sobota, 29 czerwca 2013

ROK PIERWSZY CZ. I



Dobry wieczór.  Przychodzę z nową notką :) Mam nadzieję, że się spodoba. Jeżeli będą jakieś błędy, to bardzo przepraszam.    
 Pozdrawiam i życzę miłego czytania Cave. :)
_______________________

        Hermiona obudziła się koło czwartej w nocy. Próbowała usnąć ponownie, ale emocje jej na to nie pozwalały i całe starania spełzły na niczym. Usiadła na parapecie i zaczęła zastanawiać się, jak to wszystko teraz będzie wyglądało. Obserwowała widoki za oknem. Będzie jej brakowało tych wszystkich miejsc, przyjaciół, rodziców. Jednak mimo to chciała już znaleźć się w Hogwarcie i dowiedzieć, do jakiego będzie należeć domu. O tak. To interesowało ją najbardziej.
    Wiedziała, że nie ma co liczyć na Slytherin, ale ten fakt jakoś za bardzo jej nie zasmucił. Po zachowaniu Malfoy 'a wywnioskowała, że w Domu Węża znajdują się ludzie bardzo dumni, zarozumiali, a takich nie znosiła.
     Kolejnym marzeniem Hermiony, związanym z Hogwartem, było to, aby trafić do Gryffindoru. Chciała, by Tiara Przydziału uznała, że jej serce jest odważne, a ona sama gotowa poświęcić się dla przyjaciół.
      Po jakimś czasie popatrzyła na zegarek wiszący w jej pokoju, który wskazywał godzinę ósmą. Uznała więc, że najwyższa pora wziąć prysznic. Wzięła ubrania, które przygotowała sobie wczoraj wieczorem i udała się do łazienki. Puściła chłodniejszą wodę, żeby nie było widać, że spała krótko. Po skończonym prysznicu zeszła do kuchni, gdzie jej mama przygotowywała śniadanie.
- Dzień dobry mamo. – powiedziała na wstępie. Usiadła przy stole, a pani Granger dała jej wcześniej przygotowane kanapki.
- Dzień dobry córeczko. – odpowiedziała kobieta, całując ją w czoło. – Widzę, że humorek dopisuje. – dodała widząc uśmiech wymalowany na twarzy Hermiony.
- Bardzo! – niemalże krzyknęła. – Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Hogwart. W opowiadaniach Sophie jest taki piękny. – dodała nieco ciszej.
- Spokojnie. Za pół godziny wychodzimy. – zaśmiała się kobieta.
- Cześć wszystkim. – mruknęła zaspana Sophie wchodząc do kuchni.
- Coś ty taka zaspana? Przecież za chwilę jedziemy do Hogwartu. – żachnęła się młodsza panna Granger, kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest jej starsza siostra.
- Wiesz, nie łatwo jest się wyspać, jak  ktoś całą noc chodzi po pokoju za ścianą. – odpowiedziała starsza córka Granger’ów. Na twarzy kasztanowłosej pojawił się słodki rumieniec, który usiłowała zasłonić swoimi długimi lokami.
- Nie mogłam usnąć. – bruknęła w odpowiedzi.
       Po skończonym śniadaniu siostry Granger ubrały buty i wsiadły do samochodu. Dojechanie na stację King’s Cross zajęło im godzinę, więc kiedy były na miejscu miały jeszcze wystarczająco czasu, aby zdążyć do odjazdu Expresu. Wypakowały swoje kufry oraz klatki ze zwierzętami, które ustawiły na specjalnych wózkach. Hermiona dostała puszystego kota. Nazwała go Krzywołap. Udały się do miejsca, gdzie było przejście na stację 9 i 3/4.  Dziewczęta pożegnały się z rodzicami. Przyszła kolej, żeby znaleźć się na właściwym peronie.
- Ja pierwsza. – oznajmiła z podnieceniem Hermiona, na co Sophie tylko się zaśmiała i przytaknęła głową. Po chwili młodsza z sióstr Granger była już po drugiej stronie muru. Nie minęło kilka sekund, a koło niej pojawiła się Sophie.
- Będziemy siedzieć w przedziale z moimi przyjaciółmi. Ron pewnie weźmie Ginny. Jeżeli chcesz, to znajdź Lunę, a ja zajmę się naszymi bagażami. – powiedziała starsza siostra Hermiony, kiedy zauważyła Harry’ego.  Brunetka tylko pokiwała głową i poszła na poszukiwania. Nie trwały one długo, ponieważ prawie od razu zauważyła blondynkę żegnającą się z jakimś mężczyzną. Wywnioskowała, że to jej ojciec.
- Dzień dobry. – powiedziała uprzejmie. – Cześć Luna. – dodała uśmiechając się do przyjaciółki.
- Cześć Hermiono. To mój tata, Ksenofilius Lovegood. Tato, to Hermiona Granger, o której ci opowiadałam.
- Miło mi pana poznać. – podała rękę mężczyźnie, a on ujął ją bez wahania.
