wtorek, 13 sierpnia 2013

ROK DRUGI CZ. II

Witam wszystkich :)
Przychodzę z nową notką. Dziś wcześniej :)
Mam nadzieję, ż wszystkim będzie się podobać, chociaż nie dzieje się w niej zbyt dużo :)
Pozdrawiam i życzę miłego czytania,
Cave :)
P.S. Za wszystkie błędy przepraszam.
______________________________



- Kolejne punkty dla Gryffonów! – wydarł się Lee Jordan. – Po raz kolejny dziesięć punktów zdobyła Hermiona Granger, która nie dawno nauczyła się latać na miotle! – zażartował, za co oberwał po głowie od nauczycielki Transmutacji, która miała hamować jego kibicowanie drużynie Gryffindor ‘u. Chłopak tylko wzruszył ramionami i znów zaczął krzyczeć do mikrofonu.
    Podczas, kiedy Lee wydurniał się, jako komentator, Miona, uważała, żeby nie dostać tłuczkiem. Trzymała Kafla pod pachą i leciała prosto do bramki, kiedy w ostatnim momencie podleciał do niej Fred i odbił tłuczek, który miał ją powstrzymać od kolejnego upokorzenia obrońcy Huffelpuf ‘u.
- Nie ma za co! – wydarł się jeden z bliźniaków tak, żeby go usłyszała i poleciał dalej.
   Dziewczynka rozejrzała się i poleciała w kierunku bramek. Rzuciła i … 50 : 20 dla Gryffonów. Uśmiechnęła się pod nosem. Olivier mówił coś o tym, że z Huffelpuf ‘em pójdzie im łatwo, ale nie myślał, że aż tak. W pewnym momencie poczuła się strasznie źle. Cała radość z gry gdzieś zniknęła. Nie wiedziała, co się dzieje. Popatrzyła do góry i już wiedziała, o co chodzi. Zobaczyła Dementorów, a zaraz potem, że ktoś między nimi lata. Wytężyła wzrok i zamarła. To Harry. Nie wiedziała, co ma zrobić. Chciała polecieć do niego, ale ktoś złapał ją za ramie. Odwróciła się z zamiarem mordu tego, kto ją powstrzymuje.
- I tak nie dasz rady nic zrobić. – powiedział cicho kapitan drużyny. Zrezygnowana spuściła głowę, ale szybko postanowiła ją podnieść, ponieważ usłyszała poruszenie na trybunach. Gryffon spadał bezwładnie. Wstrzymała oddech.  Na szczęście dyrektor zdążył rzucić zaklęcie spowalniające, ale chłopak i tak mocno uderzył o ziemię. W momencie znalazła się na ziemi. Zobaczyła, jak pani Pomfrey rzuca na niego zaklęcie i unosi się w powietrzu. Bez wahania pobiegła do skrzydła szpitalnego za pielęgniarką. Widziała, jak kobieta wlewa w usta Harry ‘ego jakąś miksturę, a po chwili podchodzi do drużyny.
- Za chwilę powinien się obudzić. – oznajmiła.
- Idziemy. – powiedział Oliver. W momencie cała drużyna znalazła się przy łóżku Szukającego.
      Hermiona męczyła się z zadaniem domowym na Obronę Przed Czarną Magią. Było ostatnio zastępstwo z Nietoperzem. Zaczął omawiać „Pełnię Księżyca”. Oczywiście Miona nie omieszkała mu powiedzieć, że ostatnio przerabiali z profesorem Lupinem „ Zakazane przysłowie”, ale on odjął jej punkty za przeszkadzanie w lekcji!!! Paranoja!!! Uświadomiła sobie, że od kilku minut trzyma rękę z piórem, które ocieka atramentem nad swoim pergaminem. Pisnęła przerażona. No super. Właśnie zachlapała pracę domową. Wyjęła różdżkę i usunęła cały atrament. Niestety wypracowanie również. Zła na siebie wstała i zebrała swoje rzeczy. W dormitorium zastała Ginny.
- Idziemy do Pokoju Życzeń. – warknęła i podeszła do Krzywołapa. – No kocurze. Posłużysz mi dziś za doręczyciela. – uśmiechnęła się głaszcząc swojego pupila.
- Idę po Lunę. Będziemy czekać pod Pokojem. – oznajmił Ruda i już jej nie było.
    Miona nabazgrała coś na papierze i przyczepiła go do obroży Krzywołapa. Dla zabezpieczenia rzuciła na kota Zaklęcie Kameleona. Może i jest wkurzona, ale nie głupia. Wszyscy znają przecież jej pupila. Postanowiła, że uda się pod umówione miejsce. Przecież nie mogą gdzie indziej spotkać się z Pansy, a reszta już tam będzie. Idąc przez korytarz miała dziwne wrażenie, że cos tutaj nie gra. Chodziło jej o profesora Lupina. Nie, żeby jej się nie podobał. Po prostu dziwne jest to, że nie ma go co jakiś czas na lekcjach. Dokładnie co miesiąc … w pełnię księżyca!!! Stanęła w miejscu. Profesor Snape na Obronie Przed Czarną Magią od razu przeszedł do „Pełni Księżyca”, a Ron i Harry ostatnio narzekali na referat z „Wilkołaków”! To znaczy, że … to nie możliwe. Profesor Lupin jest Wilkołakiem?!
- Co jest Granger? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła cos okropnego. – zaśmiał się Malfoy. Przeklęła pod nosem, jeszcze tylko jego i tych debili jej tu brakowało.
- Właśnie zobaczyłam. – warknęła i poszła dalej. Nie miała zamiaru dalej z nim przebywać.
- To jeszcze nie koniec mała Szlamo. – usłyszała. Zacisnęła pięści, ale nie przestała iść dalej. Tym razem ona będzie górą i nie da mu się do niczego sprowokować. Tylko, czemu ta Szlama zabolała?
     Kiedy tylko doszła na miejsce zauważyła, że dziewczyny są już w komplecie. Podeszła do ściany i pomyślała o wystroju. Gdy tylko drzwi się pojawiły od razu weszła do środka i rzuciła się na jeden z foteli.
- Coś się stało? – zapytała Luna. Która wyczuła, że z Hermioną jest coś nie tak.
- Malfoy. – odpowiedziała krótko i położyła się na plecach zakrywając twarz dłońmi.
- To, co robimy? – Ginny nic nie odpowiedziała, tylko wyjęła z kieszeni bluzy kawałek pustego pergaminu.
- Możemy sprawdzić, co robią inni. – zaśmiała się Ruda.
- Za pomocą zwykłego kawałka papieru? – zdziwiła się Pansy.
- Ja chcę. – oznajmiła Miona i wyjęła pergamin z ręki Ginny. Wyjęła różdżkę i przyłożyła do przedmiotu. – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – powiedziała, a na papierze zaczęły pojawiać się ruszające się stopy z nazwiskami przy sobie. Krukonka i Ślizgonka popatrzyły na siebie zdziwione. – To Mapa Huncwotów. – oznajmiła panna Granger.
- To znaczy? – zapytała Pansy.
- Pokazuje gdzie kto jest. -  odpowiedziała Ginny. – Stworzyli ją Rogacz, Glizdogon, Łapa i Lunatyk. – dodała.
- To niesamowite. – powiedziała panna Parkinson.
·         Wszystkich uczniów proszę o zejście do Wielkiej Sali. – usłyszały głos dyrektora w głośnikach.
- Idziemy? – zapytała Luna.
- Chodźcie, najwyżej zaraz wrócimy. – poinstruowała Hermiona. – Koniec psot.
     Przed Wielką Salą zabrał się już całkiem spory tłum. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Wszyscy byli zdziwieni.
- Pewnie zastanawiacie się, po co was tu wszystkich zebrałem. – zapytał retorycznie dyrektor uśmiechając się szeroko. Miona pomyślała, że nie ma co się łudzić, że będą to dobre wiadomości, ponieważ profesor Dumbledore zawsze się uśmiech. – Otóż chcę wam powiedzieć, że wszyscy uczniowie śpią dziś razem tutaj. – teraz już cała czwórka wiedziała, że cos tu nie gra. – Nie martwcie się, wszystko mamy pod kontrolą. Jak wiecie ktoś niepożądany wdarł się na teren szkoły i zniszczył portret Grubej Damy, więc musimy przybrać środki ostrożności. – dodał, kiedy na korytarzu zrobiło się wielkie poruszenie.
- Ktoś, kto umie rzucać zaklęcie, dzięki któremu możemy się stąd wymknąć? – zapytała Miona. Dobrze wiedziała, że coś jest nie tak, a ona na pewno tego nie odpuści.
- Możemy was skopiować, ale chcemy odzyskać mapę. – powiedział ni z tego ni z owego stojący za nimi Fred.
- A możemy ją jeszcze tylko na dzisiaj? – zapytała panna Granger. Bliźniacy popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się cwanie.
- Jak nam powiecie, co robiłyście ze Ślizgonką, która stoi tu wśród nas, tylko pod wpływem Zaklęcia Kameleona. – wypalił George.
- Ale później. – poprosiła Ginny.
- Zgoda. – odpowiedzieli równocześnie. Poszli gdzieś za zakręt. Kilka machnięć różdżką, a „klony” dziewczynek już stały koło nich. – To dublerki Ida z nami, a wy pamiętajcie, żeby nie zgubić mapy. – upomniał Fred i bliźniaków już nie było.
- Gdzie idziemy? – zapytała Luna, kiedy drzwi do Wielkiej Sali zamknęły się za uczniami. Dobrze wiedziały, że nie ma już odwrotu.
- Jak na razie musimy popatrzeć na mapę. – powiedział i złożyła przysięgę. – Szukajcie kogoś, kto nie powinien być w szkole. – dodała widząc wyczekujące spojrzenia przyjaciółek. Po chwili wszystkie siedziały z nosami w mapie i szukały niepożądanego nazwiska. Nie trzeba było czekać długo, a z gardła Pansy wydał się przeciągły jęk. Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko wskazała palcem jeden z korytarzy na pierwszym piętrze.
- Syriusz Black. – szepnęła Luna. – Idziemy tam?
- Oczywiście. – powiedziała Hermiona. Dziewczynki wyjęły różdżki. Każda szepnęła Lumos, a na końcu ich różdżek pojawiły się światełka. Ruszyły w kierunku, w którym pokazywała mapa. Cały czas na nią patrzyły. Pansy szła zaraz za Mioną i mówiła, gdzie aktualnie znajduje się pan Łapa.
     Gdy już wystarczająco zagłębiły się w lochy usłyszały dziwny dźwięk, jakby ktoś się po nich poruszał. Hermiona pokazała, że mają być cicho i ruszyła w kierunku dźwięku. Bała się. Każda się bała, ale chęć poznania tajemnicy przezwyciężyła i ruszyły przed siebie. Przeszły kilka kroków i usłyszały warczenie. Odwróciły się w tamtym kierunku. Przed nimi stał pies. Animag – przeszło każdej przez myśl.
- Spokojnie, nie chcemy cię wydać. Chcemy pomóc. – powiedziała spokojnie Hermiona i jakby na potwierdzenie swoich słów rzuciła różdżką w kierunku zwierzęcia. Luna, Pansy i Ginny uczyniły to samo. Wiedziały, że przed nimi stoi potencjalny zabójca, ale muszą zaryzykować. Po chwili Animag zamienił się w człowieka. Teraz każda miała pewność, że to Syriusz Black. Mężczyzna pozbierał wszystkie różdżki i wycelował nimi w dziewczynki.
- Jesteście tu na zwiady. – powiedział z nutą szaleństwa w głosie. – Na pewno zaraz ktoś wyskoczy i mnie złapie. Nie wrócę do Azkabanu. –dodał i rzucił pierwszym zaklęciem. Odgłos uderzenia o ścianę odbił się po pustych korytarzach Lochów.
- Nie! – pisnęły trzy dziewczynki. Zaklęcie uderzyło w Hermionę, która stała najbliżej. Rozpoznała je bardzo dobrze. Jakby mogła zapomnieć, przecież dostała nim w tamtym roku. Expeliarmus. Poczuła charakterystyczny posmak krwi, która spływała z jej rozciętej wargi.  – Teraz widzisz, że nie kłamiemy?! Naprawdę chcemy pomóc! Gdyby ktoś z nami był na pewno już by wyskoczył zza ściany! – krzyknęła Pansy ze łzami w oczach. Co one zrobiły?! Znów wpakował się w jakieś kłopoty! Znów to Hermiona obrywa najbardziej.  Mężczyzna popatrzył na nie zdziwiony.
- Nie boicie się mnie? Przecież jestem zbiegłym zabójcą z Azkabanu.
- Nie wierzę w to. – dobiegł ich słaby głos dziewczyny. – Nie wierzę w to, że byłbyś w stanie zdradzić przyjaciół. Nie wyglądasz na takiego. – dodała po chwili i podniosła głowę. Z jej oczy płynęły łzy bólu. Nie bała się już. Tylko spotkanie ze ścianą nie było najprzyjemniejsze.
- Znacie jakieś wyjście z zamku do Wrzeszczącej Chaty? –zapytał opuszczając rękę. Wszystkie odetchnęły z ulgą.
- My nie, ale Mapa Huncwotów tak. – powiedziała Pansy i chciała podejść do Syriusza, jednak zrezygnowała, kiedy ten wymierzył w nią różdżkę. – Spokojnie. – powiedziała przerażona i wyciągnęła rękę z pergaminem w kierunku pana Łapy. Tym razem to on do niej podszedł i odebrał tak naprawdę swoją własność. Uśmiechnął się do dziewczyn i oddał im różdżki. Miona podniosła się z ziemi i również do niego podeszła po swoją własność.
- Przeprasza, ale gdyby było ryzyko, że ktoś odeśle cię do tego miejsca również byś tak postąpiła. – powiedział uśmiechając się do lokowatej przepraszająco. Dziewczynka od razu odwzajemniła uśmiech.
- Spokojnie, nic się nie stało.
- Jeżeli prawie zabił cie Bazyliszek to Expeliarmus faktycznie jest niczym. – mruknęła Ginny. Mężczyźnie mroczki stanęły w oczach.
- To Bazyliszek jest w szkole? –zapytał.
- Od jakiegoś czasu nie, bo Hermiona go zabiła. – odpowiedziała szybko Pansy.
- Zamknij się. – warknęła brązowowłosa Gryffonka. – To gdzie jest to przejście. – zapytała dla zmiany tematu. – Black nic nie odpowiedział, tylko zaczął iść przed siebie. Dziewczynki ruszyły za nim. Nie wychodzili z Lochów, tylko brnęli w nie dalej. W pewnym momencie mężczyzna stanął w miejscu i obrócił się w prawo. Przed nim stał posąg jakiegoś dziwnego zwierzęcia.  Łapa podszedł do niego i pociągnął za jedno ze skrzydeł. Posąg odsunął się otwierając jakieś przejście w ścianie. Uczennice popatrzyły na siebie niepewnie.
- Spokojnie w tunelu nic nam się nie stanie. – powiedział łagodnie Syriusz. – Co prawda w pewnym momencie będzie on bardzo wąski, ale chodziłem nim często, więc znam go praktycznie na pamięć. – dodał widząc, że pierwszą wypowiedzią chyba nie przekonał dziewczynek.
      We Wrzeszczącej Chacie nie było najprzyjemniej. Przedmioty znajdujące się w niej nie wyglądały na najnowsze, a ściany były mocno przemoknięte. Podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Okna były małe, więc ilość światła wpadającego do pomieszczenia również nie była największa. Hermionie ciarki przeszły po plecach.
- To nie ja wydałem Lili i James ‘a. – zaczął Syriusz. – Nie zrobiłbym im tego. – dodał siadając na krześle i ukrywając twarz w dłoniach. Dlaczego nikt mu nie wierzył, przecież nie byłby w stanie zrobić czegoś takie przyjaciołom. Pouczył, jak z prawej i z lewej strony oplatają go dwie pary delikatnych rąk. Podniósł głowę. Dziewczynki, które go znalazły przytulały się do niego.
- Wierzymy ci. – powiedziała cichutko Luna, która siedziała po jego prawej stronie. – Mój tata powiedział, że ktoś taki, jak ty nie zdradziłby przyjaciół. – dodała.
- A tak w ogóle, to nie przedstawiłyście się. – powiedział, a lekki uśmiech pojawił się na jego zmęczonej twarzy. – I ciekawi mnie też, w jakich domach jesteście.
- Hermiona Granger, Gryffindor.
- Luna Lovegood, jestem Krukonką.
- Ginny Weasly, Gryffonka.
- Ja jestem Pansy Parkinson i jestem w Slytherinie. – powiedziała najciszej, jak się dało dziewczynka. Bała się, że kiedy Syriusz dowie się, do jakiego domu przydzieliła ją Tiara nie będzie już chciał z nią rozmawiać. Żałowała, że nie powiedziała jej, aby nie zwracała uwagi na zdanie jej rodziców. Chociaż, co ona mogła.
- Nie martw się. Przecież nie wszyscy Ślizgoni są tacy sami. Przecież ty możesz być inna. – dobiegł ją pocieszający głos Black ‘a. Podniosła głowę po woli głowę napotykając uśmiechnięte twarze przyjaciółek i mężczyzny.
        Rano, kiedy drzwi Wielkiej Sali otworzyły się one stały za jakimś posągiem. Na korytarzu zrobił się nie mały tłum. Wmieszały się w niego i w ten sposób uniknęły kłopotliwych pytań. Pansy powędrowała do grupy rozchichotanych Ślizgonek ze zniesmaczoną miną. Reszta dziewcząt udała się od razu do swoich Dormitoriów, żeby jak najszybciej wziąć prysznic i przebrać się w czyste ubrania.
    Na pierwszej lekcji, jaką była Obrona Przed Czarną Magią czwórka dziewcząt wręcz usypiała. Najgorzej miały Heriona i Ginny, ponieważ siedziały w pierwszej ławce, więc musiały się, jako tako trzymać. Jednak słabo im to wychodziło.
   Po dzwonku miały na chwilę zostać w klasie. Pomyślały, że już nie żyją. Za niewykonywanie poleceń dyrektora wylatuje się ze szkoły.
- Czy możecie mi powiedzieć, dlaczego wyglądacie, jakbyście całą noc nie spały i dlaczego akurat wtedy, kiedy wszyscy spali razem, a w szkole jest zabójca. – zapytał nauczyciel siadając na jednej z ławek. Przypadkowo okazało się, że akurat przy niej siedziały Hermiona i Ruda. Granger nerwowo przełknęła ślinę. Pierwszy raz nie wiedziała, co powiedzieć. Strach wzmógł się, kiedy przypomniała sobie o podejrzeniu, co d tego, że profesor jest Wilkołakiem. – Doczekam się odpowiedzi? – dodał, kiedy cisza panująca w Sali okazała się najlepszą odpowiedzią.
- Nie wiem, jak Parkinson, ale my spałyśmy razem ze wszystkimi, tylko było nam strasznie nie wygodnie. – powiedziała panna Granger po chwili namysłu. Wiedziała, że to najgorsza wymówka świata, ale nic nie przyszło jej do głowy.
- Tak, a mi się wydaje, że jednak kłamiesz. Możliwe, że w jakiś sposób znalazłyście sposób na rozdwojenie się i w czasie, kiedy wasze sobowtóry udawały was, wy latałyście po szkole za niejakim Syriuszem Blackiem. Dowodem na to może być na przykład twoja rozcięta warga. – powiedział wskazując różdżką na Mionę. No to już po nas. – pomyślały wszystkie w tym samym momencie. Spuściły głowy. – Mnie nie da się oszukać na jakieś podróbki. Przecież jestem nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią.- dodał patrząc na nie z politowaniem.
- Ale przecież wczoraj była pełnia. – wyrwało się Hermionie. Myślała, że już nie może być gorzej. Popatrzyła na Lupina, który zrobił się biały na twarzy.
- Co macie następne? – zapytał nauczyciel patrząc przed siebie.
- Transmutację. – mruknęły cicho.
- Idźcie do mojego gabinetu, a ja zaraz do was przyjdę. – rozkazał i wyszedł z Sali.
    Luna, Pansy i Ginny popatrzyły na Hermionę zdziwione. Nic nie rozumiały. Co z tego, że wczoraj była pełnia, przecież to profesor Lupin to nie profesor Trelawney, żeby obchodziło go, w jakiej fazie akurat znajduje się księżyc.
- Przepraszam, że wpakowała nas w kłopoty. – mruknęła Hermiona, kiedy stały już na korytarzu przed gabinetem nauczyciela.
- Spokojnie, Miona. Dobrze wiesz, że tak naprawdę każda z nas chciała tam wczoraj pójść. – powiedziała pocieszająco Ginny. Nikt nie zdążył już nic więcej powiedzieć, ponieważ profesor Lupin przyszedł i zaprosił je do swojego gabinetu.
       Było to średnich rozmiarów pomieszczenie, gdzie na samym środku stało biurko zrobione z jasnego drewna. Za nim były schody najprawdopodobniej prowadzące do sypialni profesora. Na prawej ścianie stał regał, a na nim cała masa książek. Z prawej strony biurka stała ogromna skrzynia. Podłoga była wykonana z ciemnego drewna, które kontrastowało z kolorem biurka. Dookoła lewitowały zapalone świeczki.
        Profesor usiadł za biurkiem i gestem ręki wskazał dziewczynką, aby uczyniły to samo, tylko po drugiej stronie. Chwilę się wahał, ale zadał pierwsze pytanie Hermionie.
- Jak się domyśliłaś? – dziewczynka na początku nie wiedziała, o co chodzi, ale szybko się domyśliła, że chodzi o jej przypuszczenia.
- A więc to prawda? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Tak, więc powiesz mi, skąd wiesz?
- Domyśliłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że znika pan, kiedy akurat jest pełnia, raz w miesiącu. Do tego Nietoperz, przepraszam profesor Snape przerabia tematy związane z Wilkołakami i zadaje z nich prace domowe. – odpowiedziała cicho nie patrząc na nauczyciela.
- Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności dedukcyjnych. – przyznał. – Tak, zgadza się, jestem Wilkołakiem. Mam nadzieję, że nie powiecie o tym nikomu. Nie chciałbym, żeby z mojego powodu Hogwart opuściła duża ilość uczniów. – dodał po chwili namysłu. – Jednak nie po to się tu spotkaliśmy. Powiedzcie mi, co robiłyście wczoraj w nocy.
- ZnalazłyśmySyriuszaBlacka. – mruknęła niezrozumiale Pansy.
- Znalazłyśmy Syriusza Blacka. – powiedziała odważniej Luna. – Ale on nie jest mordercą i zdrajcą. – dodała szybko. – Ktoś go wrobił.
- Skąd ta pewność?
- Wystarczy z nim porozmawiać. – Hermiona była osobą, która od razu wiedziała, kiedy ktoś kłamie. Tym razem wiedziała na pewno, że Syriuszowi należy wierzyć.
- To dlaczego masz rozciętą wargę? – Miona odruchowo dotknęła wspomnianej części ciała.
- Na początku nie wierzył, że mamy dobre zamiary. – powiedziała spokojnie.
- Czy mógłbym z nim porozmawiać?
- Prosił, żeby nikogo nie przyprowadzać. – szepnęła Luna. Popatrzyły na Hermionę. No tak, znów ja jestem mózgiem całej naszej czwórki. – mruknęła w myślach dziewczynka.
- Jestem, byłem jego przyjacielem. – powiedział gorzko nauczyciel, kiedy w Sali zapanowała dłuższa cisza.
- Czyj  jeżeli zaprowadzimy pana do Łapy to nikomu pan nie powie, gdzie on jest? – zapytała Hermiona. Lupin uśmiechnął się i przytaknął głową.
     Właśnie skończyły się lekcje i dziewczynki siedziały w Pokoju Życzeń. Studiowały Mapę Huncwotów, ponieważ nie miały nic innego do roboty. Malfoy, Zabini, Nott i Higgs siedzieli w swoich prywatnych dormitoriach. Dyrektor chodził w tę i z powrotem po swoim gabinecie, a Snape robił jakiś eliksir w Klasie Eliksirów. Miona już od jakiegoś czasu podążała wzrokiem za swoim kotem, który biegał w te i z powrotem.
     W pewnym momencie zaczął za czymś biec. Kiedy Hermiona zobaczyła nazwisko poruszające się na mapie krew w żyłach jej zastygła, a twarz zrobiła się biała.
- On nie powinien nie żyć? – zapytała słabym głosem?
- Kto? – odpowiedziała zdziwiona Pansy i popatrzyła w miejsce, gdzie padał wzrok jej brązowowłosej przyjaciółki.  – Powinien. – dodała.
- KTO?! – krzyknęły w tym samym momencie Luna i Ginny.
- Petiegrew. – powiedziały razem Ślizgonka i Gryffonka.
- Idziemy z tym do Lunatyka. – mruknęła Hermiona. Wycelowała różdżką w pergamin. – Koniec psot. – wzięła papier, podniosła się i ruszyła w stronę wyjścia z Pokoju Życzeń. Nie miała zamiaru czekać ani chwili dłużej. Zastanawiała się, gdzie może być nauczyciel.
    Pognała do jego gabinetu. Zapukała mocno w drzwi. Musi go teraz zobaczyć, jak najszybciej. Jak się okazało pierwsze pomysły zawsze są najlepsze, ponieważ po około minucie siedziała już tam, gzie dziś rano.
- Co cię do mnie sprowadza Hermiono? – zapytał przyjaźnie nauczyciel.
- Petter Pettigrew jest w szkole.
- To niemożliwe, on nie żyje. – odpowiedział mężczyzna zdziwiony wyznaniem dziewczyny.
- Podobno Mapa Huncwotów nie kłamie. – powiedziała zdyszana Pansy. Miona była naprawdę wysportowana, więc jej koleżanki ledwo za nią nadążały.
- Pokaż mi ją.
     Od tego wydarzenia minęło już dosyć sporo czasu. Jutro zaczynała się przerwa świąteczna, więc na kolacji było mało osób. Hermiona tak, jak w tamtym roku zostaje na święta w Hogwarcie, jednak tym razem będzie miała towarzystwo, ponieważ rodzice Pansy jadą na wycieczkę gdzieś w góry i nie biorą ze sobą córki. Przyjaciółki postanowiły, że będą spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, a ułatwiał im to fakt, że nie licząc czterech Puchonów nikogo nie będzie.
    Jak wyglądało spotkanie Lunatyka i Łapy. Otóż na początku Syriusz nie był zbytnio zadowolony, że jego były przyjaciel, który Ne uwierzył, że jest nie winny chciał się z nim zobaczyć. Nie ufał mu, tak jak Remus w sprawie jego niewinności. Jedna w końcu zgodził się po jakimś czasie. oczywiście ich pierwsza rozmowa nie należała do najlepszych, ale po dwóch spotkaniach udało im się odzyskać dawną przyjaźń.
       Teraz Hermiona i Pansy siedzą razem w pokoju pierwszej. Nie wiedzą, co ze sobą zrobić, więc po prostu rozmawiają na neutralne tematy.
- Jutro jest Wigilia. – powiedziała Miona. Pansy, jakby posmutniała.
- Co z tego. Pewnie i tak nic nie dostanę. – odpowiedziała gorzko. Hermionie zrobiło się żal przyjaciółki. Była przyzwyczajona do rodzinnego spędzania świąt, nie tak, jak to było w domu rodziny Parkinsonów. I w pewnym momencie wpadła na genialny pomysł.
- Która godzina? – zapytała podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Dwunasta, a co? – odpowiedziała zdziwiona Ślizgonka.
- Poczekaj tu na mnie. – i nic więcej nie mówiąc wyszła z Dormitorium. Pognała w stronę gabinetu wicedyrektorki. Na miejscu powiedziała hasło do posągu, który chronił wejścia.
- Dzień dobry pani McGonagall, czy mogłabym wyjść na chwilę do Hogsmade. – zapytała.
- Dobrze wiesz, że dopiero od trzeciego roku nauki można wychodzić poza teren Hogwartu.
- Tak, ale chciałyśmy z Pansy kupić coś przyjaciołom pod choinkę. – mruknęła.
- No dobrze, ale weźcie ze sobą różdżki i wróćcie za jakieś dwie godziny. – odpowiedziała nauczycielka Transmutacji.

środa, 7 sierpnia 2013

ROK DRUGI CZ. I



 Dzień dobry wszystkim ;)
 Przychodzę z nowym rozdziałem ;)
Mam nadzieję, że się spodoba. Może być krótszy, niż poprzednie, ale ważne, że jest. 
Chciałam przeprosić za długą nieobecność, ale była ona spowodowana brakiem czasu. 
Mam nadzieję, że następny rozdział będzie przed końcem sierpnia :> 
Życzę miłego czytania
Cave :)
__________________________________________




       Obrazy za oknem pociągu szybko się zmieniały. Pewna brązowowłosa dziewczynka siedziała w przedziale Expresu Hogwart – Londyn, który miał ją zabrać do szkoły Magii i Czarodziejstwa na drugi już rok nauki. Oderwała głowę od okna i przejechała wzrokiem po przedziale, w którym się aktualnie znajdowała. Po prawej stronie siedziała Luna, która czytała „Żonglera” . Hermiona wiedziała, że to gazeta jej taty. Zaintrygował ją sposób, w jaki przyjaciółka trzymała gazetę. Była ona bowiem na odwrót. Miona jednak w to nie wnikała. Blondynka bowiem miała swoje dziwne przyzwyczajenia, które ona jak najbardziej akceptowała. Tworzyły one przecież całą Lunę, a Hermiona uwielbiała swoją szaloną przyjaciółkę.      
       Przeniosła wzrok naprzeciwko, gdzie leżała Ginny.  Po zamkniętych oczach i miarowym oddechu poznała, że śpi. Nie dziwiła jej się, ponieważ cały sierpień spędziła wraz z Luną u niej i mało spały, szczególnie przez ostatni tydzień. Najprawdopodobniej Ruda była tak zmęczona, że nie wytrzymała i po prostu odpłynęła.
- Słyszałaś o tym, że Syriusz Black uciekł z Azkabanu? – wypaliła ni z tego, ni z owego blondynka. Hermiona jakby się nagle obudziła i spojrzała zdziwiona na przyjaciółkę.
- Kto to jest Syriusz Black? – spytała. Nigdy bowiem nie słyszała tego nazwiska. Może dlatego, ze jest czarodziejem.
- Przepraszam, zapomniałam, ze nie wiesz, kto to. – odpowiedziała. – No, więc pozwól, że ci wytłumaczę. Tata Harry ‘ego miał trzech przyjaciół. Syriusza Blacka, Peter ‘a Pettigrew ‘a i Remusa Lupina. Razem tworzyli Huncwotów. Jednak Syriusz zdradził James ‘a Potter ‘a i jego żonę Lili, rodziców Harry ‘ego. Wydał ich Voldemortowi. Niedługo potem zabił, zniszczył Peter ‘a tak, że został po nim tylko palec. – popatrzyła na Hermionę, której twarz była cała blada. – Dostał dożywocie w Azkabanie, ale najwyraźniej mu się znudziło i postanowił uciec. – zakończyła opowieść.
- Czy to znaczy, że grozi nam jakieś niebezpieczeństwo? – zapytała przerażona.
- Myślę, że raczej nie dostanie się do Hogwart ‘u, a nawet jeśli to Dumbledore nie da mu nic zrobić.
- Wydaje mi się, że ten rok nie będzie spokojny.
      Zaczynało się już ściemniać, kiedy Hermiona się obudziła. Popatrzyła na Ginny i Lunę, które spały, a potem za okno. Zauważyła gdzieś daleko wierze Hogwart ‘u. Z bólem stwierdziła, ze musi obudzic przyjaciółki, ponieważ zaraz się zatrzymają. Już miała wstać, kiedy drzwi do przedziału otworzyły się i stanęła w nich Amber Noel.
- Dobry wieczór Hermiono. Przyszłam wam powiedzieć, że zbliżamy się do stacji, więc musicie zacząć się już zbierać. – powiedziała i uśmiechnęła się .
- Jesteś w tym roku naczelnym? – zapytała z zainteresowaniem Miona. Amber zaśmiała się i pokiwała przecząco głową.
- Nie. Jestem Prefektem Gryffindor ‘u. Naczelną w tym roku jest starsza Carrow.
- Slytherin. – wyszeptała bardziej do siebie niż do niej. – Jej młodsza siostra jest na naszym roku? – zapytała pokazując ręką na siebie i przyjaciółki.
- Dokładnie. A teraz przepraszam. Miło mi się z tobą rozmawiało Hermiono, ale muszę iść uświadomić innych, że właśnie dojeżdżamy do Hogwart ‘u. – powiedziała na pożegnanie, na co Miona tylko kiwnęła głowa. Pomyślała, że odwdzięczy się Lunie i Ginny za to, że w wakacje nie powiedziały jej o tym, jakie cukierki dali jej bliźniaki, a potem cały dzień przeleżała z bólem głowy. Wyjęła różdżkę z torby podręcznej i wymierzyła w Ginny.
- Aguamenti* - powiedziała, a kiedy strumień wody dotarł do Rudej skierowała różdżkę na Lunę. Po chwili w przedziale było słychać krzyk panienek Lovegood oraz Weasley i śmiech panny Granger. Nie trzeba było długo czekać, a w drzwiach pojawili się Sophie, Harry, który był przygnębiony i Ron.
- Co tu się stało?! – krzyknęła zdziwiona starsza Granger ‘ówna, po czym zaczęła usuwać mokre plamy z podłogi oraz suszyć ubrania przemoczonych dziewczynek.
- To wariatka! Trzymajcie mnie, bo zaraz jej cos zrobię! – krzyknęła Ginny i rzuciła się na Hermionę, która dalej nie mogła przestać się śmiać. Na szczęście Ron zdążył powstrzymać siostrę, zanim dopadła śmiejącą się Gryffonkę. – Puść mnie, to zlikwiduję jej ten uśmiech. – zaczęła się szarpać.
- Przestań Ginevro. – widać było, że Rudy jest już naprawdę wkurzony całą tą sytuacją.
- Chodźcie, bo się spóźnimy. – powiedziała Sophie i opuściła przedział. Ron po woli puścił Ginny i również opuścił pomieszczenie razem z Harry ‘m. Hermiona na nic nie czekając chwyciła kufer i w ostatnim momencie schyliła się, kiedy wyszła na korytarz ponieważ w jej stronę poleciało puste opakowanie po Fasolkach Różnych smaków. Jednak paczka musiało na cos wpaść. Po chwili usłyszała długą wiązankę przekleństw. Już wiedziała, kto to.
- Jak śmiałaś brudna Zdrajczynio Krwi?! – dało się słyszeć wrzask czarnoskórego arystokraty. Wyczuwam kłopoty. Pomyślała Miona. Przynajmniej ten rok nie zacznie się nudno.
- O Zabini. Spokojnie Ginny pomyliła cię z Filchem i pomyślała, że zbierasz śmieci. – powiedziała. Kiedy skończyła mówić Luna, Ginny i wszyscy, którzy byli blisko wybuchnęli gromkim śmiechem. Oczywiście wszyscy oprócz Ślizgonów, którzy byli tą wypowiedzią bardzo urażeni.
- Jak śmiałaś. – warknął Malfoy i wycelował w nią różdżkę.
- Co zrobisz kretynie? Przeklniesz mnie czymś? – zadrwiła. Dobrze wiedziała, że prefekci lubią zamieszanie, a właśnie takowe się wokół nich stworzyło. – Tylko pamiętaj, Furnunculus jest już zajęty. – dobrze wiedziała, że igra z ogniem, ale zauważyła, ze Amber zmierza już w ich stronę.
- Ty wredna Szlamo. – wysyczał i już miał coś powiedzieć, żeby Hermiona leżała i zwijała się z bólu, kiedy …
- Jeżeli nie chcesz mieć kłopotów, to opuść różdżkę. – dobiegł ich głos panny Noel. – Mówię poważnie Malfoy. Chyba nie chcesz, żeby Slytherin stracił punkty na sam początek. – dodała, kiedy blondyn nic nie zrobił.
- No dalej młody. Gryffiaki się wkurzyły. Ze Szlamą policzymy się później. – zaoferował John Greu, prefekt Slytherin ‘u. Młody arystokrata uśmiechnął się wrednie. John ma rację. Nie musi mieć przecież świadków, a Granger można załatwić w inny sposób. Po woli opuścił magiczny atrybut, ale nie przestał obserwować dziewczyny. Ona zresztą też nie była mu dłużna i zbijała go wzrokiem.
- Do zobaczenia później Szlamciu. – zakpił i odwrócił się, żeby odejść, jednak to do Miony zawsze musi należeć ostatnie słowo.
- Mam nadzieję, że jednak nie śmierdzący tchórzu. – zadrwiła. Dobrze wiedziała, że tym rozjuszy Smoka i tak się stało. Trzymała rękę na różdżce, więc zanim on cokolwiek zdążył powiedzieć ona rzuciła zaklęcie zatrzymujące.
- Immobilus. – Malfoy stanął w miejscu. Greu popatrzył na nią z mordem w oczach, na co tylko podniosła ręce. – Broniłam się. – powiedziała i odwróciła się wychodząc z pociągu. Nie miała zamiaru dalej na niego patrzeć.
- Minus dziesięć punktów, za nie stosowanie się do poleceń prefekta! – usłyszała krzyk wściekłej Amber. Kilkoro uczniów, którzy nie wiedzieli, co się stało popatrzyli przerażeni w kierunku, z którego dobiegł głos Gryffonki. – A ciebie Granger dorwę później. – wysyczała wystawiając głowę przez okno. Hermiona, jak na zawołanie schowała się za Sophie.
- Coś znowu zrobiła? – spytał Harry. – Amber jest spokojna i cierpliwa. – dodał.
- Malfoy. – powiedziała i poszła z Luną i Ginny do Wielkiej Sali.
      Kolejny rok szkolny. Hermiona, siedząc przy stole Gryffidor ‘u przypomniała sobie, jak w tamtym roku bała się, do którego domu trafi. Dostała się do wymarzonego. Gryffindor, tak to zdecydowanie jej miejsce. Patrzyła na stołek, na którym co chwile siadał nowy uczeń. Niektórzy schodzili z niego zadowoleni, niektórzy nie. Jednak zauważyła, że gdy Tiara Przydziału wypowiada Slytherin, każdy, kto aktualnie jest przydzielany ma zadowoloną minę. Zaśmiała się kpiąco. Wredni, narcystyczni, podli Czystokrwiści. Nienawidziła każdego kto znalazł się w tym domu. No prawie. Pansy była wyjątkiem.
- Więc teraz, kiedy już wszyscy znajdujemy się na swoich miejscach życzę smacznego. – zakończył dyrektor, a na stołach pojawiło się pełno jedzenia. Nie wiedział dlaczego, ale nie była głodna.
- Herm, muszę ci coś pokazać. – zagadnęła ją Ginny, która siedziała po jej prawej stronie. – Ale dopiero w dormitorium, bo gwizdnęłam to bliźniakowatym. – zaśmiała się.
- Komu?
- Greorg ‘owi i Fred ‘owi. – powiedziała przewracając oczami. – Tobie też nie chce się dziś jeść? – zapytała patrząc na talerz Hermiony, który był zupełnie pusty. – Zgarniamy dziewczyny i idziemy sama wiesz, gdzie? – panna Granger nic nie odpowiedziała, tylko popatrzyła na stół Ślizgonów. Odnalazła spojrzenia Pansy i mrugnęła do niej porozumiewawczo. Ślizgonka pokiwała twierdząco głową. Upewniła się, że nikt nie parzy i poruszyła ustami niemo mówiąc dwudziesta.
- To teraz trzeba tylko jeszcze iść po Lunę. – powiedziała i zaczęła wmuszać w siebie zimnego już kurczaka.
     Po skończonej kolacji udały się przed wejście do Wielkiej Sali. Zobaczyły, jak Malfoy  wychodzi, jest dalej wściekły. Zauważyły, że Pansy powstrzymuje śmiech. Oczywiście nie było tego widać, ale Ślizgonka, kiedy na nie popatrzyła uśmiechnęła się krótko, a jej twarz później znów przybrała maskę obojętności.
- Luna! – krzyknęła Ginny, kiedy tylko zauważyła blondynkę. – Chodź!
- Mamy pół godziny na dojście. – poinformowała Hermiona, kiedy popatrzyła na swój zegarek.
- Czyli, że dziś od razu tam idziemy? – zapytała Krukonka.
- Oczywiście. – zaśmiała się Miona. Ruszyły do Pokoju Życzeń.
     Kiedy doszły na miejsce Pansy już tam była i na nie czekała. Opierała się plecami o ścianę. Nie zauważyła ich, ponieważ wzrok miała wbity w podłogę. Miona rozejrzała się dookoła. Nikt nie przechodził. Podeszła do ściany i pomyślała sobie, że chce znaleźć w środku. Na pewno będą tam cztery wielkie fotele i kominek. Na ścianie pojawiły się drzwi.
    Skrzypienie obudziło Pansy, która wydawała się być w jakimś transie. Popatrzyła do góry. Hermiona otworzyła drzwi do Pokoju Przychodź – Wychodź. Przestała opierać się o ścianę i weszła do środka. Działała, jak automat. Nie wiedziała tak naprawdę, dlaczego jej samopoczucie zmieniło się drastycznie.
- Hej dziewczyny! –krzyknęła, kiedy drzwi zamknęły się za nimi. Dziewczęta rzuciły się w swoje objęcia. Tak bardzo za nią tęskniły. Dwa miesiące bez żadnego kontaktu. Nie pisały ze sobą nawet listów, ponieważ nie mogły dopuścić, żeby listy dostały się do kogoś nieodpowiedniego.
- Co tam u ciebie słychać Pan? – zapytała uśmiechnięta Luna.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. – odpowiedziała. Jej humor właśnie wrócił i nie zamierza nigdzie sobie iść. Przynajmniej dopóki jest z przyjaciółkami. – A u was? Jak wam minęły wakacje?
- Pierwszy miesiąc … - i tak właśnie zaczęły opowiadać sobie o tym, co przeżyły i co zobaczyły na tegorocznych wakacjach. Każda chciała się pochwalić co robiła, jakie miasta odwiedziła. Nawet nie zauważyły, kiedy czas zaczął im uciekać. Dopiero, kiedy wybiła godzina pierwsza w nocy zorientowały się, że jest już późno i powinny się po woli zbierać. Rzuciły na siebie zaklęcie Kameleona i wyszły z Pokoju Życzeń. Pansy i Luna poszły w lewo, a Gryffonki w prawo. Po drodze starały się być tak cicho, jak tylko to możliwe. Wiedziały, że Prefekci patrolują jeszcze korytarze. Stanęły przed portretem Grubej Damy i zdjęły zaklęcie kamuflujące.
- Skrzypiąca podłoga. – szepnęła Hermiona.
- Dziewczynki, co wy tak późno robicie o tej porze poza dormitorium. – popatrzyła na nie krzywo.
- Skrzypiąca podłoga. – powtórzyła Hermiona ton głośniej. Wiedziała, że jeżeli Gruba Dama zacznie gadać, to kogoś tu ściągnie i będą miały szlaban, jak nic.
- Jeżeli ktoś was zobaczy, to nie będzie kolorowo. – nie dawała za wygraną.
- Więc nam otwórz i będzie po sprawie. – teraz była już naprawdę zdenerwowana. Mówi jej hasło, a jakiś babsztyl zaczyna gadać i nie daje jej w spokoju uniknąć kłopotów. – Mówię po raz ostatni. Skrzypiąca podłoga.
- Co to za maniery? – oburzył się portret, ale usunął im się z drogi. Dziewczynki pośpiesznie weszły do Pokoju Wspólnego Gryffindor ‘u. Już myślały, że im się udało, kiedy usłyszały jakiś dźwięk z wewnątrz. Hermiona weszła pierwsza zawczasu obmyślając jakąś wymówkę.
- Co wy tu robicie? – zdziwił się Cormac McLaggen, który pierwszy je zobaczył.
- Nie, nic. – powiedziała Miona i już chciała iść dalej, kiedy zorientowała się, że nie tylko Cormac jest obecny w Pokoju Wspólnym. Postawiła na szybką ucieczkę. Przecież schody do Dormitorium dziewcząt zmienią się w ślizgawkę, jeżeli jakiś chłopak będzie chciał wejść. Już miała ruszyć, kiedy poczuła, jak ktoś bierze ją na ręce i przerzuca sobie przez ramie. Zaczęła się oczywiście wyrywać, ale to nic nie dało. Po chwili siedziała na kanapie, a obok niej Ginny.
- Czego chcecie, kretyni? – warknęła Ruda. W Pokoju Wspólnym byli chyba wszyscy chłopcy od trzeciego roku w górę. Nie sprzyjało to jakiejkolwiek ucieczce, ponieważ na pewno by je zobaczyli.
- Może na początek powiecie nam, gdzie żeście były? – zaczął Fred. Ginny prychnęła głośno.
- Nie wasz interes. – warknęła Hermiona i sięgnęła po różdżkę. Już miała ją wycelować w siebie i wypowiedzieć zaklęcie kamuflujące, ale Oliver Wood zabrał jej magiczny atrybut.
- Nie tak łatwo. – zaśmiał się na co Miona tylko skrzyżowała ręce na wysokości piersi demonstracyjnie pokazując, że jest obrażona. – No, więc gdzie byłyście i z kim? – ponowił pytanie. Dziewczęta milczały.
- Skoro tak się bawimy, to może od razu powiecie, gdzie jest Mapa Huncwotów. – zaproponował George. Panna Granger zrobiła zdziwioną minę i popatrzyła na Ginny, która odbywała właśnie walkę na spojrzenia z Ron ‘em.
- Znalezione nie kradzione. – warknęła. Ku zaskoczeniu wszystkich dookoła wyjęła różdżkę i rzuciła na siebie Zaklęcie Kameleona. – Accio różdżka Hermiony. – usłyszeli i patyczek, który trzymał przed chwilą Olivier poszybował prosto do ręki Gin, która właśnie po raz kolejny używała zaklęcia maskującego, tym razem na Hemr.
- Trzymać Hermionę! – krzyknął Dean. Zdążyli w ostatnim momencie, ponieważ dziewczynka właśnie miała wstawać. Teraz jednak siedziała trzymana za obie ręce. Zaczęła się wyrywać, jednak bliźniacy okazali się silniejsi.
- Łapska precz ode mnie! – wydarła się na całe gardło.
- Może by tak milej, panienko Granger. – zaśmiał się Fred udając głos profesor McGonagall.
- Ani mi się śni. – warknęła i postanowiła, że będzie już cicho. Bliźniacy oczywiście postarali się o to, żeby było ją widać i zdjęli zaklęcie rzucone przez ich siostrę.
- No to wróćmy do tematu pierwszego. Gdzie byłyście? – dopytywał Cormac. Dziewczynka nic nie powiedziała, tylko zaczęła bawić się swoimi paznokciami. Miała cichą nadzieję, że jeżeli nie będzie odpowiadać na pytania, to po prostu znudzą się i dadzą jej święty spokój. – Nie będziesz współpracować? – zero reakcji.
- A co powiesz, jak cię połaskoczemy? – wypalił George.
- Nie mam łaskotek. – odpowiedziała spokojnie. – A tak w ogóle, to co wam zależy, żeby wiedzieć, gdzie byłyśmy i dlaczego was tu tylu jest?
- Po kolei. Nie obchodzi nas, gdzie byłyście, to miał być mały bonus. Tak naprawdę to chcemy odzyskać Mapę Huncwotów. A jest nas tu tylu, bo mamy imprezę na rozpoczęcie roku. – wyjaśnił Harry.
- To możecie mnie puścić, bo ja nic nie wiem. – odpowiedziała. Zauważyła, że jej kocur przechadza się po Pokoju Wspólnym. Wytresowała go przez te wakacje. Wystarczy, że popatrzy na jakiś przedmiot, a on go strąci. Będzie zamieszanie i ucieknie do Dormitorium. – Kici kici. – powiedziała, a kot popatrzył na nią. Przeniosła swój wzrok z niego na sporych rozmiarów wazon stojący na jakimś stoliku w kącie. Krzywołap jak na zawołanie pobiegł w tamtym kierunku i zrobił, co do niego należało. Dziewczynka w tym czasie wyswobodziła się z objęć bliźniaków i przebiegła przez tłum. Była już pod drzwiami, kiedy usłyszała wiązankę dosyć ohydnych przekleństw. Odwróciła się z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Zobaczyła bliźniaków leżących na sobie. – Mówiłam, że nie wiem o co wam chodzi. – powiedziała na koniec i weszła do Dormitorium. Zauważyła Rudą wychodząca z łazienki.
- Nic ci nie zrobili? Ja już im pokażę. Napisze do mamy i będą mieli przesrane. – zaczęła mówić, kiedy tylko zobaczyła Hermionę.
- Spokojnie Gin. Nic mi nie zrobili oprócz tego, że podnieśli ciśnienie. – zaśmiała się. – Powiesz mi, co to ta Mapa Huncwotów?
- Poczekaj. Kate i Lav śpią?
- Tak. Nie słyszysz? – zaśmiała się słysząc, jak panna Brown chrapie.
- Ale i tak chodźmy do łazienki. – poprosiła Ginny i już w następnym momencie otwierała drzwi do wcześniej wspomnianego pomieszczenia i nie czekając na Minę, ówcześnie biorąc kawałek jakiegoś pergaminu, weszła do środka. Szatynka wzruszyła ramionami i poszła w ślady przyjaciółki.
- W ostatni dzień wakacji zobaczyłam, jak coś z tym robią. Byłam ciekawa, więc sobie wzięłam i mi się spodobało.
- Czyli, że nie mają co liczyć na zwrot.
- Nie. – zapewniła Ruda, na co obie wybuchły śmiechem.
- To teraz mi powiedz, co jest takiego ciekawego w kawałku pustego pergaminu.
- Wiesz, kto to są Huncwoci? – zapytała, a kiedy Hermiona pokiwała przecząco głową zaczęła opowiadać. – Huncwoci to Rogacz, tata Harry ‘ego, Łapa, czyli niedawno zbiegły z Azkabanu Syriusz Black, Lunatyk, to profesor Lupin i Glizdogon, Piter Petigrew.
- Ten, co go zabił Black? – weszła jej w słowo.
- Dokładnie. – potwierdziła. – Otóż kiedyś byli oni najlepszymi przyjaciółmi. Stworzyli mapę całego Hogwartu, ale jak się zaraz przekonasz jest ona wyjątkowa. Miałam ją wam pokazać  w Pokoju Życzeń, ale zapomniałam. – zakończyła i usiadła na posadzce. Przed sobą położyła pergamin i wyjęła różdżkę. – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – wypowiedziała, a na papierze pojawiły się ruszające się punkty, przy których znajdowały się nazwiska.
- Niesamowite. – wyszeptała kasztanowłosa. – Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. – dodała patrząc na przyjaciółkę. – I oni naprawdę tam są i tak się poruszają?
- Też byłam zaskoczona, ale tak. Oni są tam, gdzie ich nazwiska. – zapewniła. – Na dziś koniec, bo nie wstaniemy jutro, a pierwsza lekcja, to Nauka Latania na Miotle, więc wiesz. – zaśmiała się.
- Wiem, wiem. Też chciałabym być w Drużynie Quidich ‘a.
- Koniec psot. – powiedziała Ruda, a pergamin znów był pusty. – Idziemy spać.
     Następnego dnia, a właściwie dziś rano, Hermiona nie mogła się zwlec. Wstała wpół do szóstej, czyli pół godziny później, niż zawsze. Stwierdziła, że jeżeli nie zdąży na śniadanie to nic się nie stanie, ponieważ nie jest głodna. Cudem wstała z łóżka i weszła do łazienki. Odkręciła lodowatą wodę i momentalnie pod nią weszła. Powstrzymała krzyk. Wiedziała, że to nie najlepszy pomysł, ale musiała się jakoś obudzić, a nic innego nie wymyśliła. Po chwili przyzwyczaiła się do zimna. Kiedy skończyła brać prysznic wysuszyła się i swoje włosy, a potem ubrała mundurek. Stanęła przed lustrem. Podwinęła rękawy, rozpięła dwa guziki pod szyją i zawiązała luźno krawat. Stwierdziła, że będzie jej gorąco, ponieważ dziś dopiero drugi dzień września. Zrezygnowała, więc z szaty z herbem Gryffindor ‘u. Wzięła torbę z książkami i uprzedzając Gin, że będzie na nią czekać w Salonie właśnie tam się udała. Usiadła na jednej z kanap zaczęła obserwować jeszcze nie zapalony kominek. Nagle poczuła, jak ktoś zasłania jej oczy.
- Więc …
- Gdzie …
- Nasza…
- Mapa Huncwotów. – zaskoczyli razem bliźniacy. Miona wiedziała już, że nie dadzą jej spokoju doputy, dopóki jej nie odzyskają. Nie miała jednak zamiaru wydać Ginny.
- Już wam mówiłam, ze nie wiem co to! – wydarła się na cały Pokój Wspólny. Miała cichą nadzieję, że Ruda ją usłyszy i się pospieszy.
- To powiedz nam, gdzie byłyście wczoraj. – zapytał Cormac. Hermiona zaczęła zabijac go wzrokiem, jednak nic nie odpowiedziała. Postanowiła przyjąć wczorajszą taktykę.
- Czy może byłaś w tym samym miejscu, gdzie na pierwszym roku, kiedy wróciłaś cała zapłakana? – wypalił George. Miona w jednym momencie podniosła się i ruszyła do drzwi. Pech chciał, że właśnie przechodził przez nie Seamus Finnigan.
- Co się tu dzieje? – zapytał gdy zauważył, że prawie uderzył młodszą Granger drzwiami. Widocznie gdzieś jej się spieszyło.
- Nic. – powiedział szatynka i ponownie ruszyła do wyjścia. Seamus oczywiście spróbował ja złapać, ale mu się wywinęła i już w następnym momencie stała na korytarzu. Nie musiała czekać długo, a koło niej pojawiła się przerażona Gin. – Ciebie też chcieli złapać? – wydedukowała.
- Tak odpowiedziała najmłodsza Weasley. Obie ruszyły na pierwszą lekcję, ponieważ wiedziały, że już i tak nie zdążą za śniadaniem.
       Zaczęła się już lekcja, właśnie przyszła profesor Rolanda Hooch. Uczniowie drugie roku stali w dwurzędzie z miotłami po prawej stronie. Dziewczynki nie mogły już doczekać się, kiedy pierwszy raz wsiądą na miotły.
- Dzień dobry wszystkim. – powitała ich profesorka. – Witam was na pierwszej lekcji Nauki Latania na Miotle. Mam nadzieję, że współpraca pójdzie nam dobrze. To teraz wyciągnijcie prawą rękę i powiedzcie stanowczo „Do mnie!” . – poinstruowała. Od tego momentu wszyscy zaczęli przekrzykiwać się. Jednak miotły nie każdemu od razu wpadły w rękę. Hermionie udało się za pierwszym razem, Ginny za trzecim, Luny po jakimś czasie miotła również posłuchała, jednak Pansy nie poszło już tak łatwo i dalej męczy się ze swoją. – Przestańcie na chwilę! – poprosiła pani Hooch. – Teraz ten, kto ma miotłę w ręce siad na niej. Kiedy już to zrobi kładzie obie dłonie na trzonie i odbija się nogami do góry. – Hermiona zrobiła wszystko według instrukcji i … udało się. Jako jedyna wzbiła się w powietrze. – Doskonale panno Granger. Właśnie zarobiła pani dwadzieścia punktów dla swojego domu.
        Pora obiadowa. Hermiona i Ginny jak najszybciej chcą się dostać do Wielkiej Sali, ponieważ odpuszczanie sobie śniadania to nie był najlepszy pomysł. Teraz były tak głodne, że nawet podrobki z latających wiewiórek, specjał kuchni Hagrida, byłyby bardzo smaczne. Usiadły przy stole Gryffindor ‘u, ale jak najdalej od bliźniaków. Postanowiły, że schowają gdzieś w Dormitorium Mapę Huncwotów, a po jakimś czasie chłopakom znudzi się męczenie ich. Pytanie tylko, po jakim.
- Ej Potter, podobno wczoraj zemdlałeś. Leżałeś, jak długi. – usłyszeli za plecami. Hermiona odwróciła się gotowa przygadać temu kretynowi, ale ubiegł ją Ron.
- Skąd on się o tym dowiedział? – Jeżeli on ma wyjeżdżać z tak inteligentnymi pytaniami, to Ślizgoni go zjedzą.  – pomyślała dziewczynka.
- Ja wiem wszystko Rudy biedaku. – zakpił blondyn.
- Idź do tatuśka Malfoy. Może wtedy w Hogwarcie będzie idealnie. – warknęła Ginny..
- O proszę. Nie odzywaj się do mnie Wasley. Nikt kogo nie stać na ubranie nie ma prawa się odzywać. – warknął Terrence Higgs. Trzech kretynów to za mało. Musiał dołączyć jeszcze jeden.
- Nikt, kto nie wie, co to prawdziwe życie nie ma prawa się odzywać. – warknęła Hermiona.
- Do kogo to powiedziałaś Szlamo? – zakpił Teodor Nott.
- Do wszystkich, którzy nie pamiętają, że fortuna rodziców nie czyni ich lepszym od innych.
- Ale przecież tak właśnie jest. – Jeszcze chwile, a wszystkich ich przeklnę czymś paskudnym. A ten blond debil będzie pierwszy.
- Zamknij się Malfoy. – tym razem do tej, jakże interesującej wymiany zdań postanowił dołączyć Harry.
- Co Potter, nie radzisz sobie? – Zabini, jak widać również nie zamierza sobie odpuszczać.
- Na pewno radzi sobie lepiej niż ty, wredny, rozkapryszony, debilu. Zamknij się wreszcie i zajmij jedzeniem. – dziewczynka już nie wytrzymała i wybuchła. – I żebyś się tym żarciem udławił. – warknęła na koniec. Przez tego kretyna straciła ochotę na jakiekolwiek jedzenie.
     Wściekła Hermiona wpadła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Całą drogę tutaj wyzywała Ślizgona. W myślach oczywiście, ponieważ jeżeli usłyszałby to któryś z nauczycieli miałaby przerąbane. Usiadła na jednej z kanap, a za nią podążyły Ginny i Luna. Blondynka słyszała kłótnię. Cóż trudno było jej nie słyszeć zważając na to, że w Wielkiej Sali nie było wielu uczniów, ponieważ był to dopiero początek obiadu i było słychać tak naprawdę wszystko, co działo się w pomieszczeniu.
- Jak go dorwę, to mu powyrywam te kłaki. – złorzeczyła Miona. – Nienawidzę debila! – wydarła się i dopiero, kiedy usłyszała samą siebie stwierdziła, że jej krzyk był ciut za głośny. Przyglądali jej się chyba wszyscy znajdujący się w Pokoju Wspólnym. – Sorry. – warknęła tym samym kończąc temat. Założyła ręce na wysokości piersi i wbiła się w oparcie kanapy.
- Ej! Posłuchajcie mnie wszyscy! Ponieważ nasz Środkowy Ścigający jest kontuzjowany, a nie mamy rezerwowego zarządzam nabór na tę pozycję! – dało się słyszeć głos Olivier ‘a. Hermionie od razu minął podły humor. Podeszła do Kapitana drużyny.
- Ja chcę. – powiedziała pewnie.
- Przykro mi Hermiono, ale ty dopiero dziś miałaś pierwszą lekcję latania. Nie uważasz, że to trochę za wcześnie? – zapytał i poczochrał jej włosy.
- Nie rób tak więcej. – warknęła układając loki. – Co ci szkodzi mnie spróbować? – zapytała.
- No dobrze. Bądź za dziesięć minut na boisku Quidich ‘a. – powiedział zrezygnowany i zniknął w swoim Dormitorium. Miona nie czekając ani chwili poszła do swojego pokoju i przebrała się w wygodniejsze ubrania, a mianowicie dżinsy i zwykłą, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Wróciła do Salonu i ciągnąc za sobą Lunę i Ginny poszła w stronę boiska. Zastała tam już kapitana. Trzymał on w ręku szkolną mitłę. Podeszła do niego i wzięła przedmiot.
- Zaczynamy? – zaptał.
- Oczywiście. – odparła ochoczo, a jej przyjaciółki powędrowały na trybuny.
- Więc poleć do góry. – jak kazał, tak zrobiła. Wzbiła się na miotle na około pięć metrów górę. Nie była zestresowana, ani nie bała się. Wiedziała, że musi być spokojna, a wszystko jej się uda. – Nieźle. Teraz dam ci kafla, a ty pokażesz, jak z twoją celnością.
      Był chłodny, deszczowy, listopadowy dzień. Dwie drużyny reprezentujące swoje domy w powszechnie znanej i lubianej grze, nazwanej Quidich, stali właśnie na mokrym od deszczu boisku. Właśnie miały zagrać mecz rozpoczynający kolejny, nowy sezon w tej grze. Hermiona szła przedostatnia. Dostała się do drużyny, a jej debiut miał odbyć się właśnie dziś, w meczu z Huffelpuf ‘em. Wzbiła się w powietrze i zajęła swoją pozycję. Nie bała się. Wręcz przeciwnie. Była podniecona tym, że Olivier jednak się zgodził i ją przyjął.