poniedziałek, 2 września 2013

ROK DRUGI CZ. III



   Witam wszystkich ponownie. Wróciłam z nową częścią mojego opowiadania. :)
Jak tam po pierwszym września, bo ja jestem załamana. :/
We wtorek mam dziewięć lekcji i siedzę od ósmej do szesnastej w szkole. Ja rozumiem, trzecia gimnazjum, całe te testy, ale ludzie !! Ja też mam jakieś tam swoje życie prywatne, ale nawet pomijając to, to ja nie dam rady zapierdalać (przepraszam za wyrażenie) 24/24, żeby się do szkoły uczyć !! 
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że na pewno przybędzie mi jeszcze lekcji, bo będę musiała chodzić na obowiązkowe zajęcia dodatkowe, co wyklucza się samo przez siebie...
Ale już nie narzekając, życzę wszystkim miłej lektury i dobrej nocy oraz zniesienia fanaberii nauczycieli,
Cave :)
________________________________


     Dziewczęta chodziły po zaśnieżonym miasteczku. Były rozanielone widząc wszędzie dekoracje świąteczne. Płatki śniegu, szopki, gwiazdy bożonarodzeniowe, kolędnicy, ludzie załadowani torbami … To wszystko było takie niesamowite. Tak, gorączka Świąt Bożego narodzenia na pewno udzieliła się również Hermionie i Pansy. Były one tym wszystkim tak podekscytowane, że kupiły prezenty dla swoich przyjaciółek. Ślizgonka postanowiła wysłać również coś Draconowi, tak dla „zachowania pozorów”. Pewnie dołączy do pakunku jakąś obrzydliwie słodką, naszprycowaną malinowymi perfumami karteczkę z życzeniami.
    Kiedy dotarły do zamku była godzina za dziesięć czternasta, czyli tak, jak prosiła profesor McGonagall. Postanowiły, że spotkają się po obiedzie, więc każda poszła w swoją stronę. Hermiona, zaraz po wejściu do Dormitorium zdjęła kurtkę, którą położyła na fotelu w Pokoju Wspólnym blisko kominka, żeby szybko wyschła. Powędrowała ze swoimi pakunkami do Dormitorium. Torebki położyła przy jej biurku, a sama wzięła czyste ubrania, jakimi były czarne getry, biała koszulka z krótkim rękawem i biały sweterek wciągany przez głowę. Weszła do łazienki o odkręciła kurek z gorącą wodą. Było jej tak strasznie zimno, że już dłużej nie wytrzymała i po prostu weszła pod prysznic. Ciepła woda oblała jej ciało, a dziewczynka uśmiechnęła się pod nosem. Mama na każdym kroku upominała ją, żeby nie myła się gorącą wodą, ale ona wie swoje.
    Po skończonym prysznicu ubrała się i założyła zwykłe czarne baletki. Weszła z powrotem do swojego pokoju. Podeszła do pakunków i wyjęła wszystko na podłogę. Postanowiła, że teraz wszystko zapakuje. Prezent dla Ginny obwinęła czerwonym papierem ozdobnym, dla Luny różowym, a Pansy zielonym. Każdy przewiązała wstążką. Swojej siostrze, rodzicom oraz Harry ‘emu i Ron ‘owi też coś kupiła, aczkolwiek ich reakcja nie była dla niej już tak ważna, jak przyjaciółek.
    Kiedy skończyła przygotowania do jutrzejszego święta popatrzyła na zegarek. Piętnasta. Musi już schodzić na obiad, ponieważ Pansy nie może na nią długo czekać. Włożyła różdżkę do specjalnego paska przy getrach i ruszyła do Wielkiej Sali.
   Na jej stole, w miejscu, przy którym zawsze siedziała, leżał ciepły obiad. Skrzaty nie zastawiały całych stołów, tak jak normalnie na roku szkolnym, tylko po prostu przygotowały kilka dań dla uczniów, którzy zostawali na święta w Hogwarcie. Tak było łatwiej i ekonomiczniej, ponieważ później nic nie musiały wyrzucać.
