No cześć ludziska xd
Skończyłam dzisiaj wcześniej, a że miałam rozdział napisany to go publikuję. Szukajcie przy opisach sukienek linków, bo można ich na pierwszy rzut oka nie zauważyć ;)
Spadam, bo zostało mi tylko półgodziny do przyjścia mamy ...
Cave.
P.S. Do środy za tydzień (ewentualnie, jak mi się uda wyprosi, to dostanę na weekend komputer)
_____________________________________
- Cześć Hermiona. Nie chciała byś pójść
ze mną na spacer? – zapytał Cormac McLaggen.
- Wiesz Cormac. Strasznie się dzisiaj
nabiegałam i nie za bardzo mam siłę na cokolwiek innego, niż moje łóżko. – jęknęła.
Naprawdę lubiła tego chłopaka i była mu wdzięczna, że pocieszał Sophie, kiedy
ona umierała w Skrzydle Szpitalnym, ale chyba widać, że nie wygląda najlepiej.
- Spokojnie, to nie musi być dzisiaj. Może
być na przykład jutro po lekcjach. – wcale nie zraziła go odpowiedź dziewczyny.
Hermiona wymusiła delikatny uśmiech i stanęła przed portretem Grubej Damy.
- Kolorowe kameleony. – wypowiedziała
hasło tym samym zwracając na siebie uwagę obrazu.
- Dziecko, ja wiem że dopiero zaczął się
rok szkolny i możesz być zmęczona, ale żeby aż tak źle wyglądać? – zaczynał się
kolejny bezsensowny monolog.
- Kolorowe Kameleony. – powtórzyła
cierpliwie, jednak chłopak stojący koło Gryffonki widział, że jest bliska wybuchu.
Postanowił się jednak nie odzywać.
- Mogłabyś chociaż trochę o siebie
zadbać, żeby wyglądać, jak człowiek a nie strach na wróble. – kontynuowała
Gruba Dama.
- Kolorowe Kameleony. – Miona zacisnęła
dłonie w pięści. Po woli jej opanowanie zaczął trafiać szlak.
- Na przykład twoja przyjaciółka. Ginny
Weasley. Ona zawsze chodzi umalowana i nigdy nie narzeka na spódniczki.
Przecież dziewczynce nie wypada chodzić cały czas w spodniach. – no tego to już
było za wiele. Hermiona otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na obraz tak, że
Cormac dla własnego bezpieczeństwa cofnął się do tyłu. Nikt nie miał prawa
porównywać jej do nikogo, nawet do przyjaciółek. A tekst „dziewczynce nie
wypada” już w ogóle przekroczył wszelkie granice.
- Słuchaj ty kredką narysowany bohomazie!
Będę chodzić ubrana tak, jak mi się podoba i nikt mi nie będzie mówił co mi
wypada, a co nie! A już z pewnością jakiś nadęty, brzydki obraz! A teraz do
jasnej cholery, czy nie mogłabyś mnie wpuścić do mojego Pokoju Wspólnego,
którego wejścia niestety ty strzeżesz?! Kolorowe kameleony! – kilkoro
pierwszorocznych przechodzących obok zamieszania odskoczyło na samy początku
tej wypowiedzi. Gruba Dama … rozpłakała się, jak małe dziecko.
- Co się tutaj dzieje? – zapytała
McGonagall, która nie wiadomo skąd i jak znalazła się w miejscu, w którym nie
powinno jej być. – Dlaczego płaczesz? – zwróciła się do obrazu.
- Do dziewuszysko nazwało mnie …
bohomazem! – zawył portret.
- Panno Granger, proszę do mojego
gabinetu. – oznajmiła McGonagall. Hermiona pomszcząc na wszystko, co żyje,
ruszyła za profesorką.
Kiedy dotarły na miejsce i weszły do pomieszczenia, w którym Gryffonka
miała już nie przyjemność przebywać, opiekunka jej domu gestem ręki wskazała,
aby usiadła na krześle. Wykonała posłusznie polecenie wiedząc, że jej sprawa
nie przedstawia się najlepiej. Minerva krążyła po pokoju najwyraźniej zbierając
do kupy swoje myśli, aż w końcu się odezwała.
- Jak pani nie wstyd? – zapytała z
wyrzutem. – Co ma pani na swoje usprawiedliwienie? – dodała po chwili nieprzyjemnej
ciszy.
- Otóż pani profesor nie. – zaczęła. –
Gruba Dama za każdym razem, kiedy chcę wejść od razu do Pokoju Wspólnego musi
mieć jakieś swoje fochy. To nie fair wobec uczniów, ponieważ nie każdy chce jej
słuchać. – w momencie, kiedy Hermiona zakończyła swój wykład mina profesorki
zaczęła się zmieniać. Ze zdziwionej niemalże natychmiast stała się wściekła.
Gryffonka dobrze wiedziała, że ma …
- Szlaban! – ryknęła.
Do Pokoju Wspólnego, jak burza wpadła pewna rozwścieczona
trzynastolatka. Wszystkie spojrzenia skupiły się właśnie na niej. Ona jednak
nie zwracała na to uwagi. Po prostu przemaszerowała do swojego Dormitorium i
trzasnęła jego drzwiami. W środku nie było żadnej jej współlokatorki. Miały
szczęście.
- Aaaaa !!! – wydarła się na całe gardło
Hermiona. Do prawdy. Nie rozumiała, za co dostała ten cholerny szlaban!
Przecież po prostu powiedziała prawdę. Wzięła piżamę i wpadła, jak burza do
łazienki. Odkręciła zimną wodę, rozebrała się i bez wahania weszła pod
prysznic. – Aaaaa !!! – znów dało się od niej usłyszeć. Tym razem było to
jednak spowodowane zbyt zimną temperaturą.
Następnego dnia wstała z samego rana. Przebrała się w to, co zawsze i
udała się na śniadanie. Usiadła naburmuszona przy stole Gryffonów i zaczęła
grzebać widelcem w talerzu. Była wściekła na wszystko i wszystkich dookoła. Nie
mogła uwierzyć w to, jaką karę za tak błahą sprawę wyznaczyła jej profesorka.
Owszem, może powinna użyć w stosunku do obrazu trochę łagodniejszych epitetów,
ale on ją po prostu wkurzył.
- Co kazała ci zrobić? – zapytała Ginny,
która od jakichś pięciu minut siedziała koło przyjaciółki i przyglądała jej się
uważnie. – Twoja mina nie wskazuje na nic dobrego. – dodała, gdy Hermiona cały
czas się do niej nie odzywała.
- Och Gin. Ona kazała mi zrobić coś
okropnego! – dała w końcu za wygraną i popatrzyła załamana na rudzielca, który
siedział po jej prawej stronie. – Nie chcę o tym mówić. – dodała i wróciła do
poprzedniego zajęcia.
Spokój w Wielkiej Sali nie trwał długo, ponieważ wpadł do niej rozwścieczony
Malfoy. Jego oczy ciskały we wszystkich piorunami, a dłonie miał mocno
zaciśnięte w pięści tak, że aż pobielały mu kostki. Szata z każdym ruchem
głośno powiewała. Usiadł na swoim miejscu pomiędzy adorującymi go Ślizgonkami i
zamknął oczy. Jego twarz, zazwyczaj spokojna, opanowana, bez cienia uczuć,
teraz po prostu emanowała chęcią mordu na jakimś osobniku.
- A temu co się stało? – zapytała od
niechcenia Sophie. – Wygląda, jakby ktoś mu oznajmił, że przenoszą go do
Gryffindoru. – dodała, kiedy nikt nie odpowiedział. Miona nie zwracając na
nikogo uwagi po prostu podniosła się i z dumnie uniesioną głową wymaszerowała z
Wielkiej Sali.
Lekcje mijały jej bardzo szybko. Dwie pierwsze przespała, a pozostałe po
prostu myślała, jak wyplątać się z tego szlabanu. Nie miała najmniejszej ochoty
oglądać tego parszywego gada aż tyle czasu. Właśnie szła na obiad, kiedy
poczuła uścisk na ramieniu. Odwróciła się i zobaczyła roześmianą Lunę.
Odwzajemniła uśmiech przyjaciółki i razem, pogrążone w ciekawej rozmowie doszły
do Wielkiej Sali nie zwracając uwagi na to, że ktoś ich obserwuje.
Stał na korytarzu oparty o ścianę i patrzył na nią. Z resztą, każdą
dzisiejszą przerwę spędził właśnie na tym. Widział, że nie jest zadowolona z
ich wspólnego szlabanu. On też nie był, ale nie aż w tak dużym stopniu, w jakim
to okazywał. Mógł przecież bez ciekawskich spojrzeń pobyć z nią chwilę sam, co
umożliwi mu bliższe przyjrzenie się tej dziewczynie. Do prawdy nie wiedział,
jak mogła go przez zaledwie dwa lata aż tak zaintrygować … Przestań tak myśleć, przecież to Szlama! S-Z-L-A-M-A! Szlama! W
pomieszczeniu aż czuć jej odór! Szlama, do jasnej cholery! Powtarzał, jak
mantrę.
Siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindor ‘u i kończyła odrabiać pracę
domową. Popatrzyła na zegarek. Osiemnasta trzydzieści. Jeszcze piętnaście minut
do pieprzonego szlabanu. Od rana nic nie wymyśliła i na pewno nic już nie
wymyśli, jeżeli chodzi o wymiganie się z tego wszystkiego. Jedynym na co
wpadła, było pożyczenie od Gin różdżki, ponieważ była pewna, że Grant będzie
musiała zabrać jej magiczny patyczek. Przeglądała wypracowanie na Transmutację,
kiedy poczuła delikatny uścisk na ramieniu. Popatrzyła w górę i westchnęła
żałośnie. Stała nad nią Lilly i ze współczującą miną oznajmiła, że musza już iść.
Szła przez korytarz, jak na ścięcie. Dojście do Lochów zajęło uczennicom
Gryffindor ‘u pięć minut. Nie spieszyły się, ponieważ żadna nie chciała
spotkania ze Ślizgonami. Tak, Dracona, który również dostał szlaban, tylko za
wyżywanie się na pierwszorocznych, miał pilnować Prefekt Slytherin ‘u – David
Crabow. Na miejscu nie zastały jeszcze chłopaków. Cieszyło je to bardzo. Ich
radość jednak nie trwała zbyt długo, ponieważ już po chwili Ślizgoni z wrednymi
uśmieszkami, które zawsze im towarzyszyły stanęli koło nich.
- Słuchaj Draco. – zaczął David. – To
właśnie jest niższa klasa społeczna. Dwie brudne, śmierdzące Szlamy. Takie to
nawet patykiem przez ścierkę, jak dotkniesz, to nie masz pewności, czy aby na
pewno niczego nie złapałeś. – zakończył, by po chwili wybuchnąć niepohamowanym
śmiechem wraz ze swoim „uczniem”.
- Popatrz Hermiono. To jest właśnie
przykład, że człowiek jednak pochodzi od małpy. – warknęła Lilly. Jak ona
nienawidziła Ślizgonów.
- Uważaj, co mówisz. – David podszedł do
Prefekt Gryffindor ‘u i popatrzył na nią z góry. Dziewczyna, chociaż była od
niego sporo mniejsza nie wyglądała na przestraszoną, wręcz przeciwnie. Była
gotowa do ataku.
- Może powiedzcie po prostu nam, co mamy
robić, bo ja nie mam zamiaru dalej patrzeć na tego gada. – mruknęła Gryffonka,
która widziała, że Malfoy już wymyślał jakiś tekst, którym niby miałby jej
dopiec. Jego niedoczekanie! Z nią na pewno nie będzie miał łatwo.
- Macie posprzątać Lochy. – warknął
Crabow, jednak nie odwrócił wzroku w kierunku pierwszorocznych, tylko dalej
miażdżył nim Grant. – Oddawać różdżki. Tam macie mopy. – dodał niezbyt miło, kiedy odchodzili z
nadzieją, że im się udało.
Mijało pierwsze pół godziny szlabanu, a oni mieli już siebie na wzajem
serdecznie dość. Cały czas dogryzali sobie, co później przerodziło się w
wyzwiska, a teraz właśnie trwa bitwa, w której używa się dość mocnych,
nieparlamentarnych słów. Tak, właśnie takich, jak pomyśleliście. W pewnym
momencie Hermiona nie wytrzymała i wyjęła różdżkę Ginny, po czym wycelowała ją
prosto w pierś Dracona. Chłopak popatrzył na nią przerażony. Jednak wyraz jego
twarzy szybko zmienił się na kpiący.
- No, no Granger. Nie wiedziałem, że taka
uczciwa, dzielna Gryffonka, jak t może posuwać się do oszustwa. – powiedział z
kpiarskim uśmieszkiem na twarzy. – Nie ładnie, do prawdy nie ładnie.
- Zamknij się ty wredny, podły,
obślizgły gadzie ! – warknęła, a z jej różdżki wystrzelił pierwszy kolorowy
płomień. Malfoy ‘owi w ostatnim momencie udało się uniknąć zderzenia z nim.
- O nie Szlamo. Ty na pewno nie będziesz
na mnie rzucać zaklęć. – warknął po czym wyciągnął zza paska spodni różdżkę.
W tym momencie zaczęła się prawdziwa walka na czary. Co raz to nowe
błyski rozświetlały Lochy. Na przemian bronili się i atakowali wzajemnie.
Pewnie długo by to trwał, ale przyciągnięci jakimiś hałasami Prefekci pobiegli
w jego kierunku. To, co zobaczyli na miejscu niemalże ścięło ich z nóg.
- Spokój! – wrzasnął na całe gardło
starszy Ślizgon. Nic, żadnej reakcji.
- Ty kretynie, myślisz, że od tak sobie
cię posłuchają? Bęcwał. – David już chciał coś powiedzieć, ale usłyszał głośny
pisk. Złapał się za uszy i skulił. Hermiona i Draco zaprzestali walki i od razu
pobledli patrząc na parę Prefektów. – Do dyrektora!
Starszy, siwy mężczyzna siedział w swoim gabinecie i oglądał w kuli bezpieczeństwa*
walkę dwójki aktualnie najlepszych uczniów w Hogwarcie. Martwiło go, że walczą ze
sobą na każdym kroku, a teraz nawet posuwają się do użycia czarów. Naprzeciwko niego
siedzieli opiekunowie domów, do których należeli uczniowie.
- Nie mam pojęcia, co możemy jeszcze
zrobić, żeby ta dwójka nie naskakiwała na siebie, kiedy tylko będzie na to
okazja. – powiedziała smutno nauczycielka.
- To niewykonalne. Draco ma tak wpojone
zasady o uczniach brudnej krwi, że nic nie można z tym zrobić. On jej nie
będzie tolerował. – powaga i opanowanie. To jedyne, co wyrażała twarz nauczyciela.
- Może spróbujemy tej ostatniej deski
ratunku, żeby przynajmniej nauczyć ich ze sobą współpracować. – zaproponował dyrektor.
– nauczyciele pokiwali twierdząco głowami. Musieli się w końcu na coś
zdecydować, ponieważ Hermiona i Draco są już w drodze do nich.
Miona siedziała na śniadaniu i wyglądała, jak tykająca bomba zegarowa.
Miała ochotę po prostu coś rozwalić. Powstrzymywała się jednak w oczekiwaniu na
Obronę Przed Czarną Magią. Mają wtedy ćwiczyć zaklęcia obronne, ale ona jest
tak niedoświadczoną czarownicą, że na pewno nikt nie będzie się czepiał, jeżeli
pomyli sobie jedno z atakiem. Po jej lewej stronie siedziała Ginny i obserwowała
zaniepokojona przyjaciółkę. Dobrze wiedziała, czym jest spowodowany aktualny
nastrój Herm.
- Spokojnie może nie będzie aż tak źle. –
Ruda odważyła się w końcu odezwać, ale to był błąd. Hermiona popatrzyła na nią
oczami wielkości pięciozłotówek, jej włosy naelektryzowały się przez co
wyglądała, jakby właśnie strzelił w nią piorun.
- Nie będzie aż tak źle?! Gin to będzie
tragedia! T-R-A-G-E-D-I-A!!! – krzyknęła tak, że w całej Wielkiej Sali dało się
ją słyszeć. Wszyscy patrzyli na nią, jak na przybysza z innej planety.
- To tylko Malfoy Miona. – Sophie pomyślała,
że najwyższa pora przystąpić do uspokajania młodszej siostry, jeżeli Hogwart
nie chce przeżywać drugiej bitwy o siebie teraz.
- Nie Soph. To nie tylko Malfoy! To aż
Malfoy! – ton głosu brązowowłosej spadł tylko na chwilę. Po chwili usłyszała
odpowiedź z drugiego końca sali.
- Masz rację Szlamo, to będzie tragedia!
– no nie. Nie dość, że będzie musiała go znosić przez tyle czasu, to jeszcze ma
prawo odzywać się do niej bez jej zgody.
- A ciebie nikt nie pytał o zdanie
tleniony szczurze!
- Brudna, śmierdząca Szlama!
- Skończony buc!
- Szlama!
- Nieokrzesany gbur!
- Szlama!
- Czy ty nie znasz innego przezwiska,
czy po prostu nie umiesz nic sam wymyślić?!
- Dosyć! – ich kłótnia trwałaby
prawdopodobniej dłużej gdyby nie to, że profesor Snape postanowił wziąć w niej
udział. Mam już całkiem przerąbane. Pomyśleli
w tym samym momencie.
Cały tydzień zleciał uczniom na sprawdzianach, wypracowaniach i pracach
domowych. Pomimo tego, że był to dopiero pierwszy tydzień nauki, wszyscy czuli
się przemęczeni powtórkami z poprzednich lat. No, może oprócz pierwszorocznych,
którzy nie mieli czego powtarzać. Ale mniejsza z nauką. Dziś było coś
ważniejszego, a mianowicie Czara Ognia miała wybrać trzech reprezentantów szkół.
Wszyscy siedzieli, jak na szpilkach w Wielkiej Sali i czekali, aż dyrektor
rozpocznie losowanie. Nawet Hermiona i Draco zapomnieli na chwilę o karze za
rzucanie na siebie czarów bez opieki nauczyciela.
Wreszcie nadszedł ten czas. Profesor Dumbledore wstał ze swojego krzesła
i udał się w stronę Czary. Wszystkim dech zaparło w piersiach. Albus machnął
ręką i pierwsza karteczka wyleciała z ognia.
- Reprezentant Durmstrang ‘u, Wiktor
Krum! – w Sali rozległy się gromkie brawa. Wszyscy spodziewali się jednak
takiego wyboru. Po raz kolejny karteczka wylądowała w rękach staruszka.
-
Reprezentantka Beauxbatons, panna Fleur Delacour!
- I nareszcie reprezentant Hogwartu – Cedric
Diggory! – krzyknął, gdy ostatnia karteczka wpadła w jego ręce.
Jednak to nie był koniec. Czara
wylosowała jeszcze jednego reprezentanta Hogwartu – Harry ‘ego Potter ‘a.
- Ale jak to możliwe, przecież miało być
tylko trzech. – powiedziała przerażona Luna, kiedy następnego dnia po lekcjach
siedziała wraz z Ginny i Hermioną na dziedzińcu. Żaden uczeń nie potrafił zrozumieć,
dlaczego dopuszczono Harry ‘ego do Turnieju.
- Nie wiem Luna, to jest naprawdę dziwne.
– mruknęła pod nosem Miona i w tym momencie zobaczyła, jak Harry kłóci się z
Malfoy ‘em. – A temu o co znowu chodzi? – warknęła i zaczęła iść w ich stronę.
Jednak wyprzedził ją Moody. Przemienił Draco we fretkę. Hermiona myślała, że
nie wytrzyma tak się śmiała.
W końcu przyszedł czas na pierwszą rywalizację. Wszyscy, oczywiście
oprócz zawodników, siedzieli na trybunach i czekali na to, co ma się wydarzyć.
Pierwsza wyszła Fleur, a na arenie, na którą był przerobiony stadion quiditcha,
czekał już na nią smok, Walijski Zielony Pospolity. Poradziła sobie z małymi
problemami. Drugi był Krum i Chiński Ogniomiot. Prawie bez problemu. Trzeci
Cedric ze smokiem Szwedzkim Kródkopyskim. Dał radę. Teraz nastał moment na
część, na którą wszyscy czekali. Harry Potter miał zmierzyć się z Rogogonem
Węgierskim. Najgroźniejszym z całego turnieju. Poradził sobie znakomicie
kończąc jako pierwszy i wygrywając tym samym pierwsze zadanie. Teraz już można
czekać tylko na drugie zadanie.
Jednak przed tym miał być jeszcze Bal Bożonarodzeniowy. Wszystkie
dziewczęta czekały na to z niecierpliwością. No może z czterema małymi
wyjątkami. Ginny i Luna, jako że nie miały wyboru i musiała wesprzeć Hermionę w
bólu i cierpieniu idą na bal z kimś, z kim normalnie nigdy by się nie umówiły.
Natomiast Pansy miała takie samo nastawienie do tego wszystkiego, jak Miona i w
ogóle nie chciało jej się tam być.
- Gin, przecież ja nie mam dla kogo się
tak stroić. Dobrze wiesz, że idę tam tylko z przymusu. – jęknęła zrezygnowana
siedząc w łazience. Ruda wygoniła z pokoju oburzone Kate i Lav twierdząc, że
muszą się przygotować. – Mówię ci. Założę coś beznadziejnego, żeby temu
parszywemu gadowi narobić obciachu!
- Nie ma mowy! Zgodziłam się iść z tym
drugim kretynem tylko dlatego, żebyś nie była sama i żebym to ja mogła cię
ubrać! – powiedziała zbulwersowana Ruda. – A teraz chodź tutaj, żebym ci mogła
zrobić fryzurę! – rozkazała. Miona z miną jak na ścięcie wyszła z łazienki.
Miała na sobie czarną, marszczoną sukienkę i wysokie, czarne szpilki, naktórych ledwo co szła, ale rudy potwór nie chciał się na nic innego zgodzić. Na
szyi miała delikatny łańcuszek, a nadgarstek zdobiła bransoletka, którą dostała
na urodziny w tamtym roku od rodziców. Luna i Gin były już gotowe. Blondynkamiała na sobie sukienkę od pasa w górę czarną, a w dół beżową. Buty na koturnie
wyglądały na dużo wygodniejsze, niż szatynki. Jęknęła tęskno na nie patrząc.
Ginevra, ubrana w długą, miętową sukienkę i tego samego koloru szpilki. Na
nadgarstku miała bransoletkę – zeszłoroczny prezent od Hermiony.
- Siadaj. – powiedziała Gin wskazując
głową na krzesło. Herm wykonała polecenie z niemałym ociąganiem.
Trzy dziewczyny podążały korytarzem w kierunku Wielkiej Sali.
Przyciągały spojrzenie nie jednego chłopaka. Każdy żałował w tym momencie, że
nie zaprosił żadnej z nich na bal, który miał się za chwilę rozpocząć. W końcu
doszły, a ich partnerzy i czwarta przyjaciółka na nie czekali.
No, no rozdział bardzo bardzo fajny. Ten bal to będzie coś jestem tego pewna. Mam nadzieję, że nowy rozdział niebawem, bo już się nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Super pewnie na tym balu będzie się działo. Ja też nie mogę się doczekać następnego więc w miarę możliwości pisz szybko. Karola
OdpowiedzUsuńHelołła!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to, co Ty tu Masz i powiem, ze to jest jeden z bardziej oryginalnych pomysłów ;D naprawdę! A mogła byś mnie inf o nn? ;) bloga znasz, meila też.... ;)
O ja cie! <33
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie, mowilam ci to juz? :33
Szlaban.. PERFECTO! :> Ja podobnie jak Lilly w ten sam sposob chce cos zakonczyc, w sensie ze jakies zamieszanie :3 (bo jak rozumiem ten pisk to byl jej pisk( :D
David i Lila powinni byc razem! Ich rozmowa byla fajna! <3
Uhu Gruba Dama moze sprawi po czesci jakas przemiane u Mionki :D Mionka, kochanie, kocham twoje teksty <3
Sprawa u Dumbiego tez swietna! Wiedzialam, ze pojda razem na bal, ale nie wiedzialam jak ich do tego zmusi :D
Kreacje dziewczyn fantastyczne :*
Ogolem rozdzial pierwsza klasa! <3
Lece dalej <3
Pozdrawiam <3
Dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com