznej. Pogoda wcale mu nie sprzyjała. Z nieba padał mokry, gęsty śnieg,
przysłaniający niemalże całą widoczność. Temperatura na pewno nie była wyższa,
niż pięć stopni poniżej zera. Miona dygotała z zimna na całym ciele. Strój do gry wcale nie chronił przed zimnem.
- Jak będę chora, to zrobię mu dużą
krzywdę. – warknęła do Ginny, która była w takim samym humorze, jak ona sama. –
Nie wiem, jak mogłaś zakochać się w kimś takim.
- Pamiętaj, że robimy to tylko dlatego,
żeby postawił w przyszłym meczu z Krukonami Cormac ‘a. – przypomniała swojej
przyjaciółce Ruda. – I wcale się w nim nie zakochałam! – zaprzeczyła,
uświadamiając sobie, co przed chwilą oznajmiła Herm.
- No tak! Zapomniałam, że ty wolisz
pewnego czarnoskórego Ślizgona. – zaśmiała się z wrednym uśmiechem. – I nie
zaprzeczaj. Przecież takie zaklęcia, jak to wtedy nigdy nie zawodzą. – z
satysfakcją patrzyła, jak na twarzy Gin pojawia się grymas złości, a rumieńce
pogłębiają się. I to nie z powodu chłodu panującego dookoła.
- Nie denerwuj mnie. – warknęła panna
Weasley i wepchała się w kolejkę do ćwiczeń, żeby tylko nie zabić tej wrednej
zołzy. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, chociaż przerażała ją myśl, że jej
najlepsza przyjaciółka mogłaby zadłużyć się w Ślizgonie. Jest dokładnie taki
sam jak Malfoy, czyli wrednym, podstępnym, chamskim, zarozumiałym, głupkowatym,
arystokratycznym, zapatrzonym w siebie, wyznającym miłość, kiedy przegląda się
w lustrze …
- Granger, wiem że mnie kochasz, ale nie
musisz o mnie cały czas myśleć. – kiedy tylko usłyszała ten głos odwróciła się
w stronę, skąd on pochodzi.
Czwórka Ślizgonów stała na trybunach. Pansy, która użerała się z nimi
już od dłuższej chwili, miała przymrużone ze złości oczy i zaciśnięte pięści.
Spod grubego szalika próbowała zmrozić Teodora wzrokiem. Ten gad ewidentnie się
do niej przystawiał, a zaraz potem wyzywał od Zdrajczyń Krwi. Jak ona go
nienawidziła. Najchętniej, to by mu tu i teraz wydrapała oczy.
Luna posiadała takie samo nastawienie do Terrence ‘a. Ten debil źle
działał na wszystkie magiczne stworzenia, odstraszając je. Teraz było jej
zimno, bo wystraszył Malekanki Afrykańskie*, które chętnie dzieliły się z nią
swoim ciepłem. Blondynka cały czas próbowała go zignorować, ale jak na złość
ten Ślizgon był całkiem przystojny i wzrok sam na niego wędrował.
- Czy ty właśnie czytałeś mi w myślach,
Malfoy? – warknęła, podlatując do nich. Widziała, że Ginny uczyniła już to
samo.
- Wiesz, uczyliśmy się tego na ostatnich
Zaklęciach, więc pomyślałem, że wypróbuję. – powiedział, oglądając swoje
paznokcie, jakby były ósmym cudem świata. – Całkiem przydatna umiejętność. –
dodał po chwili namysłu. Z zadowoleniem patrzył, jak twarz Gryffonki przybiera
purpurowy kolor. Jednak nie było mu tak do śmiechu, kiedy dziewczyna rzuciła mu
prosto w twarz kulką ze śniegu.
- To powinno cię nieco ostudzić,
pieprzony arystokrato. – zaśmiała się Miona. Musiała przyznać, że całkiem
ciekawie jest widzieć na twarzy Draco inne emocje, niż zarozumiałość. W tym
przypadku ze zdziwieniem było mu wspaniale.
- Ja ci dam, ty szlamowata jędzo! –
warknął i rzucił się na nią z pięściami. Herm śmiejąc się głośno zaczęła
uciekać. O tak, ona po prostu kochała doprowadzać go do szewskiej pasji.