   Miona usiadła i zaczęła zajadać się swoim obiadem. Jednak jej myśli wkroczyły na zupełnie inny tor. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego Malfoy jej tak nienawidzi? Przecież nic złego mu nie zrobiła. To nie była jej wina, że urodziła się w rodzinie Mugoli. To, że dostała się do Hogwartu musi coś znaczyć, a on patrzy na nią przez pryzmat krwi, ale tak naprawdę każda jest taka sama, tylko mają inne korzenie. Stwierdziła po chwili, że musi o tym przestać myśleć, bo się po prostu poryczy. Nie rozumiała, co wywoływało w niej tak skrajne emocje. Z jednej strony go nienawidziła, a z drugiej chciała, żeby zaczął w końcu traktować ją, jak człowieka.
    Przerwała swoje przemyślenia natychmiast, ponieważ zauważyła, że zbaczają na niewłaściwy tor. Postanowiła, że nie będzie kończyć obiadu, ponieważ już po prostu nie ma ochoty. Wstała od stołu i mrugając porozumiewawczo do Pansy wyszła z Wielkiej Sali. Stanęła przed drzwiami i czekała na przyjaciółkę. Nie zajęło jej to dużo czasu, ponieważ Pansy już po chwili stała przy niej?
- Więc, co robimy? – zapytała Hermiona. Popatrzyła za okno, gdzie wesoło prószył biały śnieg. – Może pójdziemy na błonia? – zaproponowała, kiedy Ślizgonka wzruszyła ramionami.
- Dobry pomysł! – przyznała z entuzjazmem czarnowłosa. – To za pięć minut w Sali Wyjściowej! – dodała i pobiegła w kierunku lochów. Miona zaśmiała się pod nosem.
    Powędrowała w górę schodów pod portret Grubej Damy. Podała obrazowi hasło i weszła do swojego, jak na razie prywatnego, dormitorium. Wygrzebała z szafy dżinsy i przebrała w nie. Założyła wysokie, ciepłe kozaki i czarny płaszczyk. Pomyślała, że nie obejdzie się bez rzucania śnieżkami, więc na dłonie wciągnęła szare rękawiczki. Nie lubiła czapek, więc obeszło się bez niej. Szybko zbiegła po schodach z powrotem do Sali Wejściowej, gdzie czekała na nią Ślizgonka.
   Nie mówiąc nic wyszły na zewnątrz. Od razu owiał je zimny, grudniowy wiatr. Nie zwracały jednak na to uwagi, ponieważ grube ubranie chroniło je przed zimnem. Odeszły trochę od drzwi i pierwsze co rzuciły się na zaśnieżone błonia. Głośno się śmiejąc robiły aniołki na śniegu. Podniosły się i popatrzyły krytycznie, ale z uśmiechem na swoje dwa dzieła.
- Nie są takie złe. – skomentowała Hermiona, by po chwili wybuchnąć perlistym śmiechem. Pansy jej zawtórowała i już po chwili obie z powrotem tarzały się w białym puchu, który cały czas leciał z nieba.
    Po swoim gabinecie przechadzał się nie kto inny, jak sławny w magicznym świecie dyrektor Hogwart ‘u Albus Dumbledore. Jego uwagę w pewnym momencie przyciągnęły dwie śmiejące się dziewczynki. Zdziwił się, ponieważ w szkole na święta z dziewcząt pozostały tylko panienki Granger i Parkinson. Zaintrygowany podszedł do okna. Jego zdziwienie osiągnęło apogeum, kiedy to właśnie te dwie dziewczęta zobaczył na zaśnieżonych błoniach. Nidy nie pomyślałby, że ktoś z dwóch od zawsze wrogich domów mógłby się zaprzyjaźnić. Podrapał się po głowie. Jak widać mało wie.
    Hermiona i Pansy grzały się w Pokoju Wspólnym Gryffindor ‘u przy kominku gorącej czekoladzie. Po bitwie na śnieżki były przemarznięte. W pewnym momencie Ślizgonka zaczęła śmiać się, jak głupia. Gryffonka posłała jej pytające spojrzenie.
