Noo hej, to tylko ja xd
Nudziło mi się, napisałam, taki średni jest ...
Mam nadzieję, że pokomentujecie, bo szczerze powiem, że jestem lekko zawiediona ;c
Pod poprzednim rozdziałem było tylko 5 komentarz, a z tego co zobaczyłam stać was nawet na 8 xd
Ogłaszam więc szantaż!! Tak, dalej mi się nudzi xd
10 komentarzy = ROK CZWARTY CZ. II
Enjoy, Cave ;)
P.S. Dedykuję wszystkim anonimkom komentującym tego bloga ;)
ktoś się nie podpisał [ROK PIERWSZY CZ. I], Karola, Mania, ~Sylwia, Daria, Maja, Miss Doskonałości [rozwaliłaś mnie tym xd], Lola, Maryla. Mam nadzieję, że nikogo nie przeoczyłam ;)
P.S. 2 W rozdziale pierwsza, większa scenka Dramione. Zapewniam was, że w następnym będzie takowych duużo więcej xd
_____________________________
Znów to samo. Expres Hogwardzki, jeden z wielu przedziałów, cztery
przyjaciółki wesoło rozmawiające na temat wakacji. Zajadały się przy okazji
różnymi słodyczami z wózka, ale również mugolskimi, które przyniosła Hermiona.
Szatynka aktualnie zwijała się ze śmiechu na podłodze, a jej przyjaciółki
śmiały się z niej. Sama panna Granger nawet nie wiedziała, co ją tak bardzo
rozbawiło. Po prostu wybuchła gromkim śmiechem w pewnym momencie i w ten prosty
sposób znajduje się w tej, a nie innej pozycji. W pewnym momencie uspokoiła się
i wróciła na swoje miejsce siedzące koło Ginny.
- Ciekawe, kto w tym roku będzie uczył
obrony. – zaczęła jeszcze cicho chichocząc pod nosem. Zaczesała niezgrabnie
ręką włosy do tyłu i wyczekująco popatrzyła na swoje przyjaciółki.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że w końcu
ktoś normalny. – odpowiedziała Pansy, która tak swoją droga całe wakacje
spędziła w Norze. Tak, jak podejrzewała rodzice wyrzekli się jej i wyrzucili z
domu. Pani Weasley, kiedy tylko Gin przyprowadziła zapłakaną Pan pod drzwi bez
żadnych ceregieli pozwoliła czarnowłosej u nich zamieszkać.
Panna Parkinson siedziała z podkulonymi
nogami i cała zapłakana pod jedną ze ścian w ciemnym zaułku na ulicy Pokątnej.
Zupełnie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie powiedziała o tym
przyjaciółkom, bo nie chciała ich martwić, ale rodzice pod czas ferii
wydziedziczyli ją i wyrzucili na bruk. Oczywiście nie obyło się bez kilku
zaklęć niewybaczalnych.
W pewnym momencie usłyszała tak dobrze
znany jej dziewczęcy śmiech. Ginny. Jej ruda przyjaciółka musiała właśnie
przechodzić gdzieś niedaleko. Podniosła się niezgrabnie i powędrowała do
wyjścia z zaułka. Kiedy tylko go opuściła poraziło ją jasne światło. Zakryła
oczy dłonią. Rozejrzała się dookoła i zauważyła Rudą. Czyli, że jednak jeszcze
nie postradała z rozpaczy zmysłów.
-
Pansy? – dobiegł do jej uszu zdziwiony, ale i przepełniony troską głos Gin, by
po chwili czuć na szyi jej ciężar. – Co ty tutaj robisz? – zapytała odsuwając
Czarną na długość ramion. – I czemu płaczesz? – dodała widząc zapuchnięte oczy
przyjaciółki. Ślizgonka zawahała się przez chwilę, ale postanowiła powiedzieć
prawdę.
-
Rodzice po feriach wyrzucili mnie z domu. – załkała z powrotem wtulając się w
Rudzielca. Ginny od razu odwzajemniła uścisk. Popatrzyła przez ramię Czarnej na
swoich, zdezorientowanych braci – bliźniaków. Jej wzrok aktualnie ciskał w nich
piorunami. Pierwszy obudził się Fred. Pociągnął swojego brata za rękę i
podszedł do dziewcząt. Teleportował się bezpiecznie ze wszystkimi pod Norę.
Ginny nie czekając na nic poprowadziła
zapłakaną Pansy do drzwi. Wprowadziła do kuchni i kazała jej usiąść na krześle.
Czarna nie robiła nic. Była, jak marionetka. Zupełnie bez czucia. Poddawała się
manipulacji przyjaciółki. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła Molly. Jej
córka popatrzyła na nią przerażona.
-
Kim jest ta dziewczyna? – zapytała ostro, ale kiedy zobaczyła, w jakim jest stanie
wyraz jej twarzy od razu złagodniał. – Dziecko, co ci się stało. Nie, lepiej
nic nie mów! Zaraz przyniosę ci herbatę! – powiedziała głosem nieznoszącym
sprzeciwu i od razu powędrowała do samo gotującej się wody i zalała torebkę
zielonej herbaty. Podała ją Pansy, która podziękowała patrząc na kobietę swoimi
dużymi, przepięknymi oczami. Nie musiała nic mówić.
Po chwili w pomieszczeniu pojawił się
Ron. Ginny zaklęła w duchu. Dobrze wiedziała, że jej brat na pewno wybuchnie i
zacznie wymyślać, jaka to Pan jest zła, wredna i w ogóle wszystko, co
najgorsze. Nie myliła się. Kiedy tylko zobaczył, kto spokojnie siedzi w jego
kuchni i jak gdyby nigdy nic popija gorący napój twarz momentalnie przybrała
kolor włosów.
-
Co ta dziwka robi w mojej kuchni? –
wysyczał przez zaciśnięte zęby. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego
stronę. Molly poczekała chwilę, ponieważ sens słów jej syna musiał do niej
dotrzeć.
-
Ronaldzie Weasley! Jak śmiesz tak mówić o tej dziewczynie! Masz ją natychmiast
przeprosić! – ściany Nory niebezpiecznie się zatrzęsły. Bliźniacy bez większych
ceregieli wzięli Czarną, na której twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze słone
krople i zaczęli prowadzić w stronę pokoju swojej siostry.
Później pani Weasley odbyła rozmowę ze
swoim najmłodszym synem. Chociaż może raczej wygłosiła monolog na temat jego
zachowania. Rudy nie odezwał się ani raz. Wolał pozostać cicho, wysłuchać
zrzędzenia matki, a potem i tak zrobić swoje.
- Sama w to nie wierszy Pansy. Przecież
w Hogwarcie na tym stanowisku nigdy nie będzie pracował nikt normalny. –
zaśmiała się Ginny.
- Hej dziewczyny! – w drzwiach pojawiła
się uśmiechnięta szatynka z herbem Gryffindoru. – Przyszłam wam powiedzieć, że
zaraz dojeżdżamy, więc możecie już zakładać szaty. – powiedziała, a z jej twarzy
w dalszym ciągu nie schodził uśmiech.
- Diana! W tym roku jesteś jednym z
naczelnych? – zapytała Hermiona. Czarnowłosa gorliwie pokiwała głową.
- Drugą jest dziewczyna Ravenlaw ‘u. –
oznajmiła i już jej nie było. Dziewczęta zaśmiały się.
Jednak w pewnym momencie Hermiona poderwała się na równe nogi, chwyciła
szatę z herbem swojego domu i oznajmiając, że pierwsza idzie do toalety rzuciła
się w jej kierunku. Gdy dotarła na miejsce okazało się, że jeszcze nikogo nie
ma. Uśmiechnęła się do siebie i już miała naciskać klamkę, ale poczuła czyjąś
dłoń na swojej. Popatrzyła do góry, gotowa oznajmić, że była pierwsza, ale
kiedy doszło do niej z kim tak naprawdę tutaj stoi uśmiech od razu spełzł z jej
twarzy. Zawsze pozna to zimne spojrzenie stalowoszarych tęczówek, o których nie
mogła zapomnieć przez całe wakacje.
- Przykro mi Szlamo, ale to ja wchodzę
pierwszy. – warknął w jej kierunku. Hermiona jednak się nie speszyła, tylko
przyjęła jeszcze bardziej bojową postawę. Nikt jej nie będzie obrażać, a już na
pewno nie on!
- Spadaj na drzewo, Malfoy! –
odpyskowała. – Jak widzisz moja ręka leży na klamce, a twoja na niej. Świadczy
to o tym, że to ja byłam tu pierwsza. – dodała ze zwycięskim uśmieszkiem.