Bleise stanął z boku i przyglądał się, jak jego przyjaciele igrają z
tymi dziewuchami. Sam czekał tylko na Ginny, której poprzysiągł zemstę za to,
co mu zrobiła przed świętami. Kiedy tylko wylądowała zaszedł ją od tyłu i
położył dłoń na ramieniu. To był błąd, ponieważ niemalże od raz zarobił miotłą
w łeb.
- Mało ci dupku?! Jak tak, to znam
silniejsze zaklęcia! – warknęła mała, aczkolwiek bardzo niebezpieczna, istota.
Miała zacięty wyraz twarzy i zabójczą broń w drobnych dłoniach – Kometę 206.
- Spokojnie Wiewióro. Nie chce ci nic
zrobić. – powiedział, podnosząc ręce w obronnym geście. Gin zmierzyła go
chłodnym spojrzeniem. Już wiedział, co mu odpowie …
- Nie wierzę ci. – wysyczała, stając w
pozycji gotowej do obrony. Zabini zaklął pod nosem. Jak ma zrobić jej krzywdę,
skoro nawet nie może do niej podejść. Idioto,
jesteś Ślizgonem, wykombinujesz coś! Warknęła jego podświadomość.
- Hermiona, Ginny, Pansy, Luna. Za
godzinę, tam gdzie zawsze. – powiedział chłodno Harry, mierząc swoich wrogów
nienawistnym spojrzeniem. Bleise już chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu
mocny cios w głowę.
- Grabisz sobie. – warknął w kierunku
Rudej. Ta tylko wzruszyła ramionami, usiadła na miotle i odleciała. Nie miała
zamiaru dłużej przebywać w towarzystwie osób z ilorazem inteligencji … zaraz,
zaraz. Jaki iloraz inteligencji?! Zabini w ogóle ma jaką kolwiek inteligencję?!
Hermiona siedziała w fotelu przy kominku i rozmawiała wesoło z Ginny.
Chociaż … ona z niej żartowała, a Ruda była zdenerwowana coraz bardziej. Była
już o krok od wybuchu, kiedy w drzwiach stanął sam profesor Dumbledore. Cały
Pokój Wspólny obserwował, jak zmierza w kierunku przyjaciółek. Te najwyraźniej
nie zauważyły go, ponieważ cały czas dogryzały sobie wzajemnie.
- Panno Granger, panno Weasley,
zapraszam was do mojego gabinetu. – powiedział swoim ciepłym głosem dyrektor i
odszedł. Dziewczyny popatrzyły na siebie zdziwione, a na nie cały Salon.
Siedziały teraz w gabinecie dyrektorskim. Jak się okazało, Lunę i Pansy
również wezwano. Przyjaciółki nie wiedziały, co mają o tym myśleć, ale w głowie
miały jeszcze bardziej zagmatwane, kiedy z kominka wyszli Lupin i Black.
Przywitali się z nimi i usiedli na dwóch, z trzech wolnych krzeseł. Po chwili w
pomieszczeniu pojawił się również dyrektor.
- Pewnie zastanawiacie się, po co was tu
wezwałem. Otóż, chciałem zapytać, czy nie chciałybyście należeć do Zakonu
feniksa. – zaczął i zaśmiał się, widząc zdziwione miny dziewcząt. – Nie dziwię
się, na wasze niedowierzanie. W zakonie jeszcze nigdy nie było nieletnich
członków. Wy jesteście pierwsze. Jednak macie takie umiejętności magiczne,
jakich nie powstydziłby się niejedne doświadczony czarodziej i czarownica. –
zachęcał. Przyjaciółki popatrzyły na siebie niepewnie, a w gabinecie zapanowała
cisza oraz nieprzyjemna atmosfera. Jednak Hermiona zdecydowała się ją w końcu
przerwać.
- Zgadzamy się. – odpowiedziała za całą
czwórkę, a na twarz dyrektora powrócił szeroki uśmiech.