- Gdyby teraz był normalnie rok szkolny dostałabym jakimś zaklęciem. – wyjąkała. Hermiona zastanowiła się nad tym, co powiedziała jej przyjaciółka i już w następnym momencie w pomieszczeniu było słychać dwa dziewczęce śmiechy.
    Pierwsze promienie słońca wpadające do dormitorium dziewcząt obudził Pansy. Dziewczynka niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła wierzchem dłoni zaspane oczy. Poszły wczoraj spać z Hermioną  koło drugiej. Miona zaproponowała jej, że ze względu na późną porę nie będą ryzykować i Ślizgonka spędzi noc w łóżku Ginny. Zgodziła się i teraz patrzy na posłanie naprzeciwko niej. Jak widać Her nie ma zamiaru jeszcze wstawać i przegapić Wigilię.
    Pansy wzięła do ręki poduszkę i niewiele myśląc rzuciła nią w niczego niespodziewającą się, jeszcze śpiącą Hermionę. Dziewczynka momentalnie usiadła na łóżku. Rozglądała się zdezorientowana dookoła. Jej długie, pokręcone, brązowe włosy były w totalnym nieładzie. Pan wybuchła perlistym śmiechem.
- Ty małpo, jak mogłaś? – mruknęła oburzona Miona przecierając zaspane oczy. Miała się dziś zamiar wyspać, a przyjaciółka w brutalny sposób jej to uniemożliwiła.
- Mi tez miło cię dziś widzieć. – zironizowała czarnowłosa. – Nie wiem, czy pamiętasz, jaki dzisiaj dzień. – dodała, kiedy Gryffonka po woli zaczęła znowu usypiać. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- 24 grudnia, czwartek. Dzień, jak co … - nie skończyła, ponieważ uświadomiła sobie, o czym prawie zapomniała. Poderwała się z łóżka i z głośnym okrzykiem „aaa !!!” rzuciła się w stronę Pokoju Wspólnego Gryffindor ‘u.
    Panna Parkinson przez chwilę siedziała w całkowitym szoku, by po chwili w dormitorium dało się słyszeć jej wdzięczny śmiech. Po jego opanowaniu podniosła się z łóżka i z rękami na brzuchu ruszyła tam, gdzie jest jej przyjaciółka. Znalazła ją siedzącą przy dużej choince stojącej na środku salonu. Pomiędzy papierami i pustymi pudełkami po prezentach wyglądała, jak mała dziewczynka. Pansy usiadła koło niej i patrzyła na nią z rozbawieniem. Miała na sobie już jakiś wełniany sweter, naszyjnik z cukierków zawieszony na szyi i jakieś mugolskie urządzenie
- Co się tak patrzysz, bierz się za swoje prezenty. – mruknęła Hermiona, oburzona wyrazem twarzy przyjaciółki.
- Po co, skoro i tak nic nie dostałam. – dziewczynka od razu posmutniała. Spuściła głowę, a w jej oczach zalśniły łzy. Jeszcze nigdy nikt nie podarował jej prezentu na święta. Nie siedziała tak długo, ponieważ poczuła, jak Miona wciska jej w dłonie jakieś pudełko. Podniosła na nią zdziwiony wzrok. Herma uśmiechała się niewinnie.
- Wesołych Świąt. –powiedziała kasztanowłosa i z całej siły przytuliła do siebie przyjaciółkę. – To nie jest ostatni prezent. Ginny i Luna też o tobie pomyślały. – dodała po chwili.
- Dziękuję wam. – odpowiedziała Pansy. Była naprawdę zdziwiona, ale i wzruszona tym, że w końcu ktoś o niej pomyślał. – Też ma coś dla ciebie. – mówiąc to sięgnęła pod choinkę i wyciągnęła małe pudełeczko zapakowane w biały papier ozdobny i przewiązane kremową wstążką.
