poniedziałek, 4 listopada 2013

ROK TRZECI CZ. IV

Dooobry Wieczooorek xd
Napisałam to coś, co mi się zupełnie nie podoba... Jest takie bez sensu i w ogóle blee ...
Mam jednak nadzieję, że się nie obrazicie za tę długaśną, beznadziejną notkę..
Kiedy następna? Nie mam zielonego pojęcia, mam nadzieję, że szybko ... 
Cave ;)
________________________________________________________

- Spokojnie Pansy, nie tutaj. Za dużo gapiów. – przerwała jej Hermiona, ponieważ odwróciła się i zauważyła całą masę ludzi przyglądająca się im. Czarnowłosa pokiwała tylko głową na znak zgody. Giny, która przyszła do przyjaciółki za Hermioną i ona sama wzięły dziewczynę pod rękę i poprowadziły po wejście do Pokoju Życzeń. Pomyślała o wystroju i już po chwili dziewczęta przechodziły ze szlochającą panną Parkinson przez masywne drzwi.
   W środku było zupełnie tak, jak Miona chciała. Pomieszczenie wcale nie przypominało pokoju, a jezioro z Zakazanego Lasu, przy którym znalazła się w tamtym roku. Nie wiedziała dlaczego, ale bardzo podobało jej się to miejsce. Było takie … magiczne, szczególnie w nocy. I tak właśnie dziewczyna sobie to wyobraziła. Nad głowami trzech przyjaciółek rozciągało się granatowe niebo z mnóstwem migoczących gwiazd. Nad wodą i pomiędzy drzewami unosiła się gęsta mgła, co dodawało mroku miejscu. Miona uśmiechnęła się do siebie.
- Ale tu … mrocznie. – zaśmiała się Ginny, której również bardzo się tutaj podobało.
- Dlaczego akurat to miejsce i skąd je znasz? – zapytała Pansy, która na chwilę przestała płakać.
- Pamiętacie, jak ostatnio znaleźli mnie w tamtym roku w Zakazanym Lesie? – zapytała, na co one tylko pokiwały zgodnie głowami. – To właśnie było to miejsce. – powiedziała i wyjęła różdżkę. – Lumos Maxima. – wypowiedziała zaklęcie, a z jej różdżki wydobył się sporych rozmiarów „świetlik”, który oświetlał miejsce, w którym usiadły dziewczęta. Pansy od razu wtuliła się w Hermionę.
- To teraz możesz mówić, co się stało. – powiedziała Ginny.
- Moi rodzice, oni … kazali mi wrócić do domu na święta. – załkała, ponieważ po jej bladych policzkach znów zaczęły cieknąć łzy.
- Nie widzę w tym nic złego. – mruknęła zdziwiona Ginny.
- Bo ty ich nie znasz, Gin. Jestem pewna, że będą chcieli nie ukarać za to, że się z wami przyjaźnie i każą o was zapomnieć raz na zawsze. – załkała.
- No, ale co oni mogą ci takiego zrobić? – Herm mimo wszystko dalej nie była przekonana w stu procentach do aż takiej rozpaczy z powodu zwykłej kary.
- Nic nie rozumiecie. Wasi rodzice nie są tacy, jak moi. Nie dostanę w za karę posprzątać pokój, czy coś takiego, bo u nas tym zajmują się skrzaty domowe. Najpewniej czeka mnie zaklęcie. – przerwał jej spazmatyczny szloch, jednak zebrała się w sobie i postanowiła kontynuować. – W najlepszym przypadku będzie to Crucio.
- Ale jak to? – zapytała mało inteligentnie Miona. – Faktycznie, nic nie rozumiem. – dodała po chwili zastanowienia.
- Nie ważne, po prostu, jak nie wrócę do szkoły po feriach to znaczy, że nie żyje. – powiedziała i wybuchła głośnym, spazmatycznym szlochem.
      Siedziały do wieczora w Pokoju Życzeń, ale w końcu jutro wyjeżdżają z Hogwartu co równa się ze wczesnym wstaniem, więc trzeba było iść spać. Pożegnały się i każda udała się w swoją stronę. Herm nie wracało do domu na święta, ponieważ tak jak w poprzednich latach nie mogłaby się rozstać ze szkołą. Nie zważając na to, że korytarze są już patrolowane powędrowała do Sowiarni. Dawno tam nie była. Weszła po schodach, a następnie do wysokiego, przestronnego pomieszczenia. Wszystkie sowy już spały. Nie dziwiła się, było naprawdę późno. Usiadła na jednym z dużych okien. Jedną nogę podciągnęła pod brodę, a druga spuściła w dół. Obserwowała widok zaśnieżonego Hogwartu w nocy.
      Na dziedzińcu leżało pełno białego puchu, który skrzył się w bladym blasku księżyca. Drzewa w Zakazanym Lesie wyglądały tajemniczo, skąpane w gęstej mgle. Nigdzie nie było żywej duszy. Jedynie w chatce Hagrida tliło się słabe światło. Hermiona tak bardzo kochała Hogwart. Poprosi jutro profesor McGonagall o pozwolenie na wyjście do Hogsmade. Przecież jeszcze nie kupiła ani jednego prezentu. Zastanowiła się przez chwilę. Pansy wyśle list z życzeniami, a prezent da po jej powrocie do szkoły. Tak, to zdecydowanie najlepsze rozwiązanie.
