sobota, 9 listopada 2013

ROK TRZECI CZ. V

Hay every one!!!
Tak, jak powiedziałam koło północy xd
Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo mi w cale, jak zresztą zawsze.
Ale musiała jakoś skończyć rok trzeci...
W następnej notce może pojawi się trochę więcej Dramione ... xd
Dobranoc i miłego czytania 
enjoy - Cave ;)
P.S. Jedna bohaterka ma moją datę urodzin (oczywiście oprócz roku), zgadniecie, która? xd
P.S. 2 168 wyświetleń tylko dla zapowiedzi? KOCHAM WAS !! <3
P.S. 3 Robię imprezę z okazji 9 obserwatorki <3
________________________________________________________


- Drodzy zawodnicy, proszę zająć swoje miejsca! – głos dyrektora dało się słyszeć w każdym zakamarku Hogwartu, ponieważ aktualnie był on wzmocniony zaklęciem. – Na dźwięk wystrzału z armaty zaczynacie! – kontynuował. – Trzy! Dwa! – jednak nie dane było mu skończyć, ponieważ Filch wystrzelił za wcześnie. Dumbledore popatrzył na niego z dezaprobatą, na co on tylko wzruszył ramionami. Nienawidził tej roboty. Więc i tak mu nie zależało.
     Ginny zauważyła, jak Harry wkłada coś do buzi, ale zbyt duża odległość nie pozwolił jej na zidentyfikowanie tajemniczej substancji. Jednak przeraziła się nie na żarty, kiedy chłopak zaczął się dusić, a Szalonooki po prostu wepchnął go w wodną otchłań. Zasłoniła usta ręką w niedowierzaniu. Jaka była jej ulga, kiedy Wybraniec wyskoczył z wody i zrobił fikołka. Zaczęła wtedy klaskać wraz z innymi uczniami, którzy aktualnie znajdowali się na widowni. Widocznie miał jakiś eliksir, albo coś w tym stylu, żeby móc oddychać pod wodą. Luna rozejrzała się dookoła.
- Nie wiecie, czemu dalej nie ma Hermiony? – zapytała zdziwiona blondynka. Przecież umawiały się z przyjaciółką, że spotkają się przed rozpoczęciem zadania, a mijało już jego pierwsze pół godziny. Gin, która zupełnie zapomniała o kasztanowłosej od razu poczerwieniała zezłości aż po same końcówki rudych włosów.
- Nie mam pojęcia, gdzie jest ta zołza, ale obiecuję jedno. Jak ją tylko znajdę, to zapamięta na długo, że się mnie nie wystawia do wiatru ! – krzyknęła panna Weasley.
      W tym samym momencie, w którym skończyła spod wody wynurzyła się Fleur. Profesor Snape i McGonagall pomogli jej wdrapać się na pomost. Pomimo, że dziewczyna miała mokrą twarz i tak było widać, że płacze. Uczniowie się zdziwili, ponieważ nikt nie płakał by aż tak z powodu przegranego spotkania. Po chwili na pomost wypłynął Cedric, który trzymał … Cho Chang!
- Dlaczego on ją wyciągał z wody! – krzyknęły w tym samym momencie trzy przyjaciółki.
- Zaraz, zaraz! Patrzcie! – krzyknęła Pansy wskazując palcem na Kruma, który miał ze sobą Sophie.
- Nic z tego nie rozumiem. – mruknęła urażona Luna. Ginny zastanowiła się przez chwilę, by w następnym momencie klasnąć dłońmi wyrażając tym samym, że wpadła na jakiś genialny pomysł.
- Wiem! – krzyknęła. – Przypomnijcie sobie, z kim Diggory był na balu?! – zapytała Ruda.
- Z Cho! – odpowiedziały równocześnie dwie pozostałe przyjaciółki.
- To, z kim Krum był na balu?!
- Z Sophie!
- To właśnie o tym mówiło to złote jajo! Coś ważnego, to są ważne dla uczestników osoby! – Ginny w tym momencie poczuła się, jak wielki odkrywca. Przecież udało jej się rozwiązać nie małą zagadkę! Prawda … ?