    Herma nieśmiało odebrała od Pan pakunek. Dobrze wiedziała, gdzie tak pakują prezenty. Delikatnie pociągnęła za koniec wstążki i rozpakowała podarunek. Nie myliła się. Na wieczku zobaczyła logo jednego z droższych magicznych jubilerów. Popatrzyła zdziwiona na przyjaciółkę.
- To Luiggi. Musiało kosztować majątek. – powiedziała oniemiała. Pansy machnęła ręką.
- Rodzice i tak nie zauważą. – zaśmiała się. – No otwórz wreszcie. – dodała zniecierpliwiona.

    Panna Granger posłuchała jej bez wahania i po chwili jej oczom ukazał się delikatny, złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie serca z małym, różowym diamencikiem. Wzięła go delikatnie do ręki. Patrzyła to na Pansy, to na prezent. Nie mogła uwierzyć, że dostała coś tak przepięknego. Jednak nagle zrobiło jej się wstyd, ponieważ to, co ona kupiła przyjaciółce nie jest nawet w połowie tak wspaniałe, jak cudo, które właśnie trzyma w rękach.  
     Pansy, która zauważyła, że twarz Miony posmutniała od razu zrozumiała, o co chodzi. Bez wahania wzięła w dłonie prezent od przyjaciółki i rozpakowała go. W pudełku leżał zielony szalik, a dookoła niego słodycze z Miodowego Królestwa. Nie był to może najdroższy podarunek na świecie, ale Pansy i tak bardzo się podobał. Nigdy niczego nie dostała, więc ucieszyłaby się nawet z samych cukierków, ponieważ liczyło się to, że Herm o niej pamiętała. Kierowana jakimś dziwnym impulsem wyjęła szalik z pudełka i z wielkim uśmiechem na ustach owinęła go sobie dookoła szyi.
- Miona, to najlepsze, co dostałam! – krzyknęła i rzuciła się na przyjaciółkę.
- Ale to tylko zwykły szalik. – powiedziała zdezorientowana Gryffonka. Pansy popatrzyła na nią uważnie.
- Gdyby to był twój pierwszy, normalny prezent na święta, też byś się cieszyła. – odpowiedziała całkiem poważnie.
      Wszystko dobre, co się szybko kończy. Tak było i ze świętami. Nowy rok dziewczęta spędziły w Pokoju Wspólnym Gryffindor ‘u rozmawiając na różne błahe tematy. Teraz jednak jest już drugi stycznia i wieczorem wszyscy wracają do szkoły. Dziewczynki nie będą mogły już tak otwarcie rozmawiać. Znów muszą się ukrywać. Bolało je to, ale pogodziły się ze swoim losem i po raz ostatni pożegnały na piętnaście minut przed powrotem nauczycieli i uczniów.
    Dni mijały, aż w końcu przyszła upragniona przez wszystkich wiosna. Dni stawały się coraz dłuższe, a temperatura rosła. Zaczęły pojawiać się pierwsze kwiaty, drzewa zakwitały. Błonia codziennie zalewane były przez uczniów. Wszyscy chcieli cieszyć się pierwszymi ciepłymi dniami w Hogwarcie.
     Trzy przyjaciółki siedziały właśnie na jednej z ławek po skończonych zajęciach. Luna i Ginny próbowały się uczyć, ale Hermiona uniemożliwiała im to skutecznie cały czas coś mówiąc. W pewnym momencie Ruda Gryffonka nie wytrzymała i trzasnęła z całej siły książką. Popatrzyła złowrogo na przerażoną przyjaciółkę.
- Ja wiem, że ty masz potrzebę dzielenia się ze wszystkimi swoją radością życia, ale ja się próbuję tutaj uczyć. – wybuchła. Miona odsunęła się od niej trochę cały czas mając minę, która mówiła sama za siebie, że właśnie mocno się przeraziła. Jednak taki stan nie trwał długo, ponieważ zaraz dało się słyszeć perlisty śmiech Herm. Gin popatrzyła na nią zdezorientowana. – Z czego się znowu cieszysz?
- Jak jesteś zła to włosy ci się elektryzują, twarz masz w ich kolorze. – wyjąkała spadając z ławki. Złapała się za brzuch, który rozbolał ją od śmiechu. Panna Weasley nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ przerwał jej głos Sophie.
- A ta dlaczego znów jest taka szczęśliwa? – spytała starsza Gryffonka i pokręciła z dezaprobata głową patrząc z niedowierzaniem na swoją siostrę, która aktualnie tarzała się na trawie.
- Zadziwia mnie to, że ona zawsze znajdzie powód, żeby się śmiać. – powiedział rozbawiony Harry.
- Co teraz macie? – spytał Ron, który ni z tego, ni z owego pojawił się przy swojej siostrze. Ginny, która nie spodziewała się, że jej brat jest tak blisko podskoczyła przerażona, czym wywołała kolejny atak śmiechu u Hermiony.
- Skończyłyśmy już lekcje. – odpowiedziała Luna, która dopiero teraz oderwała się od czytania podręcznika do Eliksirów.
- Nawet nie wiecie, jak wam dobrze. My mamy jeszcze Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. – jęknął Harry. Bliznowaty, jak miewał go nazywać Slytherin z Draco na czele, miał już dość dzisiejszego dnia. Zarobił szlaban u Snape ‘a, bo jego eliksir wybuchł zalewając pół klasy. Nietoperz nie omieszkał przypomnieć mu, że jest beznadziejny i odjął dziesięć punktów Gryffindor ‘owi po czym kazał mu przyjść po lekcjach, żeby posprzątać to, co zepsuł.
- Myślicie, że Hagrid pozwoliłby nam popatrzeć, jak prowadzi lekcję? – zapytała Luna. Dziewczynka naprawdę była bardzo zainteresowana magicznymi stworzeniami i chciała zobaczyć, jak przebiega lekcja.
- Myślę, że z wielką chęcią przyjmę was na moich zajęciach. – usłyszeli gruby, niski głos gajowego. Jak na zawołanie odwrócili głowy w jego stronę. – No ten. Wracam od dyrektora i przypadkiem usłyszałem. – dodał speszony.
- Dziękuję! – uradowana Luna klasnęła w dłonie.
   Na obrzeżach Zakazanego Lasu, przy domku gajowego w Hogwarcie za kilka minut miała zacząć się lekcja Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Większość uczniów już tam była. Nie zabrakło oczywiście samego Dracona Malfoy ‘a i jego przyjaciół oraz jego najwierniejszej fanki Pansy Parkinson.
     Blondyn miał już dość szkoły, a szczególnie kilku jej uczniów. Na myśli miał oczywiście brudne siostry, rodzinę Wesley ‘ów na czele z samym Harry ‘m Potter ‘em. Oni wszyscy działali mu na nerwy, jak nikt inny. Gdyby to od niego zależało wszyscy byliby już dawno w swoich obskurnych domach.  Obejrzał się. Oczywiście wszyscy już byli. Zdziwił go jednak widok Młodszej Naczelnej Szlamy Granger z Rudą Wiewiórą i Pomyluną. Przecież one są rok niżej ! Doskonale, więc dziś będzie musiał się z nimi męczyć również na i tak już znienawidzonej lekcji tego gburowatego leśniczego ! Paranoja !
- Co Potter, widzę, że nie możesz wytrzymać bez młodszej Szlamy i brudnych zdrajczyń krwi. Muszą się za tobą wszędzie wlec. – powiedział z taką odrazą, że trudno było jej nie usłyszeć w głosie młodego arystokraty. Swoją wypowiedzią wywołał rechot Slytherin ‘u. Miona, jako, że nigdy jeszcze jej się to chyba nie udało, nie wytrzymała i podeszła do Malfoy ‘a stając koło Harry ‘ego.
- Zazdrościsz rozpieszczony dupku? – warknęła wymierzając w niego swój wskazujący palec.
- Czego niby miałbym zazdrościć temu mieszańcowi? – zarechotał.
- Tego, że przynajmniej ma prawdziwych przyjaciół, że zaznał prawdziwego ciepła rodzinnego, czegoś, czego ty nigdy nie doświadczyłeś, bo twoi rodzice nie potrafią ci tego dać. Co od nich dostałeś na święta? Czek na kosmiczną ilość pieniędzy? – zironizowała, by po chwili wybuchnąć szyderczym śmiechem. Szybko jednak się opanowała i popatrzyła na młodego arystokratę z takim jadem, jakiego on sam nie powstydziłby się na pewno. – Żałosny jesteś. – dodała by po chwili odwrócić się i pod eskortą zdziwionych spojrzeń Gryffidor ‘u udać się do swoich przyjaciółek.
     Zabolało. Przecież prawda zawsze boli najbardziej. Draco jednak nie dał tego po sobie poznać i zdziwienie na twarzy szybko zastąpił drwiną. Ona go jeszcze popamięta. Obiecuje jej to.
- Dementor, dementor ! – wrzasnął. Harry szybko odwrócił się do tyłu. Właśnie takiej reakcji się spodziewał. Założył kaptur od szaty, ca zrobili również Bleise, Teodor i Terrence po czym z ostentacyjnym „uuu !” zadrwili ze zdezorientowanego Gryffona.
- Pasuje ci taki zawód. – zadrwiła Sophie ciągnąc za sobą Harry ‘ego.
     Na kolacji panował, jak zawsze z resztą, wielki gwar. Tylko Gryffoni z mordem w oczach patrzyli na młodego Malfoy ‘a z mordem w oczach. Pewnie jesteście ciekawi, a co? Otóż Hagrid na lekcji pokazał, jak obchodzić się z Hipogryfami. W tym celu przyprowadził swojego, Hardodzioba. Oczywiście Gryffon zrobił wszystko z instrukcjami nauczyciela. Jednak młody arystokrata stwierdził, że nie będzie płaszczył się przed jakąś poczwarą, więc przestraszył stworzenie podchodząc do niego niespodziewanie. Dziobek po prostu chciał się obronić i drapnął gnojka w rękę.
   Teraz siedzi w Wielkiej Sali z gipsem na ręce i chwali się, jak to on prawie zginął. W Mionie wszystko się przewracało. Miała ochotę go po prostu zabić. W pewnym momencie podszedł do nich profesor Lupin. Powiedział, że muszą się spotkać w jego gabinecie.
     Stoją więc w nim teraz i czekają na wyjaśnienia. Domyślają się tylko, że chodzi o Syriusza, ponieważ jest z nimi Pansy.
- Chciałem wam powiedzieć, że wiemy już z Łapą, za kogo podszywa się Pettigrew. – oznajmił. Dziewczynki patrzyły na siebie z podnieceniem.
- Powie nam pan? – wypaliła Ginny.
- Oczywiście. Pewnie wiesz, że twój brat ma szczura. – zaczął.
- Parszywek? – zapytała zdziwiona Gin.
- Tak podejrzewamy. Musisz mi powiedzieć, co jest w nim charakterystycznego.
- No to żyje jedenaście lat i nie ma jednego palca, a tak, to jest zwykłym szczurem. – powiedziała.
- Jedenaście, to dużo, jak na zwykłego szczura. – powiedział profesor.
- A ten palec? – zapytała Pansy.
- Pettigrew stracił palca, kiedy jedenaście lat temu Syriusz rzekomo go zabił. – odpowiedział cierpliwie Lunatyk.
- On go sobie sam obciął. – wypaliła Hermiona. Wszystkie oczy były w tym momencie skierowane na nią. – Pomyślcie. Może to właśnie on wydał rodziców Harry ‘ego, a potem zrobił to tak, żeby zrzucić wszystko na Syriusza. Odciął sobie palec, a sam zamienił się w szczura, swojego animaga. – wydedukowała przybierając filozoficzny wyraz twarzy.
- Jesteś niezwykle błyskotliwa, jak na swój wiek. – skwitował nauczyciel.