       Podniosła głowę i popatrzyła na gwiazdy. Zaczęła snuć różne teorie, jak to teraz będzie, skoro cała szkoła wie o przyjaźni Gryffońsko – Ślizgońsko – Krukońskiej. Czy je zaakceptują, czy może na każdym kroku będą zatruwać im życie? A co z Pansy, przecież Ślizgoni nie dadzą jej normalnie żyć! A może po prostu nie będą zwracać na nie uwagi? Nie to absurdalne! Kto w Hogwarcie obojętnie podchodziłby do takiej sprawy?! No właśnie, nikt.
       Podniosła się z parapetu i zaczęła iść w stronę swojego Dormitorium. Kiedy zaczęła schodzić po schodach popatrzyła na swój mugolskie zegarek. Północ. Siedziała tam trzy godziny. No nie źle. Musi uważać, żeby któryś z Prefektów jej nie dorwał, bo to by była co najmniej tragedia. Mieć szlaban w święta. Idealne plany. Wyciągnęła różdżkę, żeby oświetlić sobie drogę. Nie był to jednak dobry pomysł, bo po chwili pojawiła się pani Noris.
- Tylko tego paszczura tutaj brakuje. – mruknęła do siebie. Nie zdążyła jednak nic zrobić, bo usłyszała głos, którego tak bardzo nie chciała usłyszeć.
- Kto tutaj jest? – Marc Born. Naczelny. Slytherin. No to koniec. Puściła się biegiem w stronę Portretu Grubej Damy. Zastanawiała się tylko, czy ta stara wiedźma nie zacznie swojego wykładu o tym, że powinna jej się dostać kara. W ostatnim momencie zawróciła i udała się pod Pokój Życzeń. To jej ostatnia szansa. – Zatrzymaj się, albo użyję czarów. – Spadaj baranie. Pomyślała szatynka i jeszcze bardziej przyspieszyła.
     Kiedy znalazła się pod ścianą dobrze wiedziała, co chce widzieć w środku. Drzwi pojawiły się niemalże natychmiast i od razu były otwarte. Miona wbiegła do środka, a przejście zniknęło. Oparła się plecami o ścianę i zsunęła po niej na puchaty dywan. Zamknęła oczy i przechyliła głowę do tyłu. Jak widać nie musi ćwiczyć, żeby cały czas mieć kondycję. Chociaż … Ona cały czas biega, więc nie ma co się dziwić, że w jej przypadku treningi sprawnościowe są zbędne. Mniejsza. Otworzyła oczy o rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w jedynym miejscu, jakiego brakowało jej w Hogwarcie, a mianowicie w swoim ukochanym pokoju.
     Na podłodze leżał duży, beżowo – oliwkowy, puchaty dywan. Na prawej ścianie od wejścia znajdowało się ogromne okno, ozdobione jasnozielonymi roletami, zasłonkami i białą firanką,  z widokiem na Londyn w nocy (od czego jest magia). Łóżko. Coś, co Hermionka kocha najbardziej. Stało ono na wprost od drzwi. Pościel ubrana była w pościel o różnych odcieniach zieleni. Biurko, które znajdowało się naprzeciwko okna, było ogromne. Miało dwa metry długości i pół szerokości. Znajdowały się na nim przeróżne rzeczy. Począwszy od komputera, a skończywszy na długopisach i zeszytach oraz pamiętniku. Na białym suficie wisiał kremowy żyrandol.
    Miona uśmiechnęła się do siebie i podniosła z podłogi. Kochała to miejsce. Pomimo tego, że miało wiele Ślizgońskich akcentów, to i tak było jej ukochanym miejscem na ziemi. Rzuciła się na łóżko i przykryła kołdrą. Praktycznie natychmiast usnęła w ubraniach.
- Gdzie. Ona. Jest? – wściekała się Ginny, która stała już ze swoim bagażem w Sali Wyjściowej razem z Luną i Pansy. Była na granicy wybuchnięcia, więc nikt nawet nie odważył się do niej podejść. W pewnym momencie zobaczyła burzę kasztanowych loków swojej przyjaciółki.  Podeszła do niej w kilku krokach. – Gdzieś ty była?! – wrzasnęła tak, że kilkoro pierwszorocznych postanowiło nie narażać się starszej koleżance i po prostu uciekło.
- Spokojnie Gin. Spałam dziś w naszym miejscu … - jednak nie dane jej było skończyć, ponieważ Ruda bezceremonialnie weszła jej w słowo.
- Wiesz, co to mnie obchodzi?! Myślałam, że nie przyjdziesz, a ja mam ci coś ważnego do powiedzenia i ty dobrze o tym wiesz! – krzyk dziewczyny przyciągnął do nich cztery powody, dzięki którym Ginny mogła stwierdzić, że zaraz posypią się iskry.
- Co Wiewióro, czemu się tak wściekasz na naszą kochaną Szlamcię? – zaszczebiotał rozbawiony Zabini. Gin odwróciła się o woli, a zaraz potem boleśnie wbiła różdżkę w żebra Ślizgona, który cicho zasyczał.