- Mi również miło cię poznać Hermiono. Luna faktycznie dużo mi o tobie opowiadała. Mam nadzieję, że zaprzyjaźnisz się z moją córką.
- Dziękuję. – odpowiedziała uprzejmie. – Tak właściwie, to przyszłam zapytać, czy  nie usiadłabyś z nami w przedziale. – zwróciła się do Luny.
- Z wielką przyjemnością. – odpowiedziała blondynka. – Do zobaczenia, tato. – zwróciła się do ojca, po czym przytuliła go na pożegnanie. Dziewczęta udały się do przedziału i pogrążyły w rozmowie z innymi.
      Kiedy dojeżdżały do Hogsmeade zaczynało się po woli ściemniać. Na stacji Hermiona zobaczyła wielkiego człowieka. Przypomniała sobie, jak Sophie mówiła, że to pół olbrzym, gajowy w Hogwarcie, Hagrid.
- Pirszo roczni! Do mnie! – usłyszała jego donośny krzyk.
- Dalej Miona. Spotkamy się w Wielkiej Sali na kolacji. Mam nadzieję, że trafisz do Gryffindoru. – powiedziała Sophie, po czym przytuliła Hermionę. Dziewczynka uśmiechnęła się do starszej siostry i udała się w stroną gajowego wraz z Ginny i Luną.
- Pójdziecie teraz za mną do łodzi. Aha i nie bójcie się mnie, nie zrobię wam krzywdy. – zapewnił.
      Na Błoniach przy zamku było pięknie, ale w Sali Wejściowej Hermionie podobało się jeszcze bardziej. W środku przywitała ich profesor Minerwa McGonagall. Z tego, co wiedziała Miona uczyła transmutacji.
- Witam was wszystkich w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nazywam się Minerwa McGonagall i będę was uczyć transmutacji. Jestem również opiekunką Domu Lwa, lub jak kto woli Gryffindoru. Za chwilę nastąpi przydzielenie, ale nie martwcie się, na pewno wszystko będzie dobrze. – zapewniła z uśmiechem, po czym otworzyła wielkie drzwi. Wszystkie oczy były w tym momencie zwrócone na pierwszo rocznych. Miona odruchowo złapała nowe przyjaciółki za ręce.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - zapewniła Ginny.
- Wiem, wiem. Tylko to wszystko jest takie nowe. U nas w domu nie ma na przykład latających świeczek, czy takiego sufitu. – odpowiedziała niepewnie.
- Więc jesteś mugolaczką? – dobiegł ich dziwny, prawie tak chłodny jak Malfoy’a, głos.
- To coś złego? – zapytała Luna.
- Tak, bo Hogwart to szkoła dla prawdziwych czarodziei, a nie takiego kogoś, jak ty. –odpowiedziała.
- No dalej. Wiem, że to słowo ciśnie ci się na usta, więc powiedz kim jestem. – wysyczała w kierunku czarnowłosej Miona.
- Jesteś szlamą. – odpowiedziała dziewczyna tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- To tak, jak ja i nie widzę w tym nic złego.* – dobiegł ich inny dziewczęcy głos. Ta dziewczyna była jednak starsza, bo siedziała przy stole. – Jestem Amber Noel z Gryffindoru. – przedstawiła się uprzejmie.
- Yhh … Nie ważne. – warknęła prawdopodobnie przyszła Ślizgonka.
- Grasz w drużynie Quidditcha. – bardziej stwierdziła niż zapytała Ginny.
- Tak. Jeżeli znów ktoś będzie miał zastrzeżenia co do twojego pochodzenia, to zwróć się do mnie, albo do każdego innego z Gryffindoru. – zwróciła się do Miony.
- Dziękuję. – odpowiedziała dziewczyna.
- Teraz zacznie się ceremonia przydziału. – usłyszeli głos profesora Dumbledor’a
- Zapraszam Colin’a Creevey’a. – powiedziała profesor McGonagall. Chłopiec usiadł na krześle, a wicedyrektorka założyła mu Tiarę Przydziału na głowę.
-GRYFFINDOR!!! – rozległ się krzyk. Hermiona zauważyła, jak na szacie Colin’a pojawia się herb domu lwa. Nawet nie wiedział, jak bardzo mu w tej chwili zazdrościła. Po kilku następnych przydziałach profesor wywołała następnego ucznia.
- Hermiona Granger.  – dziewczyna puściła dłonie koleżanek, po czym powędrowała na krzesełko. Wyłapała spojrzenie swojej siostry, która pokazywała jej kciuki uniesione w górę oraz Malfoya, który patrzył na nią z niesmakiem. Zauważyła również, że jej przyjaciółki patrzą na nią pokrzepiająco.
- Widzę, że jesteś odważna, szczera i nie boisz się poświęceń. Jesteś również gotowa, aby poświęcić się dla przyjaciół. To zupełnie tak, jak twoja siostra. Musze również przyznać, że jesteś bardzo mądra. Tu mam problem. Pasujesz mi do dwóch domów. Jednym z nich jest Ravenclaw, ale jednak wybiorę ten drugi. – słyszała Hermiona. Po ostatnim zdaniu zaczęła panikować. Huffelpuff czy Gryffindor?
- GRYFFINDOR !!! – w tym momencie nie dotarło to jeszcze do niej, ale kiedy popatrzyła na swoją szatę była przeszczęśliwa. Zeszła z krzesła i pobiegła do swojego stołu. Usiadła obok swojej siostry i przytuliła się do niej z całej siły.
- Widzisz. Nie trzeba było się tak stresować. Od początku wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. – powiedziała Sophie.
- Nawet nie wiesz, jak się martwiłam, kiedy powiedziała, że pasuję do Ravenclaw’u. – odpowiedziała.
- Mamy siostry Granger. – usłyszały od Fred’a i Georg’a.
- Dziękujemy. – odpowiedziały równocześnie i zaśmiały się.
- Luna Lovegood. – usłyszała.
- Cicho, teraz Luna.
- RAVENCLAW !!! – radość Miony minęła w jednym momencie. Bardzo chciała być ze swoimi przyjaciółkami w jednym domu.
- Nie martw się Miona. Przecież możecie się przyjaźnić i będziecie mieć razem lekcje. – pocieszał ją  Harry.
- Wiem, ale fajnie byłoby mieć ze sobą pokój. – odpowiedziała.
- Ginewra Weasley.
- GRYFFINDOR !!!
- Widać wszyscy Weasley’owie również są w Gryffinorze. – zaśmiała się Sophie.
- A jak? – odpowiedzieli równo Percy,  Ron, Fred i Georg. Cały stół wybuchł gromkim śmiechem. Po chwili usiadła przy nim obrażona Ginny.
- Co się stało, że masz taką minę? – zapytała przyjaciółki Hermiona.
- Ja jej dam „wszyscy jesteście tacy sami, więc tu nie będę miała problemu”. – wściekała się rudowłosa.
- Przyzwyczajaj się siostrzyczko. – zaśmiał się Fred, na co Ginny rzuciła mu spojrzeniem mówiącym „zamknij się”.
       Po kolacji prefekci domów zaprowadzili pierwszorocznych do Pokojów Wspólnych. Młodzi Gryffoni musieli dojść po ruchomych schodach na siódme piętro. Przeszli przez Portret Grubej Damy i znaleźli się w Pokoju Wspólnym Gryffidor'u.  Hermionie bardzo się on podobał. Szczególnie ujął ją kominek. Z opowiadania Sophie wiedziała, że płonie przez cały czas wypełniając całe pomieszczenie przyjemnym ciepłem. W Pokoju Wspólnym znajdowało się również dużo stolików i kanap, żeby uczniowie mieli gdzie spędzać wolny czas lub odrabiać lekcje.
- To jest właśnie Pokój Wspólny Gryffindor’u. Mam nadzieję, że się wam podoba. Po prawej są sypialnie dziewcząt. Chłopcy nie mogą do nich wchodzić. Jednak jeżeli któryś będzie chciał złamać tą zasadę, to zapewniam was, że i tak to się nie uda, ponieważ schody zamienią się w ślizgawkę. Po lewo znajdują się dormitoria chłopców. Hasło do Pokoju Wspólnego to Męstwo. Jeżeli macie jakieś pytania lub będziecie mieli, to drzwi do mojego dormitorium są po środku. Więc nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie powitać was w Hogwarcie i życzyć udanego roku. – powiedział, po czym odwrócił się i zniknął za drzwiami swojego dormitorium.
- Hermiona chodź, zobaczymy z kim mamy dormitorium. – pociągnęła ją za rękę Ginny.
- Dobrze. – zgodziła się. W następnym momencie wędrowały już na górę po schodach. Weszły do swojego pokoju, gdzie siedziały dwie inne dziewczyny. Kolorystyka oczywiście była utrzymana w kolorach żółci i czerwieni.
- Cześć. Jestem Hermiona Granger. – powiedziała na powitanie.
- A ja Ginny Weasley. – dodała przyjaciółka Miony.
- Jestem Kate Bell, a to Lavender Brown. – odpowiedziała pierwsza.
- Wasze łóżka są tam. – dodała druga uśmiechając się przyjaźnie i wskazując na dwa takie same łóżka z baldachimem.
         Dziewczęta zmęczone dosyć długą podróżą zaraz po szybkim prysznicu usnęły. Przecież jutro zaczynają naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa, więc nie wypada spóźnić się na lekcje już pierwszego dnia.
       Hermiona obudziła się koło godziny piątej. Śniadanie rozpoczynało się o szóstej, a lekcje o siódmej, więc miała jeszcze sporo czasu. Stanęła przed swoją szafą. Nigdy nie miała problemu ze znalezieniem właściwego ubrania. Teraz jeszcze ułatwiał jej to fakt, że musiała chodzić w mundurku. Wyjęła, więc czarną spódniczkę do kolan, białą koszulę zapinaną z przodu na guziki i podkolanówki. Weszła do łazienki i zrobiła to, co zawsze robi rano, a mianowicie umyła zęby, rozczesała niesforne loki oraz ubrała się we wcześniej wybrane ubrania. Wróciła do dormitorium, gdzie wzięła krawat w kolorach swojego domu. Był tylko jeden problem. Nie umiała go zawiązać. Zrezygnowana po kilku nieudanych próbach wrzuciła go do torby z książkami.
