Cave wita u siebie na blogu nowym rozdziałem.
Jest z was dumna, bo bardzo szybko dostała to, co chciała. Cave daje wam w zamian skończony rozdział, napisany w tempie natychmiastowym ;)
Jest tylko jedna rzecz. Nie podoba on się Cave wcale ...
Chociaż może nie jest tak źle ...
No nic, Cave życzy miłej nocy i pozdrawia wszystkich ;)
P.S. Zapraszam na dreams-everywhere.blogspot.com
Śmiało pytać, Cave odpowie xd
_________________________________________________
Ginny przemierzała w zamyśleniu korytarze. Dobrze widziała po zachowaniu
Hermiony, że coś jest nie tak, jak powinno być. Dosyć często wcześniej miewała
koszmary, ale jeszcze nigdy nie wybudziła się z żadnego w aż takim stanie.
Zaraz, zaraz. Przecież ona się nie obudziła sama, musiały jej w tym pomóc, bo
sama była gotowa zakrzyczeć się na śmierć. Gin miała pewność, że jakby nie
zaklęcie wyciszające rzucone na przedział, to Herm byłoby słychać w całym
pociągu.
Jej rozmyślania przerwało dziwne uczucie. Coś, jakby całe ciało zaczęło
ją szczypać, a zaraz potem całkowicie straciła świadomość tego, co się dookoła
niej dzieje. Już miała upaść na posadzkę, ale wylądowała w mocnym uścisku,
pewnych umięśnionych ramion. Chłopak podniósł ją do góry, jakby nic nie ważyła
i udał się w stronę jednej z pustych sal lekcyjnych. Tam zamknął pomieszczenie
zaklęciem i wyciszył je, ponieważ wiedział, że dziewczyna będzie próbowała
krzyczeć oraz uciec. Następnie wyjął jej z kieszeni różdżkę i usiadł na biurku
nauczycielskim. Sprawdził jeszcze tylko, czy w sali nie ma czegoś, czym byłaby
w stanie zrobić mu krzywdę. Zdjął z niej zaklęcie.
Gin podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła rozglądać dookoła. Była
całkowicie zdezorientowana. Widziała, jakiego zaklęcia na niej użyto.
Petrificus Totalus. Nagle coś sobie uświadomiła. Nie jest już na korytarzu,
tylko w jakiejś opuszczonej sali lekcyjnej i siedzi na ławce. Sięgnęła do
prawej kieszeni, ale nie znalazła tam tego, czego szukała. Stanęła na tych
miast na nogach, ale to był błąd, ponieważ chwilę się zawahała. Opadła z
powrotem na ławkę, żeby nie upaść na podłogę.
Obserwował ją cały czas. Kiedy się zachwiała, to nie wiedzieć, czemu,
musiał się powstrzymywać, żeby do niej nie podbiec, aby spróbować ją złapać. To
dziwne, ponieważ wcześniej nie czuł do niej nic innego, jak odrazę za to, że
splamiła czarodziejską krew, zadając się ze Szlamą Granger. Chociaż, jak tak na
nią patrzył. Miała piękne, długie włosy. Zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że
są rude. Nawet wręcz przeciwnie. Idealnie współgrały ze słodkimi piegami na
zgrabnym nosku. Przez te wakacje nabrała nieco kobiecych kształtów i chyba
nawet udało jej się podrosnąć kilka centymetrów. A może to po prostu te
szpilki, które sprawiają, że jej nogi są jeszcze bardziej zgrabne niż ostatnio.
Potrząsnął energicznie głową, żeby odrzucić od siebie namolne myśli.
- No, no, Wiewióro. Muszę przyznać, że
wyrobiłaś się przez te wakacje. – mruknął chłopak, zwracając tym samym uwagę
dziewczyny na siebie.
- Zabini. – wysyczała Ginny, jakby była
to najgorsza obelga na świecie. Denerwował ją ten jego wredny uśmieszek i
gadzie spojrzenie. Nienawidziła go!
- Tak się nazywam. – sarknął chłopak.
Wtedy Ginny zauważyła, co on tak właściwie trzyma w dłoniach. To była jej
różdżka! Jak on w ogóle śmiał jej dotykać?! Wystawiła przed siebie rękę z
otwartą dłonią.
- Oddaj mi różdżkę. – starała się mówić
uprzejmie, ale kiedy tylko zaczął jej się śmiać w twarz wiedziała, że dalsze
postępowanie z jej strony nie będzie zbytnio grzeczne.
- Posłuchaj mnie. Chce się od ciebie
dowiedzieć kilku rzeczy. – zaczął, nie spuszczając z niej wzroku, co
spowodowało krwistoczerwone rumieńce na jej twarzy. Dobrze wiedział, że żeby
odzyskać różdżkę zrobi wiele, ale czy aby na pewno wszystko?
- Czego? – warknęła niezbyt uprzejmie.
- Może powiesz mi coś o niejakim Zakonie
Feniksa. – odpowiedział, oglądając swoje paznokcie, jakby były ósmym cudem
świata, a Rudą ścięło z nóg. Skąd on do cholery jasnej wie o Zakonie Feniksa?!
- Zapomnij. – warknęła.
- W takim razie ty zapomnij, że miałaś
różdżkę. – podniósł się z biurka i udał do drzwi. Gin wiedziała, że jeśli chce
odzyskać swój magiczny patyczek musi działać jak najszybciej.
Niewiele myśląc zasłoniła drzwi swoim ciałem, co nie było najlepszym
posunięciem. Bleise uśmiechnął się wrednie i podszedł do niej, kładąc ręce po
obu stronach głowy. Przybliżył swoje ciało do jej tak, że nawet szpilka nie
zmieściłaby się pomiędzy nimi. Ginny poczuła, jak po jej plecach przebiega
podejrzanie przyjemny dreszcz podniecenia, a w podbrzuszu zaczyna dziać się coś
dziwnego. Próbowała zignorować niesamowite uczucie, jakie rozlało się po jej
ciele, ale było to niemożliwe. Popatrzyła w niemalże czarne oczy chłopaka. Nie
dało się z nich nic odczytać, były zupełnie bez wyrazu, zamknięte na tego, kto
w nie patrzy. Zadziorny uśmiech sprawiał, że jego twarz była jeszcze przystojniejsza,
niż normalnie.
I wtedy przypomniało jej się zdarzenie z tamtego roku. Kiedy rzuciła w
niego zaklęciem, którego użyła tak naprawdę przez przypadek. Usłyszała o nim na
ostatnich zajęciach i tak jakoś wyszło, że właśnie ono przyszło jej wtedy na
myśl. Lima – zaklęcie działające w
dwie strony. Co to znaczy? Po prostu, że jak ktoś zakocha się w kimś i jedno z
nich oberwie zaklęciem, to jeżeli drugie kochało pierwszego, odczują oboje. Skomplikowane,
ale do zrozumienia. Chociaż nie. Ona na pewno nie zakochała się w tym
Ślizgonie, a ten Ślizgon na pewno nie zakochał się w niej.
- Skąd możesz mieć pewność? – usłyszała,
jakby z otchłani.
Hermiona siedziała na parapecie w Wierzy Astronomicznej. Obserwowała
gwiazdy i zastanawiała się, dlaczego Malfoy to zrobił. Przecież, odkąd tylko go
poznała, on się nią brzydzi. Nienawidzi jej. Wyzywa od najgorszych i stara się
upokorzyć na każdym kroku. Nigdy z własnej woli nawet by jej nie dotknął.
Chociaż … zdarzyło mu się pare razy. No, ale zaraz potem kpił z niej, jak za
każdym razem.
I teraz miała tylko jedno pytanie w głowie. Dlaczego zareagowała tak, a
nie inaczej? Przecież powinna dać mu w twarz i wyzywać. A ona co? Poczuła się,
jakby faktycznie robiła to pierwszy raz, a przecież wcześniej całowała się z
Kornelem. Chociaż … Nigdy nie podobało jej się tak, jak przed chwilą. Draco był
taki inny, delikatny. Krukon zawsze wymuszał u niej władzę przy pocałunku, a
Smok dostał ją od razu. Ugh! Niech ta tleniona fretka wreszcie wyjdzie z jej
głowy, bo ona nie wytrzyma!
Ginny na początku poczuła się zbita z tropu. W ogóle nie wiedziała, o co
mu chodzi. Jednak, kiedy to do niej dotarło poczuła niewyobrażalną wściekłość.
Ten kretyn grzebał w jej myślach! W ogóle, kto mu na to pozwolił, bo ona sama
sobie o tym nie przypomina.
- Jesteś martwy Zabini! – wysyczała i
zaczęła się szarpać, ile miała tylko siły, żeby uwolnić się od jego ciała.
Niestety to nic nie dawało, bo jak wszyscy wiedzą, z Bleise ‘a jest całkiem
silny byk.
- Spokojnie Weasley. – zaśmiał się,
widząc jak dziewczyna próbuje się od niego uwolnić. – Chcę wiedzieć tylko kilka
rzeczy. – mówił, zbliżając usta do ucha Gin. – Na przykład, kto należy do
zakonu. Gdzie mają swoją siedzibę. Wiesz, takie same podstawowe rzeczy. – po
plecach Rudej raz, po raz przebiegał bardzo przyjemny dreszcz podniecenia.
Postanowiła jednak nie poddawać się przyjemność i zapanować nad swoim
nieposłusznym ciałem, które tak swoją drogą całkiem bardzo podobało się Bleise
‘owi. No, ale ona przecież nie musiała o tym wiedzieć, a nawet nie powinna.
Ginny, wkładając w to całą swoją silną wolę, jaka jej została, sięgnęła
do kieszeni chłopaka. On zdawał się nawet nie poczuć, jak po woli wyciąga mu z
niej różdżkę. Poczuła, jak przez jej rękę, a później ciało, przebiega przyjemny
prąd. Różdżka znów jest posłuszna jej, a nie temu debilowi. Uniosła ją lekko i
wycelowała prosto w klatkę piersiową Zabiniego.
Kiedy poczuł, jak coś nieprzyjemnie wbija mu się w mięśnie odsunął się
od dziewczyny. Swoją drogą ma bardzo przyjemne perfumy. Zdziwił się, gdy
zobaczył, co ma wymierzone prosto w serce. Popatrzył na nią zawistnie, a ona
odwdzięczyła się tym samym.
- Jeden zero, Zabini. – mruknęła z
seksowną chrypką. Zaczęła coraz mocniej wbijać patyk w skórę chłopaka, co
skutkowało tym, że on się cofał. – A może nawet dwa. – dodała i uśmiechnęła się
wrednie. Machnęła różdżką i zdjęła zaklęcie z pomieszczenia. Nacisnęła klamkę,
a drzwi ustąpiły. Po woli, nie spuszczając wzroku z chłopaka, opuściła
pomieszczenie.
Miona po woli zsunęła się z parapetu i udała w stronę Dormitoriów.
Dobrze wiedziała, że nauczyciele już patrolują korytarze. Na pewno jest już po
dwudziestej drugiej. Wyjęła różdżkę i rzuciła na siebie Zaklęcie Kameleona, Nie
może przecież ryzykować szlabanem już w pierwszy dzień szkoły. I to za taką
głupotę, jak łażenie w nocy po korytarzach.
W pewnym momencie usłyszała trzask, a zaraz potem głośne przekleństwo.
Pobiegła w kierunku dźwięku. Kiedy była na miejscu zauważyła nie kogo innego,
jak Ginny i Diabła. Westchnęła żałośnie, ale na tyle cicho, żeby dwójka jej nie
zobaczyła. Machnęła różdżką i już po chwili Gin zniknęła z pola widzenia.
Złapała ją za rękę, pamiętając z jakiego miejsca z niknęła i pociągnęła w
kierunku Pokoju Wspólnego. Przecież ta wariatka nie może mieć kłopotów, bo nie
miałaby z kim siedzieć po nocach, kiedy ona będzie szlajać się na szlabanie.
Następnego dnia rano, po śniadaniu, stały przed salą Obrony Przed Czarną
Magią. Były załamane, że każą środę będą zaczynały właśnie taką lekcją. Może,
gdyby i w tym roku zatrudniono na to stanowisko jakiegoś nowego nauczyciela nie
byłoby aż tak źle, ale Snape? Przecież on nienawidzi wszystkich i z
wzajemnością. Chociaż, na pewno jest lepszy niż Trelawney. Ta wariatka bije
wszystkich na głowę.
- Miło jest wiedzieć, jakie mają zdanie
na temat nauczycieli jedne z najlepszych uczennic w Hogwarcie. – kiedy tylko
usłyszały głos profesora Tłuste Kłaki zamarły. Czyżby kolejny osobnik ze
Slytherin ‘u, który nie docenia cudzej strefy prywatnej, jaką jest umysł i
włamuje się do niego na każdym kroku? O tak. I na pewno robi to z niemałą
przyjemnością. – Szlaban. O siedemnastej u mnie pod gabinetem. – oznajmił
chłodno i ruchem ręki otworzył drzwi do sali, tym samym informując, że lekcja
się zaczęła.
Hermiona siedziała z Pansy w ostatniej ławce, a Ginny z Luną przed nimi.
Panna Granger była naprawdę zdenerwowana i nie próbowała nawet tego ukryć.
Kiedy jakiś Ślizgon rzucał jej rozbawione, wredne spojrzenie ona od razu
pokazywała środkowy palec, nie zważając na to, że jest na lekcji ze Snapem.
Pansy co chwilę kopała ją w kostkę, ale ta tylko odpowiadała tym samym, więc w
końcu panna Parkinson zrezygnowała z powodu całkiem silnego bólu.
- Przejdźmy do praktyki. – Severus
rozejrzał się po klasie. – Na środek zapraszam Granger i Astoria. p pomimo, że
wiedział, kto wyjdzie z tej walki cało, to i tak postanowił wystawić Gryffonkę,
żeby nie siedziała jak ten kołek i wściekała się na wszystkich.
Severus Snape bowiem również był członkiem Zakonu Feniksa i szpiegiem u
Czarnego Pana. Tego szlabanu nie dał im po to, żeby coś sprzątały, a po to,
żeby nauczyć je Oklumencji. Tylko Dumbledore wie o jego podwójnym zadaniu i to
właśnie on go o to poprosił. Oczywiście nie od razu się zgodził, ale nie miał
innego wyboru. W końcu musi się zemścić za śmierć Lilly. I to jak najszybciej.
- Pamiętajcie, używamy tylko zaklęcia ćwiczone
na lekcjach dotychczas. – zastrzegł.
Dziewczęta odwróciły się do siebie plecami i uniosły różdżki. Powinny
zrobić dziesięć kroków do przodu, jednak Hermiona nie łudziła się, że Astoria
dojdzie chociaż do ośmiu. W końcu Ślizgoni nie potrafią wygrać uczciwie. I nie
myliła się. Po siódmym kroku usłyszała, jak szata przeciwniczki szeleści, a
potem ona sama wypowiada zaklęcie.
- Expeliarmus! – Herm kucnęła, tym samym
unikając rozbrojenia. Snape musiał przyznać, niechętnie, bo niechętnie, że
dziewczyna ma refleks. I to nie byle jaki.
- Co Greengras. Uczciwiej nie potrafisz?
– sarknęła i odbiła kolejne zaklęcie. – Chociaż i tak jestem dumna z ciebie.
Przeszłaś dwa kroki więcej, niż połowa, a to już coś. – zakpiła i znów się
obroniła. O tak, teraz sobie ulży.
Snape musiał stwierdzić, że nie bez powodu Hermiona jest nazywana w
gronie nauczycielskim kolejną Roveną. Jak zdążył zaobserwować, jednoczesne
rzucanie i odbijanie zaklęć szło jej bardzo dobrze. Nie musiała również używać
słów, wszystko wymawiała w myślach, a on to słyszał. Oczywiście słyszał jeszcze
kilka innych, dość ciekawych słów i historii, jak to nie „ urządzi tej wywłoki, żeby ją na zawsze popamiętała”, ale
postanowił je zignorować. Na razie liczyły się umiejętności. Jednak po chwili
stało się coś, czego się nie spodziewał. Rozbroiła nauczyciela, a później znów
zwróciła się w kierunku Hermiony.
- Szatańska Pożoga! – wykrzyknęła szatynka,
a z jej różdżki wypłynął płomienny tygrys, nad którym doskonale panowała.
Oczy wszystkich powiększyły się do wielkości pięciozłotówek. Nawet sam
profesor nie za bardzo wiedział, co ma zrobić. Przecież jeśli rozproszy
uczennicę, to jej bestia zmiecie cały Hogwart, więc ta opcja odpada. Do swojej
różdżki nie podejdzie, bo Astoria skupi się na nim, a nie na tygrysie, pod
którego łapami podłoga zaczynała już płonąć. No cóż, jak to potocznie mówią
uczniowie, DUPA ZBITA !!
- Co Granger, już nie jesteś taka
wyszczekana? – warknęła Ślizgonka, która była pewna, że właśnie teraz zmiecie
te Szlamę z powierzchni ziemi.
Miona nic nie zrobiła. Stanęła tylko w lekkim rozkroku, pochyliła się delikatnie
do przodu, złapała różdżkę w obie ręce i podniosła ją na wysokość głowy, tym
samym przybierając obronną postawę. Nie zamierzała poddawać się, bo jakaś pusta
dziewucha o Czystej Krwi wyczarowała sobie ognistego kotka. Miała zamiar
pokonać ją w uczciwy sposób, używając tylko zaklęć poznanych dotychczas.
Zaśmiała się kpiąco, rozwścieczając tym samym Greengras. Tygrys pognał w jej
stronę.
Draco nie poszedł dzisiaj na lekcje. Ma od Czarnego Pana misję do
spełnienia. Szedł, więc w stronę Pokoju Życzeń. Po drodze myślał na tym, jaką
głupotą wczoraj się wykazał, całując tę Szlamę. Nie wiedział w ogóle, co nim
wtedy kierowało. Może poczucie winy, że przez niego płakała. No, ale przecież
właśnie tego chciał w stosunku do niej. Dążył do tego, żeby zniszczyć ją psychicznie
i emocjonalnie. Chciał, żeby przez niego opuściła Hogwart i jak najszybciej ze
sobą skończyła. No właśnie, chciał. Jednak, czy dalej chce. Przecież w tamtym
roku przyznał przed samym sobą, że faktycznie mu się podoba, a nawet coś
więcej. Tylko niemalże od razu zmienił zdanie i stwierdził, że to chwilowe
zauroczenie, którego się pozbył. Chociaż, czy na pewno tak było? Potrząsnął
mocno głową, jakby chciał wyrzucić z niej dręczące go myśli.
Doszedł w końcu na miejsce i według wskazówek Voldemorta ułożył w głowie
obraz tego, co chce zastać w środku. Coś,
gdzie można schować wszystko. Na kamiennej ścianie starego zamku pojawiły
się ogromne, drewniane drzwi. Otworzył je za pomocą jednego, mocnego pchnięcia
i wziął za szukanie jakiejś starej szafy, którą miał naprawić, żeby móc wpuścić
do Hogwartu Śmirciożerców.
- Aquamenti! – wykrzyknęła Hermiona, a z
jej różdżki wytrysnęła ogromna ilość wody.
Tygrys był dla niej bardzo wymagającym przeciwnikiem. Co chwila
zmniejszał się, aby zaraz potem znów przywrócić swoje dawne rozmiary. Miona domyśliła
się, że moc i siłę czerpie z magicznego patyka Ślizgonki, która obserwowała jej
poczytania z politowaniem wręcz wymalowanym na pięknej twarzy arystokratki.
Gryffonka jednak nie poddawała się. Bardzo mocno wierzyła w to, że jej
umiejętności są dużo lepsze od tych przeciwniczki. Dzięki temu jej opór
stawiany płomiennemu stworzeniu przynosił coraz większe rezultaty. Widziała,
jak Greengras coraz bardziej wycieńcza walka, a co za tym idzie i zaklęcie
traciło na sile. W końcu Hermionie udało się zwyciężyć przeciwniczkę, która
opadła nieprzytomna na kamienną podłogę.
Sama Herm upadła na kolana. Wbrew pozorom i jej starcie odebrało całkiem
sporo sił. Była przecież niedoświadczoną czarownicą i nie umiała idealnie
panować nad swoimi umiejętnościami. Chcąc, więc rzucić wzmocnione zaklęcie
musiała się nieźle nagimnastykować, żeby jej się udało i nie stracić nad nim
panowania. Poczuła, jak ktoś obejmuje ją z boku. Dobrze wiedziała, kto to.
Zapach perfum Luny rozpoznałaby na kilometr, przecież sama jej je kupiła na
urodziny. Odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dwadzieścia punktów dla Gryffidor ‘u. –
dobiegł ich chłodny głos Snape ‘a. Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Czy
on właśnie dał Gryffonom punkty i nie był do tego zmuszony?! – Proszę usiąść na
miejsca i poczekać, aż wrócę ze Skrzydła Szpitalnego. – dodał, biorąc na ręce
nieprzytomną Ślizgonkę.
Bleise leżał na łóżku w Dormitorium. Odbijał piłeczką o ścianę.
Strasznie mu się nudziło, a na lekcje w pierwszy dzień szkoły nie miał zamiaru
iść. Aż taki masochistą, to on nie jest. Zastanawiał się za to, dlaczego
Weasley zrobiła na nim aż takie wrażenie. Przecież niewiele się w niej
zmieniło. A nawet jeśli już coś, to ni powinno wywrzeć to na nim aż takiego
wrażenia. Co on myśli! Nie powinno wywrzeć na nim żadnego wrażenia.
Jednak była jeszcze jedna, ważniejsza sprawa. Draco dostał od Czarnego
Pana jakieś zadanie, o którym nie mógł nikomu powiedzieć. Bleise zastanawiał
się, czy może jakoś pomóc przyjacielowi. Kiedy wrócił ze spotkania
Śmierciożerców nie wyglądał najlepiej, a nawet fatalnie. Jego twarz była
jeszcze bledsza niż zwykle, a kiedy tylko zostali sami w jego pokoju,
praktycznie sam wypił całą butelkę Ognistej. Nie jest dobrze. Musi zacząć
działać.
Równo o godzinie siedemnastej cztery dziewczęta stawiły się pod
gabinetem najbardziej znienawidzonego przez Hogwart nauczyciela. No, może
pomijając dom Salazara Slytherin ‘a. Przecież ich faworyzował. Nie musiały
długo czekać, aż do nich przyjdzie. Mruknął tylko, że mają iść za nim i
poprowadził je do jednej z pustych o tej porze sal. Dziewczęta usiadły w
ławkach, a on zaczął swój wywód.
- Pod czas szlabanu będę was uczył
Oklumencji. Nasze, jakże miłe, spotkania będą odbywać się dotąd, aż w końcu to
opanujecie. – powiedział z odrobiną kpiny w głosie, która można było bardzo
dobrze wyczuć. przyjaciółki wiedziały już, że zapowiada się wspaniałe kilka
miesięcy.
E tam świetny rozdział mi się podoba i dzięki za Blinny. Czyli Ginny kocha Zabiniego a On Ją? Tak z tego zaklęcia wychodzi czekam na nowy rozdział z niecierpliwością. Karola
OdpowiedzUsuńJezu tygrys ja bym się posikała ze strachu a Hermiona Go pokonała ale najbardziej podobała mi się scena między Diabłem a Ginny.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Powiedziałabym nawet, że jeden z lepszych, bynajmniej jak dla mnie. Mam nadzieję, że kolejny niebawem :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Pięknie szlaban ze Snapem ale będą spędzać miło czas. Diabeł i Ginny szkoda że się jednak nie pocałowali. Miss Doskonałości
OdpowiedzUsuńNo wreszcie jakaś konkretna scena między wiewiórą a Diabłem. Fajnie Ci to wyszło bardzo dobry rozdział czekam na następny. Czekolada
OdpowiedzUsuń