- A może Hermiona właśnie dlatego nie przyszła, bo jest dla kogoś ważna. – podsunęła myśl Luna teatralnie drapiąc się wskazującym palcem po brodzie, czym rozśmieszyła Pansy. Gin zastanowiła się prze chwilę … Może to faktycznie prawda.
      Nie dane jej jednak było długo nad tym rozmyślać, ponieważ z wody wyłonił się Harry, który wyciągnął … siostrę Fleur. Ron pomógł ją wciągnąć na brzeg. Potter zanurkował po raz kolejny. Jeżeli po kogoś, o kim myślały dziewczyny, to żeby zrobił to jak najszybciej. Po około pięciu minutach okazało się, że miały rację. Gryffon wyłonił się spod wody, ale wyglądał już normalnie. Na rękach miał sine ciało Hermiony. Przyjaciółkom zaparło dech w piersi. Ginny pierwsza rzuciła się w pogoń na pomost, gdzie aktualnie znajdowała się Hermiona.
- Z drogi! Złazić mi z drogi! – warczała na każdego Ruda. Wszyscy, tak dla własnego bezpieczeństwa, schodzili jej z drogi.
- Przepraszam, przepraszam. – zaraz za nią szły Luna i Pansy, ale im już nie tak łatwo było się przedostać, jak przyjaciółce. W końcu one jeszcze nie opanowały tak doskonale jej ulubionego zaklęcia. Już prawie były na miejscu, kiedy usłyszały głos o temperaturze zera absolutnego.
- Ojoj. Nasza mała Szlama znów wpakowała się w kłopoty. – zakpił Zabini. Ginny momentalnie stanęła w miejscu. Wymierzyła różdżką prosto w Ślizgona.
- Odszczekaj to szczurze! – warknęła dziewczyna, co spotkało się z wyśmianiem jej przez czarnoskórego i jego przyjaciół. Gin momentalnie wypowiedziała zaklęcie, które uderzyło prosto w twarz Bleise ‘a. Chłopak zaczął podskakiwać piszcząc, jak mała dziewczynka. Trzy dziewczyny jednak nie zwracały na to uwagi, tylko pobiegły do Hermiony, która już się obudziła. Ruda rzuciła się jej na szyją i przytuliła do niej z całej siły.
- Spokojnie Gin, bo mnie udusisz. – zaśmiała się Miona ledwo łapiąc oddech.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś krowo? – zapytała z wyrzutem panna Weasley. Hermiona zaśmiała się. No tak, mogła się spodziewać, że usłyszy z ust przyjaciółki takie pytanie.
- Bo sama nie wiedziałam, głupia! – powiedziała ledwo powstrzymując wybuch śmiechu.
- Proszę o ciszę! – kiedy tylko do ich uszu dobiegł, wzmocniony przez zaklęcie, głos dyrektora musiały zatkać uszy, a Pansy tak się przestraszyła, że mało na zawał nie zeszła. – Ogłaszam, że zwycięzcą wyzwania zostaje Cedric Diggory! – Pochoni wybuchli głośnymi brawami. – Jednak co do drugiego miejsca, postanowiliśmy przyznać je panu Harry ‘emu Potter ‘owi! – cały Durmstrang chyba jeszcze nigdy nie był aż tak oburzony. W końcu to Krum był drugi!
     Hermiona siedziała zawinięta w koc na kanapie przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. W dłoniach trzymała gorącą czekoladę, którą Ginny przyniosła jej z kuchni. Była za to naprawdę wdzięczna Rudej, ponieważ nieźle wymroziło ją w tym jeziorze. Oczywiście nie obyło się bez pytań ze strony przyjaciółek na temat tego, jak to było. Jednak Hermiona prawie nic nie pamiętała. Tylko czarna, wszechogarniająca pustka. Wzięła kolejny łyk napoju, a po jej wnętrzu przebiegło przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się do siebie.
- Ziemia do Hermiony! – mruknęła Pansy machając dziewczynie ręką przed oczami. – Czy ty nas w ogóle słuchasz. – zapytała patrząc na jej rozmarzony wzrok, wpatrujący się w ogień trzaskający w kominku.
- Od jakichś paru minut? Ani trochę. – Sądziła, że za chwilę nastąpi niemały wybuch i … nie myliła się. Pansy wraz z Ginny przekrzykiwały się nawzajem, natomiast ona i Luna cicho śmiały się pod nosem. Blondynka również uważała, że jej dwie przyjaciółki zadają zbyt dużo pytań, co źle wpływa na aurę je otaczającą.
- Ja naprawdę nie wiem, co was aż tak śmieszy. – warknęła podirytowana Gin widząc rozbawienie Krukonki i Gryffonki.
       Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale do Pokoju Wspólnego weszła profesor McGonagall. Jej mina była zacięta i nie wskazywała na nic dobrego. Wszystkie śmiechy zamilkły, a w pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Usta vice - dyrki były zaciśnięte w wąską linię, a  oczy przymknięte, co wskazywało, że jest bliska wybuchu. Nikt nie chciał być tym „szczęśliwcem”, który doprowadził ją do takiego stanu. Hermiona cicho błagała w duchu Merlina, żeby tylko nie chodziło o nią. Niestety, jak wszystkim wiadomo, był on Ślizgonem, więc bardzo lubił stroić sobie żarty z Gryffonów.
- Panny Granger, proszę do mojego gabinetu. – oschły głos Minervy sprawił, że po plecach niektórych uczniów przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Przepraszam, ale pani się chyba pomyliła. Mamy iść obie, czy tylko Hermiona? – odważyła się zapytać Sophie, co było ogromnym błędem. McGonagall odwróciła się wściekła, a jej szata groźnie zaszumiała pod wpływem nagłego ruchu.
- Nie wydaje mi się! Wy obie, natychmiast do mnie! – jeżeli wcześniej uczniowie byli przestraszeni, to teraz stali się przerażeni. Każdy z zawrotną prędkością zamykał się w swoim dormitorium. Jedynie panny Granger stały na środku pomieszczenia patrząc na siebie niezrozumiale.
      Gabinet samej profesor Minervy McGonagall. Miejsce tak bardzo znienawidzone przez wiele pokoleń uczniów, którzy zakończyli, są w trakcie lub dopiero rozpoczną naukę w Hogwarcie. Nikt, kto tutaj wszedł nie wyszedł stąd zadowolony. Po murach tej wyjątkowej szkoły krąży legenda, że gabinet ten jest przeklęty przez samego Merlina. Klątwa miała polegać na tym, iż każdy, kto ma wątpliwy zaszczyt tutaj przebywać na pewno powróci do gabinetu po raz kolejny. Dotychczas tak właśnie było, więc siostry Granger nie były wyjątkiem.
      Siedziały na ogromnych krzesłach i patrzyły niepewnie na opiekunkę swojego domu, która chodziła w te i z powrotem. Żadna z nich nie odważyła się zabrać głosu, ponieważ mina profesorki była jeszcze bardziej zacięta niż w Pokoju Wspólnym. Usta, które zacisnęła w wąską kreskę, były tak sine, że już prawie niewidoczne. Na zazwyczaj bladych policzkach pojawiły się dwa, niewielki rumieńce wściekłości. Dłonie miała splecione na plecach i zaciśnięte, aż pobielały jej knykcie. Włosy lekko się naelektryzowały.
    W pewnym momencie McGonagall zatrzymała się w miejscu. Podeszła, prawie podbiegła, do swojego biurka i z całej siły uderzyła w nie swoimi, czerwonymi od zaciskania, dłońmi, przez co siostry podskoczyły na swoich miejscach. Popatrzyła na nie tak, jakby za chwile miły paść przed nią trupem. Sophie przełknęła głośno ślinę, a Hermiona po praz pierwszy naprawdę przeraziła się profesorki.
- Jak mogłyście tak zrobić?! – krzyk vice dyrki był tak głośny, że na pewno było go słychać aż w Hogsmade. Sophie prawie zemdlała, a Hermiona zrobiła wielkie ze zdziwienia oczy. Nigdy nie podejrzewała profesorki o, aż tak , mocną przeponę. – To niedopuszczalne, żeby dochodziło do takich incydentów, a już szczególnie w Domu imienia Godryka Gryffindor ‘a. – ściany zatrzęsły się pod wpływem hałasu, a postacie z obrazów uciekły przerażone. Sophie skuliła się na fotelu, natomiast Hemiona postanowiła w końcu dowiedzieć się, o co tutaj tak naprawdę chodzi.
- Pani profesor, z całym należytym szacunkiem, ale nie wiem, co zrobiłam, żeby aż tak panią rozwścieczyć. – od razu pożałowała, że powiedziała cokolwiek. Oczy McGonagall aktualnie ciskały w nią piorunami. Jej mina diametralnie się zmieniła z nic nierozumiejącej w przerażoną. Natychmiastowo zajęła wcześniejszą pozycję.
- Ja ci powiem, co zrobiłaś! – wydarła się. – Najpierw obezwładniłyście czwórkę Ślizgonów, żeby potem usunąć im pamięć! To jest niedopuszczalne! – wysyczała w kierunku sióstr. Blondynka błagała w myślach o najlżejszą karę i o to, aby Miona już się nie odezwała. Niestety. Jej siostra postanowiła wykopać im bardzo głęboki grób.
- Skąd pewność, że to akurat my. – powiedziała buntowniczo zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Minerva po woli policzyła do dziesięciu, żeby się opanować. Ta uczennica może i była najlepsza w całej szkle, ale doprowadzała ją do szewskiej pasji.
- Otóż obrazy nie kłamią! – Herm zaklęła w duchu. Zapomniały o tych głupich bohomazach!
- Sprzeczałabym się z tym. – Soph głośno westchnęła nad głupota siostry. No to teraz może już zapomnieć o delikatnej karze. Czy ty aby na pewno Merlinie nie za dobrze bawisz się tam na górze?! Ugh! Przeszło przez myśl blondynce.
- Minus pięćdziesiąt punktów! A dziś wieczorem, o osiemnastej przed Wielką Sala! Macie złapać Irytka! – wydarła się po raz kolejny tego dnia kobieta. – A teraz wynocha mi stąd! – dodała, kiedy Miona już otwierała usta, żeby coś powiedzieć. Dziewczyny bez większych sprzeciwów opuściły przeklęty gabinet.
     Droga do Portretu Grubej Damy minęłam im w ciszy. Każda szła pogrążona w swoich własny, ponurych myślach. Jedynie blondynka co chwilę stawała w miejscu, otwierała buzię, żeby coś powiedzieć, ale za każdym razem kręciła przecząco głową i szła dalej.
    Gdy tylko weszły do Pokoju Wspólnego ich pojawienie się wywołało masę pytań. One jednak nie zwracały na to uwagi. Po prostu usiadły na kanapie przed kominkiem i zakryły twarz dłońmi.
- Jaka macie karę? – dobiegł je niepewny głos Neville ‘a. Sophie od razu poderwała się do pozycji siedzącej i zmroziła siostrę wzrokiem.
- Przez tą kretynkę najgorszą, jaka mogłyśmy dostać. – wysyczała w kierunku szatynki. Ta od razu hardo popatrzyła w oczy starszej siostry.
- Ja przynajmniej cokolwiek powiedziała, a nie siedziałam przerażona w fotelu i nie udawałam, że żałuję! – odparła atak. Ginny pokiwała głową Lunie i po woli podeszły do sióstr.
- Ja przynajmniej nie pogorszyłam naszej i tak beznadziejnej sytuacji. – Gin wyjęła różdżkę z kieszeni Hermiony, a Krukonka pozbawiła magicznego atrybutu Sophie. Gdy tylko wróciły do reszty Gryffonów odpowiedziały na ich zdziwione spojrzenia.
- Na wakacjach też się pokłóciły. – mruknęła Ruda. – Uwierzcie, nie chcielibyście tego widzieć. – dodała.
- I tak nie miałam nic do stracenia! – oburzyła się szatynka.
- Jak to nie?! Przecież nie odebrałaby nam aż pięćdziesięciu punktów! – ostatnie zdanie spotkało się z jękiem całego pokoju wspólnego. Fred i George zaczęli wyganiać pierwszo, drugo i trzeciorocznych do ich dormitoriów. Wiedzieli, że zaraz stanie się coś okropnego.
     I nie pomylili się. Hermiona jak gdyby nigdy nic wzięła do ręki jedną z twardych poduszek ozdobnych i walnęła Sophie prosto w głowę. Ta tylko krzyknęła i już miała sięgać po różdżkę, ale gdy jej nie znalazła po prostu złapała Mionę za pukiel jej gęstych włosów i zaczęła z całej siły ciągnąć. Szatynka nie była jej dłużna i już po chwili bliźniacy zbierali zakłady, która z sióstr Granger wygra te bitwę.
- KONIEC !! – wydarła się Prefekt Gryffindor ‘u. Siostry zaprzestały swojej walki i popatrzyły na nią wzrokiem godnym Bazyliszka. – Macie natychmiast przestać, bo odeśle was do McGonagall. – warknęła.
     Siostry, którym nie uśmiechało się znowu dostać szlaban od profesor, udały się do swoich dormitoriów i nie wychodziły z nich aż do osiemnastej, kiedy to miały stawić się przed gabinetem opiekunki ich domu.
     Równo o umówionej godzinie stały w wyznaczonym miejscu. Żadnej nie uśmiechało się spędzenie wieczoru w taki sposób, ale przecież nie chciały narazić się na jeszcze większy gniew McGonagall, ponieważ chciały skończyć Hogwart. Kobieta pojawiła się punktualnie i gestem ręki nakazała dziewczętom iść za nią. Te bez słowa sprzeciwu ruszyły szybkim marszem za opiekunką Domu Lwa. Doszły na czwarte piętro.
- Ostatni raz Irytka widziano tutaj. Macie go znaleźć i złapać, a później przynieść do mnie. Jeżeli zobaczycie którego kolwiek z prefektów patrolujących korytarz powiedzcie, że przebywacie na szlabanie, a w razie wątpliwości możecie odesłać go do mnie. Życzę powodzenia i dobrej nocy. – ostatnie zdanie aż ociekało sarkazmem. Jednak one nic nie powiedziały, tylko wzięły się za poszukiwania.
     Pierwsze piętnaście minut upłynęło im na bezowocnych poszukiwaniach spędzonych w zupełnej ciszy. Żadna z nich nie miała zamiaru się odezwać, ponieważ w dalszym ciągu były na siebie obrażone. Fred i George nazwali to cichymi dniami sióstr Granger, ale za chwilę zmienili zdanie i zamiast „dni” mówili „godziny”. Hermiona i Sophie nie miały jednak zamiaru komentować kąśliwych uwag bliźniaków.
     W pewnym momencie usłyszały miauczenie kota i bardzo charakterystyczny śmiech. Irytek, w końcu. Przeszło im obu przez myśl. Nagle koło ich nóg przebiegła cała mokra pani Noris. Odwróciły się za nią, ale kotka po chwili zniknęła w ciemnych już korytarzach Hogwartu.
- Hihihi. Głupi kot zasługuje na karę. Hihihi. – doszedł je piskliwy głos, aby po chwili zobaczyć unoszącego się w powietrzu ducha. – Przyszłyście złapać Irytka? Irytek się nie da! – krzyknęła zjawa po czym wylała na Sophie cały kubeł atramentu. Blondykna pisnęła przerażona, natomiast Hermiona nie posiadała się ze śmiechu. Duch popatrzył na nią zdziwiony. – Co tak śmieszy dziewczynę? Nie chce złapać Irytka?
- Takie zadanie wymierzyła nam McGonagall, ale uwierz mi. Po tym, co właśnie zobaczyłam jesteś moim ulubionym duchem. – wyjąkała przez śmiech. Irytek podleciał do niej zdziwiony i przyjrzał się jej twarzy.
- Hermiona Granger lubi Irytka?
- Najbardziej na świecie. – zapewniła nie zwracając uwagi na to, że Sophie knuje plan. Poltergeis natomiast wypiął dumnie pierś, ale w pewnym momencie poczuł, jak oplątują go niewidzialne liny. Miona przestała się śmiać i popatrzyła złowrogo na siostrę.
- Masz go natychmiast wypuścić! – warknęła na blondynkę.
- Irytek zgadza się z Hermioną! – zawtórowała zjawa.
- Przecież miałyśmy go złapać! – oburzyła się Sophie.
- I co z tego? – zironizowała Miona. – Accio różdżka Sophie. – wypowiedziała zaklęcie, by po chwili trzymać w dłoni magiczny patyczek swojej siostry. Rozwiązała Irytka, a ten od razu poczęstował blondynkę nową porcją atramentu.
- Irytek dziękuje Hermionie za uwolnienie. Jeżeli Hermiona będzie chciała czegoś od Irytka niech go po prostu zawoła, a teraz Irytek idzie spłatać figla McStywnej za to, że kazała Irytka złapać. – i już go nie było.
 - Wiesz co zołzo, chyba pomogę ci się umyć. Aquamenti! – i w tym momencie po korytarzu rozległ się pisk panny Granger.
      Hermiona wbiegła do Pokoju Wspólnego, jak strzała. Rozejrzała się dookoła i popędziła w kierunku dormitorium Harry ‘ego, Rona, Dean ‘a i Neville ‘a. Zanim zatrzasnęła za sobą drzwi rzuciła jeszcze tylko krótkie „mnie tu nie było”. Weszła pod jedno z łóżek i rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona. Wolała nie kusić losu.
     Sophie wpadła do salonu, jak rozwścieczony Hipogryf. Jej cała szata była brudna i mokra, a włosy pofarbowało się lekko na granatowo od nadmiaru atramentu. Przeleciała wzrokiem po całym pomieszczeniu, a kiedy nie znalazła tej, którą szukała wściekła się nie na żarty.
- Gdzie jest ta gówniara? – wysyczała przez zęby.
- Nie było jej tu. – powiedziała spokojnie Ginny nie odrywając wzroku od książki, którą aktualnie czytała. Blondynka nic ni powiedziała, tylko mrucząc niezbyt wybredne słowa pod nosem udała się do swojego pokoju.
      Następnego dnia rano, na śniadaniu Hermiona była w wyśmienitym humorze, czego nie można było powiedzieć o profesor McGonagall, jej siostrze i, z resztą jak zawsze, Nietoperzu. Cała trójka aż promieniowała złością oraz warczała na każdego, kto chociażby odważył się do niego odezwać.
      Sophie była zmuszona zostawić na swoich włosach błękitne akcenty, ponieważ atrament nie chciał zejść po żadnym zaklęciu. Cała aż buzowała z wściekłości z tego powodu, a kiedy Ron powiedział jej, że bardzo ładnie wygląda oberwał zaklęciem. 
      Ostatnie dni minęły wszystkim w bardzo miłej atmosferze. Nauczyciele nie zadawali aż tak dużo. Wszystkim życie wiodło się spokojnie. Nawet Hermiona z przyjaciółkami trochę sobie odpuściła i nie rozrabiała tak, jak wcześniej. W końcu nadszedł dzień ostatniego zadania. Lekcje z tego powodu zostały odwołane. Uczniowie już na śniadaniu obstawiali zakłady u bliźniaków Waesley, co oni przyjmowali z ochotą. Sprzedawali również różne akcesoria kibicowskie, takie jak na przykład trąbki, czy szaliki.
     Hermiona natomiast od samego rana chodziła podenerwowana. To właśnie TEGO dnia dotyczyła wtedy jej wizja. Bała się. Tak strasznie się bała, ale wiedziała że nie może nic zrobić. Krzątała się po dormitorium i nie rozbiła zupełnie nic więcej.
    Ginny widziała, co dzieje się z jej przyjaciółką i bolała ją świadomość, że nie wie jak jej pomóc. Tak naprawdę była zupełnie bezsilna. Pocieszała tylko Mionę, że na pewno wszystko będzie dobrze. Nie miała pojęcia, co może więcej zrobić.
    Nadszedł ten czas, w którym wszyscy którzy obecnie znajdowali się w Hogwarcie zebrali się na trybunach. Na trawie przed nimi stała czwórka zawodników w strojach turniejowych. Na twarzy każdego z nich dało się dostrzec niepewność, nawet u Kruma. Dumbledore ogłosił zasady i pierwsi zawodnicy, którzy mieli mieć przewagę weszli w specjalnie przygotowany labirynt. Lecz nie tylko oni. Pewna dziewczyna z trzeciego roku pod zaklęciem kameleona podążała za samym Harry ‘m Potter ‘em. Nie miała zamiaru bezczynnie siedzieć na trybunach. Po prostu się jej nudziło i zupełnie zapomniała przez to o tym, co zobaczyła w Pokoju Wspólnym Slytherinu. A może po prostu postanowiła w to nie wierzyć …
    Błądzili tak między krzaczorami. Oprócz wściekłego Kruma i chyba martwej Fleur nie działo się nic ciekawego. Może oprócz tego, że aktualnie znajdowali się na cmentarzu z jej wizji!!! Cedric leżał martwy pod jednym z nagrobków, Harry był przyciśnięty przez jakieś czupiradło do drugiego, a ona sama siedziała niewidzialna dla nikogo pod trzecim i obserwowała to wszystko z przerażeniem.
    Aktualnie Zgredek mieszał coś w jakiejś kadzi, ale ona nie widziała dokładnie co. Zaraz, zaraz … Czy on właśnie odciął sobie rękę? Harry wymyśl coś! Najwyższa pora się stąd ewakuować! Przeszło jej przez myśl. Jednak w pewnym momencie z breloczka odrodził się … Voldemort. Później wszystko działo się szybko. Przybyli Śmierciożercy, Tom ukarał ich Crutiatusami. Później coś zaczęło mu nie pasować. Hermiona już miała przemieścić się za jakiś nagrobek, ale poczuła chłodny patyk wbity w swoją krtań. Nie poruszyła się nawet o milimetr, nie wzięła ani jednego oddechu, chociaż i tak wiedziała, że jest na straconej pozycji.
- No moi przyjaciele. Chyba mamy tutaj nieproszonego gościa. – powiedział na pozór spokojnym głosem po czym zdjął z Hermiony zaklęcie, które było jej jedyną nadzieją.
    Jej oczy były szeroko otwarte z przerażenia, a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Czuła pot, który miała na całym ciele. Bała się. Po raz pierwszy bała się aż w takim stopniu. Widziała, jak Voldmort uśmiecha się kpiąco. Nie oznaczało to nic dobrego.
- Proszę, proszę. Panna Granger, mylę się? – zapytał retorycznie. – Gdzieżbym mógł. Przecież nie zapomina się imienia tego, kto chciał się zniszczyć. – dodał, a jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Był wściekły. Jego oczy wręcz poczerniały. To już jest mój koniec. – Crucio!
     Na cmentarzu nie było słychać nic, oprócz przerażającego krzyku dziewczyny. Aktualnie bolała ją każda, najmniejsza komórka w ciele. Nie mogła nic na to poradzić. Wiła się pod stopami Riddle ‘a. Nie miała siły się ruszyć, a kiedy ból wreszcie ustał znów dostała tym samym zaklęciem. Dlaczego to musi tak cholernie boleć?!
- Zostaw ją! – ledwo usłyszała głos Harry ‘ego. Nie miała siły na nic. Nawet, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Dlaczego miałbym to zrobić? Przecież to tylko Szlama. – odpowiedział chłodno. Hermiona modliła się w duchu, żeby wreszcie nastąpił koniec. Ona już więcej nie zniesie. – Avada Kedavra!
- Nieee ! – zawył Harry. Nic już potem nie pamiętała …
     Tam, gdzie zaczynali właśnie znalazł się zwycięzca. Orkiestra zaczęła grać, wszyscy bili brawo. Zapanowała ogólna radość. Nietrwało to jednak długo, ponieważ Fleur krzyknęła na tyle, na ile pozwalało jej gardło. To co zobaczyła było wręcz przerażające. Harry płakał, a koło niego były dwa ciała.
   Kiedy tylko Sophie zobaczyła, gdzie jest Hermiona musiała oprzeć się o Rona, żeby nie upaść. Nie trwało to jednak długo, ponieważ w następnej chwili, tak jak przyjaciółki Miony, biegła do niej. Czy to możliwe, żeby nie żyła? Nie, na pewno nie ona… Pocieszała się każda w myślach.
   Okazało się, że Hermiona żyje. Od razu trafiła do Munga, jednak po około tygodniu znów wróciła do Hogwartu. Był tylko jeden problem. Cały czas pozostawała w śpiące. Magomedycy rozkładali bezradnie ręce i kazali czekać. Nic innego nie możemy zrobić. Takie właśnie była ich odpowiedź na każde zadane pytanie. No cóż, ni pozostawało nic innego, jak czekać …
     Pewnego majowego popołudnia do Skrzydła Szpitalnego wpadła rozwścieczona Sophie. Ręce miała zaciśnięte w pięści tak, że aż pobielały jej knykcie. Wyraz twarzy był zacięty, a z oczu ciskała piorunami. Nie zważała na to, że w pomieszczeniu znajduje się pielęgniarka. Po prostu podeszła do łóżka Hermiony i rozpoczęła swój monolog.
- Ty wredna, mała gówniaro! Czy naprawdę myślisz, że przychodzenie tutaj codziennie i proszenie o to, żebyś w końcu się obudziła należy do przyjemności?! W takim razie jesteś w bardzo wielkim błędzie. Wyobraź sobie, że pocieszanie twoich gówniarzowatych przyjaciółek w cale nie jest fajne! Na każdym kroku płaczą! I wiesz, co jest najgorsze z tego wszystkiego?! Że Harry i Ron też ryczą, co oznacza, iż nie ma mnie kto pocieszać, a ja najchętniej podciełabym sobie żyły! – wrzeszczała. Pani Pomfrey nawet nie przyszło do głowy, żeby jej przerwać. Wręcz przeciwnie. Przysłuchiwała się temu z zaciekawieniem. – Aha i mam dla ciebie pozdrowienia od samego Malfoy ‘a wyobraź sobie! Kazał ci przekazać jak najrychlejszego zdechnięcia, żeby w końcu uwolnić ten świat od kolejnej nic niewartej Szlamy! Więc do kurwej nędzy, może po raz kolejny zrobisz mu na złość i w końcu wstaniesz! – po ostatnim wypowiedzianym słowie zrezygnowana opadła na metalowe krzesełko koło łóżka. Już miała wybuchnąć płaczem, kiedy usłyszała cichy głos.
- Do kurwy nie krzycz, bo mi łeb rozjebie. A poza tym nie zaczyna się zdania od więc.
- Hermiona! – blondynka aż podskoczyła na krzesełku. Już miała rzucić jakieś niewybredne przekleństwo swojej siostrze, ale pani Pomfrey natychmiast wyprosiła ją ze Skrzydła Szpitalnego.
    Minął tydzień, prze który nikt nie mógł wejść do Miony. Cała Wielka Sala aktualnie jadła śniadanie, gdy w drzwiach stanęła pewna mała dziewczyna. Gwar i wesołe rozmowy od razu zamilkły i wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę zdziwionej Herm. Dziewczyna wzruszyła ramionami i powędrowała na swoje stałe miejsce przy stole. Usiadła, ale kiedy cały czas czuła na sobie ich spojrzenia nie wytrzymała i zwróciła się w stronę Ginny,
- Czy wy mnie pierwszy raz widzicie? – warknęła. Ruda nic nie powiedziała, tylko rzuciła się na swoją przyjaciółkę z głośnym okrzykiem „Herm” . Szatynka nie wytrzymała i zaczęła się śmiać wraz ze swoją przyjaciółką.
     Koniec roku szkolnego. Coś, na co czeka każdy uczeń. W tym dniu rozpoczynają się dwa miesiące sielanki nazwane wakacjami. Lato, podróże, owe znajomości … Wszystko to jest potrzebne, żeby pierwszego września znów wrócić do Hogwartu i poznawać nowe tajniki magii i czarodziejstwa w jego starych, okazałych murach.

5 komentarzy:

  1. Mnie tam rozdział się podoba, a perspektywa większe ilości Dramione jest baaaardzo kusząc :D Mam więc nadzieję, że nowy rozdział niebawem :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Najbardziej podoba mi się w Twoim opowiadaniu Ginny jest niesamowitą dziewczyną z którą nie można zadzierać. Czekam na nowy rozdział. Karola

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział zresztą podoba mi się historia jest tak różna od tej kanonicznej że mi się podoba. Miss Doskonałości

    OdpowiedzUsuń
  4. spoko rozdział lubię w tym opowiadaniu Ginny i Pansy. Lola

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne to opowiadanie takie inne od tego co napisała Rowling że fajnie to się czyta. pozdrawiam i życzę weny. Maryla

    OdpowiedzUsuń