Hermiona, Ginny, Luna i Pansy biegły na miejsce spotkania Gwardii
Dumbledore ‘a. Były już sporo spóźnione, ponieważ formalności, z przyłączeniem
do Zakonu Feniksa, zajęły im nieco więcej, jak chwilę. W końcu jednak dotarły
na miejsce i weszły do Pokoju Życzeń, gdzie na środku ustawiło się wielkie koło
dookoła Harry ‘ego.
- Czy y zawsze musicie spóźniać się
razem? – zapytał Potter, kiedy tylko zidentyfikował postacie, które przerwały
mu tłumaczenie Zaklęcia Patronusa. Miona miała już coś powiedzieć, ale w słowo
wszedł jej sam Fred.
- Odpuść im, tym razem wezwał je
dyrektor. – powiedział jeden z bliźniaków. Dziewczyny myślały, że właśnie
wypróbują na nim poznane niedawno zaklęcia, ponieważ wszystkie spojrzenia
skierowały się w ich stronę. Wybraniec westchnął żałośnie i przetarł dłońmi
twarz w geście zrezygnowania.
- Dobra, nieważne. Wróćmy do rzeczy. O
czym to ja? A tak, więc kto chciałby jako pierwszy zaprezentować swojego
Patronusa? – zapytał i rozejrzał się dookoła. Miona usunęła się gdzieś w cień.
Nie miała zamiaru znów używać tego
wspomnienia. Próbowała na feriach z każdym już chyba szczęśliwym, ale udawało
jej się wyczarować albo nic, albo tylko błękitną mgiełkę.
- Ja chcę! – wykrzyknęła Ginny i już po
chwili stała obok Wybrańca, a Hermiona dziękowała jej w duchu, za ratunek.
Może, jak tak będzie stała i nic nie robiła, to Potter nie zwróci na nią
uwagi i zapomni o tym, że ona w ogóle istnieje? Nic bardziej mylnego. Kiedy
tylko koń Gin zniknął, chłopak zawołał ją gestem ręki do siebie. Zaklęła na
niego pod nosem, ale z dumnie uniesioną głową powędrowała na środek Sali. Każda
para oczu była aktualnie zwrócona na nią, a ona sama czuła, jak ogarnia ją
niepokój. Nienawidziła tego stanu, gdy wydaje jej się, że zaraz stanie się coś
złego.
Wyciągnęła dłoń, z zaciśniętą w niej różdżką przed siebie. Zamknęła oczy
i pozwoliła wyobraźni pracować. Znów
stała w korytarzu przed Wielką Salą i wracała do swojego Dormitorium. Usłyszała
ciężkie kroki i już po chwili została przygwożdżona przez czyjeś ciepłe ciało
do lodowatej, kamiennej ściany. Poczuła ciepły, przyjemny oddech, który owiał
jej ucho. Później cichy szept i groźba. Tak, jej najszczęśliwszym wspomnieniem
jest Draco Malfoy … Już miała wypowiedzieć zaklęcie, kiedy przerwało jej
trzęsienie się ścian. Popatrzyła zdziwiona na przyjaciółki.
W pewnym momencie jedna ze ścian zaczęła się kruszyć, a później
obsypywać. Dziura coraz bardziej się powiększała, a głos zza niej stawał
wyraźniejszy. Miona, Luna, Ginny i Pansy zacisnęły dłonie w pięści. Już
wiedziały, kto odnalazł ich kryjówkę. Nie myliły się. Dolores Umbridge. Różowa
wielbicielka kotów. Jak one jej nienawidziły. Teraz tylko upewniły się w
przekonaniu, że to co zrobią jej na zakończenie roku szkolnego będzie wręcz
znęcaniem się. Już ona je popamięta!
Hermiona pomrugała powiekami, żeby przywrócić stuprocentową widoczność
swoim brązowym tęczówkom. Kiedy tylko to się stało, otworzyły się jeszcze
szerzej. Chociaż … mogła się tego spodziewać. Oprócz różowej zołzy w dziurze
stali jeszcze Ślizgoni, tak bardzo znienawidzeni przez nią i przyjaciółki oraz
Cho Chang, która najwyraźniej musiała ich wydać.
- Zapraszam wszystkich do mojego
gabinetu. – powiedziała swoim słodkim, zawsze radosnym głosem nauczycielka.
Hermiona zaklęła cicho pod nosem. Nie uda jej się uciec, a nawet jeśli, to i
tak Malfoy pierwsze co zrobił, to obdarzył ją swoim ohydnym uśmiechem, od
którego miękły jej kolana. Ugh! Jak ona ich wszystkich nienawidzi!
Cała Gwardia Dumbledore ‘a znajdowała się aktualnie w gabinecie Landryny.
Jej samej jeszcze nie było. Poszła z Harry ‘m, Ronem i Sophie do dyrektora. Ich
natomiast pilnowali sami Malfoy, Zabini, Higgs i Nott. Oczywiście przyjaciółki
miały wycelowane w gardła różdżki – były przecież najniebezpieczniejsze z
całego towarzystwa.
Ginny powoli zaczynała tracić cierpliwość. Nie dość, że ten kretyn
podnosi na nią różdżkę, to nogi zaczynają ją boleć od tego stania. Czuła, że po
woli zaczyna się w niej gotować. Czy ta różowa krowa nie może po prostu tutaj
do nich przyjść, kazać im coś nabazgrać na kartkach, żeby wyryło się na
dłoniach i pozwolić iść w tak zwaną cholerę?!
- Zabini, weź mi ten swój badyl z
krtani, bo nie ręczę za siebie. – wychrypiała Ruda, co spotkało się z głośnym
śmiechem wcześniej wspomnianego chłopaka. Twarz dziewczyny zaczynała przybierać
odcień jej płomiennych włosów.
- A co ty mi możesz w takiej sytuacji
Wiewióreczko zrobić? – zakpił z wrednym uśmiechem. Gin zaklęła pod nosem.
Faktycznie. Jest od niej sporo silniejszy, a Krówsko zabrało jej magiczny
patyczek. Była w sytuacji wręcz beznadziejnej, jakby tak na to optymistycznie
popatrzeć.
Hermiona wcale nie miała lepiej. Malfoy chyba za punkt honoru obrał
sobie, żeby zrobić jej krzywdę. Czuła, jak z każdą mijającą minutą patyk wbija
jej się coraz mocniej w krtań. Nie chciała jednak nic mówić, żeby nie dawać mu
chorej satysfakcji na to, że sprawia jej ból. W pewnym momencie zabrakło jej
tchu i zaczęła strasznie kaszleć. Nie zwróciła mu na to jednak żadnej uwagi, a
i nie zanosiło się, żeby cokolwiek zrobił z fantem, że się najnormalniej w
świecie dusi. Chyba nawet sprawiało mu to przyjemność.
- Możesz wreszcie przestać? – warknęła
Luna. Wszyscy popatrzyli na nią zdziwieni. No tak, w końcu nie zawsze można
usłyszeć zbulwersowaną PomyLunę.
- Ale co, wariatko? – zapytał z kpiącym
uśmieszkiem, jeszcze mocniej przyciskając do gardła dziewczyny swój magiczny
atrybut.
- TO !! – Pansy postanowiła, że również
przyłączy się do obrony przyjaciółki.
W końcu Hermiona nie wytrzymała i sięgnęła do kieszeni, skąd wyjęła …
różdżkę. Odepchnęła z całej siły zdezorientowanego Malfoy ‘a i stanęła przy
drzwiach, opierając się o nie plecami. Czwórka chłopaków od razu zapomniała o
dziewczynach i wymierzyła w nią swoje różdżki. Ginny, Luna i Pansy, korzystając
z okazji, podbiegły do biurka po swoje magiczne patyczki.
- No, no Granger. To było iście
Ślizgońskie zagranie. – mruknął Teodor. Hermiona, widząc co robią jej
przyjaciółki uśmiechnęła się wrednie.
- Zaraz się przekonasz, co to znaczy
iście Ślizgońskie zagranie. – warknęła Pansy. Czwórka odwróciła się jak na
komendę, a oczy zrobiły im się wielkości pięciozłotówek.
Siedziały obolałe w Pokoju Wspólnym Gryffindor ‘u. Dyrektor uciekł,
Ślizgoni niemalże je pokonali, Różowa Krowa gdzieś zniknęła … Żyć, nie umierać.