Draco westchną zrezygnowany. Postanowił zrobić coś, o czym przed tańcem
na balu bożonarodzeniowym nawet by nie pomyślał. Przyparł swoim ciałem
zdezorientowaną Mionę do jednej ze ścian pociągu, a dłonie położył po obu
stronach jej głowy. Przybliżył usta do jej ucha i powiedział bardzo po woli.
- Słuchaj Granger. Jestem wkurwiony i
nie zamierzam się teraz z tobą przekomarzać, więc po prostu puścisz mnie
pierwszego. – wyszeptał. Herm poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po całym
jej ciele. Nigdy wcześniej nie zaznała tego uczucia. To coś, jakby w jej podbrzuszu
obudziło się stado motyli, a w głowie była zupełna pustka. Zamknęła oczy,
nabrała głęboko powietrza po płuc, a w swoich nozdrzach poczuła mocny zapach
perfum chłopaka. Były takie … męskie, pociągające. Podobały jej się, nawet
bardzo. Ale zaraz, zaraz, chwila, jeden moment … Czy to nie są objawy …
miłości?! I wszystko to, co przed chwilą wydawało się takie piękne momentalnie
pękło, jak bańka mydlana.
Szatynka otworzyła szeroko oczy, odepchnęła od siebie z całej siły
Malfoy ‘a i weszła do łazienki trzaskając z całej siły za sobą drzwiami, po
czym zamknęła je na klucz. Oparła się dłońmi na umywalce i zaczęła głęboko
oddychać. Jak ten kretyn mógł wywołać w niej tak pozytywne uczucia?! Przecież
to Ślizgon!
Ale
całkiem przystojny Ślizgon… Usłyszała
w głowie ten natrętny głosik. Chociaż faktycznie musi przyznac, że jest
naprawdę przystojnym chłopakiem. A do
tego używa naprawdę wspaniałych perfum … A do tego używ … Zaraz, zaraz co?!
Miona pisnęła przerażona z powodu swoich myśli, odkręciła kurek z lodowata woda
i bez zbędnych ceregieli oblała sobie nią twarz. Nie moge się w nim zakochać! Pomyślała niemal rozpaczliwie.
Odkąd trzasnęła drzwiami do łazienki stał przed nią i zastanawiał się,
co on tak naprawdę robi. Ewidentnie podrywał Hermionę. Chwila, czy on pomyślał
Hermionę?! Nie, zdecydowanie Szlamę! Ugh! Musi z tym skończyć, bo jeszcze się w
niej … zakocha?! Nie, to niemożliwe! Ona jest Mugolaczką, a on arystokratą!
Usłyszał jej pisk, a potem, jak odkręca wodę. Ciekawe, co też może tam robić… Kiedy
tylko zdał sobie sprawę, o czym tak naprawdę pomyślał trzasnął z całej siły
głową w ścianę. Syknął i zaczął rozmasowywać obolałe miejsce. Ulotnił się z
korytarza postanawiając, że przebierze się w jakimś pustym przedziale.
Wielka Sala. Wszyscy uczniowie siedzieli już przy stołach swoich domów i
z niecierpliwością oczekiwali, aż Dumbledore rozpocznie swoją przemowę. Każdy
bowiem chciał już jak najszybciej wziąć się za jedzenie, a niektórzy za spanie.
Podróż bowiem była przyjemna, ale strasznie męcząca.
W pewnym momencie Hermiona poczuła na sobie czyjś natarczywy wzrok.
Rozejrzała się dookoła. Stół Ravenlaw ‘u. David Dane. Dwa lata starszy od niej,
całkiem przystojny. Gapi się na nią już od początku tamtego roku. Zdążyła się
przyzwyczaić. Daniel Lane. Nie, do jego spojrzenia też już zdoła się
przyzwyczaić. Od tego kolesia dostawała już nawet drobne prezenty. Stół
Gryffondor ‘u. Tutaj raczej połowa męskich spojrzeń była skierowana na nią. To
na pewno nie to. Huffelpuff. Kilku chłopaków zerkało na nią. Jeden nawet
odważył się na uśmiech, który odwzajemniła. Też nie to. Popatrzyła na stół
Ślizgonów. Na początku wydało jej się to absurdalne, ale tylko ten jej
pozostał. Bingo.
Malfoy siedział przy stole i nie zwracał na nic uwagi. Jego przyjaciele
cały czas coś do niego paplali, ale on miał zupełnie inne, ciekawsze zajęcie, a
mianowicie przyglądanie się pewnej czekoladowookiej Gryffonce. Dziewczyna
zdołała już całkowicie ogarnąć szopę, jaką miała na głowie przez ostatnie kilka
lat. Teraz długie do połowy pleców włosy układały się w delikatne fale. Figura
nabrała nieco kształtów, a wcięcia w pasie były coraz bardziej widoczne.
Pociąga … Nie, wcale nie!
- Dobry wieczór wszystkim! – kiedy
dobiegł ich głos dyrektora każde oderwało wzrok od siebie i zaczęło
przysłuchiwać przemowie. – W tym roku, w gronie pedagogicznym zmienili się
dwoje nauczycieli. Obrona Nad Magicznymi Stworzeniami – profesor Wilhelmina
Grubbly – Plank oraz Obrona Przed Czarną Magią – profesor Dolores Umbridge.
Życzymy im, aby miło spędziły ten czas w Howarcie i zostały z nami jak
najdłużej …
- Akurat. – mruknęli pod nosami równo
bliźniacy, czym sprawili, że teraz cały Dom Lwa próbował powstrzymać się od
śmiechu.
- … pan Filch, jak co roku prosił, aby
przypomnieć wam, że nie należy pałętać się po korytarzach od godziny
dwudziestej pierwszej … - nie dane było mu jednak skończyć, ponieważ nowa
profesor, której imienia Hermiona nie miała zamiaru zapamiętać, weszła mu w
słowo. Zaczęła coś gadać, ale tak naprawdę nikt nie słuchał, czego ona mówi.
Tylko bliźniacy co chwile rzucali jakimiś żartami, dla rozbawienia znudzonego
towarzystwa.
W końcu w swoim pokoju. Herm bez większych ceregieli rzuciła się na
swoje łóżko. Zdjęła tylko ze swoich obolałych stóp trampki, które od razu
wylądowały w kącie i nakryła kołdrą. Nie miała najmniejszego zamiaru nawet się
przebierać. Chciała po prostu iść spać. I tak też się stało. Usnęła niemalże od
razu.
Następnego dnia miało być wolne od zajęć. Był to jeden ze wspaniałych
pomysłów dyrektora, z które Hermiona była mu bardzo wdzięczna. Jednak, jak na
złość w Pokoju Wspólnym ktoś zaczął się wydzierać. Z całej siły próbowała
zignorować natrętny hałas, ale kiedy tylko dotarło do niej, co tam się dzieje,
zerwała się na równe nogi i z różdżką w ręku, wściekła jak osa, powędrowała do
Pokoju Wspólnego.
- Co tutaj się do jasnej cholery
dzieje?! – warknęła od szczytu schodów. Każde spojrzenie w tym momencie było
zwrócona w jej stronę. Nie zwracała w ogóle uwagi na to, że aktualnie jest cała
rozczochrana, we wczorajszym ubraniu. Nie to było teraz ważne.
- To, że Potter oszalał. – powiedział
Seamus wskazując palcem na Harry ‘ego. – Mówi cały czas jakieś kłamstwa, że
Czarny Pan odrodził się i myśli, że każdy mu w to uwierzy. – zakpił. Tego było
dla niej za dużo. Z prędkością światła znalazła się przy zdezorientowanym
chłopaku. Wbiła mu w krtań swoją różdżkę i zaczęła monolog.
- Ty zidiociały, nadęty kretynie.
Naprawdę wierzysz w to, co te szmatławce piszą?! – wysyczała w jego kierunku. Z
każdym wypowiedzianym słowem ona robił krok w tył, a ona do przodu. Jednak w
końcu musiał trafić na ścianę. – Otóż wyobraź sobie, że ja również tam byłam.
Na tym cholernym cmentarzu, siedziałam pod wpływem zaklęcia, niewidzialna dla
nikogo. Mogę ci zdać szczegółową relację. Wam wszystkim! – warknęła na moment
odwracając się w kierunku reszty Gryffonów. – Siedziałam cicho pod jednym z
nagrobków i obserwowałam wszystko, co się tam dzieje. Nie miałam odwagi nawet
normalnie oddychać, bo bałam się, tak cholernie bałam się, że ktokolwiek mnie
usłyszy. Harry wisiał sobie przyciśnięty przez jakieś kamienne straszydło do
innego nagrobka, a Cedric leżał martwy pod trzecim. A wiesz, kto go zabił? Sam
Voldemort. – cały czas patrzyła w przerażone oczy Seamus ‘a. Widziała w nich
zwierzęcy strach, kiedy tylko wypowiadała jego
imię. – Chcesz wiedzieć, jak się odrodził? Już opowiadam. Sam Petigrew
odciął sobie parszywą łapę i wrzucił ją do jakiegoś kotła. Wymieszał z krwią
Harry ‘ego, wypowiedział formułkę i puf! Ten, którego tak panicznie się boicie
powrócił. W pewnym momencie wyczuł to, że tam jestem. Wiesz, co czułam?
Dokładnie to samo, co ty teraz. Byłam przerażona, kiedy wbijał mi swoją
różdżkę, tak jak ja tobie teraz i kiedy zdjął ze mnie zaklęcie, dzięki któremu
czułam się choć trochę bezpieczna. Dostałam wtedy Crutiatusem. Bolało mnie
wszystko. Nawet włosy. Myślałam, że tam nie wytrzymam. Prosiłam w duchu
wszystkiego, żeby to jak najszybciej się skończyło. Klątwa ustała. Poczułam
niesamowitą ulgę. Nie na długo. Znów zrobił to samo. Znów mnie przeklął. Za
trzecim razem myślałam, że wyzionę ducha. Słyszałam, jak Harry woła moje imię,
jak błaga Riddle ‘a o to, żeby mnie zostawił. Wiesz, co on na to? Zaśmiał się i
rzucił Avadą. Chybił i właśnie dlatego jeszcze tu stoję i ci to opowiadam. –
zakończyła, ale w pewnym momencie przypomniała sobie o czymś. Wbiła jeszcze
boleśniej patyk w gardło chłopaka, który tylko zasyczał, ale nie odważył się
nic powiedzieć. – Chcesz na to dowodu? Proszę bardzo. – podciągnęła koszulkę
ukazując swój prawy bok. – Blizna. Zrobiłam ją sobie wijąc się wtedy w agonii i
zdychając dla uciechy kilku brudnych Śmierciożerców i ich parszywego pana,
niezdolna, żeby wypowiedzieć chociażby jedno, najmniejsze słowo. Wydobyć z
gardła jeden, jedyny dźwięk. Ale wy i ten wasz pismak i tak powiecie, że sobie
to wymyśliliśmy. – tym razem naprawdę zakończyła. Wzięła różdżkę od krtani
Seamus ‘a, który w tym momencie był blady, jak ściana. Dwóch chłopaków musiało
go podtrzymać, żeby nie upadł na podłogę.
Hermiona odwróciła się i rzucając wszystkim rozwścieczone spojrzenie
wróciła do dormitorium. Trzasnęła z całej siły drzwiami. Jak ci idioci w ogóle
mogli podważać to co mówi Harry, Dumbledore, a już szczególnie ona?! Przecież
to powinno być karalne!
Powędrowała w stronę łóżka i rzuciła na nie. Zerknęła na zegarek, który
wskazywał trzynastą. Zaraz zacznie się obiad. Pieprzyć to! Jej się chce spać.
Nagle przypomniała sobie o czymś. Podniosła głowę z poduszki.
- Jak usłysze jakikolwiek hałas, to
macie przerąbane! – ostrzegł po czym usnęła, jak małe dziecko.
Rano na śniadaniu Hermiona aż tryskała energią. Cały wczorajszy dzień
dosłownie przespała. Obudziła się o godzinie szesnastej, wzięła długą kąpiel,
około dziewiętnastej zjadła kolację i znów poszła spać. Aktualnie śmiała się
wraz z Ginny z jakiegoś nowego wynalazku bliźniaków. Jednak ich radość nie
trwała zbyt długo, ponieważ trzeba było w końcu iść na lekcje.
Dziewczęta niechętnie podniosły się z miejsc i powędrowały pod salę
Obrony Przed Czarną Magią. Nie uśmiechało im się ślęczenie na tych jakże
ciekawych lekcjach, ale trudno. Przynajmniej następne są Eliksiry. Pod salą
spotkały Lunę i Pansy. Zadzwonił dzwonek, a Różowa Landryna, jak od dziś rana
nazywała ją Hermiona, wpuściła czwarty rocznik do środka.
- Dzień dobry wszystkim! – zaczęła
nauczycielka, a dziewczęta już wiedziały, że jej nie polubią. – Chciałam
powiedzieć, że od dziś będziemy poznawać książkową Obronę Przed Czarną Magią!
Żadnych praktyk! – powiedziała i zaśmiała się głupkowato, w ten
charakterystyczny dla niej sposób.
- Ale, jak to? Żadnych praktyk? –
zapytała zdziwiona.
- Żadnych! – odpowiedziała ucieszona. –
Przecież wam wystarczy tylko wiedza teoretyczna. Nikt was nie zaatakuje,
skarby. – powiedziała gładząc policzek Pansy, która od razu się od niej
odsunęła. Nauczycielka popatrzyła zdziwiona na herb zdobiący jej szatę, ale nic
nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami.
- Może taki … Voldemort? – krzyknęła z
odrazą Hermiona. Nie miała zamiaru poddawać się tak łatwo.
- SZLABAN!
Miona i jej przyjaciółki siedziały już we Wrzeszczącej Chacie. Wraz z
nimi było już kilkoro innych uczniów, którzy również byli zaintrygowani tym, co
Sophie im naopowiadała. Mieli zawiązać jakieś stowarzyszenie, do którego na
pewno będzie należeć. Zastanawiała się tylko, co będą robić.
W końcu Soph zakończyła swoją przemowę na temat „Gwardii Dumbledore ‘a”.
Harry zgodził się ich szkolić, a wszyscy wyrazili zainteresowanie. Aktualnie
stała w kolejce, żeby się zapisać. Gdy wszyscy już to uczynili Soph zadała
jeszcze jedno pytanie.
- To teraz, gdzie będziemy ćwiczyć? – w pomieszczeniu
zapanowała cisza. Nagle cztery przyjaciółki popatrzyły na siebie i pomachały
przytakująco głowami.
- Pokój Życzeń! – wykrzyknęły równo.
Następnego dnia odbyło się pierwsze spotkanie gwardii. Stawili się
oczywiście wszyscy. Na początku Harry zaczął tłumaczyć podstawy. Zaklęcia
rozbrajające i takie tam. Wszystko, co przyjaciółki już umiały, ale warto było
je powtórzyć. W końcu tego nigdy za wiele.
Właśnie miały wchodzić na kolację, ale zauważyły że Filch po raz kolejny
przybija jakąś tabliczkę nad wejściem do Wielkiej Sali. „Wszystkie stowarzyszenia
uczniowskie zostają niniejszym rozwiązane”. Akurat.
Pomyślały w tym samym momencie przyjaciółki. Nie zwracając na nic uwagi po
prostu weszły do ogromnego pomieszczenia. Miały gdzieś zabójcze spojrzenia
Umbridge. Po prostu usiadły we cztery przy stole Krukonów, tak dla
bezpieczeństwa wybrały akurat dom Luny i zaczęły jeść posiłek. Wiedziały, że
igrają z ogniem, ale miały to po prostu gdzieś. Teraz liczyło się tylko to,
żeby jej dopiec.
Super :) Czekam na następny rozdział!!
OdpowiedzUsuńTak, tak zaczyna się Dramione, czyli to co ja kocham najbardziej. Ale oczywiście cały rozdział tez jest wspaniały i w ogóle super :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Dziękuje za dedykacje jest mi bardzo miło że o mnie pamiętasz..) Rozdział znowu świetny biedna Pansy zostać wydziedziczoną i wyrzuconą z domu za przyjaźń dla mnie nie do pomyślenia. Draco i Hermiona super czekam na więcej i też oczekuję Blinny..) Pozdrawiam Karola
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo że ten rozdział zadedykowałaś także mojej skromnej osobie. Rozdział jak zawsze świetny żal mi Parkinson ma dziewczyna"rodzinę". chciałabym więcej Dramione i Blinny bo to moje ulubione pary..) Pozdrawiam Miss Doskonałości
OdpowiedzUsuńFajne to opowiadanie takie inne..) Rozdział super nie mogę się do niczego przyczepić więc niestety krytyki nie będzie..) Dzięki za dedykację. Maja
OdpowiedzUsuńPozwól że pozostanę nadal anonimem ale bardzo mi miło że mnie wymieniłaś w dedykacjach. Rozdział suuper ale to wiesz nie mam co napisać mogę tylko Cię pochwalić i poprosić o Blinny. Gall Anonim
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Czekam na kolejny rozdział :))))
OdpowiedzUsuńMasz talent dziewczyno, nie mogę się doczekać co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak chcą dopiec Umbridge :) Rozdział świetny :**
OdpowiedzUsuńUu jestem 10 XD bardzo mi się podoba twój blog i mam nadzieje ze nie dlugo dodasz następną notkę <3 Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńAnonimka