wtorek, 10 grudnia 2013

ROK CZWARTY CZ. V

Tutaj Cave!
Le chciała wam powiedzieć, że czuje się niedowartościowana, ponieważ coraz mniej komentujecie jej bloga ;c
Cave nie wie, dlaczego tak się dzieje, ale jest jej z tego powodu przykro. Postanowiła, więc że ogłasza szantaż bloggerowy !! Wy dacie Cave 5 komentarz, a ona wam pierwszą część ostatniego roku w Hogwarcie, ponieważ już czeka w Wordzie zwarta i gotowa.
Cave pozdrawia i życzy przyjemnego wieczoru ;)
P.S. Nikt się pod Cave nie podszywa, tylko trochę jej odbiło i stąd pisze w trzeciej osobie xd
________________________________  

       Ciemność. Z każdej strony bezkresna ciemność. Zawsze po jakimś wypadku znajdowała się na przepięknej łące, a dookoła niej panował spokój, cisza, poczucie bezpieczeństwa. Tym razem nic takiego się nie stało. Wszędzie była tylko pustka, a z czarnej głębi dobiegały do niej jakieś głosy, których zupełnie nie rozumiała. Czuła tylko, że gdzieś tam, jakby na zewnątrz jej umysłu, toczy się walka. Była niemalże pewna, że to cały czas ta sama walka, w której jeszcze jakieś kilaka minut temu uczestniczyła. Bitwa, która ma w końcu poprowadzić do wojny, która z kolei zadecyduje o dalszych losach Magicznego Świata.
      W pewnym momencie naszła ją chęć, żeby otworzyć oczy. Podnieść do góry, jakże niezwykle ciężkie w tym momencie powieki i ukazać światu po raz kolejny swoje śliczne, ciepłe, brązowe tęczówki. Niby nic niezwykłego, ale dla niej to był w tym momencie nie lada wysiłek. Przecież jeszcze kilka minut temu jej głowa miała bliższe spotkanie z kamiennym murkiem, który nie należy do najmiększych.
     W końcu się w sobie przemogła i powoli otworzyła oczy. Jednak nie trwało to długo, ponieważ poraziło ją światło pochodzące z magicznych smug, które fruwały nad ich głowami. Kolejna próba zakończyła się tym razem powodzeniem. Poczuła, jak ból przeszywa jej obolałą głowę i mózg. Nie było, więc najprzyjemniej, kiedy ktoś objął ją od tyłu z całej siły. Dopiero teraz zauważyła, że jej plecy oparte są o czyjąś ciepłą klatkę piersiową. Delikatnie dotykając ramiona napastnika dała mu do zrozumienia, że uścisk wcale nie przynosi jej przyjemności, a i wręcz przeciwnie – po prostu boli ją ten gest. Odwróciła się do tyłu i zobaczyła zapłakaną twarz jednej ze swoich przyjaciółek.
      Ginny, kiedy tylko zobaczyła, że Hermiona upada bezwładnie na ziemię, zamarła w jednym momencie. Jej przyjaciółka po raz kolejny ewidentnie zrobiła sobie niemałą krzywdę. Jednak tym razem nie była pewna, czy aby jej poświęcenie nie była gorsze w skutkach, niż poprzednimi razami, kiedy to mimo wszystko udało się ją nie raz uratować z opresji.
- Nawet nie wiesz, jak ta minuta mi się dłużyła. – wychlipała panna Weasley i nie zważając na protesty przyjaciółki po prostu się do niej przytuliła.
       Hermiona, mimo wszystko, cieszyła się, że ma przy sobie Gin. Nawet, jeśli w tym momencie jej uścisk potęgował ból głowy i miażdżył żebra. Rozejrzała się dookoła znad ramienia rudowłosej. Zauważyła członków Zakonu Feniksa, którzy zacięcie walczyli ze Śmiercożercami. Gdzieś mignął jej nawet Syriusz, którego najwyraźniej udało jej się uratować. Tylko jedna nieobecność nie dawała jej w tym momencie spokoju.
- Gdzie jest Harry? – zapytała Miona, po woli i delikatnie odsuwając się od przyjaciółki.
- Pobiegł za Bellatrix. – odpowiedziała Ruda.
      Jakby na potwierdzenie jej słów, z korytarza Ministerstwa Magii, dało się usłyszeć trzask. Herm, nie zważając na to, że dopiero przed chwilą udało jej się obudzić ze swego rodzaju śpiączki, ignorując przeszywający ból czaszki, poderwała się i pobiegła w kierunku hałasu. Przecież Wybraniec mógł potrzebować w tym momencie pomocy, a ona nie mogła w takiej sytuacji siedzieć bezczynnie.
     Nie zważając na protesty Ginny pobiegła na korytarz. To, co tam zobaczyła sprawiło, że krew na moment stanęła w jej żyłach. Za jednym z murków, oddzielających kominki, siedział Potter, a na środku profesor Dumbledor ‘e walczył z Sami – Wiecie – Kim. W pewnym momencie poczuła na sobie spojrzenie Voldemort ‘a. Popatrzyła w jego gadzie oczy. Można było z nich wyczytać jedną emocję, której mimo usilnych starań nie udało mu się ukryć – niewyobrażalną wściekłość.
       Jakim cudem ta Szlama jeszcze oszpeca Magiczny Świat, którym on ma zamiar zawładnąć?! Przecież widział na własne oczy, jak Bella zabuja ją nie więcej, jak dwie minuty temu!! To dziewuszysko ma zdecydowanie za dużo szczęścia, jak na brudno krwistą. Teraz Harry Potter musi poczekać. Najpierw zabije ją, a zaraz potem jego. Tak, to zdecydowanie idealny plan. Zresztą … Każdy inny, który on sam wymyśli jest idealny, tylko ci idioci, którzy mają zaszczyt nazywać się jego sługami Nie potrafią niczego zrobić dobrze.
      Hermiona z całej siły próbowała nie pokazywać, że się boi. Dobrze wiedziała, iż Voldmort uwielbia patrzeć w przerażone oczy swoich ofiar. Wręcz karmi się ich strachem. To właśnie on daje mu największą satysfakcję i siłę do dalszego zabijania niewinnych osób. Przerażające, ale prawdziwe. Cofnęła się o krok do tyłu, kiedy Riddle podniósł swoją różdżkę. Wiedziała, że nie wróży to nic dobrego i nie myliła się. Po chwili całe szkło, jakie tylko było gdziekolwiek dookoła nich, popękało na drobne, aczkolwiek ostre kawałki. Zaczęło latać, tworząc wir wokoło Tego – Którego – Imienia – Nie  -  Wolno – Wypowiadać. Nie trwało to jednak długo, ponieważ odłamki po krótkiej chwili momentalnie stanęły w miejscu. Hermiona zasłoniła twarz rękami i czekała na, kolejną już tego dnia, falę bólu, która na pewno zaleje jej drobne ciało.
      Gdy ona nie nadeszła po woli opuściła ramiona. To profesor Dumbledor ‘e ją uratował. Jej radość nie trwała długo, ponieważ zobaczyła, jak przez tarczę ochronną zaczynają przedzierać się pojedyncze odłamki szkła, a zaraz potem „ściana” pęka. Czuła, jak każdy odsłonięty kawałek jej skóry zostaje przecięty. Upadła na podłogę. Nie liczyło się teraz to, że odłamki, które opadły już na podłogę, ranią delikatną skórę jej dłoni. Nie miała siły, żeby utrzymać się na nogach. Całe ciało niemiłosiernie ją bolało, a każda, nawet najmniejsza rana, piekła i sprawiała wrażenie, że płonie. Krew po woli sączyła się z rozcięć i plamiła ubranie dziewczynki, ale również i podłogę.
      Jej uszy przeszył potworny krzyk Voldemort ‘a, a zaraz potem poczuła, jak ktoś wdziera się do jej umysłu. Nie miała siły się bronić, a nawet jeśli, to i tak nie miała pojęcia jak? Przecież na Obronie Przed Czarną Magią jeszcze nie uczyli się o Oklumencji. Syknęła, kiedy Tom Malvoro wdarł się do pierwszego wspomnienia. Ona też je zobaczyła.
      Mała dziewczynka o mocną kręconych włosach siedziała przy choince i rozpakowywała z papieru ozdobnego największy prezent. Jej dziecięcą twarzyczkę zdobił ogromny uśmiech. Na kanapie siedziało małżeństwo i przyglądało się, jak młodsza pociecha cieszy się z otrzymanego prezentu gwiazdkowego. Im wystarczyła sama jej radość, nie musieli dostawać żadnych podarunków, tylko jej uśmiech.
       Usłyszała w głowie cichy syk „żałosne” i pełen pogardy śmiech. Wiedziała do kogo on należy. W oczach stanęły jej łzy bólu. Riddle już postara się o to, żeby każda następna wizja bolała, jak najbardziej się tylko da. Przecież Hermiona jest Szlamą, nie zasługuje na bezbolesną śmierć.
       Ta sama, wesoła dziewczynka, co w pierwszym wspomnieniu, stała teraz w ogromnym holu nowej, mugolskie szkoły. Tym razem jej twarzy nie zdobił uśmiech, a przerażenie. To był dla niej pierwszy dzień nauki. Nie dziwne więc, że się po prostu bała. Po chwili podbiegła do niej blondynka. Sophie. To właśnie ona była jej oparciem w najtrudniejszych chwilach. Na swoją siostrę zawsze mogła liczyć i nigdy nie odmawiała jej pomocy. Nawet w sytuacjach bez wyjścia.
        Tym razem głos powiedział „wzruszające”, ale z taką odrazą, że Mioną wstrząsną kolejny, spazmatyczny ruch. Chciała, żeby to w końcu się skończyło. Już nawet woli umrzeć, tylko żeby to tak potwornie nie bolało. Marne były jej błagania …
        To było trochę więcej, jak rok temu. Hermiona stała u szczytu schodów w przepięknej sukni. Włosy wyprostowane, opuszczone na nagie plecy. Ginny nie zrobiła jej mocnego makijażu, a nawet wręcz przeciwnie. Usta, lekko muśnięte błyszczykiem, kusiły każdego chłopaka, który tylko na nie spojrzał. Oczy pomalowane tylko cieniem do powiek. Właśnie miął zacząć się Bal Bożonarodzeniowy. Wszyscy wyczekiwali go z niecierpliwością, ale nie ona. Czuła na sobie każde jedno spojrzenie, które wręcz paliło jej odkryte ramiona. Chciał ubrać spodnie, wziąć kafla i poćwiczyć na boisku, a nie użerać się z jakąś beznadziejną kiecką. Chciała jak najszybciej zdjąć z siebie to dziadostwo. Szkoda, że czekał ją cały wieczór męczarni …
       Po tym wspomnieniu ból był jeszcze większy, niż wcześniej. Z gardła dziewczyny wydarł się przeraźliwy pisk. Spod zaciśniętych powiek obficie wypływały łzy. Nie miała siły. Każda rana, najmniejsze zadrapanie czy rozcięcie tak potwornie piekło. Chciała, żeby to się wreszcie skończyło. Czuła, że profesor i Harry są obok niej, ale nie mogą nic zrobić. Ile by dała, żeby teraz potrafić się obronić.
        W pewnym momencie cały ból ustał. Hermiona wiedziała, że to nie koniec. Czerpała jednak z chwili odpoczynku. Nie miała pojęcia, ile jeszcze zniesie. Przeczuwała, że niewiele. Bo w końcu, jak wiele może jeszcze wycierpieć. Wygięła się w łuk, kiedy jej umysł znów zaczęło rozrywać od środka. Zacisnęła drobne dłonie z całej siły w pięści, przez co jeszcze mocniej wbiła w nie odłamki szkła. Tego bólu nie dało się jednak porównać z tym, co właśnie czuje gdzieś w środku. W końcu zemdlała.
      Wtedy Voldemort wyszedł z jej umysłu, z zamiarem ostatniego ruchu – użycia tego zaklęcia. Nikt nie był w stanie mu przeszkodzić, ponieważ innym czarem odepchnął od ciała dziewczyny Dumbledore ‘a i Potter ‘a. Właśnie miał pozbyć się Szlamy, która zabiła Bazyliszka i przeżyła jego odrodzenie na cmentarzu. Właśnie miał sięgnąć po zwycięstwo nad jedną z niewielu, która ma czelność wymawiać jego imię. Właśnie miał zabić Hermionę, ale przerwał mu trzask i zielone światło z jednego z kominków. Odwrócił się w tamtą stronę, zupełnie zapominając o leżącej na posadzce Mionie.
      Ujrzał samego Ministra Magii. Zobaczył przerażenie na jego twarzy, kiedy tylko rozpoznał w nim to, czego tak strasznie się obawiał. Błysk flesza z aparatu niejakiej Rity Skeeter. Uśmiechnął się wrednie. Niech robią sobie zdjęcia i piszą o jego powrocie. Niech wiedzą również, że nadchodzi to, co nieuniknione – czasy jego władzy nad wszystkim co magiczne. Teleportował się, zupełnie zapominając o Hermionie.
     Nie miała pojęcia, co się z nią zieje. Wiedziała tylko tyle, że ktoś bierze ją na ręce. Cały czas czuła, że ma powbijane w plecy odłamki szkła, które coraz mocniej ranią jej skórę i wnętrze. Bolało, owszem. Jednak ten ból wydawał się dosyć śmieszny w porównaniu do tego, który czuła przed chwilą. Tak strasznie dziękowała Merlinowi, że to się w końcu skończyło.
      Kiedy poczuła pod swoimi plecami twardą przeszkodę syknęła z bólu. Najwidoczniej ktoś położył ją na łóżku. Możliwe, że jest teraz w Skrzydle Szpitalnym. Ewentualnie w Mungu. Słyszała, jak kilka osób krzątać się dookoła niej. Z jednej strony chciała otworzyć oczy, żeby zobaczyć kto to,  natomiast z drugiej nie miała na to siły. Całe ciało ją piekło, a na dłoniach czuła ciepłą maź, która najprawdopodobniej była krwią. Poczeka jeszcze chwilkę. Trochę odpocznie i na pewno się obudzi … Chwilę, która dla przyjaciół będzie trwać wieczność.
       Luna, Ginny i Pansy siedziały przy łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Gdy tylko zobaczyły pokiereszowane zwłoki przyjaciółki na środku Ministerstwa Magii zamarły. Poczuły ten nieprzyjemny uścisk w okolicach serca. Znów to samo! Znów to Hermiona ucierpiała najbardziej!
       Najbardziej samą siebie obwiniała Ginny. Między innymi dlatego, że wtedy, kiedy Miona się obudziła nie zatrzymała jej. Mogła przecież jakkolwiek zainterweniować, nie puścić jej nigdzie, powiedzieć cokolwiek! Chociaż wątpi, że to by podziałało. W końcu to Hermiona, z nią nie wygrasz tak łatwo.
      Dobra, najwyższa pora, żeby się obudzić. Zaczynało jej się już po woli nudzić, bo w końcu ile można odpoczywać? No właśnie, w jej przypadku bardzo krótko. Po woli, wkładając w to całą siłę, jaką miała, otworzyła oczy. Powieki wydawały się ciężkie, jakby z betonu, ale podołała. Poraziło ją światło, ale nie zamknęła oczu. Bała się, że znów zatraci się w ciemności, a tego bardzo nie chciała.
- Ty wredna jędzo! – usłyszała całkiem głośny krzyk, przez co jej głowę przeszyło miliony gwoździ, sprawiających pulsowanie całej czaski.
- Ciszej Gin, błagam cię. – wyszeptała, pocierając skronie.
- Jakie ciszej Gin? Jakie ciszej Gin? – zagrzmiała. Hermiona ewidentnie wyczuła ton pani Weasley, kiedy wrzeszczała na bliźniaków. Jednak to nie uchroniło jej przed bólem głowy, a nawet wręcz przeciwnie – potęgowało go.
      Po dwóch dniach pani Pomfrey pozwoliła Herm opuścić Skrzydło Szpitalne. Dziewczyna była z tego powodu przeszczęśliwa. Nie dość, że może wreszcie schować się gdzieś na Błoniach, żeby ni musiała cały dzień słuchać wywodów Ginny – nie, żeby miała jej dość, ale Ruda naprawdę potrafi dać w kość – to i wreszcie spotka się z Kornelem. Jakoś ostatnio nie miała na to czasu.
      Skończyła się właśnie ubierać. Nałożyła na siebie czarne rurki, tego samego koloru bluzę i szarą bokserkę. Jeszcze tylko adidasy, mugolskie firmy sportowej i czerwony płaszczyk, i już mogła wyjść. Wcześniej wysłała sowę do swojego chłopaka, że chce go widzieć za dziesięć minut pod ich dębem na Błoniach.
     Kiedy dochodziła na miejsce blondyna zauważyła już z daleka. Stał oparty o pień drzewa z rękami w kieszeniach. Wzrokiem śledził zamarznięte jezioro. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest zamyślony. Hermiona podeszła do niego od tyłu i położyła mu na oczach dłonie.
- Zgadnij kto to. – zaśmiała się. Kornel uśmiechnął się delikatnie. Zdjął jej ręce ze swojej twarzy i skradł słodki pocałunek. Gdy tylko się do niego przybliżyła, zamarła. Ten zapach. Śmierciożerca, który dwa dni temu podniósł na nią różdżkę pachniał tak samo. Ale przecież każdy inny też może używać takiego zapachu. Chyba …
- Stęskniłem się za tobą, ty moja bohaterko. – mruknął jej do ucha. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Głos Kornela jest taki sam, jak u sługusa Volemort ‘a. Nie mogła w to uwierzyć. Musiała sprawdzić jeszcze jedną rzecz.
- Kor, mógłbyś mi powiedzieć, jakiej jesteś krwi? – zapytała odsuwając się od niego na długość ramion. Popatrzył zdziwiony w jej brązowe tęczówki. Podniósł prawą brew, ale odpowiedział.
- Czysta. – Miona momentalnie od niego odskoczyła, przeklinając się w myślach, że nie wzięła ze sobą swojej różdżki.
      Mayer już zupełnie nic nie rozumiał. Zaczął myśleć, co takiego mógł jej zrobić, że się go boi. Zaczął wertować wszystkie swoje wspomnienia. I wtedy nagle go olśniło. Pacnął się z otwartej dłoni w czoło. Właśnie wydał się przed tą Szlamą! Jego twarz natychmiast przybrała zacięty wyraz. Popatrzył na nią z obrzydzeniem. Widział, że się go boi. I bardzo dobrze. Pewnie nawet nie wzięła ze sobą jakiejkolwiek obrony, bo i po co. Na jego usta wpłynął wredny uśmiech.
     Miona coraz bardziej cofała się do tyłu. Śnieg utrudniał jej chodzenie. Wystawiła przed siebie ręce, kiedy chłopak zaczął się do niej zbliżać. Była przerażona. Przecież nie tak dawno, bo dziś rano wyszła ze Skrzydła Szpitalnego i nie chciała tam wracać. Odwróciła się i zaczęła biec w kierunku boiska do Quidditch ‘a. Pokłóciła się z Ginny o dzisiejszy trening. Miała nadzieję, że już się zaczął, bo była by w niezłych tarapatach.
     Z każdym krokiem na nowo zapadła się w śniegu. Była nieźle zmęczona i czuła, jak po jej plecach spływają pojedyncze krople potu. Pisnęła, kiedy koło jej głowy przeleciała kolorowa smuga. Popatrzyła przed siebie. Zostało jej jeszcze tylko kilka metrów i będzie na miejscu. Nie podda się. Pomimo wycieńczenia musi dać radę.
     Gdy tylko postawiła pierwsze kroki w korytarzu dla zawodników drużyn przyspieszyła momentalnie. Jej spodnie i buty były całkiem przemoknięte. Nie zwracała na to jednak uwagi. Wparowała do szatni Gryffonów. Odszukała wzrokiem szafkę Gin i chwyciła jej różdżkę. Tak ! Teraz będzie miała się czym bronić.
     W pewnym momencie usłyszała, jak drzwi się zatrzaskują. Chłopak zaklął pod nosem, kiedy zobaczył, co dziewczyna dzierży w dłoni. No cóż … To będzie tylko dodatkowe utrudnienie w wykonaniu zadania od Czarnego Pana, jakim było zabicie jej. Miona niewiele myśląc przypomniała sobie swoje najszczęśliwsze wspomnienie i wysłała Patronus ‘a do ćwiczących na płycie boiska. Błękitny Feniks, nie zważając na to, że drzwi są zamknięte i zabezpieczone zaklęciem wyciszającym, po prostu przez nie przeleciał.
    Kornel popatrzył na nią wściekły. Ma niewiele czasu, zanim Gryffiaki się tutaj pojawią. Musi działać szybko. Wiedział, że Herm jest wycieńczona ostatnią walką z Tomem i postanowił to wykorzystać, rzucając w nią zaklęciami niewerbalnymi. Nie przewidział tylko, że Gyffonka potrafi doskonale rozpoznawać kolory uroków. Dobierała więc idealnie każda tarczę obronną, żeby odbić różnokolorowe poświaty, które kierowały się w jej stronę. Nie było to co prawda łatwe, ale ona świetnie sobie radziła.
     Po chwili zaciętej waliki pomiędzy nimi z korytarza dało się usłyszeć szaleńczy bieg. Kornel po raz kolejny zaklął szpetnie pod nosem i popatrzył wściekły na Hermionę, która zachowała kamienną twarz. Nie miała zamiaru dawać mu satysfakcji i okazywać swoich emocji. O tym mógł od razu zapomnieć. Posłał jej wredny uśmiech i z zapewnieniem, że to jeszcze nie koniec, teleportował się w tylko sobie znane miejsce.
    Herm odchyliła głowę do tyłu i oparła się o zimną ścianę, której chłód w tym momencie przyjemnie chłodził przez płaszcz jej rozgrzane ciało. Zamknęła powieki i usiłowała uspokoić oddech. Nie zwróciła uwagi na to, że ktoś ewidentnie mocuje się z drzwiami, aby później zniszczyć e za pomocą zaklęcie. Nie hamowała łez, które cisnęły jej się pod powieki.
      Poczuła, jak Gin przytula się do niej z boku. Nie odwzajemniła uścisku, ale i nie protestowała. Po prostu teraz nie chciał się w ogóle ruszyć. Było jej przykro. Tak najnormalniej w świecie. Naprawdę zadurzyła się w tym Krukonie, a on tak naprawdę miał ją za nic. Służyła mu tylko, jako zadanie dla Czarnego Pana. Bolało. Chyba nawet bardziej, niż dwa dni temu, kiedy umierała w Ministerstwie Magii. Bo wtedy była pokaleczona tylko na zewnątrz, a teraz rany tworzyły się w środku. Pękało jej serce.
      Hermiona, Ginny, Pansy i Luna stały w Wielkiej Sali i obserwowały, jak Umbridge musi zrezygnować z funkcji dyrektora Hogwartu i poddać się karze, jaka zostanie jej wyznaczona. Teraz jej twarzy nie zdobił pusty uśmiech, a nawet wręcz przeciwnie – była wściekła. Nie mogła znieść porażki. Nie wiedziała jednak, co za chwilę ją czeka. Przyjaciółki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i pokiwały do siebie głowami. Miona zagwizdała na palcach, a przy wejściu do Wielkiej Sali pojawił się sam Irytek. Trzymał w rękach wiadro z tym, co zostało po obiedzie Puszka. Bez mrugnięcia okiem wylał zawartość kubła wprost na głowę znienawidzonej profesorki. Zaraz po duchu pojawili się bliźniacy na miotłach. Oni natomiast dali wspaniały pokaz fajerwerków.
     Herm stała na środku Dziedzińca i klaskała wesoło. Do końca roku szkolnego zostało jeszcze kilka miesięcy. Wiedziała jednak, że teraz wszystko będzie spokojne i na swoim miejscu. No, przynajmniej do przyszłego roku szkolnego …

     Siedział na swoim wielkim tronie w Malfoy Manor. Pod jego bosymi stopami wił się Nagini. Obserwował wszystko, co dzieję się w Hogwarcie, oczami Kornela. Chłopak starał się zabić Szlamę, ale jak widać jest to bardzo trudne. No cóż. Zapas szczęścia w końcu jej się skończy i wtedy on, Lord Voldemort, będzie w tym samym miejscu co dziewczyna i zabije ją. Sprawi, że uśmiech, który zdobi jej dziewczęcą twarz, zniknie na zawsze tak szybko, jak się pojawia za każdym razem, kiedy to dziewuszysko jest szczęśliwe. On jej jeszcze pokarze, na co go stać. Przysięga. 

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) Tyle się w nim działo i w ogóle. Zaskoczyłaś mnie z tym Kornelem, naprawdę dobry pomysł :) Mam nadzieje, że 5 komentarzy uzbiera się szybciutko, bo już się nie mogę doczekać kolejnej notki :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem i oczywiście mi się podoba rozdział. Czekam na Blinny ale to już tradycja czekam na nowy rozdział. Liczę że już jutro go dodasz..) Karola

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny bardzo lubię to opowiadanie ciągle mnie czymś zaskakujesz i to jest fajne. Rzadko to się zdarza bo właściwie wszystko już czytałam a jednak twoje opowiadanie jest inne. Maja

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam ale nie było mnie i nie miałam jak skomentować. To teraz nadrobię jest fajnie ten Kornel żeby tylko nie zrobił jakiejś krzywdy hermionie bo się trochę martwię. Czekam na Ginny i diabła..) Czekolada

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mogę doczekać się nowego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Liebsten Award
    http://hp-i-szmaragd.blogspot.com/2013/12/liebsten-award.html
    Mój nowy blog.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekamy na rozdział wymaganych komentarzy jest więc jak najszybciej dodaj nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń