niedziela, 15 grudnia 2013

ROK PIĄTY CZ. II

Cave wita u siebie na blogu nowym rozdziałem.
Jest z was dumna, bo bardzo szybko dostała to, co chciała. Cave daje wam w zamian skończony rozdział, napisany w tempie natychmiastowym ;)
Jest tylko jedna rzecz. Nie podoba on się Cave wcale ...
Chociaż może nie jest tak źle ...
No nic, Cave życzy miłej nocy i pozdrawia wszystkich ;)
Śmiało pytać, Cave odpowie xd
_________________________________________________

     Ginny przemierzała w zamyśleniu korytarze. Dobrze widziała po zachowaniu Hermiony, że coś jest nie tak, jak powinno być. Dosyć często wcześniej miewała koszmary, ale jeszcze nigdy nie wybudziła się z żadnego w aż takim stanie. Zaraz, zaraz. Przecież ona się nie obudziła sama, musiały jej w tym pomóc, bo sama była gotowa zakrzyczeć się na śmierć. Gin miała pewność, że jakby nie zaklęcie wyciszające rzucone na przedział, to Herm byłoby słychać w całym pociągu.
    Jej rozmyślania przerwało dziwne uczucie. Coś, jakby całe ciało zaczęło ją szczypać, a zaraz potem całkowicie straciła świadomość tego, co się dookoła niej dzieje. Już miała upaść na posadzkę, ale wylądowała w mocnym uścisku, pewnych umięśnionych ramion. Chłopak podniósł ją do góry, jakby nic nie ważyła i udał się w stronę jednej z pustych sal lekcyjnych. Tam zamknął pomieszczenie zaklęciem i wyciszył je, ponieważ wiedział, że dziewczyna będzie próbowała krzyczeć oraz uciec. Następnie wyjął jej z kieszeni różdżkę i usiadł na biurku nauczycielskim. Sprawdził jeszcze tylko, czy w sali nie ma czegoś, czym byłaby w stanie zrobić mu krzywdę. Zdjął z niej zaklęcie.
    Gin podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła rozglądać dookoła. Była całkowicie zdezorientowana. Widziała, jakiego zaklęcia na niej użyto. Petrificus Totalus. Nagle coś sobie uświadomiła. Nie jest już na korytarzu, tylko w jakiejś opuszczonej sali lekcyjnej i siedzi na ławce. Sięgnęła do prawej kieszeni, ale nie znalazła tam tego, czego szukała. Stanęła na tych miast na nogach, ale to był błąd, ponieważ chwilę się zawahała. Opadła z powrotem na ławkę, żeby nie upaść na podłogę.
    Obserwował ją cały czas. Kiedy się zachwiała, to nie wiedzieć, czemu, musiał się powstrzymywać, żeby do niej nie podbiec, aby spróbować ją złapać. To dziwne, ponieważ wcześniej nie czuł do niej nic innego, jak odrazę za to, że splamiła czarodziejską krew, zadając się ze Szlamą Granger. Chociaż, jak tak na nią patrzył. Miała piękne, długie włosy. Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że są rude. Nawet wręcz przeciwnie. Idealnie współgrały ze słodkimi piegami na zgrabnym nosku. Przez te wakacje nabrała nieco kobiecych kształtów i chyba nawet udało jej się podrosnąć kilka centymetrów. A może to po prostu te szpilki, które sprawiają, że jej nogi są jeszcze bardziej zgrabne niż ostatnio. Potrząsnął energicznie głową, żeby odrzucić od siebie namolne myśli.
- No, no, Wiewióro. Muszę przyznać, że wyrobiłaś się przez te wakacje. – mruknął chłopak, zwracając tym samym uwagę dziewczyny na siebie.
- Zabini. – wysyczała Ginny, jakby była to najgorsza obelga na świecie. Denerwował ją ten jego wredny uśmieszek i gadzie spojrzenie. Nienawidziła go!
- Tak się nazywam. – sarknął chłopak. Wtedy Ginny zauważyła, co on tak właściwie trzyma w dłoniach. To była jej różdżka! Jak on w ogóle śmiał jej dotykać?! Wystawiła przed siebie rękę z otwartą dłonią.
- Oddaj mi różdżkę. – starała się mówić uprzejmie, ale kiedy tylko zaczął jej się śmiać w twarz wiedziała, że dalsze postępowanie z jej strony nie będzie zbytnio grzeczne.
- Posłuchaj mnie. Chce się od ciebie dowiedzieć kilku rzeczy. – zaczął, nie spuszczając z niej wzroku, co spowodowało krwistoczerwone rumieńce na jej twarzy. Dobrze wiedział, że żeby odzyskać różdżkę zrobi wiele, ale czy aby na pewno wszystko?
- Czego? – warknęła niezbyt uprzejmie.
- Może powiesz mi coś o niejakim Zakonie Feniksa. – odpowiedział, oglądając swoje paznokcie, jakby były ósmym cudem świata, a Rudą ścięło z nóg. Skąd on do cholery jasnej wie o Zakonie Feniksa?!
- Zapomnij. – warknęła.
- W takim razie ty zapomnij, że miałaś różdżkę. – podniósł się z biurka i udał do drzwi. Gin wiedziała, że jeśli chce odzyskać swój magiczny patyczek musi działać jak najszybciej.
    Niewiele myśląc zasłoniła drzwi swoim ciałem, co nie było najlepszym posunięciem. Bleise uśmiechnął się wrednie i podszedł do niej, kładąc ręce po obu stronach głowy. Przybliżył swoje ciało do jej tak, że nawet szpilka nie zmieściłaby się pomiędzy nimi. Ginny poczuła, jak po jej plecach przebiega podejrzanie przyjemny dreszcz podniecenia, a w podbrzuszu zaczyna dziać się coś dziwnego. Próbowała zignorować niesamowite uczucie, jakie rozlało się po jej ciele, ale było to niemożliwe. Popatrzyła w niemalże czarne oczy chłopaka. Nie dało się z nich nic odczytać, były zupełnie bez wyrazu, zamknięte na tego, kto w nie patrzy. Zadziorny uśmiech sprawiał, że jego twarz była jeszcze przystojniejsza, niż normalnie.
     I wtedy przypomniało jej się zdarzenie z tamtego roku. Kiedy rzuciła w niego zaklęciem, którego użyła tak naprawdę przez przypadek. Usłyszała o nim na ostatnich zajęciach i tak jakoś wyszło, że właśnie ono przyszło jej wtedy na myśl. Lima – zaklęcie działające w dwie strony. Co to znaczy? Po prostu, że jak ktoś zakocha się w kimś i jedno z nich oberwie zaklęciem, to jeżeli drugie kochało pierwszego, odczują oboje. Skomplikowane, ale do zrozumienia. Chociaż nie. Ona na pewno nie zakochała się w tym Ślizgonie, a ten Ślizgon na pewno nie zakochał się w niej.
- Skąd możesz mieć pewność? – usłyszała, jakby z otchłani.
     Hermiona siedziała na parapecie w Wierzy Astronomicznej. Obserwowała gwiazdy i zastanawiała się, dlaczego Malfoy to zrobił. Przecież, odkąd tylko go poznała, on się nią brzydzi. Nienawidzi jej. Wyzywa od najgorszych i stara się upokorzyć na każdym kroku. Nigdy z własnej woli nawet by jej nie dotknął. Chociaż … zdarzyło mu się pare razy. No, ale zaraz potem kpił z niej, jak za każdym razem.
    I teraz miała tylko jedno pytanie w głowie. Dlaczego zareagowała tak, a nie inaczej? Przecież powinna dać mu w twarz i wyzywać. A ona co? Poczuła się, jakby faktycznie robiła to pierwszy raz, a przecież wcześniej całowała się z Kornelem. Chociaż … Nigdy nie podobało jej się tak, jak przed chwilą. Draco był taki inny, delikatny. Krukon zawsze wymuszał u niej władzę przy pocałunku, a Smok dostał ją od razu. Ugh! Niech ta tleniona fretka wreszcie wyjdzie z jej głowy, bo ona nie wytrzyma!
    Ginny na początku poczuła się zbita z tropu. W ogóle nie wiedziała, o co mu chodzi. Jednak, kiedy to do niej dotarło poczuła niewyobrażalną wściekłość. Ten kretyn grzebał w jej myślach! W ogóle, kto mu na to pozwolił, bo ona sama sobie o tym nie przypomina.
- Jesteś martwy Zabini! – wysyczała i zaczęła się szarpać, ile miała tylko siły, żeby uwolnić się od jego ciała. Niestety to nic nie dawało, bo jak wszyscy wiedzą, z Bleise ‘a jest całkiem silny byk.
- Spokojnie Weasley. – zaśmiał się, widząc jak dziewczyna próbuje się od niego uwolnić. – Chcę wiedzieć tylko kilka rzeczy. – mówił, zbliżając usta do ucha Gin. – Na przykład, kto należy do zakonu. Gdzie mają swoją siedzibę. Wiesz, takie same podstawowe rzeczy. – po plecach Rudej raz, po raz przebiegał bardzo przyjemny dreszcz podniecenia. Postanowiła jednak nie poddawać się przyjemność i zapanować nad swoim nieposłusznym ciałem, które tak swoją drogą całkiem bardzo podobało się Bleise ‘owi. No, ale ona przecież nie musiała o tym wiedzieć, a nawet nie powinna.
    Ginny, wkładając w to całą swoją silną wolę, jaka jej została, sięgnęła do kieszeni chłopaka. On zdawał się nawet nie poczuć, jak po woli wyciąga mu z niej różdżkę. Poczuła, jak przez jej rękę, a później ciało, przebiega przyjemny prąd. Różdżka znów jest posłuszna jej, a nie temu debilowi. Uniosła ją lekko i wycelowała prosto w klatkę piersiową Zabiniego.
    Kiedy poczuł, jak coś nieprzyjemnie wbija mu się w mięśnie odsunął się od dziewczyny. Swoją drogą ma bardzo przyjemne perfumy. Zdziwił się, gdy zobaczył, co ma wymierzone prosto w serce. Popatrzył na nią zawistnie, a ona odwdzięczyła się tym samym.
- Jeden zero, Zabini. – mruknęła z seksowną chrypką. Zaczęła coraz mocniej wbijać patyk w skórę chłopaka, co skutkowało tym, że on się cofał. – A może nawet dwa. – dodała i uśmiechnęła się wrednie. Machnęła różdżką i zdjęła zaklęcie z pomieszczenia. Nacisnęła klamkę, a drzwi ustąpiły. Po woli, nie spuszczając wzroku z chłopaka, opuściła pomieszczenie.
     Miona po woli zsunęła się z parapetu i udała w stronę Dormitoriów. Dobrze wiedziała, że nauczyciele już patrolują korytarze. Na pewno jest już po dwudziestej drugiej. Wyjęła różdżkę i rzuciła na siebie Zaklęcie Kameleona, Nie może przecież ryzykować szlabanem już w pierwszy dzień szkoły. I to za taką głupotę, jak łażenie w nocy po korytarzach.
     W pewnym momencie usłyszała trzask, a zaraz potem głośne przekleństwo. Pobiegła w kierunku dźwięku. Kiedy była na miejscu zauważyła nie kogo innego, jak Ginny i Diabła. Westchnęła żałośnie, ale na tyle cicho, żeby dwójka jej nie zobaczyła. Machnęła różdżką i już po chwili Gin zniknęła z pola widzenia. Złapała ją za rękę, pamiętając z jakiego miejsca z niknęła i pociągnęła w kierunku Pokoju Wspólnego. Przecież ta wariatka nie może mieć kłopotów, bo nie miałaby z kim siedzieć po nocach, kiedy ona będzie szlajać się na szlabanie.
     Następnego dnia rano, po śniadaniu, stały przed salą Obrony Przed Czarną Magią. Były załamane, że każą środę będą zaczynały właśnie taką lekcją. Może, gdyby i w tym roku zatrudniono na to stanowisko jakiegoś nowego nauczyciela nie byłoby aż tak źle, ale Snape? Przecież on nienawidzi wszystkich i z wzajemnością. Chociaż, na pewno jest lepszy niż Trelawney. Ta wariatka bije wszystkich na głowę.
- Miło jest wiedzieć, jakie mają zdanie na temat nauczycieli jedne z najlepszych uczennic w Hogwarcie. – kiedy tylko usłyszały głos profesora Tłuste Kłaki zamarły. Czyżby kolejny osobnik ze Slytherin ‘u, który nie docenia cudzej strefy prywatnej, jaką jest umysł i włamuje się do niego na każdym kroku? O tak. I na pewno robi to z niemałą przyjemnością. – Szlaban. O siedemnastej u mnie pod gabinetem. – oznajmił chłodno i ruchem ręki otworzył drzwi do sali, tym samym informując, że lekcja się zaczęła.
     Hermiona siedziała z Pansy w ostatniej ławce, a Ginny z Luną przed nimi. Panna Granger była naprawdę zdenerwowana i nie próbowała nawet tego ukryć. Kiedy jakiś Ślizgon rzucał jej rozbawione, wredne spojrzenie ona od razu pokazywała środkowy palec, nie zważając na to, że jest na lekcji ze Snapem. Pansy co chwilę kopała ją w kostkę, ale ta tylko odpowiadała tym samym, więc w końcu panna Parkinson zrezygnowała z powodu całkiem silnego bólu.
- Przejdźmy do praktyki. – Severus rozejrzał się po klasie. – Na środek zapraszam Granger i Astoria. p pomimo, że wiedział, kto wyjdzie z tej walki cało, to i tak postanowił wystawić Gryffonkę, żeby nie siedziała jak ten kołek i wściekała się na wszystkich.
    Severus Snape bowiem również był członkiem Zakonu Feniksa i szpiegiem u Czarnego Pana. Tego szlabanu nie dał im po to, żeby coś sprzątały, a po to, żeby nauczyć je Oklumencji. Tylko Dumbledore wie o jego podwójnym zadaniu i to właśnie on go o to poprosił. Oczywiście nie od razu się zgodził, ale nie miał innego wyboru. W końcu musi się zemścić za śmierć Lilly. I to jak najszybciej.
- Pamiętajcie, używamy tylko zaklęcia ćwiczone na lekcjach dotychczas. – zastrzegł.
       Dziewczęta odwróciły się do siebie plecami i uniosły różdżki. Powinny zrobić dziesięć kroków do przodu, jednak Hermiona nie łudziła się, że Astoria dojdzie chociaż do ośmiu. W końcu Ślizgoni nie potrafią wygrać uczciwie. I nie myliła się. Po siódmym kroku usłyszała, jak szata przeciwniczki szeleści, a potem ona sama wypowiada zaklęcie.
- Expeliarmus! – Herm kucnęła, tym samym unikając rozbrojenia. Snape musiał przyznać, niechętnie, bo niechętnie, że dziewczyna ma refleks. I to nie byle jaki.
- Co Greengras. Uczciwiej nie potrafisz? – sarknęła i odbiła kolejne zaklęcie. – Chociaż i tak jestem dumna z ciebie. Przeszłaś dwa kroki więcej, niż połowa, a to już coś. – zakpiła i znów się obroniła. O tak, teraz sobie ulży.
    Snape musiał stwierdzić, że nie bez powodu Hermiona jest nazywana w gronie nauczycielskim kolejną Roveną. Jak zdążył zaobserwować, jednoczesne rzucanie i odbijanie zaklęć szło jej bardzo dobrze. Nie musiała również używać słów, wszystko wymawiała w myślach, a on to słyszał. Oczywiście słyszał jeszcze kilka innych, dość ciekawych słów i historii, jak to nie „ urządzi tej wywłoki, żeby ją na zawsze popamiętała”, ale postanowił je zignorować. Na razie liczyły się umiejętności. Jednak po chwili stało się coś, czego się nie spodziewał. Rozbroiła nauczyciela, a później znów zwróciła się w kierunku Hermiony.
- Szatańska Pożoga! – wykrzyknęła szatynka, a z jej różdżki wypłynął płomienny tygrys, nad którym doskonale panowała.
    Oczy wszystkich powiększyły się do wielkości pięciozłotówek. Nawet sam profesor nie za bardzo wiedział, co ma zrobić. Przecież jeśli rozproszy uczennicę, to jej bestia zmiecie cały Hogwart, więc ta opcja odpada. Do swojej różdżki nie podejdzie, bo Astoria skupi się na nim, a nie na tygrysie, pod którego łapami podłoga zaczynała już płonąć. No cóż, jak to potocznie mówią uczniowie, DUPA ZBITA !!
- Co Granger, już nie jesteś taka wyszczekana? – warknęła Ślizgonka, która była pewna, że właśnie teraz zmiecie te Szlamę z powierzchni ziemi.
    Miona nic nie zrobiła. Stanęła tylko w lekkim rozkroku, pochyliła się delikatnie do przodu, złapała różdżkę w obie ręce i podniosła ją na wysokość głowy, tym samym przybierając obronną postawę. Nie zamierzała poddawać się, bo jakaś pusta dziewucha o Czystej Krwi wyczarowała sobie ognistego kotka. Miała zamiar pokonać ją w uczciwy sposób, używając tylko zaklęć poznanych dotychczas. Zaśmiała się kpiąco, rozwścieczając tym samym Greengras. Tygrys pognał w jej stronę.
     Draco nie poszedł dzisiaj na lekcje. Ma od Czarnego Pana misję do spełnienia. Szedł, więc w stronę Pokoju Życzeń. Po drodze myślał na tym, jaką głupotą wczoraj się wykazał, całując tę Szlamę. Nie wiedział w ogóle, co nim wtedy kierowało. Może poczucie winy, że przez niego płakała. No, ale przecież właśnie tego chciał w stosunku do niej. Dążył do tego, żeby zniszczyć ją psychicznie i emocjonalnie. Chciał, żeby przez niego opuściła Hogwart i jak najszybciej ze sobą skończyła. No właśnie, chciał. Jednak, czy dalej chce. Przecież w tamtym roku przyznał przed samym sobą, że faktycznie mu się podoba, a nawet coś więcej. Tylko niemalże od razu zmienił zdanie i stwierdził, że to chwilowe zauroczenie, którego się pozbył. Chociaż, czy na pewno tak było? Potrząsnął mocno głową, jakby chciał wyrzucić z niej dręczące go myśli.
    Doszedł w końcu na miejsce i według wskazówek Voldemorta ułożył w głowie obraz tego, co chce zastać w środku. Coś, gdzie można schować wszystko. Na kamiennej ścianie starego zamku pojawiły się ogromne, drewniane drzwi. Otworzył je za pomocą jednego, mocnego pchnięcia i wziął za szukanie jakiejś starej szafy, którą miał naprawić, żeby móc wpuścić do Hogwartu Śmirciożerców.
- Aquamenti! – wykrzyknęła Hermiona, a z jej różdżki wytrysnęła ogromna ilość wody.
    Tygrys był dla niej bardzo wymagającym przeciwnikiem. Co chwila zmniejszał się, aby zaraz potem znów przywrócić swoje dawne rozmiary. Miona domyśliła się, że moc i siłę czerpie z magicznego patyka Ślizgonki, która obserwowała jej poczytania z politowaniem wręcz wymalowanym na pięknej twarzy arystokratki. Gryffonka jednak nie poddawała się. Bardzo mocno wierzyła w to, że jej umiejętności są dużo lepsze od tych przeciwniczki. Dzięki temu jej opór stawiany płomiennemu stworzeniu przynosił coraz większe rezultaty. Widziała, jak Greengras coraz bardziej wycieńcza walka, a co za tym idzie i zaklęcie traciło na sile. W końcu Hermionie udało się zwyciężyć przeciwniczkę, która opadła nieprzytomna na kamienną podłogę.
    Sama Herm upadła na kolana. Wbrew pozorom i jej starcie odebrało całkiem sporo sił. Była przecież niedoświadczoną czarownicą i nie umiała idealnie panować nad swoimi umiejętnościami. Chcąc, więc rzucić wzmocnione zaklęcie musiała się nieźle nagimnastykować, żeby jej się udało i nie stracić nad nim panowania. Poczuła, jak ktoś obejmuje ją z boku. Dobrze wiedziała, kto to. Zapach perfum Luny rozpoznałaby na kilometr, przecież sama jej je kupiła na urodziny. Odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dwadzieścia punktów dla Gryffidor ‘u. – dobiegł ich chłodny głos Snape ‘a. Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Czy on właśnie dał Gryffonom punkty i nie był do tego zmuszony?! – Proszę usiąść na miejsca i poczekać, aż wrócę ze Skrzydła Szpitalnego. – dodał, biorąc na ręce nieprzytomną Ślizgonkę.
       Bleise leżał na łóżku w Dormitorium. Odbijał piłeczką o ścianę. Strasznie mu się nudziło, a na lekcje w pierwszy dzień szkoły nie miał zamiaru iść. Aż taki masochistą, to on nie jest. Zastanawiał się za to, dlaczego Weasley zrobiła na nim aż takie wrażenie. Przecież niewiele się w niej zmieniło. A nawet jeśli już coś, to ni powinno wywrzeć to na nim aż takiego wrażenia. Co on myśli! Nie powinno wywrzeć na nim żadnego wrażenia.
      Jednak była jeszcze jedna, ważniejsza sprawa. Draco dostał od Czarnego Pana jakieś zadanie, o którym nie mógł nikomu powiedzieć. Bleise zastanawiał się, czy może jakoś pomóc przyjacielowi. Kiedy wrócił ze spotkania Śmierciożerców nie wyglądał najlepiej, a nawet fatalnie. Jego twarz była jeszcze bledsza niż zwykle, a kiedy tylko zostali sami w jego pokoju, praktycznie sam wypił całą butelkę Ognistej. Nie jest dobrze. Musi zacząć działać.
     Równo o godzinie siedemnastej cztery dziewczęta stawiły się pod gabinetem najbardziej znienawidzonego przez Hogwart nauczyciela. No, może pomijając dom Salazara Slytherin ‘a. Przecież ich faworyzował. Nie musiały długo czekać, aż do nich przyjdzie. Mruknął tylko, że mają iść za nim i poprowadził je do jednej z pustych o tej porze sal. Dziewczęta usiadły w ławkach, a on zaczął swój wywód.

- Pod czas szlabanu będę was uczył Oklumencji. Nasze, jakże miłe, spotkania będą odbywać się dotąd, aż w końcu to opanujecie. – powiedział z odrobiną kpiny w głosie, która można było bardzo dobrze wyczuć. przyjaciółki wiedziały już, że zapowiada się wspaniałe kilka miesięcy. 

5 komentarzy:

  1. E tam świetny rozdział mi się podoba i dzięki za Blinny. Czyli Ginny kocha Zabiniego a On Ją? Tak z tego zaklęcia wychodzi czekam na nowy rozdział z niecierpliwością. Karola

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu tygrys ja bym się posikała ze strachu a Hermiona Go pokonała ale najbardziej podobała mi się scena między Diabłem a Ginny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział. Powiedziałabym nawet, że jeden z lepszych, bynajmniej jak dla mnie. Mam nadzieję, że kolejny niebawem :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie szlaban ze Snapem ale będą spędzać miło czas. Diabeł i Ginny szkoda że się jednak nie pocałowali. Miss Doskonałości

    OdpowiedzUsuń
  5. No wreszcie jakaś konkretna scena między wiewiórą a Diabłem. Fajnie Ci to wyszło bardzo dobry rozdział czekam na następny. Czekolada

    OdpowiedzUsuń