    Kiedy się odwróciła dziewczyny właśnie się budziły, a Ginny wychodziła z łazienki.
- Dzień dobry wszystkim. – powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie Hermiona.
- Hej. – odpowiedziały równocześnie Kate i Lavender.
- Cześć. – powiedziała Ginny. – Możemy już iść na śniadanie z Mioną, czy mamy czekać na was? – zapytała nowo poznane wczoraj koleżanki.
- Nie, spokojnie. Możecie iść. – odpowiedziała panienka Bell.
     Hermiona i Ginny wzięły swoje torby, po czym udały się w kierunku Wielkiej Sali. Kiedy do niej wchodziły okazało się, że przy stołach siedzi już całkiem sporo ludzi. Udały się do swojego.
- Sophie, mam do ciebie prośbę. – zaczęła na wstępie, nie zwracając uwagi na przywitanie siostry.
- Tak, ja też cieszę się, że cię widzę. – mruknęła zaspana dziewczyna.
- No tego to ja nie powiedziałam. Chciałam tylko, żebyś zawiązała mi krawat, bo nie umiem. – powiedziała wyjmując krawat z torby.
- Widzę, że Hermiona umie odpyskować. To tak, ja Ginny. Nie dziwię się, że znalazły wspólny język. – zaśmiał się Fred.
- To dobrze. Nie dadzą się tak łatwo tym ze Slytherin’u.- zawtórował mu George. Hermiona odruchowo popatrzyła w kierunku stołu Ślizgonów, gdzie czarnowłosa dziewczyna, którą miała wczoraj nieprzyjemność poznać, tuliła się do Malfoy’a. Chłopak nie wyglądał na zadowolonego z tego faktu.
- Tak, tak, ale czy ktoś zawiąże mi ten głupi krawat? – zapytała zrezygnowana.
- Jak żeś taka mądra, to samo go sobie zawiąż. – odpowiedziała Sophie.
- Nie umiem, więc ty masz mi to zrobić. – odpowiedziała. – Albo powiem rodzicom. – dodała, kiedy zauważyła kpiące spojrzenie starszej siostry.
- To sobie mów.
- Oj daj, ja ci go zawiążę. – zaoferował się zrezygnowany Harry.
- Dziękuję.
       Po śniadaniu Hermiona i Ginny udały się do lochów pod Salę Eliksirów. Chciały jak najszybciej spotkać się z Luną. Miona pamięta, jak Sophie skarżyła jej się na nauczyciela tego przedmiotu.  Mówiła, że jest wyjątkowo surowy i niesprawiedliwy dla Gryffonów.
- Hej Luna. – przywitała się Ginny, a Hermiona jej zawtórowała.
- Cześć dziewczyny. – odpowiedziała panienka Lovegood. – Nawet nie wiecie, jak mi bez was nudno.
- Nam bez ciebie też. – zapewniła gorliwie Ginevra.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy. Dwie zdrajczynie krwi i szlamę. Ej Granger, jak to jest być córką dwóch nic nie wartych mugoli? Pytałem twojej siostry, ale nie odpowiedziała. Aż tak źle? – dobiegł ich kpiący głos Malfoy’a.
- Zapewniam cię, że dużo lepiej niż zimnych, zadufanych w sobie arystokratów. – odpyskowała nawet się do niego nie odwracając.
- Nie pozwalaj sobie gówniaro. Pamiętaj z kim masz do czynienia. – warknął zdenerwowany, że w ogóle miała czelność się do niego odezwać.
- No powiedz, z kim? Z dupkiem, który ma o sobie zbyt duże mniemanie? O nie Malfoy, to nie ty tu dyktujesz zasady. Będę robiła to, na co będę miała ochotę i tobie nic do tego.
- Jeszcze się przekonamy. – odpowiedział strzepując z siebie Pansy, po czym odwrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic odszedł ze swoją bandą.
- Wiesz, że właśnie odpyskowałaś Dracon’owi Malfoy’owi, największemu arystokracie w całej szkole i w pewnym sensie rzuciłaś mu wyzwanie? – zapytała przerażona Ginny.
- Nie boję się go. Niech wie o tym i o tym, że ja się nigdy nie poddaję. – zapewniła, kiedy zadzwonił dzwonek i profesor Snape otworzył drzwi do Sali Eliksirów.
       Dzień był gorący, więc po skończonych lekcjach trzy przyjaciółki wylegiwały się na błoniach. Były zmęczone pierwszym dniem szkoły.
- Nie mam siły, nie wiem, jak Harry da jeszcze radę ćwiczyć. – jęknęła Hermiona.
- Idą kłopoty. – powiedziała Ginny.
- Jakie? – zapytała Luna podnosząc się z trawy.
- O nie! – jęknęły trzy w tym samym momencie, ponieważ zauważyły, jak do drużyny Gryffonów podchodzi skład Slytherin’u. Hermiona nie była pewna, ale wydawało jej się, że zauważyła Malfoy’a.
- Macie jakiś problem? – zapytał Oliver Wood.
- Nie. To wy go macie, bo my wchodzimy na boisko. – odpowiedział Marcus Flint.
- No to coś ci się chyba pomyliło, bo to ja na dziś zaklepałem boisko. – koło drużyn pojawili się już Hermiona, Luna, Ginny, Sophie i Ron.
- Ale ja byłem u Snape’a i mam zezwolenie, bo muszę przećwiczyć nowego Szukającego. – przed wszystkimi pojawił się nie kto inny, jak Draco Malfoy. – Do tego mamy nowy sprzęt. – pochwalił się Marcus.
- To Nimbusy 2001. – zachwycał się Ron.
- Mój ojciec jest bogaty, w przeciwieństwie, do co poniektórych starych. – przechwalał się młody Malfoy, patrząc znacząco na rodzeństwo Weasley.
- U nas przynajmniej nikt nie musi się wkupywać do drużyny, bo nasi zawodnicy umieją grać Malfoy. – pyskowała Hermiona.
- Wątpisz co do moich umiejętności szlamo? – zakpił Malfoy.
- Nie mów tak do niej śmieciu. – warknęła Sophie.
- Bo co szlamo?
- Bo to. –warknęła Miona i wycelowała w chłopaka różdżką. – Furnunculus.** – wypowiedziała zaklęcie, a na twarzy Malfoy’a pojawiły się pękające krosty. Chłopak zaczął piszczeć i krzyczeć. Gryffoni natomiast wybuchli głośnym śmiechem. Hermiona i jej przyjaciółki udały się do zamku. Miles Blethley natomiast zaprowadził dalej roztrzęsionego Dracona do pani Pomfrey.
- Pożałujesz szlamo! – usłyszała na koniec krzyk kapitana drużyny Ślizgonów.
- Skąd znasz tak przydatne zaklęcie? – zapytała rozbawiona Luna, kiedy dziewczyny kierowały się do dormitorium Gryffonek.
- Sophie wydawało się, że zapomniała w tamtym roku notatek po przerwie świątecznej. – odpowiedziała z wrednym uśmieszkiem. – Męstwo. – podała hasło Grubej Damie, kiedy się przy niej zatrzymały.
- Jesteście pewne, że mogę wejść? – zapytała nieśmiało Krukonka.
- Oczywiście. Bardzo lubimy gości w Gryffinodrze. – dobiegł ich głos z portretu.
- Więc masz jasność. – zaśmiała się Ginny. Po chwili wszystkie znalazły się już w dormitorium panienek Granger i Weasley.
- Nie boisz się, że spotka cię kara za ten psikus, Hermiono? – zapytała Luna.
- Nie. Nie boję się szlabanów i na pewno nie będę żałować, że to zrobiłam, bo mu się należało. – odpowiedziała pewnie.
- A punkty? – spytała Ginevra.
- Odrobię zgłaszając się na lekcjach. – zapewniła.
      Do dziewcząt dołączyły później Kate i Lav. Okazało się, że cała szkoła wie, że Malfoy leży w Skrzydle Szpitalnym. Nikt jednak nie wie, dlaczego? No, oczywiście nikt oprócz nauczycieli, zainteresowanego i osób, które akurat znajdowały się w centrum przebiegu sytuacji i tych przechodzących niedaleko. Reasumując wiedziała już cała szkoła.
   Koło godziny dziewiętnastej piątka dziewcząt udała się na kolację. Luna poszła niezadowolona do stołu Krukonów, a Gryffonki do swojego. Właśnie spokojnie jadły kolację, kiedy pojawiła się profesor McGonagall.
- Hermiono, musimy poważnie porozmawiać. Proszę cię, abyś przyszła do mojego gabinetu, kiedy skończysz posiłek. – powiedziała chłodno, po czym odeszła.
- No to Miona ma przesrane. – zaśmiał się Fred.
- Czyżbyś to ty była tą wredną szlamą Granger, która zrobiła tak straszną krzywdę Malfoy’owi? – zapytał się wesoło George. – A ja obstawiałem Sophie. – dodał.
- To dzięki Sophie, ale tak. To byłam ja i wcale nie żałuję. – zapewniła uśmiechając się słodko.
- Jak to dzięki mnie? – zapytała zdziwiona blondynka.***
- Przecież zapomniałaś notatek. Nie pamiętasz już? – zaśmiała się młodsza panna Granger. Sophie zastanawiała się przez chwilę i jakby nagle doznała olśnienia.
- To ty mi je wtedy zabrałaś! Wiedziałam, że je spakowałam! I jakimś dziwnym cudem zniknęły mi właśnie zaklęcia w stylu Furnunclus’a! – przypomniała sobie.
- Cwana jest. – powiedzieli równo bliźniacy Weasley, czym wywołali śmiech swojej siostry i Hermiony.
    Po skończonej kolacji młodsza z sióstr Granger udała się do gabinetu opiekunki swojego domu, a za razem nauczycielki Transmutacji, profesor Minerwy McGonagall. Odwaga nie opuszczała jej aż do drzwi gabinetu. Kiedy do nich zapukała zdała sobie sprawę, że może wylecieć za taki numer. Usłyszała po chwili „proszę”. Zrezygnowała z ucieczki, żeby nie pogorszyć swojej obecnej sytuacji i weszła pełna obaw.
- Witam panno Granger.  – powitała ją nauczycielka.
- Dzień dobry. – odpowiedziała prawie szeptem.
- Muszę przyznać, że jestem zawiedziona pani zachowaniem. Myślałam, że jesteś tak rozsądna, jak twoja siostra. – zaczęła swój wywód.
- Ale on … - nie dokończyła. Nie chciała pogarszać swojej sytuacji, więc wolała się w ogóle nie odzywać. Nie może stracić zbyt dużo punktów, ponieważ nigdy jej tego nie wybaczą.
- Słucham panią. Niech pani skończy swoje wytłumaczenie. – wydała polecenie.
- Malfoy, to znaczy Dacon nazwała mnie i moją siostrę szlamą. – odpowiedziała niepewnie.
- To nie powód, żeby rzucać na niego takie zaklęcie.
- Moim zdaniem i tak nie wyrządziłam mu takiej krzywdy, jak on mi, mojej siostrze oraz Ginny i Ron’owi. – odpowiedziała już pewniej.
- A co z tym wspólnego ma rodzeństwo Weasley? – zapytała zdziwiona.
- Tego nie mogę powiedzieć, bo nie wiem, czy Ginny by mi pozwoliła. – powiedziała. Cała odwaga wróciła, kiedy przypomniała sobie, jak młody Malfoy kpił sobie z niej i jej przyjaciółki.
- Ma jeszcze tylko jedno pytanie. – powiedziała zrezygnowana McGonagall. – Czy żałujesz swojego czynu?
- Nie mam czego. – nie mogła dać pewniejszej odpowiedzi na to pytanie. Była wręcz przekonana, że chłopak zasłużył sobie na to. Dlaczego ona ma go traktować dobrze, skorą on ją traktuje, jak ostatniego śmiecia?
- W tym przypadku jestem zmuszona odjąć trzydzieści punktów Gryffindor’owi i ukarać panią miesięcznym pomaganiem w sprzątaniu korytarzy panu Filch’owi.
     Hermiona wpadła do Pokoju Wspólnego Gryffindor’u, jak burza. Od razu udała się do swojego dormitorium. Drzwi do jego wejścia również nie oszczędziła i trzasnęła nimi z całej siły. Uważała, że nauczycielka potraktowała ją niesprawiedliwie. Owszem, może źle dobrała zaklęcie. Może powinna była użyć łagodniejszego, ale Malfoy nazwał jej siostrę szlamą. Nie mogła mu tego darować. Wzięła piżamę i udała się do łazienki. Chciała jak najszybciej skończyć ten dzień. A rozpoczęcie nauki w Hogwarcie zapowiadało się tak wspaniale. Tymczasem już pierwszego dnia zarobiła szlaban i punkty ujemne dla swojego domu.
   Po krótkiej kąpieli położyła się na łóżku. Długo nie mogła usnąć. Zastanawiała się, dlaczego jedno słowo tak strasznie boli. Wmawiała sobie na początku, iż to dlatego, że jest ono kierowane do jej najukochańszej siostry. Uświadomiła sobie, że „szlama” kierowana do niej boli tak samo, jak ta do Sophie. Dlaczego? Może dlatego, ponieważ znała znaczenie tej obelgi. Zmęczona bolesnymi myślami usnęła.
     Rano obudziła się zmęczona. Powędrowała do łazienki. Po  odświeżeniu się i ubraniu wróciła do dormitorium.
- Ginny będę na ciebie czekać przy stole. – powiedziała przechodząc przez pokój.
         Prawie zbiegła po schodach. Weszła do  Wielkiej Sali i odruchowo popatrzyła na stół Slytherin’u. Zauważyła Malfoy’a z uwieszoną na ramieniu Parkinson. Zaśmiała się, kiedy dostrzegła delikatne blizny na ego twarzy. Wiedziała, że prędzej, czy później zejdą, ale w głębi serca liczyła na to później. Usiadła przy stole Gryffindoru koło Sophie i to był błąd, ponieważ blondynka od razu zasypała ją pytaniami.
- I jak? Jaką karę dostałaś, bo wiem, że straciliśmy trzydzieści punktów. – powiedziała zapominając o przywitaniu.
- Mam przez miesiąc sprzątać z Filch’em korytarze. Nie jest tak źle. – odpowiedziała robiąc pierwszy kęs kanapki.
- Jak to nie tak źle? Ty wiesz ile będziesz musiała latać po szkole? – zapytał zdziwiony Harry. Przynajmniej do końca zapoznam się z korytarzami  w szkole. – odpowiedziała spokojnie.
   Dni mijały, a kara Hermiony z miesiąca przerodziła się w tydzień. Zauważyła z Luną, że Ginny jakoś dziwnie się zachowuje. Jakby nie była sobą. Do tego ta groźba na ścianie. Widziała, że Sophie i jej przyjaciele coś knują. Nie chciała się w nic wtrącać. Kontakty z Malfoy’em nie zmieniły się. Dalej pozostawali dla siebie „brudną szlamą” i „rozpieszczonym arystokratom”. Dalej nie rozumiała, dlaczego boli ją to określenie. Starała się na to nie zwracać uwagi, ale czasami nie dawała rady i po prostu zaszywała się w swoim łóżku i płakała pod kołdrą. Denerwowała ją to, bo wiedziała, że musi być twarda.
      Właśnie myła korytarz przy łazience Jęczącej Marty, kiedy usłyszała ciche popłakiwanie. Na początku pomyślała, że to Marta znowu płacze, ale stwierdziła, że ten płacz brzmiał inaczej. Sprawdziła, czy ma różdżkę i kiedy ją znalazła weszła po woli do łazienki. Zauważyła skuloną postać z twarzą ukrytą w kolanach. Po długich włosach i drobnej budowie stwierdziła, że to dziewczyna. Co chwilę wstrząsał nią spazmatyczny szloch. Podeszła bliżej i aż ją wmurowało. To Pansy Parkinson. Nie myśląc za dużo po prostu ją przytuliła. Bardzo zdziwiła się, kiedy czarnowłosa odwzajemniła uścisk.
- Spokojnie Pansy. – próbowała ją pocieszyć.
- Pewnie jesteś zdziwiona, dlaczego jeszcze cię nie wyzywałam. – zapłakała w jej ramię po krótkim czasie spędzonym przez nie w ciszy.
- Szczerze, to nawet bardzo. – próbowała się zaśmiać, żeby poprawić jej humor, ale jedna nie poskutkowało.
- Ja nie chcę być taka, jak moi rodzice. To oni kazali mi się tak łasić i podlizywać Draco. Nigdy nie chciałam cię tak nazywać. – wyznała załamana.
- Spokojnie. Nie mam ci tego za złe. – odpowiedziała kasztanowłosa.
- To znaczy, że mi wybaczasz? – zapytała z nadzieją.
- A zależy ci na tym? – zapytała jeszcze bardziej zdziwiona Hermiona.
- Bardzo. – szepnęła Ślizgonka.
- W takim razie wybaczam. – odpowiedziała uśmiechając się i znów przytuliła Pansy. 
__________________
*Amber Noel - uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Należała do Gryffindor'u. Kiedyś zapisała się na listę ochotników do drużyny Quidditcha, która wisiała w pokoju wspólnym na siódmym piętrze. 
**Furnunculus - powoduje pojawienie się na twarzy białych krost i piekących bąbli (łac. furunculusczyrak).
*** Sophie Granger jest blondynką.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Prolog Części Pierwszej " Przed II Bitwą o Hogwart ": Jestem Hermiona Granger, siostra Sophie Granger.



 Dobry wieczór. Jestem Cave Inimicum i postanowiłam napisać swoje własne Dramione. Dlaczego? Ponieważ bardzo lubię Harry 'ego Pottera, a jeszcze bardziej Dramione. Mam nadzieję, że się spodoba. Posty postaram się dodawać jak naczęściej, na tyle, na ile mi czas pozwoli. 
                                                                                                          Życzę miłego czytania i pozdrawiam,     
                                                                                                                                                          Cave.
_____________________


       Myśleliście kiedyś, co by się stało, gdyby zmienić niektóre fakty w znanej już chyba przez wszystkich historii? Na przykład wiek i charakter głównych bohaterów, wydarzenia … Czy ta historia dalej cieszyłaby się popularnością?
    Jedenastoletnia dziewczynka o kasztanowych, kręconych włosach, które opadały delikatnie na jej drobne ramiona huśtała się w ogrodzie przy swoim domu. Chodziła do zwykłej szkoły, miała normalnych przyjaciół, prawie normalną rodzinę. Właśnie, jej rodzina. Na pozór całkiem zwyczajna, ale przecież pozory często mylą. Jej rok starsza siostra, Sophie, nie była tak do końca normalną osobą. Nie chodzi tu o wygląd czy charakter. Ona była czarownicą. Jak się o tym dowiedziała?
    Otóż tamtego rocznego, gorącego, sierpniowego popołudnia do Sophie dostała list. Był całkiem …oryginalny. Przyniosła go sowa. Napisane w nim zostało, że Sophie Granger miała od pierwszego września zacząć naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Hermiona, bo tak miała na imię dziewczynka, bardzo lubiła, kiedy siostra opowiadała jej, jak tam jest. Strasznie zazdrościła Sophie, że może tam być, ponieważ ona też strasznie chciała nauczyć się rzucać zaklęcia. Wiedziała jednak, że drugie dziecko z niemagicznej rodziny nie ma szans na naukę w tej wyjątkowej szkole. Chociażby nie wiem, jak chciało.
   Jej rozmyślania przerwała mama i starsza siostra, które przyniosły lody do ogródka. Herm szybko zerwała się ze swojego miejsca i popędziła w stronę swojego ulubionego smakołyku. W następnym momencie siedziała już zadowolona zajadając się zimnym deserem. Nie zauważyła nawet, jak jej mama kiwa porozumiewawczo głową do swojej starszej córki, która po chwili przerwała ciszę.
- Pamiętasz, jak opowiadałam ci o mojej szkole?
- Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć. Tam jest niesamowicie! – odpowiedziała szybko.  Pani Granger wyciągnęła z kieszeni spodni list i podała go młodszej siostrze Granger. Dziewczynka niepewnie wzięła od mamy kopertę i rozpakowała ją. Z każdym przeczytanym słowem jej oczy i uśmiech robiły się coraz większe z radości. Kiedy skończyła popatrzyła na mamę i siostrę.
- Czyli, że ja też jadę do Hogwartu?! – krzyknęła, a jej radość jeszcze nigdy nie była taka duża.
- Jeżeli tylko chcesz, to możesz. – odpowiedziała mama.
- Tak, tak, tak! – krzyczała rozradowana na przemian skacząc i przytulając mamę i siostrę.
- Więc idź spać, bo jutro idziemy na Pokątną po książki do szkoły. – powiedziała Sophie. Mionie nie trzeba było powtarzać dwa razy. Pobiegła szybko do pokoju po piżamy, umyła się, przebrała i poszła spać. Już nie mogła doczekać się następnego dnia.
      O godzinie dziesiątej, siostry Granger znalazły się na ulicy Pokątnej. Na ulicy tej, znajdowały się sklepy ze wszystkimi potrzebnymi dla czarodziejów i czarownic atrybutami oraz książkami. Na samym początku poszły do księgarni Esy i Floresy, żeby spotkać się z przyjaciółmi Sophie, Ronem Weasley ’em i Harrym Potterem. Kiedy tylko znalazły się na miejscu chłopcy już na nie czekali.
- Hej Sop. – zawołał Harry, a Ron mu zawtórował.
- Cześć chłopcy. To moja młodsza siostra Hermiona. – odpowiedziała na przywitanie i przedstawiła swoją młodszą siostrę. Później we czwórkę udali się po książki. W środku księgarni byli państwo Weasley oraz bracia i siostra Rona. Hermiona od razu złapała z nią kontakt. Czekali teraz już tylko, aż pani Weasley zdobędzie autograf Gilderoia Lockhart ’a. W pewnym momencie podszedł do nich Draco Malfoy.
- Co wy tu robicie? Myślałem, że to księgarnia dla czarodziei. – zakpił.
- Więc co tu jeszcze robisz? – odpyskowała Hermiona, na co wszyscy oprócz Malfoy ’a zaśmiali się.
- A ty kim jesteś, żeby się tak do mnie zwracać?
- Jestem Hermiona Granger, siostra Sophie Granger. – odpowiedziała spokojnie.
- Więc kolejna Mugolaczka w szkole? Hogwart schodzi na psy.
- Draco z kim rozmawiasz? – dobiegł ich lodowaty głos Lucjusza Malfoy ’a.
- Z nimi. – ostatnie słowo wypluł, jak najgorszą obelgę.
- O pan Potter, panna Granger i rodzeństwo Weasley. Powiedziałbym, że miło was spotkać, gdyby była to prawda. – zakpił, po czym jego zimny, pozbawiony uczuć wzrok spoczął na Hermionie. – A ty kim jesteś?
- Hermiona Granger. – odpowiedziała już mniej pewnie, niż do młodszego z Malfoy ’ów. Zauważyła, jak ten starszy wkłada coś do kociołka Ginny, ale nic nie odpowiedziała, bo pomyślała, że to książka, którą wcześniej wyjął. Gdyby tylko wiedziała, jak się pomyliła …
- Idziemy Draco. Nie traćmy czasu na kogoś takiego. – powiedział chłodno Lucjusz, po czum odwrócił się na pięcie i wyszedł z księgarni.
- Policzymy się w szkole Granger. – dopowiedział blondyn, po czym podążył za ojcem.
     Po zakupach na pokątnej siostry Granger wróciły do domu. Hermiona poznała jeszcze Lunę Lovegood, która jest czarownicą czystej krwi, ale nie zachowuje się tak, jak Malfoy. Była troszkę stuknięta, ale to Hermionie podobało się w niej najbardziej. Uważała, że razem z nią i Ginny mogłyby zostać dobrymi przyjaciółkami.
    O godzinie dwudziestej położyła się spać. Wiedziała, że musi być jutro wypoczęta, żeby dobrze zacząć naukę w nowej szkole …