W pewnym momencie z pokoju chłopaków wybiegli Harry i Ron. Było to dziwne,
ponieważ korytarze są już patrolowane, a oni raczej nie chcą dostać szlabanu,
jak Umbridge się znajdzie. No cóż. Trzeba zbadać sytuację …
- Harry, gdzie wam się tak spiesz? –
zapytała Ginny, tarasując przejście za portretem. Sophie właśnie wyszła ze
swojego pokoju. No to teraz już nikt im nie powie, że nic się nie dzieje.
- Syriusz, Ministerstwo Magii, Voldemort
!!! – Wybraniec nawet nie próbował wymyślać wymówek, wiedział że z nimi nie
wygra. A może po prostu nie dałby rady nic sensownego wymyśleć? Tak strasznie
wyglądało to, co zobaczył we śnie.
- Idziemy z wami. – zarządziła Hermiona.
Trójka tylko pokiwała głową, a koło nich pojawili się bliźniacy i Neville. To
znaczy, że są już wszyscy. Pobiegli do gabinetu Landryny, skąd kominkiem
przenieśli się prosto do Ministerstwa, a tam do pokoju z przepowiedniami.
Przyjaciółki musiały przyznać, że wygląda to niesamowicie. Kilkaset
tysięcy przezroczystych kuli z błękitnym dymkiem w środku. Poukładane na
ogromnych regałach. Jednak nie na to teraz czas. Trzeba ratować Łapę. Nie dane
im było zbyt Dalek iść, ponieważ jakiś Śmierciożerca pojawił się wprost przed
nimi. Miał na twarzy maskę, ale kiedy tylko się odezwał Miona i Harry wiedzieli
już, kim on jest.
- Witam panie Potter. – tak chłodny,
wręcz lodowaty, głos posiada tylko kilkoro ludzi na świecie. Jednym z nich jest
Lucjusz Malfoy.
- Co zrobiliście Łapie?! – warknął
odważnie Wybraniec. Ojciec Dracona zaśmiał się lekceważąco.
- Ależ zupełnie nic. Czarny Pan po
prostu chciał, żebyście tak myśleli. – odpowiedział. Hermiona zacisnęła dłoń na
różdżce. Długo już zastanawia się, czy warto to powiedzieć, ale w końcu oni ją
ignorują, a tak przecież nie powinno być !! W końcu się jednak odważyła.
- To dlaczego Voldemort nie przyszedł
tutaj sam? – zapytała, specjalnie wypowiadając całe imię Toma i kładąc na nie
nacisk. Śmierciożerca ściągnął swoją maską i ciskając w Hermionę z oczu
piorunami, powiedział, a raczej wysyczał.
- Nie waż się wypowiadać jego imienia,
Szlamo. – Miona uśmiechnęła się wrednie.
- Strach przed imieniem zwiększa strach
przed jego posiadaczem. – odpyskowała, jednak niemalże od razu tego pożałowała,
ponieważ poczuła, jak przez jej ciało przetacza się fala niewyobrażalnego bólu.
Znała to uczucie. Wtedy, na cmentarzu, odczuła je po raz pierwszy.
Cruciatus jest bardzo silnym zaklęciem. Słyszała, że ktoś ją woła, docierało to
do niej, ale nie była w stanie nic odpowiedzieć. Tak naprawdę nie mogło zrobić
nic innego, jak wić się na posadzce pod wpływem spazmatycznych napadów. W końcu
zaklęcie ustało, a Herm po woli podniosła się do pozycji siedzącej. Podniosła
wzrok. Bellatrix. To ona ją zaatakował, więc dlatego nie dała rady się obronić.
Wstała i dumnie uniosła głowę.
- Tak właśnie myślałam. Ktoś waszego
pokroju może wygrać tylko atakując w plecy. – warknęła z taką pogardą, jakiej
sama Bellatrix by się nie powstydziła. Tym razem udało jej się odbić rzucone
zaklęcie.
- Uciekamy!! – wykrzyknął Harry. Nie trzeba
było więcej nikomu powtarzać. Miona złapała rękę, jak się okazało, Lunę i
pobiegła przed siebie.
W pomieszczeniu z różnych stron zaczęły strzelać kolorowe pociski.
Blondynka i szatynka już nawet nie zważały na to, jakimi formułkami się posługują.
Po prostu na zmianę rzucały i odbijały zaklęcia. Nie było czasu na myślenie.
Trzeba było się albo bronić, albo atakować. W tym przypadku Gwardia Dubledore ‘a,
a raczej jej mała część, chciała być wygranym, nie przegranym. Nie mogli polec.
Riddle nie może dostać tej przepowiedni. To byłby koniec całego magicznego
świata.
Nagle wszyscy na siebie wpadli. Nikt nic jednak nie powiedział, tylko pobiegli
w stronę jakichś drzwi, na końcu korytarza. Harry cały czas ściskał w ręce swoją
przepowiednię. Jak widać nie miał zamiaru oddawać jej nikomu. W pewnym momencie
obok głowy Sophie przeleciała zielona smuga światła. Ginny momentalnie zatrzymała
się w miejscu.
- Bombarda !! – wykrzyknęła, a
Śmierciożercę odrzuciło do tyłu z potworną siłą. Zapanowała grobowa cisza,
jednak nie na długo. Wszystkie przepowiednie zaczęły się sypać z półek, a
dźwięk tłuczonego szkła rozchodzić z echem po pomieszczeniu.
Korzystając z zamieszania Gwardia Dumbledore ‘a wznowiła swój szaleńczy
bieg. Pierwszy przy drzwiach stanął sam Wybraniec. Niewiele myśląc nacisnął na
klamkę, a duży, drewniany przedmiot ustąpił. Niedane było mu jednak popatrzeć w
dół, ponieważ poczuł, jak coś odbija się od jego pleców. Stracił równowagę. Zaczął
spadać w dół, razem z resztą towarzyszy.
Hermiona nie czuła w tym momencie nic oprócz tego, że spada w jakąś otchłań.
Bała się tego, co ma nastąpić za chwilę. Nie trwało to jednak długo, ponieważ
jakaś dziwna siła zatrzymała ja około metr nad ziemią. Otworzyła oczy, które z
przerażenia wcześniej zacisnęła. Poczuła, jak siła zwalnia się, a ona całkiem
mocno uderza w ziemię. Na chwilę straciła dech w piersiach, ale wydawało jej
się, jakby to były godziny. Uniosła się na łokciach i rozejrzała dookoła. Na
środku, na niewielkiej górce, stało wielkie coś, nie miała pojęcia co.
Postanowiła jednak nie wnikać.
Ich spokój nie trwał długo, ponieważ dookoła zaczęli latać
Śmierciożercy. Miona i jej przyjaciółki rzucały dookoła siebie wszystkie
zaklęcia, jakie tylko przyszły im do głowy. Nie było to łatwe, ponieważ
szeleszczące w rytm ich szybkich ruchów szaty przysłaniały om widoczność. W
pewnym momencie Herm poczuła, jak jej różdżkę odrzuca na kila metrów od niej, a
potem, że coś przyciska ją do siebie. Wszystko dookoła stało się czarne, nie
widziała zupełnie nic. Po chwili wszystko się skończyło. Obraz z powrotem odzyskał swoją ostrość, a ona stała
na twardej ziemi. Było tylko jedna rzecz.
Za sobą czuła czyjeś ciepło. Nabrała głęboko powietrza w płuca, a razem
z nim zapach znajomych jej perfum. Nie wiedziała tylko, skąd je kojarzy. Nie to
jednak było w tym momencie najważniejsze, a to, że nie miała swojej różdżki. Za
nią stał jakiś Śmierciożerca i celowała w jej głowę różdżką. Czuła, jak
przyciska jej końcówkę do głowy. Ramię natomiast umiejscowił pod jej szyją. Nie
była to najdogodniejsza dla nie pozycja, ponieważ praktycznie nie mogła się
ruszyć. Tylko szarpać.
- Nie radzę ci Szlamo wykonywać
jakiegokolwiek ruchu. Pamiętaj, że teraz to ja mam pełną kontrolę nad
zaistniałą sytuacją. – warknął w jej stronę z nieukrywaną nutą satysfakcji. Ten
głos … znajomy, tak samo jak zapach perfum. W głowie zaczęły kołatać jej się
różne myśli. Skąd u diaska ona może znać zapach perfum jakiegoś brudnego
Śmierciożercy?! Jej życie coraz bardziej staje się nienormalne. Musi z tym coś
jak najszybciej zrobić.
- Myślałeś, że pokonasz nas jakąś bandą
dzieciaków?! – wysyczał w kierunku Harry ‘eg, Lucjusz. Na twarzy Wybrańca wymalowało się,
idealne wręcz do odczytania, przerażenie. Hermionie przeszło przez myśl, że
chociaż w takiej sytuacji mógłby zachować kamienną twarz. – Teraz oddaj mi
przepowiednię, albo oni wszyscy, po kolei, zginą na twoich oczach. – dodał z
nieukrywaną satysfakcją patrząc na bezradnego chłopaka Malfoy Senior.
- Nie oddawaj mu tego Harry!! –
wykrzyczał Neville. Herm poczuła w duchu, że jest dumna z niego. Zawsze cichy i
skryty w sobie, teraz odważył się sprzeciwić sługom Czarnego Pana.
W pewnym momencie Hermiona odnalazła wzrokiem swoją różdżkę. Nie leżała
wcale tak daleko, ale ona nie miała nawet najmniejszej możliwości, żeby do niej
dosięgnąć. Żeby chociaż stała kilka metrów bliżej, żeby móc jej dosięgnąć nogą …
Jej przemyślenia przerwał szelest szat i białe smugi dookoła. Zakon Feniksa!!! Preszło jej przez myśl.
Jeszcze nigdy nie była aż tak szczęśliwa! Poczuła, jak uścisk z tyłu zwalania
się, a później całkiem zanika. Podbiegła jak najszybciej do swojego magicznego
patyczka i chwyciła go w prawą dłoń. Poczuła, jak przez jej ciało przebiega
przyjemny dreszcz. Ten sam, podczas kiedy różdżka wybrała właśnie ją. Niemalże
od razu rzuciła się w wir walki ze Śmierciożercami.
Cały czas jednak obserwowała kantem oka poczynania Harry ‘ego i
Syriusza. Coś jej nie pasowało. Znów miała to cholerne, złe przeczucie, że
stanie się coś złego. Harry rozbroił jednego sługusa Czarnego Debila, a zaraz
potem Black Malfoy ‘a. I właśnie wtedy to się stało.
Cała akcja trwała nie więcej niż kilka sekund. Bellatrix, z którą
walczyła zignorowała całkowicie jej osobę i poleciała w kierunku chłopaka i mężczyzny.
Miona niewiele myśląc rzuciła się w szaleńczy bieg w tamtą stronę. Nie liczyło
się teraz nic. Wiedziała, że ta wariatka nie ma najlepszych zamiarów i czuła
się w jakiś sposób odpowiedzialna za to, co zrobi. Czarnowłosa kobieta, tak jak
spodziewała się Herm, rzuciła Avadę. Dziewczyna, nie widząc innego wyjścia
doskoczyła do Syriusza, żeby zasłonić go swoim ciałem. Potem poczuła już tylko
niewyobrażalny ból głowy, jak strużka ciepłej krwi wypływa jej z nosa i
przepastną ciemność, którą widziała już nie raz podczas nauki w Hogwarcie.
Jednak czy tym razem wybudzi się z tej ciemności?
Zła kobiety, ty mi nawet nie próbuj uśmiercić Miony! :p Ona musi żyć, bo co to za Dramione bez Hermiony :D Rozdział jest oczywiście genialny i bardzo fajnie mi się go czytało. Mam nadzieję, że kolejny niebawem :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Cudowny, intrygujący rozdział! Poproszę o jak najszybsze dodanie następnego :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na Rozdział 022 „Walka z cieniami”! na adres bloga: http://pokochac-lotra.blogspot.com! Życzę przyjemnej lektury!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ale ta Ginny jest niesamowita jest moją ulubioną bohaterką. Czekam na następny rozdział. Karola
OdpowiedzUsuń