- Jeżeli ci życie miłe debilu, to dobrze radze. Zostaw mnie w spokoju. – warknęła po czym z powrotem popatrzyła na Hermionę. – Napisze ci w liście, bo tutaj jest za dużo zainteresowanych. – mruknęła po czym odwróciła się na pięcie i powędrowała w stronę walizek. – Wesołych Świąt, Herm! – rzuciła jeszcze za sobą po czym ruszyła za resztą uczniów do łódek, żeby wrócić do domu na święta. Panna Granger odwróciła się i dosłownie doznała szoku.
- Co wy tutaj jeszcze robicie? – zapytała czwórki tak bardzo znienawidzonych Ślizgonów. Przecież uczniowie już poszli, więc czemu ona ICH jeszcze widzi?
- No cóż, pomyśleliśmy, że zostaniemy, bo przecież nie możesz sama się tutaj nudzić w tej wielkiej szkole. – powiedział z wrednym uśmiechem Teodor. Hermiona westchnęła zrezygnowana i chciała udać się w stronę schodów, żeby schować się w swoim dormitorium i nie wychodzić z niego, aż do momentu zakończenia przerwy świątecznej. Może to nie najlepsze plany na najbliższy tydzień, ale jeśli nie chce siedzieć z tymi kretynami, to nie ma innego wyjścia.
       Już dochodziła do schodów, ale poczuła na swoim nadgarstku dosyć mocny uścisk. Syknęła cicho z bólu. Odwróciła się twarzą do napastnika i zobaczyła stalowoszare tęczówki Malfoy ‘a, które aktualnie były bardzo rozbawione. Denerwowało ją to w tym samym stopniu, co ten kretyński uśmieszek na jego bladej twarzy. Nie zdążyła nic powiedzieć, a chłopak przerzucił ją sobie przez ramię, jakby była workiem kartofli i skierował w stronę jakiegoś ciemnego korytarza. Nie podobało jej się to, więc zaczęła się  całej siły wyrywać. Nie miała z nim jednak szans, bo pomimo ćwiczeń w drużynie on i tak był silniejszy. Przecież sam ćwiczył. Zaczęła bić blondyna swoimi małymi piąstkami, co tylko go rozbawiło.
- Nie wie, co cię tak śmieszy. Masz mnie natychmiast postawić na podłodze! – warknęła zdenerwowana, kiedy znacznie oddalili się od Sali Wyjściowej w głąb tego samego ciemnego korytarza. Coraz mniej jej się to podobało.
- Najpierw musimy porozmawiać, Szlamciu. – zarechotał Terry. Hermiona prychnęła, jak rozwścieczona kotka. Przestała się wyrywać i skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Ale mi się nie chce z wami rozmawiać! – krzyknęła, a jej głos rozniósł się echem po pustym pomieszczeniu, do którego aktualnie weszli. Nie było w nim nic oprócz ośmiu czerwonych, dużych foteli i czarnego dywanu na środku. Ściany były pomalowane na ten sam kolor, co wykładzina. Natomiast podłoga miała ciemnobrązowy kolor, a wykonana została z drewna. Całe pomieszczenie oświetlała jedna stojąca w rogu lampa z krwistoczerwonym abażurem. Nie świeciła ona mocno, więc pokój był lekko przyciemniony.
      Malfoy podszedł do jednego z foteli i dosłownie rzucił na niego młoda Gryffonkę. Ta wydała z siebie zduszony krzyk oburzenia. Chłopak jednak nie zwrócił na to uwagi, tylko tak jak przyjaciele usiadł na pozostałych fotelach. Bleise popatrzył z rozbawianiem na oburzoną Gryffonkę i odezwał sie jako pierwszy.
- Więc … - zaczął, ale Hermiona nie dała mu dokończyć.
- Nie zaczyna się zdania od więc. – warknęła wkurzona. Tak, to był jej sposób na odreagowanie w całej tej chorej sytuacje, jakiej się niestety znalazła.
- Czy ty naprawdę uważasz, że w twojej sytuacji trzeba zwracać uwagę akurat na błędy stylistyczne? – zapytał z wyraźną kpiną w głosie Nott. Miona gorliwe pokiwała twierdząco głową. ,
- No to, powiedz mi Granger, od kiedy zadajesz się z naszą Pansy? – ponowił próbę czarnoskóry. Miona nic nie powiedziała, tylko obróciła się na fotelu tyłem do chłopaków wyrażając tym samym swoją postawą, że nie ma zamiaru wcale się do nich odzywać.
- Odpowiadaj Szlamo. – warknął zirytowany Dracon. Chcieli te rozmowę przeprowadzić normalnie, ale jak na załączonym obrazu widać z nią się po prostu nie da!
- Wyzywanie mnie i tak ci nic nie da. – mruknęła dziewczyna. Miała serdecznie dość! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że oprócz nich w Hogwarcie nie ma nikogo, tylko babka od Wróżbiarstwa, żeby ich pilnować. Taa … na pewno może liczyc na rychłą pomoc, jak tylko gwiazdy jej powiedzą, że nie jest w najlepszej sytuacji. PARANOJA !!!
- Oj, po prostu powiedz, od kiedy z Pansy się przyjaźnicie i czy często łamała z wami regulamin. – jęknął Terrence, który ze wszystkich obecnych w pomieszczeniu Ślizgonów miał chyba najwięcej cierpliwości, która się po woli kończyła.
     Hermiona w tym momencie przestała zwracać uwagę na tych kretynów, ponieważ przypomniała sobie, co ma przy sobie. Różdżka. Teraz tylko musi się zastanowić, jakie zaklęcie ma pierwsze rzucić. Drętwota? Nie, nie da rady w ten sposób pokonac wszystkich, jeżeli również mają różdżki, a na pewno mają. Confringo? Nie, może to i dobre zaklęcie, ale nie udało jej się go jeszcze dobrze opanować i chociaż to mogłoby trochę polepszyć jej życie w Hogwarcie, to ni chce trafić do Azkabnu za rozwalenie któremuś z tych debili łba. Diminuendo? Też odpada. Nie ma czasu na rzucanie go czterokrotnie. A może …
- Bombarda Maxima! – krzyknęła z różdżką wycelowaną w drzwi. Te rozsypały się w drobny mak, więc Miona korzystając z tego, że Ślizgoni są ogłuszeni zaczęła biec.
      Korytarz zdawał się nie mieć końca. Z daleka było słychać, że idioci zdołali się już pozbierać i ruszyli w pościg za nią. Przyspieszył, ale to nic nie dawało, ponieważ odgłos uderzania butami o posadzkę zdawał się być coraz głośniejszy. I tak faktycznie było. Oni się zbliżali, a ona już po woli zaczynała tracić siłę. Kiedy ten cholerny korytarz się wreszcie skończy?! Pomyślała. Przecież w tamtą stronę nie było go aż tyle! Dziewczyna zrezygnowana zatrzymała się i wycelowała w swoja klatkę piersiową magiczny patyczek.
- Kameleus. – wyszeptała ledwo słyszalnie. Nic więcej nie przychodziło jej do głowy.
       Schowała się za jakąś pierwszą lepsza zbroją, które stały pod ścianami z kamienia i, słysząc że są coraz bliżej, próbowała uspokoić swój szybki oddech. Nie było to w cale takie łatwe. Jednak, kiedy w końcu jej się to udało Draco i spółka postanowili złapać oddech. Zaklęła w myślach. Dlaczego akurat w tym miejscu?
- Jak tylko ją dorwę, to jej nogi z tyłka powyrywam. – warknął, a raczej sapnął Teo usiłując złapać powietrze do płuc. – Ale szybka, to ona jest. Trzeba jej to przyznać. – dodał po chwili ciszy.
      W pewnym momencie Draco coś poczuł i był pewny co, a może raczej kogoś. Po woli szedł za węchem. Skądś znał te perfumy. Hermiona klęła na siebie w myślach i zakodowała, że musi kupić delikatniejszy zapach. Zaczęła po woli, tak żeby nie było jej słychać, cofać się. Malfoy szedł dokładnie za nią. Przyjaciele patrzyli na niego, jak na wariata, ale ten nic sobie z tego nie robił. Ta gówniara doprowadzała go już do szału i miał zamiar właśnie ją złapać i jej tak nagadać, żeby nie miała ochoty wracać do jego szkoły. Dziewczyna odwróciła się i już zobaczyła wyjście z korytarz, kiedy usłyszała zaklęcie zdejmujące z niej kamuflaż. Od razu popatrzyła na wrednie uśmiechającego się Draco i resztę, która była zdziwiona.
- No, no Szlamciu. Muszę przyznać, że nieźle wykombinowałaś, ale i tak ja jestem lepszy. – zakpił młody arystokrata. Gryffonka popatrzyła na niego wkurzona. No aż tak łatwo to ona się na pewno nie podda.
- Spadaj na drzewo, Malfoy. – wysyczała przez zaciśnięte zęby i rzuciła się biegiem w stronę schodów. Może tym razem poruszą się w odpowiednim momencie.
       Właśnie stawiała ostatni krok na górze pierwszych schodów, kiedy przestawiły się one. Odwróciła się z wrednym uśmiechem wymalowanym na dziewczęcej twarzy. Z chłopaków aż ciskało piorunami. Dobrze wiedziała, że to nie koniec, bo oni tak szybko nie zrezygnują. W końcu to Ślizgoni zawsze dostają to, co chcą i bla bla bla … Nie w tym przypadku.
- Jeden zero dla mnie, Mandragory. – rzuciła za siebie wesoła i zaczęła wspinać się do góry. Usłyszała jeszcze tylko w swoim kierunku kilka niewybrednych słów, a potem z wrednym uśmieszkiem, którego sam Malfoy by się nie powstydził, ruszyła w kierunku pokoju wspólnego. To było zdecydowanie najlepsze jak dotąd zwycięstwo.
        Stanęła przed Portretem Grubej Damy i podała jej hasło. Oczywiście nie obyło się bez narzekań typu „Jak możesz przeszkadzać mi w bardzo ważnej rozmowie.”, czy „ Coraz gorsza ta młodzież do Hogwartu nam przyjeżdża.”, ale Miona miała zbyt dobry humor, żeby jakieś czupiradło jej go zepsuło. Przeczekała marudzenie obrazu i po, którymś z kolei, podaniu hasła wreszcie mogła wejść do ciepłego i przytulnego Pokoju Wspólnego Gryffidoru.
