piątek, 29 listopada 2013

ROK CZWARTY CZ. III

Krótko, bo krótko, ale zawsze. I tak więcej by nie było, bo mam kolejną kare na komputer, tylko tym razem dostaję go na piątek i sobotę xd
Mam nadzieję, że was nie rozczarowałam, bo sama siebie owszem...
Pozdrawiam, Cave :)
P.S. Wyczuwam Blinny xd
____________________________________________

     Hermiona i Ginny, w wyśmienitych humorkach, schodziły na śniadanie do Wielkiej Sali. Dziś była sobota, więc miały dzień wolny od wszelkich zajęć. Co chwila ktoś gratulował im wspaniałej gry, podczas wczorajszego meczu ze Slytherin ‘em. Odpowiadały szerokimi uśmiechami i skinieniem głowy. Jednak coś, a raczej ktoś miał sprawić, że ich nastrój ulegnie diametralnej zmianie. Postanowiły nie zwracać po prostu na nich uwagi i robić swoje. Niestety Draco i Bleise mieli co do nich inne plany i sami postanowili poprawić sobie samopoczucie po wczorajszej, druzgocącej przegranej.
- Ej, Rudzielcze, jak to jest mieć tak beznadziejnego brata? – Gin nawet na niego nie popatrzyła, tylko powędrowała w stronę Błoni, przyspieszając kroku. Oczywiście Hermiona zrobiła to samo, co przyjaciółka. Na nieszczęście panny Weasley, pan Zabini nie poddał się tak łatwo i już po chwili pędził do niej. – Aż tak źle, że nie odpowiesz? – zakpił ponownie. Ginny cały czas hamowała w sobie chęć rzucenia się na niego i podrapania mu tej jego, paskudnej twarzyczki. Ślizgon jednak z każdym wypowiedzianym słowem utwierdzał ją w przekonaniu, że dawno nie zrobiła mu porządnego kuku, zbyt dawno.
      W pewnym momencie czarnoskóry zatrzymał się w miejscu i zaczął śmiać tak, że aż wylądował na trawie. Ruda popatrzyła na niego, jak na debila, którym był w stu procentach, skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej oraz podniosła do gry jedną brew. Wszystkie te gesty miały oznaczać jedno – że nie rozumie zupełnie nic z jego kretyńskiego zachowania.
- I z czego rżysz idioto? – warknęła podirytowana. Nie wiedziała, o co mu chodzi, a ona nie lubiła nie wiedzieć o co komuś chodzi. Ugh ! Przecież on ją tak wkurza, że już zupełnie nie myśli sensownie!
- Bo ja … ja właśnie … uświadomiłem sobie coś ! – wystękał pomiędzy pojedynczymi napadani śmiechu. – Ty grałaś zupełnie tak samo, jak on! – dodał.
     Hermiona, która niedaleko dwójki kłóciła się z Draco, kiedy tylko usłyszała ostatnie zdanie wypowiedziane przez Zabini ‘ego od razu przestała zwracać uwagę na drugiego Ślizgona. Twarz jej pobladła i na nic nie zważając pomaszerowała w kierunku wejścia do zamku. Nie ma zamiaru być świadkiem morderstwa, a co dopiero ofiarą.
    Malfoy ‘a zdenerwowało zachowanie brązowowłosej Gryffonki. On się tu produkuje, wymyśla coraz to nowe epitety pod jej adresem, a ta jak gdyby nigdy nic odwraca się na pięcie i ucieka. To nie do pomyślenia! I wtedy coś go tchnęło. Odwrócił się do przyjaciela, do którego wcześniej stał tyłem. Bleise leżał na trawie i śmiał się, jak jakiś niedorozwinięty. Jednak nie to go przekonało do ucieczki. Otóż Ginny stała nad Ślizgonem, a jej twarz przybrała odcień prawie taki sam, jak włosy. Piąstki zaciśnięte były z całej siły, że aż pobielały jej knykcie. Oczy niemalże ciskały w chłopaka piorunami. Może i ta Ruda była Zdrajczynią Krwi, ale niebezpieczną ! Już kiedyś miał okazję od niej oberwać i nie zamierza ponownie korzystać z tej, wątpliwej jak dla niego, przyjemności.
       Ginny nie mogła uwierzyć w to, co ta gadzina jej powiedziała. Niby ona, Ginevra Molly Weasley, córka Molly i Artura Weasley, gra na tak samo beznadziejnym poziome, jak jej brat, Ronald ?! Zacisnęła piąstkę na różdżce, a zęby zazgrzytały jej złowieszczo.
- Vingardium Leviosa! – wypowiedziała formułkę przez zaciśnięte szczęki. Z satysfakcją popatrzyła na zdezorientowaną twarz Bleise ‘a, który momentalnie zawisł w powietrzu. – Co Zabini?! Tera już nie jest ci tak do śmiechu?! – zapytała przekornie, a w jej oczach zabłysły wesołe ogniki, które zawsze oznaczały, że bawi się wręcz wyśmienicie.
- Dobra, Wiewióreczko! – pisnął przerażony chłopak, do którego właśnie zaczęło docierać, jak wielki błąd uczynił, żartując sobie z niej w ten sposób. – Powiedzmy, że jesteś od niego trochę lepsza, tylko postaw mnie już na ziemię! – Gin zastanowiła się przez chwilę. Przecież nie może mu odpuścić tak po prostu, bez żadnej kary. O co to, to nie!
- Powiedzmy, że jestem od niego trochę lepsza? – przedrzeźniła go, udając myślicielski ton. Podrapała się wolną ręką po podbródku. W pewnym momencie na jej dziewczęcą twarz wpłynął wredny uśmieszek. Zabini zaklął szpetnie pod nosem. Zaczynał po woli żałować tego, co powiedział, a to mu się chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło.
- Posłuchaj mnie Weasley … -zaczął po woli, jednak nie dane było mu skończyć, ponieważ wylądował z impetem na jednym z drzew. Koniec zabawy! Tym razem grubo przegięła!
         Hermiona z chęcią pałaszowała swoje śniadanie. Wczoraj opuściła ją kolacja, więc nic dziwnego, że kiszki grają jej marsza w brzuchu. Zastanawiała ją tylko jedna rzecz. Dlaczego Ginny tak długo nie wraca z Błoni. Przecież już dawno powinna rozprawić się z kimś pokroju Zabini ‘ego. Zaintrygowana Miona postanowiła przeprowadzić wnikliwą analizę wzrokową Wielkiej Sali. Zaczęła od stołu nauczycielskiego.
     Na samym środku siedziała profesor Dolores – Minister – Mi – Pozwolił – Umbridge w swoim różowym stroju. Uśmiechała się w ten charakterystyczny dla siebie sposób, którego szatynka tak strasznie nienawidziła. W ogóle całej jej nie nawidziła. Nie rozumiała również, jak ona może siedzieć na środku, skoro to profesor Dumbledore jest dyrektorem szkoły? Paranoja.
   Następnym w kolejce okazał się, sam wróg numer jeden szamponu, Severus – Zadarty – Nochal – Snape. Niby zajęty był jedzeniem, ale Hermiona zauważyła, że co chwilę rzuca w kierunku Dolores spojrzenia typu „ zgiń, przepadnij różowy pomiocie nieczysty!”. Gryffonka uśmiechnęła się pod nosem. To chyba, nie, na pewno, pierwsza i ostatnia rzecz, w jakiej zgadza się z Nietoperzem.
     W gronie pedagogicznym nie znalazła już nikogo i niczego, co mogłoby przyciągnąć jej uwagę. Postanowiła się, więc zająć uczniami. Puchonów od razu pominęła, ponieważ na śniadaniu pojawiło się tylko kilkoro pierwszorocznych. Nuda! Krukoni? Luna rozmawiała o czymś zawzięcie z Kornelem, a kilkoro uczniów, z tych którzy byli na wczorajszej imprezie w Saloni Domu Lwa, wręcz usypiało na siedząco. Przy Stole Gryffonów siedziała tylko ona oraz Fred i Gerorge, którzy grzebali coś w, jak się domyślała, nowym wynalazku. Westchnęła zrezygnowana i podniosła wzrok na Ślizgonów.
    Pierwszym, co zobaczyła była oczywiście trójka nadętych bufonów, a dookoła nich wianuszek najpiękniejszych w szkole dziewczyn. Hermiona poczuła ukłucie zazdrości w sercu. Ona nie była tak ładna, jak Ślizgonki. Jej uroda była wręcz przeciętna. Spuściła wzrok i potrząsnęła energicznie głową. Nie, nie może tak myśleć! Przecież nie liczy się wygląd, a to, jakim się jest, prawda?
     Jej szpetne rozmyślania przerwało wtargnięcie kogoś do Wielkiej Sali. Okazało się, że to … Irytek ?! Jeszcze tylko jego tu brakowało! Duch nie robiąc sobie nic ze zdziwionych i, jak w przypadku Dolores, zabójczych spojrzeń kierowanych pod ego adresem po prostu podleciał do Hermiony.
- Irytek przybywa, by poinformować Mionę, że jej Ruda przyjaciółka postanowiła zrobić kuku jego przyjacielowi. - po ostatnich słowach rzucił w Malfoy ‘a balonikiem napełnionym wodą i śmiejąc się zniknął. Młody arystokrata zaczął kląć, na czym tylko świat stoi, a mózg Herm przetwarzać najważniejsze, pozyskane przed chwilą informacje.
      Gdy już ułożyła sobie wszystko w głowie, poderwała się z miejsca i zaczęła biec w kierunku, gdzie po raz ostatni widziała Ginny. Po drodze cały czas przeklinała swoją głupotę. W języku Irytka „ zrobić komuś kuku” nie oznacza nic innego, jak „ on jest już prawie martwy”. W pewnym momencie usłyszała, że ktoś również biegnie tam, gdzie ona. Nie wiele myśląc odwróciła się na ułamek sekundy do tyłu. Zobaczyła trójkę osobników, których nie chciała teraz, ani kiedykolwiek indziej zobaczyć. Gdzieś za nimi dostrzegła Lunę i Pansy, które najprawdopodobniej biegły jej na pomoc. Postanowiła jednak na nie nie czekać, bo do ratunku i tak by nie doszło. Wznowiła swój szaleńczy bieg. Nie trwał on długo, ponieważ poczuła, jak po chwili nosi się w powietrzu. Oczywiście zaczęła się wyrywać z całej siły, bo umięśnione dłonie napastnika trzymały ją w stalowym uścisku.
- To i tak ci nic nie da Granger, więc możesz od razu przestać. – usłyszała głos, który ku jej rozpaczy, przyprawiał ją o przyjemne dreszcze w okolicach kręgosłupa. – Nie martw się, jak tylko uratuję dupę tego kretyna, to może wypuszczę cię bez problemu. – Hermiona poczuła, jak złość opanowuje całe jej ciało. Czy on właśnie powiedział, że ma zostać tarczą anty Ginnową?! Jego niedoczekanie! Nie będzie ryzykować dla jakiegoś brudnego, skretyniałego Ślizgona! Zaczęła wyrywać się jeszcze bardziej niż wcześniej. Czuła wręcz, jak każdy mięsień Malfoy ‘a się napina. Denerwował się coraz bardziej. I o to jej właśnie chodziło.
       Pansy i Luna, kiedy tylko zobaczyły, że ci debile wychodzą za Hermioną nie zawahały się nawet przez chwilę i pobiegły na ratunek przyjaciółce. Niestety nie dały rady ich dogonić. Do tego, jak na złość, Nott i Higgs postanowili sobie z nimi pogadać.
- Gdzie wam się tak spieszy? – zacmokał Teodor z wrednym uśmiechem. – Może jednak porozmawiacie z nami chwilę. Bieganie jest takie męczące. – dodał, a raczej westchnął, teatralnie ścierając niewidzialny pot z czoła.
- Po prostu zejdźcie nam z drogi. – warknęła w ich kierunku Pansy, której twarz zaczęła się niebezpiecznie czerwienić. Do tego Teo zaczął tak dziwnie na nią działać. Nie podobało jej się to.
      Ginny rozglądała się wkurzona dookoła. Ta gadzina gdzieś jej właśnie uciekła. Jednak ona nie zamierzała odpuścić mu tak łatwo. Nie miał prawa skrytykować jej gry! Była o tysiąckoć lepsza od niego! Postanowiła wyciągnąć go z kryjówki podstępem, używając jego wrodzonej głupoty oraz długiego jęzora, które w połączeniu bywają czasami naprawdę bardzo pomocne, szczególnie w takich sytuacjach, jak ta teraz.
- Bleisiczku! Wyjdź z kryjówki Diabełku! Przecież wiesz, że nie zrobię ci zbyt dużej krzywdy! – zaszczebiotała głosem, którego nie powstydziłyby się nawet siostry Greengras. Na efekt nie musiała czekać długo, ponieważ już po chwili z jednego z drzew zaczęła zwisać głowa Zabiniego.
- Teraz przesadziłaś, wredna zołzo! – warknął podirytowany. Nikt nie miał prawa tak się do niego zwracać, nawet ona! Zaraz, zaraz! Szczególnie ona! Jego rozmyślania przerwało wypowiedziane przez Ginny zaklęcie. Zacisnął powieki i modlił się w duchu, żeby nie bolało aż tak bardzo …
     To, co zobaczyli Hermiona i Draco po dojściu na Błonia przeraziło ich nie na żarty. Pod jednym z drzew leżał nieprzytomny Bleise, a jakiś dziesięć metrów dalej Ginny, która również zemdlała. Herm momentalnie wyswobodziła się z ramion Draco i popędziła do swojej przyjaciółki. Zaczęła próbować wszystkiego, nawet delikatnie uderzała jej twarz, żeby tylko się obudziła. Smok uczynił to samo z swoim przyjacielem. Jednak w pewny momencie złość ogarnęła każdą komórkę jego ciała.
- Jeżeli to Rude czupiradło coś mu zrobiło, zabije ją. – Herm, kiedy tylko usłyszała te słowa od razu zerwała się na równe nogi.
- Ty chamie! Jeżeli ktoś coś tutaj komuś zrobił, to tylko ten twój brudny przyjaciel mojej Ginny! – warknęła podnosząc się na równe nogi. Jak on w ogóle śmiał posądzać o cokolwiek Gin?!
       Nie musiała czekać długo na reakcję Malfoy ‘a. W ułamku sekundy chłopak stanął naprzeciw niej i mierzył ją zabójczym spojrzeniem. Miona, chociaż była od niego całkiem sporo niższa, to nie pokazywała żadnego strachu. Nawet go nie odczuwała. Już mieli sięgać po różdżki, kiedy otarł do nich głos profesor McGonagall.
- Panno Granger, panie Malfoy. Co się tutaj dzieje? – zapytała mierząc ich srogim spojrzeniem, co spowodowało, że odsunęli się od siebie. Hermiona już chciała otwierać usta, kiedy ponownie dobiegł ją lodowaty głos vice dyrektorki. – Lepiej nic nie mów! Trzeba ich zabrać do Skrzydła Szpitalnego.
      Wieczorem Herm siedziała wraz z innymi uczniami, którzy należeli do Gwardii Dumbledore ‘a, w Pokoju Życzeń i ćwiczyli razem z Harrym zaklęcie Expecto Patromun. Nie szło jej zupełnie. Była zdenerwowana na Malfoy ‘a i Zabini ‘ego, i w ogóle na cały otaczający ją świat. W pewnym momencie postanowiła w końcu wziąć się w garść i wyczarować coś więcej niż kilka iskierek. Skupiła się na najwspanialszym wspomnieniu. Moment, w którym dowiedziała się, o tym że jest czarownicą … Wypowiedziała formułkę. Nic, kolejne iskry. Moment, w którym poznała Ginny, Lunę lub Pansy … Dalej nic. No cóż, ona nie podda się tak łatwo. Moment, w którym dostała się do drużyny Gryffonów … Nic z tego, same iskierki. Trudno, próbuje dalej. Moment, w którym dostała się do Gryffindor ‘u … Mgiełka wystrzeliła z jej różdżki. To dalej nie to, czego chciała. Zaraz, a może by tak spróbować. Pewnie się nie uda, ale co jej szkodzi? Pomyślała i wypowiedziała formułkę po raz kolejny, jednak tym razem z różdżki wystrzelił wspaniały Feniks. Herm pisnęła przerażona i wypuściła różdżkę, przez co zwierzę zniknęło.
- To było naprawdę mocne wspomnienie. – powiedział do niej Harry. Popatrzyła na niego przerażona i po prostu opuściła Pokój Życzeń. Powędrowała do Ginny, nie zważając na późną porę. Rzuciła na siebie tylko Zaklęcie Kameleona, żeby po drodze ktoś jej nie zauważył. Nie zniosłaby kolejnego szlabanu. Ręka cały czas boli ją od tego długopisu.
- Ginny, masz się w tej chwili obudzić. – zażądała, kiedy tylko dotarła na miejsce i usiadła obok łóżka, gdzie leżała jej przyjaciółka. – Nie mogłaś wybrać innego zaklęcia? Czy to musiało być akurat to?

- Przynajmniej teraz wiesz, jak to jest, kiedy wreszcie uratujemy ci dupe i to ty tu leżysz. – wychrypiała Ruda.

niedziela, 24 listopada 2013

ROK CZWARTY CZ. II

Publikuję rozdział, ale od razu mówię, że mi się nie podoba ;/
Jest krótki, bez sensu i w ogóle bleee ...
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za pewnego blondyna ;)
Enjoy, Cave.
P.S. 11 obserwatorów - kocham was <3
_______________________________________________

     Hermiona siedziała samotnie pod wielkim dębem na błoniach. Zastanawiała się nad tym, co się ostatnio dzieje w jej głowie. Mianowicie cały czas myślała o jednym i tym samym – pewnym Ślizgonie o stalowo – szarym spojrzeniu. W żaden sposób nie mogła go wyrzucić ze swojej głowy. Widziała go kiedy rano wstawała, na każdej nudnej lekcji, podczas głupiego szlabanu, na obiedzie, kiedy szła spać. Chłopak cały czas przebywał w jej umyśle. Jednak najgorsze jest to, że nie myśli już o nim jak o zadufanym w sobie, snobistycznym arystokracie, a jak o normalnym człowieku. Ba! Przyznała przed samą sobą, że wyprzystojniał! Jakby tego wszystkiego było mało Ślizgon znalazł sobie nową dziewczynę. Kiedy tylko zobaczyła ich dziś rano razem, całujących się, coś mocno zakuło ją w serce. Jakby … zazdrość do tej Ślizgonki, która okazała się sama Dafne Greengras.  To nie jest normalne! Teraz przyszło jej na myśl, że nie mogłaby zrobić nic głupszego, jak zakochać się w nim. To by przecież było, jak wydanie na siebie wyroku śmierci! Nie, ona zdecydowanie musi coś z tym zrobić.
    I właśnie wtedy zobaczyła blond chłopaka. Jego włosy powiewały szarpane, całkiem mocnym już, wiatrem. Był wysoki i dobrze zbudowany. Zupełnie, jak Malfoy. Głowę miał spuszczoną w dół, a wyraz twarzy zamyślony. Jak Malfoy, kiedy myśli, że nikt na niego nie patrzy. Poruszał się po woli. Ręce włożył do kieszeni, a dwa ostatnie guziki przy koszuli zostawił rozpięte. Malfoy też tak robi. Popatrzyła na jego szatę. Na lewej piersi widniał herb … Ravenlawu. A może by tak? Podniosła się jednym zgrabnym ruchem z trawy. Właśnie wpadła na genialny pomysł, żeby powstrzymać proces zakochiwania się w pewnym tlenionym debilu.
- Cześć, coś się stało? – zagadała tarasując drogę nieznajomemu chłopakowi. Ten podniósł na nią spojrzenie, jak się właśnie okazało, niebieskich oczu na dziewczynę, a na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech, który zdecydowanie dodał mu nieco uroku.
- Hej. Nic, po prostu lubię sobie czasem tak pospacerować i pomyśleć o wszystkim i o niczym. – zaśmiał się. – Kornel Mayer. – przedstawił się wyciągając w kierunku dziewczynki dłoń. Ona ujęła ją bez najmniejszego wahania. Musiała przyznać, że chłopak miał bardzo duże, silne, ale i delikatne dłonie. Takie chłodne. Podobało jej się to.
- Hermiona Granger. – odpowiedziała odwzajemniając uśmiech.
      Później spacerowali po Błoniach i rozmawiali na różne, przeważnie małoznaczące tematy. Miona musiała przyznać, że chłopak wywarł na niej bardzo pozytywne wrażenie. Był zabawny, uroczy, ale i potrafił jej wysłuchać, kiedy Herm puszczały hamulce i gadała jak najęta. Reasumując, spędziła bardzo przyjemny wieczór w towarzystwie bardzo przystojnego chłopaka. Czegóż można chcieć więcej? Tego jedynego …
      Draco stał za drzewem i przyglądał się Hermionie, która dobrze bawiła się z Kornelem. Znał tego gostka. Ścigający Ravenclaw ‘u. Kapitan swojej drużyny. Przystojny, uprzejmy, miły … Dlaczego Hermiona nie mogłaby się w nim zakochać? Tak, pomyślał Hermiona. Pogodził się z tym, że pokochał córkę Mugoli. Dlaczego, Bi nie lubi okłamywać siebie samego. Powiedział o tym swoim przyjaciołom, a oni go nie wyśmiali, tylko wsparli. Właśnie od tego są.
      Kiedy zobaczył, jak Kornel obejmuje szatynkę, a ta słodko się rumieni poczuł w sercu nieprzyjemne ukłucie. Zazdrość. Tak cholernie zazdrościł temu pieprzonemu Krukonowi, że on może być obok niej. Sam chciał się do niej przytulić, pocałować. I właśnie wtedy przypomniał sobie, że jest zaręczony. Z jakąś pustą idiotką. Po jego bladym, chłodnym policzku spłynęła jedna, samotna łza, którą od razu starł. Nie może płakać. Musi się pogodzić z tym, że nigdy nie znajdzie szczęścia u jej boku. Odszedł w głąb Zakazanego Lasu, tak jak robił to zawsze, gdy był przygnębiony i musiał przemyśleć kilka, ewentualnie kilkaset, spraw.
    Roześmiana Miona weszła do Wielkiej Sali wraz z Kornelem. Od razu napotkały ich spojrzenia uczniów. Znaczna część dziewcząt zazdrościła Hermionie tego, że może przebywać bezkarnie, mało tego, śmiać się, w towarzystwie blondyna. Natomiast męska część mroziła wzrokiem Mayer ‘a za to, że ewidentnie podrywa Hermionę. Dziewczyna pożegnała się z chłopakiem i udała do swojego stołu. Już z daleka widziała powiększone źrenice Ginny, która najprawdopodobniej zaraz zasypie ją gradem pytań o Krukona. Właśnie dlatego usiadła pomiędzy bliźniakami. Dobrze wiedziała, że Gin pokłóciła się Fredem i Georg ‘em. Miała nadzieję, że Ruda na razie sobie odpuści i da jej zjeść w spokoju. Nie pomyliła się – panna Weasley co chwila wysyłała jej zabójcze spojrzenia, ale nie podeszła.
      Już wracała do Dormitorium ,ale usłyszała za sobą czyjeś kroki. Próbowała nie zwracać na to uwagi i iść dalej, ale odgłos uderzania butami o posadzkę stawała się coraz głośniejszy, aż w końcu poczuła, jak ktoś odwraca ją w swoją stronę. Nie wiedziała, kto to, bo było ciemno. Cały czas się cofała, ale w końcu i tak natrafiła na przeszkodę w postaci kamiennej ściany zamku. Poczuła nagle ciepły oddech przy swoim uchu i zapach znajomych perfum w nozdrzach.
- Czego chcesz Malfoy? – warknęła od razu. Zastanawiała się tylko, dlaczego te perfumy i bliskość Ślizgona aż tak na nią działają. Przecież to nie jest normalne.
- Widzę, że znalazłaś sobie jakiegoś przydupasa Granger. – kiedy tak błądził po Zakazanym Lesie uświadomił sobie, że przecież nie mógł zakochać się w jakiejś brudnej Szlamie. To nie przystoi arystokracie, a już szczególnie komuś na takim poziomie majątkowym, jak on! Zauroczyła go tylko chwilowo! I ma zamiar to pokazać całemu światu i samemu sobie, dokuczając jej ile wlezie. O tak! Nie będzie miała łatwego życia w tej szkole, bo jako Szlama nie zasługuje na to!
- Odwal się ode mnie. – bliskość Ślizgona źle na nią wpływała. Znów poczuła te niesamowite perfumy, które dziwnie na nią działały. Spróbowała go odepchnąć. Marnie jej to wyszło, ponieważ chłopak praktycznie nie drgnął. Zrezygnowana popatrzyła w hardo w jego oczy, ale od razu tego pożałowała. Niemalże czuła, jak rozpływa się w stali jego tęczówek. Były takie piękne, tajemnicze, nie zdradzały żadnych emocji. Pokręciła głową. Nie może tak o nich myśleć! To są wstrętne, gadzie oczy ! Aczkolwiek najpiękniejsze, jakie w życiu widziałaś.
- Słuchaj Granger. – powiedział zachrypniętym głosem, który sprawił, że po plecach dziewczyny przeszedł przyjemny dreszcz podniecenia. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś niczym i ja w każdy możliwy sposób będę ci to udowadniał. – poinformował.
- Jakbyś już tego nie robił. – prychnęła, ale uraziły ją te słowa. Nie wiadomo, dlaczego, zachciało jej się płakać. Malfoy nieznacznie zmniejszył odległość pomiędzy nimi.
- Będzie jeszcze gorzej, niż dotychczas. – wyszeptał, puścił dziewczynę, odwrócił się i poszedł przed siebie, w stronę Lochów.
     Miona musiała poukładać sobie to wszystko, co się przed chwilą stało. Draco Malfoy powiedział jej, że będzie ją gnębić. Nic nowego. Zdążyła już się z tym pogodzić. Tylko dlaczego teraz ją to tak cholernie zabolało? Przypomniała sobie lodowaty głos Ślizgona, który dane jej było słyszeć kilka sekund temu. Miał temperaturę zera absolutnego, z resztą jak zawsze. Dlaczego zachciało jej się płakać?
     Następnego dnia Miona stała wraz z Ginny, Harrym i innymi Gryffonami, którzy czekali na pobór do drużyny. Liczyła, że przyjdzie dużo osób, ale nie aż tyle. No nic, jej pozycja i tak jest pewna. Tak samo z resztą, jak Gin. Harry spróbował przerwać harmider, z marnym skutkiem, więc Ruda postanowiła wkroczy do akcji.
- Cisza! – Hermiona popatrzyła z uznaniem na swoją przyjaciółkę, której krew zaczęła po woli buzować. Dobrze wiedziała, że Harry podoba się Gin, a co z tym idzie, każdy musiał słuchać się Wybrańca, bo było źle.
     Mijało pierwsze pół godziny treningu. Aktualnie próbowali obrońców. Cormac ‘owi szło niemal idealnie. Katie Bell z całej siły próbowała wrzucić kafel przez obręcz. Z marnym skutkiem, ponieważ chłopak obronił każdy rzut. W pewnym momencie zobaczyła, jak Sophie chwyta za różdżkę. Szturchnęła lekko Ginny, która zawisła w powietrzu zaraz obok niej. Wskazała głową na swoją siostrę. Blondynka wypowiedziała jakieś zaklęcie, a Cormac wpuścił gol. Przyjaciółki popatrzyły na siebie.
- Konfundo. – powiedziały równocześnie. Hermiona podleciała od tyłu do siostry i wylądowała obok niej.
- Nie ładnie tak rzucać zaklęciami na treningu, a co dopiero w czasie rekrutacji. – Soph podskoczyła na siedzeniu i popatrzyła zdezorientowana na siostrę.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. – mruknęła poruszając się nieznacznie i unikając wzroku szatynki. Herm już wiedziała, że miała z Ginny rację. Uśmiechnęła się wrednie.
- O tego Konfundusa. – powiedziała bez żadnych ceregieli, aby następnie uderzyć siostrę miotłą prosto w środek głowy.
- Ty mała, wredna gówniaro! – warknęła Sophie poprawiając fryzurę i wstając, żeby odpłacić się czymś siostrze. Niestety Herm była szybsza i już wisiała w powietrzu.
- Też cię nienawidzę zołzo. – zaśmiała się i odleciała. Dobrze wiedziała, że blondynka nie rzuci w nią żadnym zaklęciem, ponieważ zostałby wyprowadzona z boiska.
     Cała drużyna stała na trawie i czekała na ogłoszenie wyników. Harry znajdował się na środku, a koło niego były Ginny i Hermiona, które były pewne swoich pozycji w drużynie. Chyba jako jedyne. Oczywiście panny Granger i Weasley nie omieszkały poinformować wybrańca o oszustwie Sophie. Dziewczęta były wręcz pewne, że to Cormac zostanie ich nowym obrońcom.
- Tak. – zaczął kapitan. – Jak wiecie teraz odbędzie się ta mniej miła część treningu. Muszę z kilku was zrezygnować. – wyjął z kieszeni pomiętą kartkę. Widać było, że jest trochę zdenerwowany – Ścigający. Hermiona Granger, Ginny Weasley i Katie Bell. Pałkarze. Fred i George Weasley. Obrońca. Ron Weasley. – Herm i Gin popatrzyły a Harry ‘ego z mordem w oczach. Przecież oszukiwali! – Szukającym jestem ja. Teraz rezerwowi. Obrońca. Cormac McLaggen. Pałkarz. Jack Sloper. Ścigająca. Alicja Spinnet. To by było na tyle. – zakończył. – Wybranych proszę o pozostanie na treningu, a ja muszę porozmawiać z dwiema ścigającymi. – mruknął i udał się w kierunku szatni.
     Kiedy dotarli na miejsce Wybraniec wiedział, że może nie wyjść z tego cało. Owszem, sam widział jak Sophie wymawia zaklęcie, ale Ron był jego przyjacielem i ona w niego wierzył. Chyba …
- Czy tyś całkiem ocipiał Potter? – panna Granger nie miała zamiaru się oszczędzać. – Przecież McLaggen jest sto, ba! Tysiąc razy lepszy niż Ron!
- Hermiono, zrozum … Nie mogłem inaczej! – zaczął się jąkać.
- Gówno prawda! To, że mój brat jest twoim przyjacielem nie znaczy, że mamy przez to przegrać! – pana Weasley najwyraźniej zapomniała w tym momencie, że pan Harry Potter bardzo jej się podoba. Jak widać zwycięstwo ze Ślizgonami jest ważniejsze.
- Posłuchajcie! Jeżeli Ron się nie sprawdzi w najbliższym meczu, to od razu Cormac go zmieni. – zaproponował Złoty Chłopiec. Dziewczyny popatrzyły na siebie, a później na czarnowłosego. Od razu zobaczył, jaka będzie odpowiedź.
- Nie. – warknęły równo. No cóż, zawsze warto było spróbować.
- Nie będziesz testował go w meczu ze Ślizgonami. – dodała od razu Hermiona.
     Zawodnicy szybowali już od kilku minut w powietrzu. Harry i Draco w dalszym ciągu nie mogli wypatrzeć złotego znicza we mgle. Ron wpuszczał większość bramek. Wydawałoby się, że wszystko idzie nie po ich myśli. Jednak na boisku była jeszcze czwórka Gryffonów, która dopilnowała, aby wynik sprzyjał im, a nie przeciwnikom. Pałkarze radzili sobie bardzo dobrze. Udało im się już pare razy zrzucić zawodników przeciwnej drużyny z mioteł. Natomiast Hermiona i Ginny na zmianę zdobywały punkty. Pare razy udało im się również wyzywać z Higgs ‘em, Nott ‘em i Zabinim. Aktualnie wynik wynosił 50:30 dla Gryffonów. W pewnym momencie Lee zaczął krzyczeć i podskakiwać.
- Taak ! Harry Potter zobaczył znicz! Dalej Harry, nie daj się tym gadom! – chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwało mu mocne uderzenie w tył głowy. Jak widać profesor McGonagall nie uznawała stronności komentatora. – Hermiona Granger zdobywa kolejne punkty! Jej i Ginny nie da się dzisiaj zatrzymać! Szkoda, że Ron nie bierze przykładu z siostry i tak łatwo daje sobie wrzucić kafla przez obręcz tym, tym Ślizgonom! – tym razem chłopak w ostatnim momencie schylił się, unikając zderzenia na linii dłoń nauczycielki – jego biedna głowa.
     Hermiona rozejrzała się dookoła. Zobaczyła, jak Harry ściga się z Draco. Na zmianę któryś z nich wychodził na prowadzenie. Potter nieźle podpadł jej i Gin za to, że postawił na Rona. Miały ochotę zrobić mu za to niemałą krzywdę. Złapała kafla i poszybowała w stronę obręczy bronionych przez Higgs ‘a. Musiała przyznać, że radzi sobie całkiem nieźle, nie to co ich obrońca. Rzuciła z całej siły i … 100:50. Tak!
- Proszę państwa! Mamy zwycięzców! Harry złapał znicz! Brawo Gryffoni! – darł się, jak oszalały Lee. Miona popatrzyła się w kierunku Potter ‘a, który podnosił dłoń ze złotą kuleczką.
     Wieczorem w salonie Lwów odbywała się niemała impreza. No cóż, w końcu każdy cieszył się z wyniku 200:50 z największym rywalem. Przecież nie było to w cale mało! Jednak Miona właśnie wymykała się na zewnątrz. Umówiła się z Kornelem i miała zamiar pojawić się na spotkaniu. Właśnie dochodziła na Błonia, pod dąb, kiedy z daleka zobaczyła postać blondwłosego chłopaka. Ubrany był całkiem zwyczajnie – w luźne, czarne, spodnie, biały T-shirt oraz skórzaną kurtkę, ponieważ zaczynało się już robić dosyć zimno wieczorami. Uśmiechnęła się do niego i przytuliła na powitanie.
- Gratuluję wygranej. – zaczął Krukon. – Widzę, że moja drużyna ma się czego bać podczas przyszłego meczu. – dodał. Hermiona zaśmiała się.
- Nie, oszczędzimy was z Ginny. – zapewniła.
     Spacerowali tak po Błoniach, kiedy w pewnym momencie chłopak zatrzymał sie w miejscu. Dziewczyna zrobiła to samo i popatrzyła na niego wyczekująco. Widać było, że się spiął. Uśmiechnęła się lekko, żeby dodać mu nieco otuchy, chociaż sama nie wiedziała w czym. Blondyn nabrał pełno powietrza w płuca i wypuścił je ze świstem.
- Hermiono. – zaczął. Dała mu do zrozumienia gestem ręki, że słucha. – Wiesz, bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia i chciałem się zapytać, czy może nie zostałabyś moją dziewczyną. – wydukał co chwilę się jąkając. Hermiona nie udawała, że te słowa jej nie zdziwiły. Zastanowiła się przez chwilę, a na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech.
- Tak. – odpowiedziała, a chłopakowi kamień spadł z serca. Objął ją na wysokości pasa i zaczął się po woli zbliżać. Kasztanowłosa dobrze wiedziała, do czego zmierza, ale chciała tego.
     Poczuła na swoich wargach ciepłe usta Kornela. Całował ją po woli i niepewnie, jakby bał się, że za chwilę mu ucieknie. Nie miała jednak takiego zamiaru. Z chęcią zaczęła oddawać słodką pieszczotę. Nie rozumiała tylko, dlaczego przed oczami cały czas miała obraz pewnego irytującego Ślizgona z tlenionymi włosami.
     Miona wróciła do Dormitorium tuż przed patrolowaniem korytarzy. Oczywiście czekała na nią Gin. Szatynka ignorując jednak obecność swojej przyjaciółki wzięła do ręki piżamę i weszła do łazienki. Miała cichą nadzieję, że Ruda uśnie. Wtedy dopiero jutro musiałaby się jej tłumaczyć. Weszła z powrotem do sypialni i jęknęła niezadowolona. Jej ryża przyjaciółka dalej siedziała na swoim łóżku z założonymi rękoma i wpatrywała się w nią wyczekująco. Herm usiadła koło niej, wzdychając głęboko. Na prawdę nie miała na nic siły, ale wiedziała, że ta ruda małpa na pewno jej nie odpuści.
- Naprawdę musisz wiedzieć już dzisiaj? – zapytała z nadzieją, że jednak jej odpuści. Niestety, przeliczyła się. -  No już dobra, dobra. Byliśmy z Kornelem na Błoniach i spacerowaliśmy. – opowiedziała skrótowo.
- I tylko tyle? – zapytała Ginny podnosząc jedną brew. Herm pokiwała gorliwie głową. – Nie wydaje mi się.
- No już dobrze. Zapytał mnie, czy nie chciałabym zostać jego dziewczyną. – mruknęła, rumieniąc się soczyście.
- I jak?! – panna Weasley od razu się ożywiła. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciółkę ciągnie do kapitana drużyny Krukonów. Musiała znać teraz każdy szczegół.
- Normalnie, zgodziłam się. – odpowiedziała, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Weasley zmroziła ją wzrokiem.
- Może jakieś ciekawe szczególiki? – zapytała z nadzieją. Hermiona widząc jej minę nie mogła zrobić nic innego, jak wybuchnąć gromkim śmiechem. Pokiwała przecząco głową i weszła na swoje łóżko.

- Jak ty zaczniesz opowiadać o swoich randkach z Dean ‘em. – usłyszała Ruda z góry. Prychnęła tylko w odpowiedzi, co miało oznaczać, że jest obrażona i pomaszerowała spać. 

poniedziałek, 11 listopada 2013

ROK CZWARTY CZ. I

Noo hej, to tylko ja xd
Nudziło mi się, napisałam, taki średni jest ...
Mam nadzieję, że pokomentujecie, bo szczerze powiem, że jestem lekko zawiediona ;c
Pod poprzednim rozdziałem było tylko 5 komentarz, a z tego co zobaczyłam stać was nawet na 8 xd
Ogłaszam więc szantaż!! Tak, dalej mi się nudzi xd
10 komentarzy = ROK CZWARTY CZ. II
Enjoy, Cave ;)
P.S. Dedykuję wszystkim anonimkom komentującym tego bloga ;)
ktoś się nie podpisał [ROK PIERWSZY CZ. I], Karola, Mania, ~Sylwia, Daria, Maja, Miss Doskonałości [rozwaliłaś mnie tym xd], Lola, Maryla. Mam nadzieję, że nikogo nie przeoczyłam ;)
P.S. 2 W rozdziale pierwsza, większa scenka Dramione. Zapewniam was, że w następnym będzie takowych duużo więcej xd 
_____________________________


      Znów to samo. Expres Hogwardzki, jeden z wielu przedziałów, cztery przyjaciółki wesoło rozmawiające na temat wakacji. Zajadały się przy okazji różnymi słodyczami z wózka, ale również mugolskimi, które przyniosła Hermiona. Szatynka aktualnie zwijała się ze śmiechu na podłodze, a jej przyjaciółki śmiały się z niej. Sama panna Granger nawet nie wiedziała, co ją tak bardzo rozbawiło. Po prostu wybuchła gromkim śmiechem w pewnym momencie i w ten prosty sposób znajduje się w tej, a nie innej pozycji. W pewnym momencie uspokoiła się i wróciła na swoje miejsce siedzące koło Ginny.
- Ciekawe, kto w tym roku będzie uczył obrony. – zaczęła jeszcze cicho chichocząc pod nosem. Zaczesała niezgrabnie ręką włosy do tyłu i wyczekująco popatrzyła na swoje przyjaciółki.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że w końcu ktoś normalny. – odpowiedziała Pansy, która tak swoją droga całe wakacje spędziła w Norze. Tak, jak podejrzewała rodzice wyrzekli się jej i wyrzucili z domu. Pani Weasley, kiedy tylko Gin przyprowadziła zapłakaną Pan pod drzwi bez żadnych ceregieli pozwoliła czarnowłosej u nich zamieszkać.
        Panna Parkinson siedziała z podkulonymi nogami i cała zapłakana pod jedną ze ścian w ciemnym zaułku na ulicy Pokątnej. Zupełnie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie powiedziała o tym przyjaciółkom, bo nie chciała ich martwić, ale rodzice pod czas ferii wydziedziczyli ją i wyrzucili na bruk. Oczywiście nie obyło się bez kilku zaklęć niewybaczalnych.
     W pewnym momencie usłyszała tak dobrze znany jej dziewczęcy śmiech. Ginny. Jej ruda przyjaciółka musiała właśnie przechodzić gdzieś niedaleko. Podniosła się niezgrabnie i powędrowała do wyjścia z zaułka. Kiedy tylko go opuściła poraziło ją jasne światło. Zakryła oczy dłonią. Rozejrzała się dookoła i zauważyła Rudą. Czyli, że jednak jeszcze nie postradała z rozpaczy zmysłów.
- Pansy? – dobiegł do jej uszu zdziwiony, ale i przepełniony troską głos Gin, by po chwili czuć na szyi jej ciężar. – Co ty tutaj robisz? – zapytała odsuwając Czarną na długość ramion. – I czemu płaczesz? – dodała widząc zapuchnięte oczy przyjaciółki. Ślizgonka zawahała się przez chwilę, ale postanowiła powiedzieć prawdę.
- Rodzice po feriach wyrzucili mnie z domu. – załkała z powrotem wtulając się w Rudzielca. Ginny od razu odwzajemniła uścisk. Popatrzyła przez ramię Czarnej na swoich, zdezorientowanych braci – bliźniaków. Jej wzrok aktualnie ciskał w nich piorunami. Pierwszy obudził się Fred. Pociągnął swojego brata za rękę i podszedł do dziewcząt. Teleportował się bezpiecznie ze wszystkimi pod Norę.
      Ginny nie czekając na nic poprowadziła zapłakaną Pansy do drzwi. Wprowadziła do kuchni i kazała jej usiąść na krześle. Czarna nie robiła nic. Była, jak marionetka. Zupełnie bez czucia. Poddawała się manipulacji przyjaciółki. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła Molly. Jej córka popatrzyła na nią przerażona.
- Kim jest ta dziewczyna? – zapytała ostro, ale kiedy zobaczyła, w jakim jest stanie wyraz jej twarzy od razu złagodniał. – Dziecko, co ci się stało. Nie, lepiej nic nie mów! Zaraz przyniosę ci herbatę! – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu i od razu powędrowała do samo gotującej się wody i zalała torebkę zielonej herbaty. Podała ją Pansy, która podziękowała patrząc na kobietę swoimi dużymi, przepięknymi oczami. Nie musiała nic mówić.
      Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Ron. Ginny zaklęła w duchu. Dobrze wiedziała, że jej brat na pewno wybuchnie i zacznie wymyślać, jaka to Pan jest zła, wredna i w ogóle wszystko, co najgorsze. Nie myliła się. Kiedy tylko zobaczył, kto spokojnie siedzi w jego kuchni i jak gdyby nigdy nic popija gorący napój twarz momentalnie przybrała kolor włosów.
- Co ta dziwka robi w mojej kuchni? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę. Molly poczekała chwilę, ponieważ sens słów jej syna musiał do niej dotrzeć.
- Ronaldzie Weasley! Jak śmiesz tak mówić o tej dziewczynie! Masz ją natychmiast przeprosić! – ściany Nory niebezpiecznie się zatrzęsły. Bliźniacy bez większych ceregieli wzięli Czarną, na której twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze słone krople i zaczęli prowadzić w stronę pokoju swojej siostry.
    Później pani Weasley odbyła rozmowę ze swoim najmłodszym synem. Chociaż może raczej wygłosiła monolog na temat jego zachowania. Rudy nie odezwał się ani raz. Wolał pozostać cicho, wysłuchać zrzędzenia matki, a potem i tak zrobić swoje.
- Sama w to nie wierszy Pansy. Przecież w Hogwarcie na tym stanowisku nigdy nie będzie pracował nikt normalny. – zaśmiała się Ginny.
- Hej dziewczyny! – w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta szatynka z herbem Gryffindoru. – Przyszłam wam powiedzieć, że zaraz dojeżdżamy, więc możecie już zakładać szaty. – powiedziała, a z jej twarzy w dalszym ciągu nie schodził uśmiech.
- Diana! W tym roku jesteś jednym z naczelnych? – zapytała Hermiona. Czarnowłosa gorliwie pokiwała głową.
- Drugą jest dziewczyna Ravenlaw ‘u. – oznajmiła i już jej nie było. Dziewczęta zaśmiały się.
      Jednak w pewnym momencie Hermiona poderwała się na równe nogi, chwyciła szatę z herbem swojego domu i oznajmiając, że pierwsza idzie do toalety rzuciła się w jej kierunku. Gdy dotarła na miejsce okazało się, że jeszcze nikogo nie ma. Uśmiechnęła się do siebie i już miała naciskać klamkę, ale poczuła czyjąś dłoń na swojej. Popatrzyła do góry, gotowa oznajmić, że była pierwsza, ale kiedy doszło do niej z kim tak naprawdę tutaj stoi uśmiech od razu spełzł z jej twarzy. Zawsze pozna to zimne spojrzenie stalowoszarych tęczówek, o których nie mogła zapomnieć przez całe wakacje.
- Przykro mi Szlamo, ale to ja wchodzę pierwszy. – warknął w jej kierunku. Hermiona jednak się nie speszyła, tylko przyjęła jeszcze bardziej bojową postawę. Nikt jej nie będzie obrażać, a już na pewno nie on!
- Spadaj na drzewo, Malfoy! – odpyskowała. – Jak widzisz moja ręka leży na klamce, a twoja na niej. Świadczy to o tym, że to ja byłam tu pierwsza. – dodała ze zwycięskim uśmieszkiem.
       Draco westchną zrezygnowany. Postanowił zrobić coś, o czym przed tańcem na balu bożonarodzeniowym nawet by nie pomyślał. Przyparł swoim ciałem zdezorientowaną Mionę do jednej ze ścian pociągu, a dłonie położył po obu stronach jej głowy. Przybliżył usta do jej ucha i powiedział bardzo po woli.
- Słuchaj Granger. Jestem wkurwiony i nie zamierzam się teraz z tobą przekomarzać, więc po prostu puścisz mnie pierwszego. – wyszeptał. Herm poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. Nigdy wcześniej nie zaznała tego uczucia. To coś, jakby w jej podbrzuszu obudziło się stado motyli, a w głowie była zupełna pustka. Zamknęła oczy, nabrała głęboko powietrza po płuc, a w swoich nozdrzach poczuła mocny zapach perfum chłopaka. Były takie … męskie, pociągające. Podobały jej się, nawet bardzo. Ale zaraz, zaraz, chwila, jeden moment … Czy to nie są objawy … miłości?! I wszystko to, co przed chwilą wydawało się takie piękne momentalnie pękło, jak bańka mydlana.
     Szatynka otworzyła szeroko oczy, odepchnęła od siebie z całej siły Malfoy ‘a i weszła do łazienki trzaskając z całej siły za sobą drzwiami, po czym zamknęła je na klucz. Oparła się dłońmi na umywalce i zaczęła głęboko oddychać. Jak ten kretyn mógł wywołać w niej tak pozytywne uczucia?! Przecież to Ślizgon!
Ale całkiem przystojny Ślizgon… Usłyszała w głowie ten natrętny głosik. Chociaż faktycznie musi przyznac, że jest naprawdę przystojnym chłopakiem. A do tego używa naprawdę wspaniałych perfum … A do tego używ … Zaraz, zaraz co?! Miona pisnęła przerażona z powodu swoich myśli, odkręciła kurek z lodowata woda i bez zbędnych ceregieli oblała sobie nią twarz. Nie moge się w nim zakochać! Pomyślała niemal rozpaczliwie.
      Odkąd trzasnęła drzwiami do łazienki stał przed nią i zastanawiał się, co on tak naprawdę robi. Ewidentnie podrywał Hermionę. Chwila, czy on pomyślał Hermionę?! Nie, zdecydowanie Szlamę! Ugh! Musi z tym skończyć, bo jeszcze się w niej … zakocha?! Nie, to niemożliwe! Ona jest Mugolaczką, a on arystokratą! Usłyszał jej pisk, a potem, jak odkręca wodę. Ciekawe, co też może tam robić… Kiedy tylko zdał sobie sprawę, o czym tak naprawdę pomyślał trzasnął z całej siły głową w ścianę. Syknął i zaczął rozmasowywać obolałe miejsce. Ulotnił się z korytarza postanawiając, że przebierze się w jakimś pustym przedziale.
    Wielka Sala. Wszyscy uczniowie siedzieli już przy stołach swoich domów i z niecierpliwością oczekiwali, aż Dumbledore rozpocznie swoją przemowę. Każdy bowiem chciał już jak najszybciej wziąć się za jedzenie, a niektórzy za spanie. Podróż bowiem była przyjemna, ale strasznie męcząca.
    W pewnym momencie Hermiona poczuła na sobie czyjś natarczywy wzrok. Rozejrzała się dookoła. Stół Ravenlaw ‘u. David Dane. Dwa lata starszy od niej, całkiem przystojny. Gapi się na nią już od początku tamtego roku. Zdążyła się przyzwyczaić. Daniel Lane. Nie, do jego spojrzenia też już zdoła się przyzwyczaić. Od tego kolesia dostawała już nawet drobne prezenty. Stół Gryffondor ‘u. Tutaj raczej połowa męskich spojrzeń była skierowana na nią. To na pewno nie to. Huffelpuff. Kilku chłopaków zerkało na nią. Jeden nawet odważył się na uśmiech, który odwzajemniła. Też nie to. Popatrzyła na stół Ślizgonów. Na początku wydało jej się to absurdalne, ale tylko ten jej pozostał. Bingo.
     Malfoy siedział przy stole i nie zwracał na nic uwagi. Jego przyjaciele cały czas coś do niego paplali, ale on miał zupełnie inne, ciekawsze zajęcie, a mianowicie przyglądanie się pewnej czekoladowookiej Gryffonce. Dziewczyna zdołała już całkowicie ogarnąć szopę, jaką miała na głowie przez ostatnie kilka lat. Teraz długie do połowy pleców włosy układały się w delikatne fale. Figura nabrała nieco kształtów, a wcięcia w pasie były coraz bardziej widoczne. Pociąga … Nie, wcale nie!
- Dobry wieczór wszystkim! – kiedy dobiegł ich głos dyrektora każde oderwało wzrok od siebie i zaczęło przysłuchiwać przemowie. – W tym roku, w gronie pedagogicznym zmienili się dwoje nauczycieli. Obrona Nad Magicznymi Stworzeniami – profesor Wilhelmina Grubbly – Plank oraz Obrona Przed Czarną Magią – profesor Dolores Umbridge. Życzymy im, aby miło spędziły ten czas w Howarcie i zostały z nami jak najdłużej …
- Akurat. – mruknęli pod nosami równo bliźniacy, czym sprawili, że teraz cały Dom Lwa próbował powstrzymać się od śmiechu.
- … pan Filch, jak co roku prosił, aby przypomnieć wam, że nie należy pałętać się po korytarzach od godziny dwudziestej pierwszej … - nie dane było mu jednak skończyć, ponieważ nowa profesor, której imienia Hermiona nie miała zamiaru zapamiętać, weszła mu w słowo. Zaczęła coś gadać, ale tak naprawdę nikt nie słuchał, czego ona mówi. Tylko bliźniacy co chwile rzucali jakimiś żartami, dla rozbawienia znudzonego towarzystwa.
     W końcu w swoim pokoju. Herm bez większych ceregieli rzuciła się na swoje łóżko. Zdjęła tylko ze swoich obolałych stóp trampki, które od razu wylądowały w kącie i nakryła kołdrą. Nie miała najmniejszego zamiaru nawet się przebierać. Chciała po prostu iść spać. I tak też się stało. Usnęła niemalże od razu.
    Następnego dnia miało być wolne od zajęć. Był to jeden ze wspaniałych pomysłów dyrektora, z które Hermiona była mu bardzo wdzięczna. Jednak, jak na złość w Pokoju Wspólnym ktoś zaczął się wydzierać. Z całej siły próbowała zignorować natrętny hałas, ale kiedy tylko dotarło do niej, co tam się dzieje, zerwała się na równe nogi i z różdżką w ręku, wściekła jak osa, powędrowała do Pokoju Wspólnego.
- Co tutaj się do jasnej cholery dzieje?! – warknęła od szczytu schodów. Każde spojrzenie w tym momencie było zwrócona w jej stronę. Nie zwracała w ogóle uwagi na to, że aktualnie jest cała rozczochrana, we wczorajszym ubraniu. Nie to było teraz ważne.
- To, że Potter oszalał. – powiedział Seamus wskazując palcem na Harry ‘ego. – Mówi cały czas jakieś kłamstwa, że Czarny Pan odrodził się i myśli, że każdy mu w to uwierzy. – zakpił. Tego było dla niej za dużo. Z prędkością światła znalazła się przy zdezorientowanym chłopaku. Wbiła mu w krtań swoją różdżkę i zaczęła monolog.
- Ty zidiociały, nadęty kretynie. Naprawdę wierzysz w to, co te szmatławce piszą?! – wysyczała w jego kierunku. Z każdym wypowiedzianym słowem ona robił krok w tył, a ona do przodu. Jednak w końcu musiał trafić na ścianę. – Otóż wyobraź sobie, że ja również tam byłam. Na tym cholernym cmentarzu, siedziałam pod wpływem zaklęcia, niewidzialna dla nikogo. Mogę ci zdać szczegółową relację. Wam wszystkim! – warknęła na moment odwracając się w kierunku reszty Gryffonów. – Siedziałam cicho pod jednym z nagrobków i obserwowałam wszystko, co się tam dzieje. Nie miałam odwagi nawet normalnie oddychać, bo bałam się, tak cholernie bałam się, że ktokolwiek mnie usłyszy. Harry wisiał sobie przyciśnięty przez jakieś kamienne straszydło do innego nagrobka, a Cedric leżał martwy pod trzecim. A wiesz, kto go zabił? Sam Voldemort. – cały czas patrzyła w przerażone oczy Seamus ‘a. Widziała w nich zwierzęcy strach, kiedy tylko wypowiadała jego imię. – Chcesz wiedzieć, jak się odrodził? Już opowiadam. Sam Petigrew odciął sobie parszywą łapę i wrzucił ją do jakiegoś kotła. Wymieszał z krwią Harry ‘ego, wypowiedział formułkę i puf! Ten, którego tak panicznie się boicie powrócił. W pewnym momencie wyczuł to, że tam jestem. Wiesz, co czułam? Dokładnie to samo, co ty teraz. Byłam przerażona, kiedy wbijał mi swoją różdżkę, tak jak ja tobie teraz i kiedy zdjął ze mnie zaklęcie, dzięki któremu czułam się choć trochę bezpieczna. Dostałam wtedy Crutiatusem. Bolało mnie wszystko. Nawet włosy. Myślałam, że tam nie wytrzymam. Prosiłam w duchu wszystkiego, żeby to jak najszybciej się skończyło. Klątwa ustała. Poczułam niesamowitą ulgę. Nie na długo. Znów zrobił to samo. Znów mnie przeklął. Za trzecim razem myślałam, że wyzionę ducha. Słyszałam, jak Harry woła moje imię, jak błaga Riddle ‘a o to, żeby mnie zostawił. Wiesz, co on na to? Zaśmiał się i rzucił Avadą. Chybił i właśnie dlatego jeszcze tu stoję i ci to opowiadam. – zakończyła, ale w pewnym momencie przypomniała sobie o czymś. Wbiła jeszcze boleśniej patyk w gardło chłopaka, który tylko zasyczał, ale nie odważył się nic powiedzieć. – Chcesz na to dowodu? Proszę bardzo. – podciągnęła koszulkę ukazując swój prawy bok. – Blizna. Zrobiłam ją sobie wijąc się wtedy w agonii i zdychając dla uciechy kilku brudnych Śmierciożerców i ich parszywego pana, niezdolna, żeby wypowiedzieć chociażby jedno, najmniejsze słowo. Wydobyć z gardła jeden, jedyny dźwięk. Ale wy i ten wasz pismak i tak powiecie, że sobie to wymyśliliśmy. – tym razem naprawdę zakończyła. Wzięła różdżkę od krtani Seamus ‘a, który w tym momencie był blady, jak ściana. Dwóch chłopaków musiało go podtrzymać, żeby nie upadł na podłogę.
    Hermiona odwróciła się i rzucając wszystkim rozwścieczone spojrzenie wróciła do dormitorium. Trzasnęła z całej siły drzwiami. Jak ci idioci w ogóle mogli podważać to co mówi Harry, Dumbledore, a już szczególnie ona?! Przecież to powinno być karalne!
   Powędrowała w stronę łóżka i rzuciła na nie. Zerknęła na zegarek, który wskazywał trzynastą. Zaraz zacznie się obiad. Pieprzyć to! Jej się chce spać. Nagle przypomniała sobie o czymś. Podniosła głowę z poduszki.
- Jak usłysze jakikolwiek hałas, to macie przerąbane! – ostrzegł po czym usnęła, jak małe dziecko.
     Rano na śniadaniu Hermiona aż tryskała energią. Cały wczorajszy dzień dosłownie przespała. Obudziła się o godzinie szesnastej, wzięła długą kąpiel, około dziewiętnastej zjadła kolację i znów poszła spać. Aktualnie śmiała się wraz z Ginny z jakiegoś nowego wynalazku bliźniaków. Jednak ich radość nie trwała zbyt długo, ponieważ trzeba było w końcu iść na lekcje.
    Dziewczęta niechętnie podniosły się z miejsc i powędrowały pod salę Obrony Przed Czarną Magią. Nie uśmiechało im się ślęczenie na tych jakże ciekawych lekcjach, ale trudno. Przynajmniej następne są Eliksiry. Pod salą spotkały Lunę i Pansy. Zadzwonił dzwonek, a Różowa Landryna, jak od dziś rana nazywała ją Hermiona, wpuściła czwarty rocznik do środka.
- Dzień dobry wszystkim! – zaczęła nauczycielka, a dziewczęta już wiedziały, że jej nie polubią. – Chciałam powiedzieć, że od dziś będziemy poznawać książkową Obronę Przed Czarną Magią! Żadnych praktyk! – powiedziała i zaśmiała się głupkowato, w ten charakterystyczny dla niej sposób.
- Ale, jak to? Żadnych praktyk? – zapytała zdziwiona.
- Żadnych! – odpowiedziała ucieszona. – Przecież wam wystarczy tylko wiedza teoretyczna. Nikt was nie zaatakuje, skarby. – powiedziała gładząc policzek Pansy, która od razu się od niej odsunęła. Nauczycielka popatrzyła zdziwiona na herb zdobiący jej szatę, ale nic nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami.
- Może taki … Voldemort? – krzyknęła z odrazą Hermiona. Nie miała zamiaru poddawać się tak łatwo.
- SZLABAN!
     Miona i jej przyjaciółki siedziały już we Wrzeszczącej Chacie. Wraz z nimi było już kilkoro innych uczniów, którzy również byli zaintrygowani tym, co Sophie im naopowiadała. Mieli zawiązać jakieś stowarzyszenie, do którego na pewno będzie należeć. Zastanawiała się tylko, co będą robić.
    W końcu Soph zakończyła swoją przemowę na temat „Gwardii Dumbledore ‘a”. Harry zgodził się ich szkolić, a wszyscy wyrazili zainteresowanie. Aktualnie stała w kolejce, żeby się zapisać. Gdy wszyscy już to uczynili Soph zadała jeszcze jedno pytanie.
- To teraz, gdzie będziemy ćwiczyć? – w pomieszczeniu zapanowała cisza. Nagle cztery przyjaciółki popatrzyły na siebie i pomachały przytakująco głowami.
- Pokój Życzeń! – wykrzyknęły równo.
    Następnego dnia odbyło się pierwsze spotkanie gwardii. Stawili się oczywiście wszyscy. Na początku Harry zaczął tłumaczyć podstawy. Zaklęcia rozbrajające i takie tam. Wszystko, co przyjaciółki już umiały, ale warto było je powtórzyć. W końcu tego nigdy za wiele.

    Właśnie miały wchodzić na kolację, ale zauważyły że Filch po raz kolejny przybija jakąś tabliczkę nad wejściem do Wielkiej Sali. „Wszystkie stowarzyszenia uczniowskie zostają niniejszym rozwiązane”. Akurat. Pomyślały w tym samym momencie przyjaciółki. Nie zwracając na nic uwagi po prostu weszły do ogromnego pomieszczenia. Miały gdzieś zabójcze spojrzenia Umbridge. Po prostu usiadły we cztery przy stole Krukonów, tak dla bezpieczeństwa wybrały akurat dom Luny i zaczęły jeść posiłek. Wiedziały, że igrają z ogniem, ale miały to po prostu gdzieś. Teraz liczyło się tylko to, żeby jej dopiec. 

sobota, 9 listopada 2013

ROK TRZECI CZ. V

Hay every one!!!
Tak, jak powiedziałam koło północy xd
Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo mi w cale, jak zresztą zawsze.
Ale musiała jakoś skończyć rok trzeci...
W następnej notce może pojawi się trochę więcej Dramione ... xd
Dobranoc i miłego czytania 
enjoy - Cave ;)
P.S. Jedna bohaterka ma moją datę urodzin (oczywiście oprócz roku), zgadniecie, która? xd
P.S. 2 168 wyświetleń tylko dla zapowiedzi? KOCHAM WAS !! <3
P.S. 3 Robię imprezę z okazji 9 obserwatorki <3
________________________________________________________


- Drodzy zawodnicy, proszę zająć swoje miejsca! – głos dyrektora dało się słyszeć w każdym zakamarku Hogwartu, ponieważ aktualnie był on wzmocniony zaklęciem. – Na dźwięk wystrzału z armaty zaczynacie! – kontynuował. – Trzy! Dwa! – jednak nie dane było mu skończyć, ponieważ Filch wystrzelił za wcześnie. Dumbledore popatrzył na niego z dezaprobatą, na co on tylko wzruszył ramionami. Nienawidził tej roboty. Więc i tak mu nie zależało.
     Ginny zauważyła, jak Harry wkłada coś do buzi, ale zbyt duża odległość nie pozwolił jej na zidentyfikowanie tajemniczej substancji. Jednak przeraziła się nie na żarty, kiedy chłopak zaczął się dusić, a Szalonooki po prostu wepchnął go w wodną otchłań. Zasłoniła usta ręką w niedowierzaniu. Jaka była jej ulga, kiedy Wybraniec wyskoczył z wody i zrobił fikołka. Zaczęła wtedy klaskać wraz z innymi uczniami, którzy aktualnie znajdowali się na widowni. Widocznie miał jakiś eliksir, albo coś w tym stylu, żeby móc oddychać pod wodą. Luna rozejrzała się dookoła.
- Nie wiecie, czemu dalej nie ma Hermiony? – zapytała zdziwiona blondynka. Przecież umawiały się z przyjaciółką, że spotkają się przed rozpoczęciem zadania, a mijało już jego pierwsze pół godziny. Gin, która zupełnie zapomniała o kasztanowłosej od razu poczerwieniała zezłości aż po same końcówki rudych włosów.
- Nie mam pojęcia, gdzie jest ta zołza, ale obiecuję jedno. Jak ją tylko znajdę, to zapamięta na długo, że się mnie nie wystawia do wiatru ! – krzyknęła panna Weasley.
      W tym samym momencie, w którym skończyła spod wody wynurzyła się Fleur. Profesor Snape i McGonagall pomogli jej wdrapać się na pomost. Pomimo, że dziewczyna miała mokrą twarz i tak było widać, że płacze. Uczniowie się zdziwili, ponieważ nikt nie płakał by aż tak z powodu przegranego spotkania. Po chwili na pomost wypłynął Cedric, który trzymał … Cho Chang!
- Dlaczego on ją wyciągał z wody! – krzyknęły w tym samym momencie trzy przyjaciółki.
- Zaraz, zaraz! Patrzcie! – krzyknęła Pansy wskazując palcem na Kruma, który miał ze sobą Sophie.
- Nic z tego nie rozumiem. – mruknęła urażona Luna. Ginny zastanowiła się przez chwilę, by w następnym momencie klasnąć dłońmi wyrażając tym samym, że wpadła na jakiś genialny pomysł.
- Wiem! – krzyknęła. – Przypomnijcie sobie, z kim Diggory był na balu?! – zapytała Ruda.
- Z Cho! – odpowiedziały równocześnie dwie pozostałe przyjaciółki.
- To, z kim Krum był na balu?!
- Z Sophie!
- To właśnie o tym mówiło to złote jajo! Coś ważnego, to są ważne dla uczestników osoby! – Ginny w tym momencie poczuła się, jak wielki odkrywca. Przecież udało jej się rozwiązać nie małą zagadkę! Prawda … ?
- A może Hermiona właśnie dlatego nie przyszła, bo jest dla kogoś ważna. – podsunęła myśl Luna teatralnie drapiąc się wskazującym palcem po brodzie, czym rozśmieszyła Pansy. Gin zastanowiła się prze chwilę … Może to faktycznie prawda.
      Nie dane jej jednak było długo nad tym rozmyślać, ponieważ z wody wyłonił się Harry, który wyciągnął … siostrę Fleur. Ron pomógł ją wciągnąć na brzeg. Potter zanurkował po raz kolejny. Jeżeli po kogoś, o kim myślały dziewczyny, to żeby zrobił to jak najszybciej. Po około pięciu minutach okazało się, że miały rację. Gryffon wyłonił się spod wody, ale wyglądał już normalnie. Na rękach miał sine ciało Hermiony. Przyjaciółkom zaparło dech w piersi. Ginny pierwsza rzuciła się w pogoń na pomost, gdzie aktualnie znajdowała się Hermiona.
- Z drogi! Złazić mi z drogi! – warczała na każdego Ruda. Wszyscy, tak dla własnego bezpieczeństwa, schodzili jej z drogi.
- Przepraszam, przepraszam. – zaraz za nią szły Luna i Pansy, ale im już nie tak łatwo było się przedostać, jak przyjaciółce. W końcu one jeszcze nie opanowały tak doskonale jej ulubionego zaklęcia. Już prawie były na miejscu, kiedy usłyszały głos o temperaturze zera absolutnego.
- Ojoj. Nasza mała Szlama znów wpakowała się w kłopoty. – zakpił Zabini. Ginny momentalnie stanęła w miejscu. Wymierzyła różdżką prosto w Ślizgona.
- Odszczekaj to szczurze! – warknęła dziewczyna, co spotkało się z wyśmianiem jej przez czarnoskórego i jego przyjaciół. Gin momentalnie wypowiedziała zaklęcie, które uderzyło prosto w twarz Bleise ‘a. Chłopak zaczął podskakiwać piszcząc, jak mała dziewczynka. Trzy dziewczyny jednak nie zwracały na to uwagi, tylko pobiegły do Hermiony, która już się obudziła. Ruda rzuciła się jej na szyją i przytuliła do niej z całej siły.
- Spokojnie Gin, bo mnie udusisz. – zaśmiała się Miona ledwo łapiąc oddech.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś krowo? – zapytała z wyrzutem panna Weasley. Hermiona zaśmiała się. No tak, mogła się spodziewać, że usłyszy z ust przyjaciółki takie pytanie.
- Bo sama nie wiedziałam, głupia! – powiedziała ledwo powstrzymując wybuch śmiechu.
- Proszę o ciszę! – kiedy tylko do ich uszu dobiegł, wzmocniony przez zaklęcie, głos dyrektora musiały zatkać uszy, a Pansy tak się przestraszyła, że mało na zawał nie zeszła. – Ogłaszam, że zwycięzcą wyzwania zostaje Cedric Diggory! – Pochoni wybuchli głośnymi brawami. – Jednak co do drugiego miejsca, postanowiliśmy przyznać je panu Harry ‘emu Potter ‘owi! – cały Durmstrang chyba jeszcze nigdy nie był aż tak oburzony. W końcu to Krum był drugi!
     Hermiona siedziała zawinięta w koc na kanapie przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. W dłoniach trzymała gorącą czekoladę, którą Ginny przyniosła jej z kuchni. Była za to naprawdę wdzięczna Rudej, ponieważ nieźle wymroziło ją w tym jeziorze. Oczywiście nie obyło się bez pytań ze strony przyjaciółek na temat tego, jak to było. Jednak Hermiona prawie nic nie pamiętała. Tylko czarna, wszechogarniająca pustka. Wzięła kolejny łyk napoju, a po jej wnętrzu przebiegło przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się do siebie.
- Ziemia do Hermiony! – mruknęła Pansy machając dziewczynie ręką przed oczami. – Czy ty nas w ogóle słuchasz. – zapytała patrząc na jej rozmarzony wzrok, wpatrujący się w ogień trzaskający w kominku.
- Od jakichś paru minut? Ani trochę. – Sądziła, że za chwilę nastąpi niemały wybuch i … nie myliła się. Pansy wraz z Ginny przekrzykiwały się nawzajem, natomiast ona i Luna cicho śmiały się pod nosem. Blondynka również uważała, że jej dwie przyjaciółki zadają zbyt dużo pytań, co źle wpływa na aurę je otaczającą.
- Ja naprawdę nie wiem, co was aż tak śmieszy. – warknęła podirytowana Gin widząc rozbawienie Krukonki i Gryffonki.
       Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale do Pokoju Wspólnego weszła profesor McGonagall. Jej mina była zacięta i nie wskazywała na nic dobrego. Wszystkie śmiechy zamilkły, a w pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Usta vice - dyrki były zaciśnięte w wąską linię, a  oczy przymknięte, co wskazywało, że jest bliska wybuchu. Nikt nie chciał być tym „szczęśliwcem”, który doprowadził ją do takiego stanu. Hermiona cicho błagała w duchu Merlina, żeby tylko nie chodziło o nią. Niestety, jak wszystkim wiadomo, był on Ślizgonem, więc bardzo lubił stroić sobie żarty z Gryffonów.
- Panny Granger, proszę do mojego gabinetu. – oschły głos Minervy sprawił, że po plecach niektórych uczniów przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Przepraszam, ale pani się chyba pomyliła. Mamy iść obie, czy tylko Hermiona? – odważyła się zapytać Sophie, co było ogromnym błędem. McGonagall odwróciła się wściekła, a jej szata groźnie zaszumiała pod wpływem nagłego ruchu.
- Nie wydaje mi się! Wy obie, natychmiast do mnie! – jeżeli wcześniej uczniowie byli przestraszeni, to teraz stali się przerażeni. Każdy z zawrotną prędkością zamykał się w swoim dormitorium. Jedynie panny Granger stały na środku pomieszczenia patrząc na siebie niezrozumiale.
      Gabinet samej profesor Minervy McGonagall. Miejsce tak bardzo znienawidzone przez wiele pokoleń uczniów, którzy zakończyli, są w trakcie lub dopiero rozpoczną naukę w Hogwarcie. Nikt, kto tutaj wszedł nie wyszedł stąd zadowolony. Po murach tej wyjątkowej szkoły krąży legenda, że gabinet ten jest przeklęty przez samego Merlina. Klątwa miała polegać na tym, iż każdy, kto ma wątpliwy zaszczyt tutaj przebywać na pewno powróci do gabinetu po raz kolejny. Dotychczas tak właśnie było, więc siostry Granger nie były wyjątkiem.
      Siedziały na ogromnych krzesłach i patrzyły niepewnie na opiekunkę swojego domu, która chodziła w te i z powrotem. Żadna z nich nie odważyła się zabrać głosu, ponieważ mina profesorki była jeszcze bardziej zacięta niż w Pokoju Wspólnym. Usta, które zacisnęła w wąską kreskę, były tak sine, że już prawie niewidoczne. Na zazwyczaj bladych policzkach pojawiły się dwa, niewielki rumieńce wściekłości. Dłonie miała splecione na plecach i zaciśnięte, aż pobielały jej knykcie. Włosy lekko się naelektryzowały.
    W pewnym momencie McGonagall zatrzymała się w miejscu. Podeszła, prawie podbiegła, do swojego biurka i z całej siły uderzyła w nie swoimi, czerwonymi od zaciskania, dłońmi, przez co siostry podskoczyły na swoich miejscach. Popatrzyła na nie tak, jakby za chwile miły paść przed nią trupem. Sophie przełknęła głośno ślinę, a Hermiona po praz pierwszy naprawdę przeraziła się profesorki.
- Jak mogłyście tak zrobić?! – krzyk vice dyrki był tak głośny, że na pewno było go słychać aż w Hogsmade. Sophie prawie zemdlała, a Hermiona zrobiła wielkie ze zdziwienia oczy. Nigdy nie podejrzewała profesorki o, aż tak , mocną przeponę. – To niedopuszczalne, żeby dochodziło do takich incydentów, a już szczególnie w Domu imienia Godryka Gryffindor ‘a. – ściany zatrzęsły się pod wpływem hałasu, a postacie z obrazów uciekły przerażone. Sophie skuliła się na fotelu, natomiast Hemiona postanowiła w końcu dowiedzieć się, o co tutaj tak naprawdę chodzi.
- Pani profesor, z całym należytym szacunkiem, ale nie wiem, co zrobiłam, żeby aż tak panią rozwścieczyć. – od razu pożałowała, że powiedziała cokolwiek. Oczy McGonagall aktualnie ciskały w nią piorunami. Jej mina diametralnie się zmieniła z nic nierozumiejącej w przerażoną. Natychmiastowo zajęła wcześniejszą pozycję.
- Ja ci powiem, co zrobiłaś! – wydarła się. – Najpierw obezwładniłyście czwórkę Ślizgonów, żeby potem usunąć im pamięć! To jest niedopuszczalne! – wysyczała w kierunku sióstr. Blondynka błagała w myślach o najlżejszą karę i o to, aby Miona już się nie odezwała. Niestety. Jej siostra postanowiła wykopać im bardzo głęboki grób.
- Skąd pewność, że to akurat my. – powiedziała buntowniczo zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Minerva po woli policzyła do dziesięciu, żeby się opanować. Ta uczennica może i była najlepsza w całej szkle, ale doprowadzała ją do szewskiej pasji.
- Otóż obrazy nie kłamią! – Herm zaklęła w duchu. Zapomniały o tych głupich bohomazach!
- Sprzeczałabym się z tym. – Soph głośno westchnęła nad głupota siostry. No to teraz może już zapomnieć o delikatnej karze. Czy ty aby na pewno Merlinie nie za dobrze bawisz się tam na górze?! Ugh! Przeszło przez myśl blondynce.
- Minus pięćdziesiąt punktów! A dziś wieczorem, o osiemnastej przed Wielką Sala! Macie złapać Irytka! – wydarła się po raz kolejny tego dnia kobieta. – A teraz wynocha mi stąd! – dodała, kiedy Miona już otwierała usta, żeby coś powiedzieć. Dziewczyny bez większych sprzeciwów opuściły przeklęty gabinet.
     Droga do Portretu Grubej Damy minęłam im w ciszy. Każda szła pogrążona w swoich własny, ponurych myślach. Jedynie blondynka co chwilę stawała w miejscu, otwierała buzię, żeby coś powiedzieć, ale za każdym razem kręciła przecząco głową i szła dalej.
    Gdy tylko weszły do Pokoju Wspólnego ich pojawienie się wywołało masę pytań. One jednak nie zwracały na to uwagi. Po prostu usiadły na kanapie przed kominkiem i zakryły twarz dłońmi.
- Jaka macie karę? – dobiegł je niepewny głos Neville ‘a. Sophie od razu poderwała się do pozycji siedzącej i zmroziła siostrę wzrokiem.
- Przez tą kretynkę najgorszą, jaka mogłyśmy dostać. – wysyczała w kierunku szatynki. Ta od razu hardo popatrzyła w oczy starszej siostry.
- Ja przynajmniej cokolwiek powiedziała, a nie siedziałam przerażona w fotelu i nie udawałam, że żałuję! – odparła atak. Ginny pokiwała głową Lunie i po woli podeszły do sióstr.
- Ja przynajmniej nie pogorszyłam naszej i tak beznadziejnej sytuacji. – Gin wyjęła różdżkę z kieszeni Hermiony, a Krukonka pozbawiła magicznego atrybutu Sophie. Gdy tylko wróciły do reszty Gryffonów odpowiedziały na ich zdziwione spojrzenia.
- Na wakacjach też się pokłóciły. – mruknęła Ruda. – Uwierzcie, nie chcielibyście tego widzieć. – dodała.
- I tak nie miałam nic do stracenia! – oburzyła się szatynka.
- Jak to nie?! Przecież nie odebrałaby nam aż pięćdziesięciu punktów! – ostatnie zdanie spotkało się z jękiem całego pokoju wspólnego. Fred i George zaczęli wyganiać pierwszo, drugo i trzeciorocznych do ich dormitoriów. Wiedzieli, że zaraz stanie się coś okropnego.
     I nie pomylili się. Hermiona jak gdyby nigdy nic wzięła do ręki jedną z twardych poduszek ozdobnych i walnęła Sophie prosto w głowę. Ta tylko krzyknęła i już miała sięgać po różdżkę, ale gdy jej nie znalazła po prostu złapała Mionę za pukiel jej gęstych włosów i zaczęła z całej siły ciągnąć. Szatynka nie była jej dłużna i już po chwili bliźniacy zbierali zakłady, która z sióstr Granger wygra te bitwę.
- KONIEC !! – wydarła się Prefekt Gryffindor ‘u. Siostry zaprzestały swojej walki i popatrzyły na nią wzrokiem godnym Bazyliszka. – Macie natychmiast przestać, bo odeśle was do McGonagall. – warknęła.
     Siostry, którym nie uśmiechało się znowu dostać szlaban od profesor, udały się do swoich dormitoriów i nie wychodziły z nich aż do osiemnastej, kiedy to miały stawić się przed gabinetem opiekunki ich domu.
     Równo o umówionej godzinie stały w wyznaczonym miejscu. Żadnej nie uśmiechało się spędzenie wieczoru w taki sposób, ale przecież nie chciały narazić się na jeszcze większy gniew McGonagall, ponieważ chciały skończyć Hogwart. Kobieta pojawiła się punktualnie i gestem ręki nakazała dziewczętom iść za nią. Te bez słowa sprzeciwu ruszyły szybkim marszem za opiekunką Domu Lwa. Doszły na czwarte piętro.
- Ostatni raz Irytka widziano tutaj. Macie go znaleźć i złapać, a później przynieść do mnie. Jeżeli zobaczycie którego kolwiek z prefektów patrolujących korytarz powiedzcie, że przebywacie na szlabanie, a w razie wątpliwości możecie odesłać go do mnie. Życzę powodzenia i dobrej nocy. – ostatnie zdanie aż ociekało sarkazmem. Jednak one nic nie powiedziały, tylko wzięły się za poszukiwania.
     Pierwsze piętnaście minut upłynęło im na bezowocnych poszukiwaniach spędzonych w zupełnej ciszy. Żadna z nich nie miała zamiaru się odezwać, ponieważ w dalszym ciągu były na siebie obrażone. Fred i George nazwali to cichymi dniami sióstr Granger, ale za chwilę zmienili zdanie i zamiast „dni” mówili „godziny”. Hermiona i Sophie nie miały jednak zamiaru komentować kąśliwych uwag bliźniaków.
     W pewnym momencie usłyszały miauczenie kota i bardzo charakterystyczny śmiech. Irytek, w końcu. Przeszło im obu przez myśl. Nagle koło ich nóg przebiegła cała mokra pani Noris. Odwróciły się za nią, ale kotka po chwili zniknęła w ciemnych już korytarzach Hogwartu.
- Hihihi. Głupi kot zasługuje na karę. Hihihi. – doszedł je piskliwy głos, aby po chwili zobaczyć unoszącego się w powietrzu ducha. – Przyszłyście złapać Irytka? Irytek się nie da! – krzyknęła zjawa po czym wylała na Sophie cały kubeł atramentu. Blondykna pisnęła przerażona, natomiast Hermiona nie posiadała się ze śmiechu. Duch popatrzył na nią zdziwiony. – Co tak śmieszy dziewczynę? Nie chce złapać Irytka?
- Takie zadanie wymierzyła nam McGonagall, ale uwierz mi. Po tym, co właśnie zobaczyłam jesteś moim ulubionym duchem. – wyjąkała przez śmiech. Irytek podleciał do niej zdziwiony i przyjrzał się jej twarzy.
- Hermiona Granger lubi Irytka?
- Najbardziej na świecie. – zapewniła nie zwracając uwagi na to, że Sophie knuje plan. Poltergeis natomiast wypiął dumnie pierś, ale w pewnym momencie poczuł, jak oplątują go niewidzialne liny. Miona przestała się śmiać i popatrzyła złowrogo na siostrę.
- Masz go natychmiast wypuścić! – warknęła na blondynkę.
- Irytek zgadza się z Hermioną! – zawtórowała zjawa.
- Przecież miałyśmy go złapać! – oburzyła się Sophie.
- I co z tego? – zironizowała Miona. – Accio różdżka Sophie. – wypowiedziała zaklęcie, by po chwili trzymać w dłoni magiczny patyczek swojej siostry. Rozwiązała Irytka, a ten od razu poczęstował blondynkę nową porcją atramentu.
- Irytek dziękuje Hermionie za uwolnienie. Jeżeli Hermiona będzie chciała czegoś od Irytka niech go po prostu zawoła, a teraz Irytek idzie spłatać figla McStywnej za to, że kazała Irytka złapać. – i już go nie było.
 - Wiesz co zołzo, chyba pomogę ci się umyć. Aquamenti! – i w tym momencie po korytarzu rozległ się pisk panny Granger.
      Hermiona wbiegła do Pokoju Wspólnego, jak strzała. Rozejrzała się dookoła i popędziła w kierunku dormitorium Harry ‘ego, Rona, Dean ‘a i Neville ‘a. Zanim zatrzasnęła za sobą drzwi rzuciła jeszcze tylko krótkie „mnie tu nie było”. Weszła pod jedno z łóżek i rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona. Wolała nie kusić losu.
     Sophie wpadła do salonu, jak rozwścieczony Hipogryf. Jej cała szata była brudna i mokra, a włosy pofarbowało się lekko na granatowo od nadmiaru atramentu. Przeleciała wzrokiem po całym pomieszczeniu, a kiedy nie znalazła tej, którą szukała wściekła się nie na żarty.
- Gdzie jest ta gówniara? – wysyczała przez zęby.
- Nie było jej tu. – powiedziała spokojnie Ginny nie odrywając wzroku od książki, którą aktualnie czytała. Blondynka nic ni powiedziała, tylko mrucząc niezbyt wybredne słowa pod nosem udała się do swojego pokoju.
      Następnego dnia rano, na śniadaniu Hermiona była w wyśmienitym humorze, czego nie można było powiedzieć o profesor McGonagall, jej siostrze i, z resztą jak zawsze, Nietoperzu. Cała trójka aż promieniowała złością oraz warczała na każdego, kto chociażby odważył się do niego odezwać.
      Sophie była zmuszona zostawić na swoich włosach błękitne akcenty, ponieważ atrament nie chciał zejść po żadnym zaklęciu. Cała aż buzowała z wściekłości z tego powodu, a kiedy Ron powiedział jej, że bardzo ładnie wygląda oberwał zaklęciem. 
      Ostatnie dni minęły wszystkim w bardzo miłej atmosferze. Nauczyciele nie zadawali aż tak dużo. Wszystkim życie wiodło się spokojnie. Nawet Hermiona z przyjaciółkami trochę sobie odpuściła i nie rozrabiała tak, jak wcześniej. W końcu nadszedł dzień ostatniego zadania. Lekcje z tego powodu zostały odwołane. Uczniowie już na śniadaniu obstawiali zakłady u bliźniaków Waesley, co oni przyjmowali z ochotą. Sprzedawali również różne akcesoria kibicowskie, takie jak na przykład trąbki, czy szaliki.
     Hermiona natomiast od samego rana chodziła podenerwowana. To właśnie TEGO dnia dotyczyła wtedy jej wizja. Bała się. Tak strasznie się bała, ale wiedziała że nie może nic zrobić. Krzątała się po dormitorium i nie rozbiła zupełnie nic więcej.
    Ginny widziała, co dzieje się z jej przyjaciółką i bolała ją świadomość, że nie wie jak jej pomóc. Tak naprawdę była zupełnie bezsilna. Pocieszała tylko Mionę, że na pewno wszystko będzie dobrze. Nie miała pojęcia, co może więcej zrobić.
    Nadszedł ten czas, w którym wszyscy którzy obecnie znajdowali się w Hogwarcie zebrali się na trybunach. Na trawie przed nimi stała czwórka zawodników w strojach turniejowych. Na twarzy każdego z nich dało się dostrzec niepewność, nawet u Kruma. Dumbledore ogłosił zasady i pierwsi zawodnicy, którzy mieli mieć przewagę weszli w specjalnie przygotowany labirynt. Lecz nie tylko oni. Pewna dziewczyna z trzeciego roku pod zaklęciem kameleona podążała za samym Harry ‘m Potter ‘em. Nie miała zamiaru bezczynnie siedzieć na trybunach. Po prostu się jej nudziło i zupełnie zapomniała przez to o tym, co zobaczyła w Pokoju Wspólnym Slytherinu. A może po prostu postanowiła w to nie wierzyć …
    Błądzili tak między krzaczorami. Oprócz wściekłego Kruma i chyba martwej Fleur nie działo się nic ciekawego. Może oprócz tego, że aktualnie znajdowali się na cmentarzu z jej wizji!!! Cedric leżał martwy pod jednym z nagrobków, Harry był przyciśnięty przez jakieś czupiradło do drugiego, a ona sama siedziała niewidzialna dla nikogo pod trzecim i obserwowała to wszystko z przerażeniem.
    Aktualnie Zgredek mieszał coś w jakiejś kadzi, ale ona nie widziała dokładnie co. Zaraz, zaraz … Czy on właśnie odciął sobie rękę? Harry wymyśl coś! Najwyższa pora się stąd ewakuować! Przeszło jej przez myśl. Jednak w pewnym momencie z breloczka odrodził się … Voldemort. Później wszystko działo się szybko. Przybyli Śmierciożercy, Tom ukarał ich Crutiatusami. Później coś zaczęło mu nie pasować. Hermiona już miała przemieścić się za jakiś nagrobek, ale poczuła chłodny patyk wbity w swoją krtań. Nie poruszyła się nawet o milimetr, nie wzięła ani jednego oddechu, chociaż i tak wiedziała, że jest na straconej pozycji.
- No moi przyjaciele. Chyba mamy tutaj nieproszonego gościa. – powiedział na pozór spokojnym głosem po czym zdjął z Hermiony zaklęcie, które było jej jedyną nadzieją.
    Jej oczy były szeroko otwarte z przerażenia, a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Czuła pot, który miała na całym ciele. Bała się. Po raz pierwszy bała się aż w takim stopniu. Widziała, jak Voldmort uśmiecha się kpiąco. Nie oznaczało to nic dobrego.
- Proszę, proszę. Panna Granger, mylę się? – zapytał retorycznie. – Gdzieżbym mógł. Przecież nie zapomina się imienia tego, kto chciał się zniszczyć. – dodał, a jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Był wściekły. Jego oczy wręcz poczerniały. To już jest mój koniec. – Crucio!
     Na cmentarzu nie było słychać nic, oprócz przerażającego krzyku dziewczyny. Aktualnie bolała ją każda, najmniejsza komórka w ciele. Nie mogła nic na to poradzić. Wiła się pod stopami Riddle ‘a. Nie miała siły się ruszyć, a kiedy ból wreszcie ustał znów dostała tym samym zaklęciem. Dlaczego to musi tak cholernie boleć?!
- Zostaw ją! – ledwo usłyszała głos Harry ‘ego. Nie miała siły na nic. Nawet, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Dlaczego miałbym to zrobić? Przecież to tylko Szlama. – odpowiedział chłodno. Hermiona modliła się w duchu, żeby wreszcie nastąpił koniec. Ona już więcej nie zniesie. – Avada Kedavra!
- Nieee ! – zawył Harry. Nic już potem nie pamiętała …
     Tam, gdzie zaczynali właśnie znalazł się zwycięzca. Orkiestra zaczęła grać, wszyscy bili brawo. Zapanowała ogólna radość. Nietrwało to jednak długo, ponieważ Fleur krzyknęła na tyle, na ile pozwalało jej gardło. To co zobaczyła było wręcz przerażające. Harry płakał, a koło niego były dwa ciała.
   Kiedy tylko Sophie zobaczyła, gdzie jest Hermiona musiała oprzeć się o Rona, żeby nie upaść. Nie trwało to jednak długo, ponieważ w następnej chwili, tak jak przyjaciółki Miony, biegła do niej. Czy to możliwe, żeby nie żyła? Nie, na pewno nie ona… Pocieszała się każda w myślach.
   Okazało się, że Hermiona żyje. Od razu trafiła do Munga, jednak po około tygodniu znów wróciła do Hogwartu. Był tylko jeden problem. Cały czas pozostawała w śpiące. Magomedycy rozkładali bezradnie ręce i kazali czekać. Nic innego nie możemy zrobić. Takie właśnie była ich odpowiedź na każde zadane pytanie. No cóż, ni pozostawało nic innego, jak czekać …
     Pewnego majowego popołudnia do Skrzydła Szpitalnego wpadła rozwścieczona Sophie. Ręce miała zaciśnięte w pięści tak, że aż pobielały jej knykcie. Wyraz twarzy był zacięty, a z oczu ciskała piorunami. Nie zważała na to, że w pomieszczeniu znajduje się pielęgniarka. Po prostu podeszła do łóżka Hermiony i rozpoczęła swój monolog.
- Ty wredna, mała gówniaro! Czy naprawdę myślisz, że przychodzenie tutaj codziennie i proszenie o to, żebyś w końcu się obudziła należy do przyjemności?! W takim razie jesteś w bardzo wielkim błędzie. Wyobraź sobie, że pocieszanie twoich gówniarzowatych przyjaciółek w cale nie jest fajne! Na każdym kroku płaczą! I wiesz, co jest najgorsze z tego wszystkiego?! Że Harry i Ron też ryczą, co oznacza, iż nie ma mnie kto pocieszać, a ja najchętniej podciełabym sobie żyły! – wrzeszczała. Pani Pomfrey nawet nie przyszło do głowy, żeby jej przerwać. Wręcz przeciwnie. Przysłuchiwała się temu z zaciekawieniem. – Aha i mam dla ciebie pozdrowienia od samego Malfoy ‘a wyobraź sobie! Kazał ci przekazać jak najrychlejszego zdechnięcia, żeby w końcu uwolnić ten świat od kolejnej nic niewartej Szlamy! Więc do kurwej nędzy, może po raz kolejny zrobisz mu na złość i w końcu wstaniesz! – po ostatnim wypowiedzianym słowie zrezygnowana opadła na metalowe krzesełko koło łóżka. Już miała wybuchnąć płaczem, kiedy usłyszała cichy głos.
- Do kurwy nie krzycz, bo mi łeb rozjebie. A poza tym nie zaczyna się zdania od więc.
- Hermiona! – blondynka aż podskoczyła na krzesełku. Już miała rzucić jakieś niewybredne przekleństwo swojej siostrze, ale pani Pomfrey natychmiast wyprosiła ją ze Skrzydła Szpitalnego.
    Minął tydzień, prze który nikt nie mógł wejść do Miony. Cała Wielka Sala aktualnie jadła śniadanie, gdy w drzwiach stanęła pewna mała dziewczyna. Gwar i wesołe rozmowy od razu zamilkły i wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę zdziwionej Herm. Dziewczyna wzruszyła ramionami i powędrowała na swoje stałe miejsce przy stole. Usiadła, ale kiedy cały czas czuła na sobie ich spojrzenia nie wytrzymała i zwróciła się w stronę Ginny,
- Czy wy mnie pierwszy raz widzicie? – warknęła. Ruda nic nie powiedziała, tylko rzuciła się na swoją przyjaciółkę z głośnym okrzykiem „Herm” . Szatynka nie wytrzymała i zaczęła się śmiać wraz ze swoją przyjaciółką.
     Koniec roku szkolnego. Coś, na co czeka każdy uczeń. W tym dniu rozpoczynają się dwa miesiące sielanki nazwane wakacjami. Lato, podróże, owe znajomości … Wszystko to jest potrzebne, żeby pierwszego września znów wrócić do Hogwartu i poznawać nowe tajniki magii i czarodziejstwa w jego starych, okazałych murach.