Krótko, bo krótko, ale zawsze. I tak więcej by nie było, bo mam kolejną kare na komputer, tylko tym razem dostaję go na piątek i sobotę xd
Mam nadzieję, że was nie rozczarowałam, bo sama siebie owszem...
Pozdrawiam, Cave :)
P.S. Wyczuwam Blinny xd
____________________________________________
Hermiona i Ginny, w wyśmienitych humorkach, schodziły na śniadanie do
Wielkiej Sali. Dziś była sobota, więc miały dzień wolny od wszelkich zajęć. Co
chwila ktoś gratulował im wspaniałej gry, podczas wczorajszego meczu ze
Slytherin ‘em. Odpowiadały szerokimi uśmiechami i skinieniem głowy. Jednak coś,
a raczej ktoś miał sprawić, że ich nastrój ulegnie diametralnej zmianie.
Postanowiły nie zwracać po prostu na nich uwagi i robić swoje. Niestety Draco i
Bleise mieli co do nich inne plany i sami postanowili poprawić sobie
samopoczucie po wczorajszej, druzgocącej przegranej.
- Ej, Rudzielcze, jak to jest mieć tak
beznadziejnego brata? – Gin nawet na niego nie popatrzyła, tylko powędrowała w
stronę Błoni, przyspieszając kroku. Oczywiście Hermiona zrobiła to samo, co
przyjaciółka. Na nieszczęście panny Weasley, pan Zabini nie poddał się tak
łatwo i już po chwili pędził do niej. – Aż tak źle, że nie odpowiesz? – zakpił ponownie.
Ginny cały czas hamowała w sobie chęć rzucenia się na niego i podrapania mu tej
jego, paskudnej twarzyczki. Ślizgon jednak z każdym wypowiedzianym słowem
utwierdzał ją w przekonaniu, że dawno nie zrobiła mu porządnego kuku, zbyt
dawno.
W pewnym momencie czarnoskóry zatrzymał się w miejscu i zaczął śmiać tak,
że aż wylądował na trawie. Ruda popatrzyła na niego, jak na debila, którym był
w stu procentach, skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej oraz
podniosła do gry jedną brew. Wszystkie te gesty miały oznaczać jedno – że nie
rozumie zupełnie nic z jego kretyńskiego zachowania.
- I z czego rżysz idioto? – warknęła podirytowana.
Nie wiedziała, o co mu chodzi, a ona nie lubiła nie wiedzieć o co komuś chodzi.
Ugh ! Przecież on ją tak wkurza, że już zupełnie nie myśli sensownie!
- Bo ja … ja właśnie … uświadomiłem
sobie coś ! – wystękał pomiędzy pojedynczymi napadani śmiechu. – Ty grałaś
zupełnie tak samo, jak on! – dodał.
Hermiona, która niedaleko dwójki kłóciła się z Draco, kiedy tylko
usłyszała ostatnie zdanie wypowiedziane przez Zabini ‘ego od razu przestała
zwracać uwagę na drugiego Ślizgona. Twarz jej pobladła i na nic nie zważając
pomaszerowała w kierunku wejścia do zamku. Nie ma zamiaru być świadkiem
morderstwa, a co dopiero ofiarą.
Malfoy ‘a zdenerwowało zachowanie brązowowłosej Gryffonki. On się tu produkuje,
wymyśla coraz to nowe epitety pod jej adresem, a ta jak gdyby nigdy nic odwraca
się na pięcie i ucieka. To nie do pomyślenia! I wtedy coś go tchnęło. Odwrócił
się do przyjaciela, do którego wcześniej stał tyłem. Bleise leżał na trawie i
śmiał się, jak jakiś niedorozwinięty. Jednak nie to go przekonało do ucieczki.
Otóż Ginny stała nad Ślizgonem, a jej twarz przybrała odcień prawie taki sam,
jak włosy. Piąstki zaciśnięte były z całej siły, że aż pobielały jej knykcie.
Oczy niemalże ciskały w chłopaka piorunami. Może i ta Ruda była Zdrajczynią
Krwi, ale niebezpieczną ! Już kiedyś miał okazję od niej oberwać i nie zamierza
ponownie korzystać z tej, wątpliwej jak dla niego, przyjemności.
Ginny nie mogła uwierzyć w to, co ta gadzina jej powiedziała. Niby ona,
Ginevra Molly Weasley, córka Molly i Artura Weasley, gra na tak samo
beznadziejnym poziome, jak jej brat, Ronald ?! Zacisnęła piąstkę na różdżce, a
zęby zazgrzytały jej złowieszczo.
- Vingardium Leviosa! – wypowiedziała formułkę
przez zaciśnięte szczęki. Z satysfakcją popatrzyła na zdezorientowaną twarz
Bleise ‘a, który momentalnie zawisł w powietrzu. – Co Zabini?! Tera już nie
jest ci tak do śmiechu?! – zapytała przekornie, a w jej oczach zabłysły wesołe
ogniki, które zawsze oznaczały, że bawi się wręcz wyśmienicie.
- Dobra, Wiewióreczko! – pisnął przerażony
chłopak, do którego właśnie zaczęło docierać, jak wielki błąd uczynił, żartując
sobie z niej w ten sposób. – Powiedzmy, że jesteś od niego trochę lepsza, tylko
postaw mnie już na ziemię! – Gin zastanowiła się przez chwilę. Przecież nie
może mu odpuścić tak po prostu, bez żadnej kary. O co to, to nie!
- Powiedzmy, że jestem od niego trochę
lepsza? – przedrzeźniła go, udając myślicielski ton. Podrapała się wolną ręką
po podbródku. W pewnym momencie na jej dziewczęcą twarz wpłynął wredny
uśmieszek. Zabini zaklął szpetnie pod nosem. Zaczynał po woli żałować tego, co
powiedział, a to mu się chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło.
- Posłuchaj mnie Weasley … -zaczął po
woli, jednak nie dane było mu skończyć, ponieważ wylądował z impetem na jednym
z drzew. Koniec zabawy! Tym razem grubo przegięła!
Hermiona z chęcią pałaszowała swoje śniadanie. Wczoraj opuściła ją
kolacja, więc nic dziwnego, że kiszki grają jej marsza w brzuchu. Zastanawiała
ją tylko jedna rzecz. Dlaczego Ginny tak długo nie wraca z Błoni. Przecież już
dawno powinna rozprawić się z kimś pokroju Zabini ‘ego. Zaintrygowana Miona
postanowiła przeprowadzić wnikliwą analizę wzrokową Wielkiej Sali. Zaczęła od
stołu nauczycielskiego.
Na samym środku siedziała profesor Dolores – Minister – Mi – Pozwolił –
Umbridge w swoim różowym stroju. Uśmiechała się w ten charakterystyczny dla
siebie sposób, którego szatynka tak strasznie nienawidziła. W ogóle całej jej
nie nawidziła. Nie rozumiała również, jak ona może siedzieć na środku, skoro to
profesor Dumbledore jest dyrektorem szkoły? Paranoja.
Następnym w kolejce okazał się, sam wróg numer jeden szamponu, Severus –
Zadarty – Nochal – Snape. Niby zajęty był jedzeniem, ale Hermiona zauważyła, że
co chwilę rzuca w kierunku Dolores spojrzenia typu „ zgiń, przepadnij różowy
pomiocie nieczysty!”. Gryffonka uśmiechnęła się pod nosem. To chyba, nie, na
pewno, pierwsza i ostatnia rzecz, w jakiej zgadza się z Nietoperzem.
W gronie pedagogicznym nie znalazła już nikogo i niczego, co mogłoby
przyciągnąć jej uwagę. Postanowiła się, więc zająć uczniami. Puchonów od razu
pominęła, ponieważ na śniadaniu pojawiło się tylko kilkoro pierwszorocznych. Nuda!
Krukoni? Luna rozmawiała o czymś zawzięcie z Kornelem, a kilkoro uczniów, z
tych którzy byli na wczorajszej imprezie w Saloni Domu Lwa, wręcz usypiało na
siedząco. Przy Stole Gryffonów siedziała tylko ona oraz Fred i Gerorge, którzy
grzebali coś w, jak się domyślała, nowym wynalazku. Westchnęła zrezygnowana i
podniosła wzrok na Ślizgonów.
Pierwszym, co zobaczyła była oczywiście trójka nadętych bufonów, a
dookoła nich wianuszek najpiękniejszych w szkole dziewczyn. Hermiona poczuła
ukłucie zazdrości w sercu. Ona nie była tak ładna, jak Ślizgonki. Jej uroda
była wręcz przeciętna. Spuściła wzrok i potrząsnęła energicznie głową. Nie, nie
może tak myśleć! Przecież nie liczy się wygląd, a to, jakim się jest, prawda?
Jej szpetne rozmyślania przerwało wtargnięcie kogoś do Wielkiej Sali.
Okazało się, że to … Irytek ?! Jeszcze tylko jego tu brakowało! Duch nie robiąc
sobie nic ze zdziwionych i, jak w przypadku Dolores, zabójczych spojrzeń
kierowanych pod ego adresem po prostu podleciał do Hermiony.
- Irytek przybywa, by poinformować
Mionę, że jej Ruda przyjaciółka postanowiła zrobić kuku jego przyjacielowi. - po
ostatnich słowach rzucił w Malfoy ‘a balonikiem napełnionym wodą i śmiejąc się
zniknął. Młody arystokrata zaczął kląć, na czym tylko świat stoi, a mózg Herm
przetwarzać najważniejsze, pozyskane przed chwilą informacje.
Gdy już ułożyła sobie wszystko w głowie, poderwała się z miejsca i
zaczęła biec w kierunku, gdzie po raz ostatni widziała Ginny. Po drodze cały
czas przeklinała swoją głupotę. W języku Irytka „ zrobić komuś kuku” nie
oznacza nic innego, jak „ on jest już prawie martwy”. W pewnym momencie
usłyszała, że ktoś również biegnie tam, gdzie ona. Nie wiele myśląc odwróciła
się na ułamek sekundy do tyłu. Zobaczyła trójkę osobników, których nie chciała
teraz, ani kiedykolwiek indziej zobaczyć. Gdzieś za nimi dostrzegła Lunę i
Pansy, które najprawdopodobniej biegły jej na pomoc. Postanowiła jednak na nie
nie czekać, bo do ratunku i tak by nie doszło. Wznowiła swój szaleńczy bieg.
Nie trwał on długo, ponieważ poczuła, jak po chwili nosi się w powietrzu.
Oczywiście zaczęła się wyrywać z całej siły, bo umięśnione dłonie napastnika
trzymały ją w stalowym uścisku.
- To i tak ci nic nie da Granger, więc
możesz od razu przestać. – usłyszała głos, który ku jej rozpaczy, przyprawiał
ją o przyjemne dreszcze w okolicach kręgosłupa. – Nie martw się, jak tylko
uratuję dupę tego kretyna, to może wypuszczę cię bez problemu. – Hermiona poczuła,
jak złość opanowuje całe jej ciało. Czy on właśnie powiedział, że ma zostać
tarczą anty Ginnową?! Jego niedoczekanie! Nie będzie ryzykować dla jakiegoś
brudnego, skretyniałego Ślizgona! Zaczęła wyrywać się jeszcze bardziej niż
wcześniej. Czuła wręcz, jak każdy mięsień Malfoy ‘a się napina. Denerwował się
coraz bardziej. I o to jej właśnie chodziło.
Pansy i Luna, kiedy tylko zobaczyły, że ci debile wychodzą za Hermioną
nie zawahały się nawet przez chwilę i pobiegły na ratunek przyjaciółce.
Niestety nie dały rady ich dogonić. Do tego, jak na złość, Nott i Higgs
postanowili sobie z nimi pogadać.
- Gdzie wam się tak spieszy? – zacmokał Teodor
z wrednym uśmiechem. – Może jednak porozmawiacie z nami chwilę. Bieganie jest
takie męczące. – dodał, a raczej westchnął, teatralnie ścierając niewidzialny
pot z czoła.
- Po prostu zejdźcie nam z drogi. –
warknęła w ich kierunku Pansy, której twarz zaczęła się niebezpiecznie
czerwienić. Do tego Teo zaczął tak dziwnie na nią działać. Nie podobało jej się
to.
Ginny rozglądała się wkurzona dookoła. Ta gadzina gdzieś jej właśnie uciekła.
Jednak ona nie zamierzała odpuścić mu tak łatwo. Nie miał prawa skrytykować jej
gry! Była o tysiąckoć lepsza od niego! Postanowiła wyciągnąć go z kryjówki
podstępem, używając jego wrodzonej głupoty oraz długiego jęzora, które w
połączeniu bywają czasami naprawdę bardzo pomocne, szczególnie w takich
sytuacjach, jak ta teraz.
- Bleisiczku! Wyjdź z kryjówki Diabełku!
Przecież wiesz, że nie zrobię ci zbyt dużej krzywdy! – zaszczebiotała głosem,
którego nie powstydziłyby się nawet siostry Greengras. Na efekt nie musiała
czekać długo, ponieważ już po chwili z jednego z drzew zaczęła zwisać głowa
Zabiniego.
- Teraz przesadziłaś, wredna zołzo! –
warknął podirytowany. Nikt nie miał prawa tak się do niego zwracać, nawet ona!
Zaraz, zaraz! Szczególnie ona! Jego rozmyślania przerwało wypowiedziane przez
Ginny zaklęcie. Zacisnął powieki i modlił się w duchu, żeby nie bolało aż tak
bardzo …
To, co zobaczyli Hermiona i Draco po dojściu na Błonia przeraziło ich
nie na żarty. Pod jednym z drzew leżał nieprzytomny Bleise, a jakiś dziesięć
metrów dalej Ginny, która również zemdlała. Herm momentalnie wyswobodziła się z
ramion Draco i popędziła do swojej przyjaciółki. Zaczęła próbować wszystkiego,
nawet delikatnie uderzała jej twarz, żeby tylko się obudziła. Smok uczynił to
samo z swoim przyjacielem. Jednak w pewny momencie złość ogarnęła każdą komórkę
jego ciała.
- Jeżeli to Rude czupiradło coś mu
zrobiło, zabije ją. – Herm, kiedy tylko usłyszała te słowa od razu zerwała się
na równe nogi.
- Ty chamie! Jeżeli ktoś coś tutaj komuś
zrobił, to tylko ten twój brudny przyjaciel mojej Ginny! – warknęła podnosząc
się na równe nogi. Jak on w ogóle śmiał posądzać o cokolwiek Gin?!
Nie musiała czekać długo na reakcję Malfoy ‘a. W ułamku sekundy chłopak
stanął naprzeciw niej i mierzył ją zabójczym spojrzeniem. Miona, chociaż była
od niego całkiem sporo niższa, to nie pokazywała żadnego strachu. Nawet go nie
odczuwała. Już mieli sięgać po różdżki, kiedy otarł do nich głos profesor
McGonagall.
- Panno Granger, panie Malfoy. Co się
tutaj dzieje? – zapytała mierząc ich srogim spojrzeniem, co spowodowało, że
odsunęli się od siebie. Hermiona już chciała otwierać usta, kiedy ponownie
dobiegł ją lodowaty głos vice dyrektorki. – Lepiej nic nie mów! Trzeba ich
zabrać do Skrzydła Szpitalnego.
Wieczorem Herm siedziała wraz z innymi uczniami, którzy należeli do
Gwardii Dumbledore ‘a, w Pokoju Życzeń i ćwiczyli razem z Harrym zaklęcie
Expecto Patromun. Nie szło jej zupełnie. Była zdenerwowana na Malfoy ‘a i
Zabini ‘ego, i w ogóle na cały otaczający ją świat. W pewnym momencie
postanowiła w końcu wziąć się w garść i wyczarować coś więcej niż kilka
iskierek. Skupiła się na najwspanialszym wspomnieniu. Moment, w którym dowiedziała się, o tym że jest czarownicą … Wypowiedziała
formułkę. Nic, kolejne iskry. Moment, w
którym poznała Ginny, Lunę lub Pansy … Dalej nic. No cóż, ona nie podda się
tak łatwo. Moment, w którym dostała się
do drużyny Gryffonów … Nic z tego, same iskierki. Trudno, próbuje dalej. Moment, w którym dostała się do Gryffindor ‘u
… Mgiełka wystrzeliła z jej różdżki. To dalej nie to, czego chciała. Zaraz,
a może by tak spróbować. Pewnie się nie uda, ale co jej szkodzi? Pomyślała i
wypowiedziała formułkę po raz kolejny, jednak tym razem z różdżki wystrzelił
wspaniały Feniks. Herm pisnęła przerażona i wypuściła różdżkę, przez co zwierzę
zniknęło.
- To było naprawdę mocne wspomnienie. –
powiedział do niej Harry. Popatrzyła na niego przerażona i po prostu opuściła Pokój
Życzeń. Powędrowała do Ginny, nie zważając na późną porę. Rzuciła na siebie
tylko Zaklęcie Kameleona, żeby po drodze ktoś jej nie zauważył. Nie zniosłaby
kolejnego szlabanu. Ręka cały czas boli ją od tego długopisu.
- Ginny, masz się w tej chwili obudzić. –
zażądała, kiedy tylko dotarła na miejsce i usiadła obok łóżka, gdzie leżała jej
przyjaciółka. – Nie mogłaś wybrać innego zaklęcia? Czy to musiało być akurat
to?
- Przynajmniej teraz wiesz, jak to jest,
kiedy wreszcie uratujemy ci dupe i to ty tu leżysz. – wychrypiała Ruda.