      Rozpaliła różdżką ogień w kominku i rozsiadła się na jednej z kanap, która była najbliżej źródła przyjemnego ciepła. Pogrążyła się w głębokich rozmyślaniach. Jak ona kochała Hogwart. Nie ważne, jaka była pora roku. Stare mury zamku zawsze wyglądały bardzo dostojnie i okazale. Kiedy padał śnieg i dookoła było zimno, a szczególnie, gdy za oknem świeciło jasne słońce i Błonia zakrywały się zielenią oraz różnymi innymi, wspaniałymi kolorami wiosny. Jednak szczególnie kochała wszystkie, jak dotąd przeżyte przygody. Miała nadzieję, że jeszcze nie jedna ją czeka i nie myliła się. Nie wiedziała tylko, ile będzie musiała wycierpieć, żeby w końcu być szczęśliwą.
       W pewnym momencie, ni z tego, ni z owego, jej myśli zboczyły na tor pewnego blond - włosego arystokraty. Zaczęła się zastanawiać nad tym, jak taki kretyn może tak dobrze wyglądać. Platynowe włosy w nieładzie, zawsze nienagannie ubrany. Do tego używa bardzo dobrych perfum. Dziewczyna pacnęła się z całej siły otwartą dłonią w czoło. Jak ona może tak o nim myśleć. Przecież to Ślizgon! Ale za to bardzo przystojny Ślizgon. Usłyszała jakby z oddali głos swojej podświadomości. Potrząsnęła energicznie głową. Ona tego nie pomyślała! Owszem, pomyślałaś… Nie wiem, kim jesteś, ale spadaj! Nie wiem, jak mogę sobie pójść, jestem tylko podświadomością. Ale na pewno nie moją! Biła się z myślami. Jednak po chwili poderwała się i niemalże pobiegła do łazienki. Odkręciła kurek z lodowatą wodą i nie ściągając ubrań od razu pod niego weszła. Wzdrygnęła się, gdy chłód dotarł do jej ciała. Nie znalazła jednak innego wyjścia, żeby zmyć z siebie niepożądane myśli. I tak nie pomogło …
       Rano wstała dosyć wcześnie. Resztę wczorajszego dnia w całości spędziła w Dormitorium nie chcąc napotkać na swojej drodze wrednych Ślizgonów. Nie zniosłaby kolejnej konfrontacji z nimi i na pewno posypałby się zaklęcia.
       Podniosła się z łóżka i powędrowała do szafy. Przeglądała wszystkie swoje ubrania. Z niechęcią stwierdziła, że musi iść na śniadanie, ponieważ właśnie odczuwa pierwsze oznaki opuszczenia wczorajszej kolacji, a mianowicie burczenie w brzuchu i głód. W pewnym momencie przebiegła jej przez głowę pewna myśl. A co, gdyby dzisiaj ubrać się jakoś inaczej? Sięgnęła po dawno nie używane ciuchy i przyjrzała im się dokładnie. Może to nie jest taki zły pomysł. Wzruszyła ramionami i udała się w stronę łazienki przelotnie spoglądając na zegarek wiszący na ścianie. Ma jeszcze godzinę, czyli wystarczająco dużo czasu na szybką kąpiel.
      Położyła ubrania na jednej z szafek i zdjęła z siebie piżamę. Podeszła do wanny oraz odkręciła kurki. Ustawiła wodę tak, żeby była idealna, czyli w jej przypadku dosyć gorąca. Nalała olejku do kąpieli i weszła do wanny. Jej ciało od razu uderzyła przyjemna fala ciepła. Po około pół godziny, kiedy woda już wystygła po woli wyszła okręcając się puchatym, czerwonym ręcznikiem. Podeszła do lusterka i zaklęciem wysuszyła oraz ułożyła swoje kręcone włosy. Popatrzyła na ciuchy i po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, czy to aby na pewno dobry pomysł. Po chwili wzruszyła jednak ramionami i uznała, że jeśli nie zaryzykuje, to się nie dowie. Ubrała się w szaro – białą spódnicę z flagą,szarą bokserkę, czarny kardigan i szare Conversy. Na nadgarstku zapięła czarnyzegarek. Przejrzała się w lusterku i stwierdziła, że nie wygląda aż tak źle.
      Powolnym krokiem szła na śniadanie. Dobrze wiedziała, że oni na pewno tam będą i zadadzą te same pytania, co wczoraj. Ale ona nie chciała z nimi rozmawiać ani na ten temat, ani na żaden inny, czy to tak trudno zrozumieć. Chociaż, czego ona wymaga. W końcu to są Ślizgoni, czyli najwredniejsi, najbardziej zadufani w sobie, martwiący się tylko o siebie i o swoją kasę dupki, którzy nawet nie wiedzą, czym jest prawdziwa przyjaźń. Tak, ma na och temat właśnie takie zdania, albo nawet gorsze, ale z powodów estetycznych po prostu tego nie powie. W końcu jest  miarę dobrze wychowana.
     Nawet nie zauważyła, kiedy doszła na miejsce. Drzwi do Wielkiej Sali były otwarte na oścież, jednak za nim weszła do środka rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu. Jak na jej szczęście nikogo tam jeszcze nie było. Szczęśliwa z tego powodu powędrowała na koniec stołu jej domu, gdzie leżało jedzenie przygotowane przez skrzaty. Na talerzu leżało kilkanaście tostów z serem – jej ulubionych. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zabrała za pałaszowanie posiłku.
        Niestety jej szczęście nie trwało zbyt długo, ponieważ po około pięciu minutach do sali weszli tak bardzo znienawidzeni przez nią Ślizgoni. Jednak chyba jej nie zauważyli. Postanowiła to wykorzystać. Połknęła ostatni kęs śniadania i poderwała się ze swojego miejsca, co było dużym błędem. Dlaczego? Otóż czwórka chłopaków skierowała swój wzrok akurat w tamta stronę, ponieważ spódniczka dziewczyny zatrzepotała sprawiając tym samym całkiem spory hałas. Miona zaklęła w duchu. Nigdy więcej nie założy żadnej cholernej spódnicy. Dobrze wiedziała, że to fatalny pomysł.
- Proszę, proszę. Kogo moje piękne oczy widzą. Czy to nie aby nasza wspaniała Szlama Granger? – powiedział z wrednym uśmiechem Teodor.
- Ale cóż to, czy ona nie ma na sobie spódnicy? – zawtórował mu Zabini. – I tak nic ci nie pomoże, żeby wyglądać ładniej. – dodał po chwili ciszy. - Hermiona niczym mu na to nie odpowiedziała, tylko po prostu uniosła w jego kierunku dłoń z wystawionym środkowym palcem. Od razu zmyła tym gestem wredne uśmieszki z twarzy czterech młodych arystokratów. Nie czekając długo po prostu zaczęła biec w kierunku Portretu Grubej Damy.
      Nie trwało to jednak długo, ponieważ kiedy była już przy pierwszych schodach poczuła dość mocny uścisk na nadgarstku. Syknęła z jednej strony z bólu, a z drugiej, bo znów dała się złapać tym kretynom. Zrezygnowana nawet się nie wyrywała, co ułatwiło młodemu Malfoy ‘owi, który aktualnie ją trzymał, odwrócenie jej do siebie przodem. Z obrzydzeniem patrzyła na jego wredny uśmiech i przyjaciół, którzy byli od niego trochę wolniejsi.
- Co Szlamciu, znów nie udało ci się uciec? – zakpił blondyn. Hermiona prychnęła tylko pod nosem, ale nic nie powiedziała. Przyjęła tą samą taktykę, co ostatnio – nie odzywać się w ogóle.
     Chłopak nic więcej nie powiedział, tylko przerzucił sobie dziewczynę przez ramię i powędrował w stronę … lochów. Tego dla Miony było za wiele. Zaczęła się wyrywać i krzyczeć. Nie chciała iść tam, bo to było ich królestwo i wtedy to oni mieliby przewagę, a w tedy mogłoby się to dla niej bardzo źle skończyć. Stalowy uścisk Dracona jednak uniemożliwiał jej jakąkolwiek drogę ucieczki.
- Spokojnie, bo zaraz majtki ci wyjdą. – zarechotał Zabini. Herm prychnęła po raz kolejny z oburzeniem, chwyciła w dłonie końce spódniczki przyciągając ją do nóg i  jednocześnie ciągnąc w dół.  A tak w ogóle, jakim prawem tan palant patrzył się na jej tyłek?
     Kiedy wreszcie doszli na miejsce Mionie zalśniła w głowie jedna myśl. Teodor wypowiedział hasło i weszli do środka. Malfoy posadził ją na jednej z zielonych kanap. Rozejrzała się dookoła. Pokój Wspólny Slytherin ‘u zupełnie różni się od jej, ale nie na to teraz pora. Musi się przecież jakoś stąd wydostać i to jest właśnie ten moment, w którym wciela w życie swój każe genialny plan, który wymyśliła przed chwilą.
     Wyszarpnęła się chłopakom i pobiegła w miejsce, gdzie nawet oni nie mogą wejść … po schodach aż do sypialni dziewcząt. Chłopaki chyba nie od razu załapali, gdzie ucieka Herm, ponieważ pobiegli za nią i aktualnie leżą pod schodami. Na twarz dziewczyny wpełzł wredny uśmiech.
- Dwa zero, debile. – zaśmiała się przypominając sobie wczorajszą sytuację. Odwróciła się i już chciała iść dalej, ale nagle zakręciło jej się w głowie. Złapała się jedną ręką ściany, żeby nie stracić równowagi, ale nie zdało się to na wiele, ponieważ już po chwili leżała na posadzce. Chłopaki krzyczeli do niej, ale to nic nie dawało, bo ona i tak ich nie słyszała.
       Znajdowała się w miejscu, w którym nigdy nie była. Dookoła panowała ponura, wręcz przytłaczająca i przerażająca atmosfera. Nad ziemią unosiła się gęsta, mlecznobiała mgła, która nadawała jeszcze bardziej tajemniczości otoczeniu. Hermiona podniosła się z pozycji leżącej do siedzącej i rozejrzała dookoła. Miejsc, w którym była przypominało jej cmentarz i to właśnie nim było.
     W pewnym momencie koło jej głowy przeleciała smuga zielonego światła. Chciała pisnąć, ale w ostatnim momencie powstrzymała się od tego zakrywając usta dłońmi. Nie mogła, nie chciała przyciągnąć niczyjej uwagi. Podniosła się i na czworaka podpełzła do jednego z nagrobków, za którym się schowała wychylając tylko lekko głowę, aby przyjrzeć się całej akcji. To, co tam zobaczyła sprawiło, że w oczach stanęły jej łzy.
     Harry leżał na ziemi i najprawdopodobniej dostał Crutiatusem, ponieważ zwijał się z bólu. Niedaleko niego znajdował sie Cedric Diggory … zabity. Jednak nie to było najbardziej przerażające. Była też tam Hermiona, a może raczej jej martwe ciało. Dziewczyna zakryła usta rękami. Czy tak właśnie będzie wyglądał jej koniec? Nie dane było jej długo się nad tam zastanawiać, ponieważ w pewnym momencie poczuła, jak ktoś odwraca ją za pomocą zaklęcia do tyłu a potem unieruchamia. Otworzyła oczy, które były zamknięte z powodu niemałego bólu.
- Co Szlamo, przykro ci? – zapytał potwornie wyglądający, chyba, człowiek. – Pewnie zastanawiasz się, kim jestem. Otóż odpowiem ci. Nazywam się Lord Voldemort, a ty zginiesz już za niedługo. – zakończył.
     To było ostatnie, co zapamiętała, ponieważ wszystko zaczęło wokół wirować i po woli rozmazywać. Później była już tylko wszechogarniająca, czarna pustka …
- Granger wstawaj! – darł się Zabini, który usiłował wdrapać się na schody, które aktualnie zamieniły się w ślizgawkę. – Jak ona nie żyje, a McGonagall się o tym dowie, to my też zginiemy. – warknął po raz kolejny lądując na podłodze. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu niesamowity krzyk, a raczej dziewczęcy pisk.
      Hermiona, kiedy tylko odzyskała czucie w całym ciele poderwała się do pozycji siedzącej. To, co zobaczyła sprawiło, że jej policzki stały się mokre, a z gardła wydarł się mrożący krew w żyłach, głośny pisk. Voldemort wrócił! A może jeszcze nie, może jeszcze da się to naprawić! Jej przemyślenia przerwała świadomość, gdzie się znajduje. Od razu się odwróciła i gdy tylko zobaczyła czwórkę przerażonych Ślizgonów znów pisnęła przerażona.
- Spokojnie Granger. Nikt nic nie chce ci zrobić. – powiedział spokojnie Teodor machając rękami. Herm jednak nic nie powiedziała, tylko zaczęła się cofać, aż plecami natrafiła na twarde, drewniane drzwi prowadzące najpewniej do Dormitoriów dziewcząt.
- Proszę, zostawcie mnie w spokoju. – wyłkała nie myśląc logicznie. Obrazy z cmentarza cały czas przewijały jej się w umyśle. Widziała wszystko to, co się tam działo. Gorzej, czuła na całym ciele cierpienie Harry ‘ego spowodowane rzuceniem na niego niewybaczalnej klątwy.
- Granger, nikt nie ma zamiaru ci nic zrobić. Po prostu zejdź z tych cholernych schodów, a zaprowadzimy cię pod wejście do twojego Pokoju Wspólnego. – powiedział spokojnie Terry. Chcieli się z nią trochę podroczyć, a teraz tak naprawdę nie wiedzą, co jej jest.
- Obiecujesz? – zapytała dziewczyna po chwili zawahania. Nie ufała im, ale chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku i napisać do Ginny o tym, co widziała. Chłopak natomiast nie wiedział, co ma powiedzieć. Popatrzył niepewnie na przyjaciół, ale pokiwał przytakująco głową w stronę Miony.
     Herm po woli podniosła się z podłogi i w tym samym tempie zeszła ze schodów. Każdy krok stawiała delikatnie i niepewnie, jakby bała się, że któryś ze Ślizgonów rzuci się na nią. Kiedy już zeszła nie pozwoliła do siebie podejść bliżej niż na metr, a gdy tylko skała się odsunęła kierowana impulsem rzuciła się biegiem w stronę swojego Dormitorium.
        Przez resztę wolnego nie wychodziła ze swojego pokoju. Było to spowodowane po prostu tym, że się bała. Zrobiła wyjątek tylko w Boże Narodzenie, aby dobrać się do swoich prezentów. Całymi dniami „rozmawiała” z Krzywołapem, a raczej powinnam powiedzieć całymi dniami żaliła się w jego futerko. Jednak wreszcie nadszedł tak bardzo wyczekiwany przez nią dzień. Przyjaciółki wracają!
- Hermiona! – krzyknęła Ginny, której wreszcie udało się doczołgać do Dormitorium. Herm, kiedy tylko usłyszała, kto wszedł od razu poderwała się z parapetu, na którym aktualnie siedziała głaszcząc rudego kota, tym samym zrzucając z siebie wcześniej wspomnianego pupila. Nie był on z tego faktu zbytnio zadowolony, ale cóż. Już taki jego nieszczęsny, koci los.
- Ginny! – kasztanowłosa nie czekając ani chwili dłużej po prostu rzuciła się na szyję swojej przyjaciółki. Ruda od razu odwzajemniła uścisk. – Tak się cieszę, że w końcu jesteś. – wyszlochała w ramię Gin, która jeszcze bardziej zmniejszyła odległość między nimi.
      Siedziały na śniadaniu. Od momentu zakończenia przerwy świątecznej minęły około dwa miesiące i nastał czas na drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego. Wszyscy czekali na to z niecierpliwością. Bliźniacy Weasley już od kilku dni zachęcali do obstawiania zakładów, chociaż i tak nikt nie wiedział, na czym będzie polegało zadanie. No cóż, ale jak widać im to nie przeszkadzało.
     Hermiona i Ginny siedziały  przy stole Gryffindor ‘u i przyglądały się zamieszaniu spowodowanemu dzisiejszym wydarzeniem. Jednak nie dane im było zbyt długo dyskutować na ten temat, ponieważ podeszła do nich profesor McGonagall.
- Panno Granger, proszę aby udała się pani ze mną do mojego gabinetu. – Hermiona popatrzyła zdziwiona na Ginny. Ruda odpowiedziała jej tylko wzruszeniem ramion.
       Całą drogę Miona zastanawiała się, co takiego przeskrobała. Przecież ostatnio nic nie zrobiła, a przez całe ferie teoretycznie nie wychodziła ze swojego Dormitorium, więc siłą rzeczy nie była w stanie nic przeskrobać. Zaraz, zaraz … A może to właśnie z tego powodu profesorka wzywa ją do siebie! No, ale co on jej powie? Że znalazła się na cmentarzu, a jakiś potwór powiedział jej, że jest Voldemortem, który akurat się odrodził? Mało tego! Zobaczyła również Harry ‘ego zwijającego się z bólu i martwe ciała jej oraz Cedrica! Taa, na pewno jej uwierzy. Najprawdopodobniej w zamian za tak przydatne informacje dostanie szlaban, aby oduczyć się wymyślania nieprawdziwych historii na tak poważne tematy. Hermiono, lepiej szybko wymyśl jakąś sensowną bajeczkę, żeby ci uwierzyła! Gorączkowała się w myślach.
      W końcu doszły go posągu. McGonagall wypowiedziała hasło i przejście się otworzyło. Miona coraz bardziej zaczynała się denerwować, ponieważ miała dopiero połowę wymówki. Jednak jakie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła w środku swoją siostrę, Cho Chang i siostrę Fleur. Nic nie powiedziała, tylko stanęła obok Sophie.
- Witajcie dziewczęta. – zaczęła vice dyrektorka siadając na fotelu i grzebiąc w swoich przepastnych szufladach. Hermionie, o ile to w ogóle możliwe, coraz mniej ta sytuacja zaczynała się podobać. – Proszę to połknąć. – powiedziała uśmiechając się lekko. Herm zaczęła się zastanawiać, czy aby dodać im otuchy, czy że w końcu udało jej się to znaleźć.
     Wzięła do ręki flakonik z jakimś eliksirem, odkorkowała go i powąchała. Zapach był wręcz odrażający. Postanowiła jednak zaufać opiekunce swojego domu w nadziei, że nie chce ich pozatruwać na śmierć i jednym łykiem połknęła miksturę, która w smaku była tak samo fatalna, jak i w zapachu. W pewnym momencie poczuła, że traci grunt pod nogami, a w oczach jej pociemniało. Nienawidziła tego uczucia. Zemdlała, jak reszta dziewcząt …

- Gdzie ona do jasnej cholery jest?! – piekliła się Ginny czekając wraz z Luną i Pansy na czwartą przyjaciółkę. Cała szkoła zebrała się już w miejscu drugiego zadania, a tej małej mendy jak na złość nigdzie nie było!

9 komentarzy:

  1. Ale Hermiona ma kondycje ja bym nie dala rady tak im uciekac sorki ze bledy ale klawiatura sie obrazila na mnie i nie wykonuje moich polecen. Swietny rozdzial poprawilas mi humor. Daria

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudeńko ♥ Uwielbiam twojego bloga :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział najlepsza Ginny ale Ona ma charakterek taki ognisty Diabełek musi na nią uważać..) Podoba mi się że Hermiona się nie poddaje i próbuje walczyć z bandą Arystokratów. Karola

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię tą historię i przede wszystkim Twoich bohaterów którzy nie są kanoniczni. Twoja Hermiona jest inna taka niegrzeczna i zadziorna. Maja

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhuhuhu :DDD Uwielbiam tego bloga ♥
    Świetny rozdział!
    Następny to będzie rok czwarty czy rok trzeci cz. V ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham twoją Hermionę! I wgl całą tą historię - jest oryginalna i bardzo ciekawa!
    Do książkowej Hermi takie zachowanie by nie pasowało, lecz twoja bohaterka jest młodsza o rok, mniej przemądrzała, zdolna, pyskata i uparta. Lubię to! ;>
    Wiem, że dawno - przynajmniej taki mi się zdaje - pisałam komentarz - przepraszam za to! ^^
    Ciekawe to co przytrafiło się dziewczynie w pokoju Slytherinu, hmm...
    Kiedy będzie Dramione?! Znaczy bardzo podoba mi się obecna sytuacja między nimi - śmieszna i odrobinę urocza :D , ale chociaż jak nie Malfoy'a, to może jakiegoś innego chłoptasia naszej Hermi skombinujesz? :D
    Weny! ;*
    Akneri

    ciemneijasnekoloryswiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ginny jest super :) Rozdział cudowny czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialne, genialne i jeszcze raz... genialne. To jest po prostu super!!! Pozdrawiam i życzę weny :)
    PS. Zapraszam do mnie http://historiataylor.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń