poniedziałek, 11 listopada 2013

ROK CZWARTY CZ. I

Noo hej, to tylko ja xd
Nudziło mi się, napisałam, taki średni jest ...
Mam nadzieję, że pokomentujecie, bo szczerze powiem, że jestem lekko zawiediona ;c
Pod poprzednim rozdziałem było tylko 5 komentarz, a z tego co zobaczyłam stać was nawet na 8 xd
Ogłaszam więc szantaż!! Tak, dalej mi się nudzi xd
10 komentarzy = ROK CZWARTY CZ. II
Enjoy, Cave ;)
P.S. Dedykuję wszystkim anonimkom komentującym tego bloga ;)
ktoś się nie podpisał [ROK PIERWSZY CZ. I], Karola, Mania, ~Sylwia, Daria, Maja, Miss Doskonałości [rozwaliłaś mnie tym xd], Lola, Maryla. Mam nadzieję, że nikogo nie przeoczyłam ;)
P.S. 2 W rozdziale pierwsza, większa scenka Dramione. Zapewniam was, że w następnym będzie takowych duużo więcej xd 
_____________________________


      Znów to samo. Expres Hogwardzki, jeden z wielu przedziałów, cztery przyjaciółki wesoło rozmawiające na temat wakacji. Zajadały się przy okazji różnymi słodyczami z wózka, ale również mugolskimi, które przyniosła Hermiona. Szatynka aktualnie zwijała się ze śmiechu na podłodze, a jej przyjaciółki śmiały się z niej. Sama panna Granger nawet nie wiedziała, co ją tak bardzo rozbawiło. Po prostu wybuchła gromkim śmiechem w pewnym momencie i w ten prosty sposób znajduje się w tej, a nie innej pozycji. W pewnym momencie uspokoiła się i wróciła na swoje miejsce siedzące koło Ginny.
- Ciekawe, kto w tym roku będzie uczył obrony. – zaczęła jeszcze cicho chichocząc pod nosem. Zaczesała niezgrabnie ręką włosy do tyłu i wyczekująco popatrzyła na swoje przyjaciółki.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że w końcu ktoś normalny. – odpowiedziała Pansy, która tak swoją droga całe wakacje spędziła w Norze. Tak, jak podejrzewała rodzice wyrzekli się jej i wyrzucili z domu. Pani Weasley, kiedy tylko Gin przyprowadziła zapłakaną Pan pod drzwi bez żadnych ceregieli pozwoliła czarnowłosej u nich zamieszkać.
        Panna Parkinson siedziała z podkulonymi nogami i cała zapłakana pod jedną ze ścian w ciemnym zaułku na ulicy Pokątnej. Zupełnie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie powiedziała o tym przyjaciółkom, bo nie chciała ich martwić, ale rodzice pod czas ferii wydziedziczyli ją i wyrzucili na bruk. Oczywiście nie obyło się bez kilku zaklęć niewybaczalnych.
     W pewnym momencie usłyszała tak dobrze znany jej dziewczęcy śmiech. Ginny. Jej ruda przyjaciółka musiała właśnie przechodzić gdzieś niedaleko. Podniosła się niezgrabnie i powędrowała do wyjścia z zaułka. Kiedy tylko go opuściła poraziło ją jasne światło. Zakryła oczy dłonią. Rozejrzała się dookoła i zauważyła Rudą. Czyli, że jednak jeszcze nie postradała z rozpaczy zmysłów.
- Pansy? – dobiegł do jej uszu zdziwiony, ale i przepełniony troską głos Gin, by po chwili czuć na szyi jej ciężar. – Co ty tutaj robisz? – zapytała odsuwając Czarną na długość ramion. – I czemu płaczesz? – dodała widząc zapuchnięte oczy przyjaciółki. Ślizgonka zawahała się przez chwilę, ale postanowiła powiedzieć prawdę.
- Rodzice po feriach wyrzucili mnie z domu. – załkała z powrotem wtulając się w Rudzielca. Ginny od razu odwzajemniła uścisk. Popatrzyła przez ramię Czarnej na swoich, zdezorientowanych braci – bliźniaków. Jej wzrok aktualnie ciskał w nich piorunami. Pierwszy obudził się Fred. Pociągnął swojego brata za rękę i podszedł do dziewcząt. Teleportował się bezpiecznie ze wszystkimi pod Norę.
      Ginny nie czekając na nic poprowadziła zapłakaną Pansy do drzwi. Wprowadziła do kuchni i kazała jej usiąść na krześle. Czarna nie robiła nic. Była, jak marionetka. Zupełnie bez czucia. Poddawała się manipulacji przyjaciółki. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła Molly. Jej córka popatrzyła na nią przerażona.
- Kim jest ta dziewczyna? – zapytała ostro, ale kiedy zobaczyła, w jakim jest stanie wyraz jej twarzy od razu złagodniał. – Dziecko, co ci się stało. Nie, lepiej nic nie mów! Zaraz przyniosę ci herbatę! – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu i od razu powędrowała do samo gotującej się wody i zalała torebkę zielonej herbaty. Podała ją Pansy, która podziękowała patrząc na kobietę swoimi dużymi, przepięknymi oczami. Nie musiała nic mówić.
      Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Ron. Ginny zaklęła w duchu. Dobrze wiedziała, że jej brat na pewno wybuchnie i zacznie wymyślać, jaka to Pan jest zła, wredna i w ogóle wszystko, co najgorsze. Nie myliła się. Kiedy tylko zobaczył, kto spokojnie siedzi w jego kuchni i jak gdyby nigdy nic popija gorący napój twarz momentalnie przybrała kolor włosów.
- Co ta dziwka robi w mojej kuchni? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę. Molly poczekała chwilę, ponieważ sens słów jej syna musiał do niej dotrzeć.
- Ronaldzie Weasley! Jak śmiesz tak mówić o tej dziewczynie! Masz ją natychmiast przeprosić! – ściany Nory niebezpiecznie się zatrzęsły. Bliźniacy bez większych ceregieli wzięli Czarną, na której twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze słone krople i zaczęli prowadzić w stronę pokoju swojej siostry.
    Później pani Weasley odbyła rozmowę ze swoim najmłodszym synem. Chociaż może raczej wygłosiła monolog na temat jego zachowania. Rudy nie odezwał się ani raz. Wolał pozostać cicho, wysłuchać zrzędzenia matki, a potem i tak zrobić swoje.
- Sama w to nie wierszy Pansy. Przecież w Hogwarcie na tym stanowisku nigdy nie będzie pracował nikt normalny. – zaśmiała się Ginny.
- Hej dziewczyny! – w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta szatynka z herbem Gryffindoru. – Przyszłam wam powiedzieć, że zaraz dojeżdżamy, więc możecie już zakładać szaty. – powiedziała, a z jej twarzy w dalszym ciągu nie schodził uśmiech.
- Diana! W tym roku jesteś jednym z naczelnych? – zapytała Hermiona. Czarnowłosa gorliwie pokiwała głową.
- Drugą jest dziewczyna Ravenlaw ‘u. – oznajmiła i już jej nie było. Dziewczęta zaśmiały się.
      Jednak w pewnym momencie Hermiona poderwała się na równe nogi, chwyciła szatę z herbem swojego domu i oznajmiając, że pierwsza idzie do toalety rzuciła się w jej kierunku. Gdy dotarła na miejsce okazało się, że jeszcze nikogo nie ma. Uśmiechnęła się do siebie i już miała naciskać klamkę, ale poczuła czyjąś dłoń na swojej. Popatrzyła do góry, gotowa oznajmić, że była pierwsza, ale kiedy doszło do niej z kim tak naprawdę tutaj stoi uśmiech od razu spełzł z jej twarzy. Zawsze pozna to zimne spojrzenie stalowoszarych tęczówek, o których nie mogła zapomnieć przez całe wakacje.
- Przykro mi Szlamo, ale to ja wchodzę pierwszy. – warknął w jej kierunku. Hermiona jednak się nie speszyła, tylko przyjęła jeszcze bardziej bojową postawę. Nikt jej nie będzie obrażać, a już na pewno nie on!
- Spadaj na drzewo, Malfoy! – odpyskowała. – Jak widzisz moja ręka leży na klamce, a twoja na niej. Świadczy to o tym, że to ja byłam tu pierwsza. – dodała ze zwycięskim uśmieszkiem.
       Draco westchną zrezygnowany. Postanowił zrobić coś, o czym przed tańcem na balu bożonarodzeniowym nawet by nie pomyślał. Przyparł swoim ciałem zdezorientowaną Mionę do jednej ze ścian pociągu, a dłonie położył po obu stronach jej głowy. Przybliżył usta do jej ucha i powiedział bardzo po woli.
- Słuchaj Granger. Jestem wkurwiony i nie zamierzam się teraz z tobą przekomarzać, więc po prostu puścisz mnie pierwszego. – wyszeptał. Herm poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. Nigdy wcześniej nie zaznała tego uczucia. To coś, jakby w jej podbrzuszu obudziło się stado motyli, a w głowie była zupełna pustka. Zamknęła oczy, nabrała głęboko powietrza po płuc, a w swoich nozdrzach poczuła mocny zapach perfum chłopaka. Były takie … męskie, pociągające. Podobały jej się, nawet bardzo. Ale zaraz, zaraz, chwila, jeden moment … Czy to nie są objawy … miłości?! I wszystko to, co przed chwilą wydawało się takie piękne momentalnie pękło, jak bańka mydlana.
     Szatynka otworzyła szeroko oczy, odepchnęła od siebie z całej siły Malfoy ‘a i weszła do łazienki trzaskając z całej siły za sobą drzwiami, po czym zamknęła je na klucz. Oparła się dłońmi na umywalce i zaczęła głęboko oddychać. Jak ten kretyn mógł wywołać w niej tak pozytywne uczucia?! Przecież to Ślizgon!
Ale całkiem przystojny Ślizgon… Usłyszała w głowie ten natrętny głosik. Chociaż faktycznie musi przyznac, że jest naprawdę przystojnym chłopakiem. A do tego używa naprawdę wspaniałych perfum … A do tego używ … Zaraz, zaraz co?! Miona pisnęła przerażona z powodu swoich myśli, odkręciła kurek z lodowata woda i bez zbędnych ceregieli oblała sobie nią twarz. Nie moge się w nim zakochać! Pomyślała niemal rozpaczliwie.
      Odkąd trzasnęła drzwiami do łazienki stał przed nią i zastanawiał się, co on tak naprawdę robi. Ewidentnie podrywał Hermionę. Chwila, czy on pomyślał Hermionę?! Nie, zdecydowanie Szlamę! Ugh! Musi z tym skończyć, bo jeszcze się w niej … zakocha?! Nie, to niemożliwe! Ona jest Mugolaczką, a on arystokratą! Usłyszał jej pisk, a potem, jak odkręca wodę. Ciekawe, co też może tam robić… Kiedy tylko zdał sobie sprawę, o czym tak naprawdę pomyślał trzasnął z całej siły głową w ścianę. Syknął i zaczął rozmasowywać obolałe miejsce. Ulotnił się z korytarza postanawiając, że przebierze się w jakimś pustym przedziale.
    Wielka Sala. Wszyscy uczniowie siedzieli już przy stołach swoich domów i z niecierpliwością oczekiwali, aż Dumbledore rozpocznie swoją przemowę. Każdy bowiem chciał już jak najszybciej wziąć się za jedzenie, a niektórzy za spanie. Podróż bowiem była przyjemna, ale strasznie męcząca.
    W pewnym momencie Hermiona poczuła na sobie czyjś natarczywy wzrok. Rozejrzała się dookoła. Stół Ravenlaw ‘u. David Dane. Dwa lata starszy od niej, całkiem przystojny. Gapi się na nią już od początku tamtego roku. Zdążyła się przyzwyczaić. Daniel Lane. Nie, do jego spojrzenia też już zdoła się przyzwyczaić. Od tego kolesia dostawała już nawet drobne prezenty. Stół Gryffondor ‘u. Tutaj raczej połowa męskich spojrzeń była skierowana na nią. To na pewno nie to. Huffelpuff. Kilku chłopaków zerkało na nią. Jeden nawet odważył się na uśmiech, który odwzajemniła. Też nie to. Popatrzyła na stół Ślizgonów. Na początku wydało jej się to absurdalne, ale tylko ten jej pozostał. Bingo.
     Malfoy siedział przy stole i nie zwracał na nic uwagi. Jego przyjaciele cały czas coś do niego paplali, ale on miał zupełnie inne, ciekawsze zajęcie, a mianowicie przyglądanie się pewnej czekoladowookiej Gryffonce. Dziewczyna zdołała już całkowicie ogarnąć szopę, jaką miała na głowie przez ostatnie kilka lat. Teraz długie do połowy pleców włosy układały się w delikatne fale. Figura nabrała nieco kształtów, a wcięcia w pasie były coraz bardziej widoczne. Pociąga … Nie, wcale nie!
- Dobry wieczór wszystkim! – kiedy dobiegł ich głos dyrektora każde oderwało wzrok od siebie i zaczęło przysłuchiwać przemowie. – W tym roku, w gronie pedagogicznym zmienili się dwoje nauczycieli. Obrona Nad Magicznymi Stworzeniami – profesor Wilhelmina Grubbly – Plank oraz Obrona Przed Czarną Magią – profesor Dolores Umbridge. Życzymy im, aby miło spędziły ten czas w Howarcie i zostały z nami jak najdłużej …
- Akurat. – mruknęli pod nosami równo bliźniacy, czym sprawili, że teraz cały Dom Lwa próbował powstrzymać się od śmiechu.
- … pan Filch, jak co roku prosił, aby przypomnieć wam, że nie należy pałętać się po korytarzach od godziny dwudziestej pierwszej … - nie dane było mu jednak skończyć, ponieważ nowa profesor, której imienia Hermiona nie miała zamiaru zapamiętać, weszła mu w słowo. Zaczęła coś gadać, ale tak naprawdę nikt nie słuchał, czego ona mówi. Tylko bliźniacy co chwile rzucali jakimiś żartami, dla rozbawienia znudzonego towarzystwa.
     W końcu w swoim pokoju. Herm bez większych ceregieli rzuciła się na swoje łóżko. Zdjęła tylko ze swoich obolałych stóp trampki, które od razu wylądowały w kącie i nakryła kołdrą. Nie miała najmniejszego zamiaru nawet się przebierać. Chciała po prostu iść spać. I tak też się stało. Usnęła niemalże od razu.
    Następnego dnia miało być wolne od zajęć. Był to jeden ze wspaniałych pomysłów dyrektora, z które Hermiona była mu bardzo wdzięczna. Jednak, jak na złość w Pokoju Wspólnym ktoś zaczął się wydzierać. Z całej siły próbowała zignorować natrętny hałas, ale kiedy tylko dotarło do niej, co tam się dzieje, zerwała się na równe nogi i z różdżką w ręku, wściekła jak osa, powędrowała do Pokoju Wspólnego.
- Co tutaj się do jasnej cholery dzieje?! – warknęła od szczytu schodów. Każde spojrzenie w tym momencie było zwrócona w jej stronę. Nie zwracała w ogóle uwagi na to, że aktualnie jest cała rozczochrana, we wczorajszym ubraniu. Nie to było teraz ważne.
- To, że Potter oszalał. – powiedział Seamus wskazując palcem na Harry ‘ego. – Mówi cały czas jakieś kłamstwa, że Czarny Pan odrodził się i myśli, że każdy mu w to uwierzy. – zakpił. Tego było dla niej za dużo. Z prędkością światła znalazła się przy zdezorientowanym chłopaku. Wbiła mu w krtań swoją różdżkę i zaczęła monolog.
- Ty zidiociały, nadęty kretynie. Naprawdę wierzysz w to, co te szmatławce piszą?! – wysyczała w jego kierunku. Z każdym wypowiedzianym słowem ona robił krok w tył, a ona do przodu. Jednak w końcu musiał trafić na ścianę. – Otóż wyobraź sobie, że ja również tam byłam. Na tym cholernym cmentarzu, siedziałam pod wpływem zaklęcia, niewidzialna dla nikogo. Mogę ci zdać szczegółową relację. Wam wszystkim! – warknęła na moment odwracając się w kierunku reszty Gryffonów. – Siedziałam cicho pod jednym z nagrobków i obserwowałam wszystko, co się tam dzieje. Nie miałam odwagi nawet normalnie oddychać, bo bałam się, tak cholernie bałam się, że ktokolwiek mnie usłyszy. Harry wisiał sobie przyciśnięty przez jakieś kamienne straszydło do innego nagrobka, a Cedric leżał martwy pod trzecim. A wiesz, kto go zabił? Sam Voldemort. – cały czas patrzyła w przerażone oczy Seamus ‘a. Widziała w nich zwierzęcy strach, kiedy tylko wypowiadała jego imię. – Chcesz wiedzieć, jak się odrodził? Już opowiadam. Sam Petigrew odciął sobie parszywą łapę i wrzucił ją do jakiegoś kotła. Wymieszał z krwią Harry ‘ego, wypowiedział formułkę i puf! Ten, którego tak panicznie się boicie powrócił. W pewnym momencie wyczuł to, że tam jestem. Wiesz, co czułam? Dokładnie to samo, co ty teraz. Byłam przerażona, kiedy wbijał mi swoją różdżkę, tak jak ja tobie teraz i kiedy zdjął ze mnie zaklęcie, dzięki któremu czułam się choć trochę bezpieczna. Dostałam wtedy Crutiatusem. Bolało mnie wszystko. Nawet włosy. Myślałam, że tam nie wytrzymam. Prosiłam w duchu wszystkiego, żeby to jak najszybciej się skończyło. Klątwa ustała. Poczułam niesamowitą ulgę. Nie na długo. Znów zrobił to samo. Znów mnie przeklął. Za trzecim razem myślałam, że wyzionę ducha. Słyszałam, jak Harry woła moje imię, jak błaga Riddle ‘a o to, żeby mnie zostawił. Wiesz, co on na to? Zaśmiał się i rzucił Avadą. Chybił i właśnie dlatego jeszcze tu stoję i ci to opowiadam. – zakończyła, ale w pewnym momencie przypomniała sobie o czymś. Wbiła jeszcze boleśniej patyk w gardło chłopaka, który tylko zasyczał, ale nie odważył się nic powiedzieć. – Chcesz na to dowodu? Proszę bardzo. – podciągnęła koszulkę ukazując swój prawy bok. – Blizna. Zrobiłam ją sobie wijąc się wtedy w agonii i zdychając dla uciechy kilku brudnych Śmierciożerców i ich parszywego pana, niezdolna, żeby wypowiedzieć chociażby jedno, najmniejsze słowo. Wydobyć z gardła jeden, jedyny dźwięk. Ale wy i ten wasz pismak i tak powiecie, że sobie to wymyśliliśmy. – tym razem naprawdę zakończyła. Wzięła różdżkę od krtani Seamus ‘a, który w tym momencie był blady, jak ściana. Dwóch chłopaków musiało go podtrzymać, żeby nie upadł na podłogę.
    Hermiona odwróciła się i rzucając wszystkim rozwścieczone spojrzenie wróciła do dormitorium. Trzasnęła z całej siły drzwiami. Jak ci idioci w ogóle mogli podważać to co mówi Harry, Dumbledore, a już szczególnie ona?! Przecież to powinno być karalne!
   Powędrowała w stronę łóżka i rzuciła na nie. Zerknęła na zegarek, który wskazywał trzynastą. Zaraz zacznie się obiad. Pieprzyć to! Jej się chce spać. Nagle przypomniała sobie o czymś. Podniosła głowę z poduszki.
- Jak usłysze jakikolwiek hałas, to macie przerąbane! – ostrzegł po czym usnęła, jak małe dziecko.
     Rano na śniadaniu Hermiona aż tryskała energią. Cały wczorajszy dzień dosłownie przespała. Obudziła się o godzinie szesnastej, wzięła długą kąpiel, około dziewiętnastej zjadła kolację i znów poszła spać. Aktualnie śmiała się wraz z Ginny z jakiegoś nowego wynalazku bliźniaków. Jednak ich radość nie trwała zbyt długo, ponieważ trzeba było w końcu iść na lekcje.
    Dziewczęta niechętnie podniosły się z miejsc i powędrowały pod salę Obrony Przed Czarną Magią. Nie uśmiechało im się ślęczenie na tych jakże ciekawych lekcjach, ale trudno. Przynajmniej następne są Eliksiry. Pod salą spotkały Lunę i Pansy. Zadzwonił dzwonek, a Różowa Landryna, jak od dziś rana nazywała ją Hermiona, wpuściła czwarty rocznik do środka.
- Dzień dobry wszystkim! – zaczęła nauczycielka, a dziewczęta już wiedziały, że jej nie polubią. – Chciałam powiedzieć, że od dziś będziemy poznawać książkową Obronę Przed Czarną Magią! Żadnych praktyk! – powiedziała i zaśmiała się głupkowato, w ten charakterystyczny dla niej sposób.
- Ale, jak to? Żadnych praktyk? – zapytała zdziwiona.
- Żadnych! – odpowiedziała ucieszona. – Przecież wam wystarczy tylko wiedza teoretyczna. Nikt was nie zaatakuje, skarby. – powiedziała gładząc policzek Pansy, która od razu się od niej odsunęła. Nauczycielka popatrzyła zdziwiona na herb zdobiący jej szatę, ale nic nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami.
- Może taki … Voldemort? – krzyknęła z odrazą Hermiona. Nie miała zamiaru poddawać się tak łatwo.
- SZLABAN!
     Miona i jej przyjaciółki siedziały już we Wrzeszczącej Chacie. Wraz z nimi było już kilkoro innych uczniów, którzy również byli zaintrygowani tym, co Sophie im naopowiadała. Mieli zawiązać jakieś stowarzyszenie, do którego na pewno będzie należeć. Zastanawiała się tylko, co będą robić.
    W końcu Soph zakończyła swoją przemowę na temat „Gwardii Dumbledore ‘a”. Harry zgodził się ich szkolić, a wszyscy wyrazili zainteresowanie. Aktualnie stała w kolejce, żeby się zapisać. Gdy wszyscy już to uczynili Soph zadała jeszcze jedno pytanie.
- To teraz, gdzie będziemy ćwiczyć? – w pomieszczeniu zapanowała cisza. Nagle cztery przyjaciółki popatrzyły na siebie i pomachały przytakująco głowami.
- Pokój Życzeń! – wykrzyknęły równo.
    Następnego dnia odbyło się pierwsze spotkanie gwardii. Stawili się oczywiście wszyscy. Na początku Harry zaczął tłumaczyć podstawy. Zaklęcia rozbrajające i takie tam. Wszystko, co przyjaciółki już umiały, ale warto było je powtórzyć. W końcu tego nigdy za wiele.

    Właśnie miały wchodzić na kolację, ale zauważyły że Filch po raz kolejny przybija jakąś tabliczkę nad wejściem do Wielkiej Sali. „Wszystkie stowarzyszenia uczniowskie zostają niniejszym rozwiązane”. Akurat. Pomyślały w tym samym momencie przyjaciółki. Nie zwracając na nic uwagi po prostu weszły do ogromnego pomieszczenia. Miały gdzieś zabójcze spojrzenia Umbridge. Po prostu usiadły we cztery przy stole Krukonów, tak dla bezpieczeństwa wybrały akurat dom Luny i zaczęły jeść posiłek. Wiedziały, że igrają z ogniem, ale miały to po prostu gdzieś. Teraz liczyło się tylko to, żeby jej dopiec. 

10 komentarzy:

  1. Super :) Czekam na następny rozdział!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, tak zaczyna się Dramione, czyli to co ja kocham najbardziej. Ale oczywiście cały rozdział tez jest wspaniały i w ogóle super :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje za dedykacje jest mi bardzo miło że o mnie pamiętasz..) Rozdział znowu świetny biedna Pansy zostać wydziedziczoną i wyrzuconą z domu za przyjaźń dla mnie nie do pomyślenia. Draco i Hermiona super czekam na więcej i też oczekuję Blinny..) Pozdrawiam Karola

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi bardzo że ten rozdział zadedykowałaś także mojej skromnej osobie. Rozdział jak zawsze świetny żal mi Parkinson ma dziewczyna"rodzinę". chciałabym więcej Dramione i Blinny bo to moje ulubione pary..) Pozdrawiam Miss Doskonałości

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne to opowiadanie takie inne..) Rozdział super nie mogę się do niczego przyczepić więc niestety krytyki nie będzie..) Dzięki za dedykację. Maja

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozwól że pozostanę nadal anonimem ale bardzo mi miło że mnie wymieniłaś w dedykacjach. Rozdział suuper ale to wiesz nie mam co napisać mogę tylko Cię pochwalić i poprosić o Blinny. Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział! Czekam na kolejny rozdział :))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz talent dziewczyno, nie mogę się doczekać co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem ciekawa jak chcą dopiec Umbridge :) Rozdział świetny :**

    OdpowiedzUsuń
  10. Uu jestem 10 XD bardzo mi się podoba twój blog i mam nadzieje ze nie dlugo dodasz następną notkę <3 Pozdrawiam,
    Anonimka

    OdpowiedzUsuń