Witam wszystkich :)
Przychodzę z nową notką. Dziś wcześniej :)
Mam nadzieję, ż wszystkim będzie się podobać, chociaż nie dzieje się w niej zbyt dużo :)
Pozdrawiam i życzę miłego czytania,
Cave :)
P.S. Za wszystkie błędy przepraszam.
______________________________
- Kolejne punkty dla Gryffonów! – wydarł
się Lee Jordan. – Po raz kolejny dziesięć punktów zdobyła Hermiona Granger,
która nie dawno nauczyła się latać na miotle! – zażartował, za co oberwał po
głowie od nauczycielki Transmutacji, która miała hamować jego kibicowanie
drużynie Gryffindor ‘u. Chłopak tylko wzruszył ramionami i znów zaczął krzyczeć
do mikrofonu.
Podczas, kiedy Lee wydurniał się, jako komentator, Miona, uważała, żeby
nie dostać tłuczkiem. Trzymała Kafla pod pachą i leciała prosto do bramki,
kiedy w ostatnim momencie podleciał do niej Fred i odbił tłuczek, który miał ją
powstrzymać od kolejnego upokorzenia obrońcy Huffelpuf ‘u.
- Nie ma za co! – wydarł się jeden z
bliźniaków tak, żeby go usłyszała i poleciał dalej.
Dziewczynka rozejrzała się i poleciała w kierunku bramek. Rzuciła i … 50
: 20 dla Gryffonów. Uśmiechnęła się pod nosem. Olivier mówił coś o tym, że z
Huffelpuf ‘em pójdzie im łatwo, ale nie myślał, że aż tak. W pewnym momencie
poczuła się strasznie źle. Cała radość z gry gdzieś zniknęła. Nie wiedziała, co
się dzieje. Popatrzyła do góry i już wiedziała, o co chodzi. Zobaczyła
Dementorów, a zaraz potem, że ktoś między nimi lata. Wytężyła wzrok i zamarła.
To Harry. Nie wiedziała, co ma zrobić. Chciała polecieć do niego, ale ktoś
złapał ją za ramie. Odwróciła się z zamiarem mordu tego, kto ją powstrzymuje.
- I tak nie dasz rady nic zrobić. – powiedział
cicho kapitan drużyny. Zrezygnowana spuściła głowę, ale szybko postanowiła ją
podnieść, ponieważ usłyszała poruszenie na trybunach. Gryffon spadał
bezwładnie. Wstrzymała oddech. Na
szczęście dyrektor zdążył rzucić zaklęcie spowalniające, ale chłopak i tak
mocno uderzył o ziemię. W momencie znalazła się na ziemi. Zobaczyła, jak pani
Pomfrey rzuca na niego zaklęcie i unosi się w powietrzu. Bez wahania pobiegła
do skrzydła szpitalnego za pielęgniarką. Widziała, jak kobieta wlewa w usta
Harry ‘ego jakąś miksturę, a po chwili podchodzi do drużyny.
- Za chwilę powinien się obudzić. –
oznajmiła.
- Idziemy. – powiedział Oliver. W
momencie cała drużyna znalazła się przy łóżku Szukającego.
Hermiona męczyła się z zadaniem domowym na Obronę Przed Czarną Magią.
Było ostatnio zastępstwo z Nietoperzem. Zaczął omawiać „Pełnię Księżyca”.
Oczywiście Miona nie omieszkała mu powiedzieć, że ostatnio przerabiali z
profesorem Lupinem „ Zakazane przysłowie”, ale on odjął jej punkty za
przeszkadzanie w lekcji!!! Paranoja!!! Uświadomiła sobie, że od kilku minut
trzyma rękę z piórem, które ocieka atramentem nad swoim pergaminem. Pisnęła
przerażona. No super. Właśnie zachlapała pracę domową. Wyjęła różdżkę i usunęła
cały atrament. Niestety wypracowanie również. Zła na siebie wstała i zebrała
swoje rzeczy. W dormitorium zastała Ginny.
- Idziemy do Pokoju Życzeń. – warknęła i
podeszła do Krzywołapa. – No kocurze. Posłużysz mi dziś za doręczyciela. –
uśmiechnęła się głaszcząc swojego pupila.
- Idę po Lunę. Będziemy czekać pod
Pokojem. – oznajmił Ruda i już jej nie było.
Miona nabazgrała coś na papierze i przyczepiła go do obroży Krzywołapa.
Dla zabezpieczenia rzuciła na kota Zaklęcie Kameleona. Może i jest wkurzona,
ale nie głupia. Wszyscy znają przecież jej pupila. Postanowiła, że uda się pod
umówione miejsce. Przecież nie mogą gdzie indziej spotkać się z Pansy, a reszta
już tam będzie. Idąc przez korytarz miała dziwne wrażenie, że cos tutaj nie
gra. Chodziło jej o profesora Lupina. Nie, żeby jej się nie podobał. Po prostu
dziwne jest to, że nie ma go co jakiś czas na lekcjach. Dokładnie co miesiąc …
w pełnię księżyca!!! Stanęła w miejscu. Profesor Snape na Obronie Przed Czarną
Magią od razu przeszedł do „Pełni Księżyca”, a Ron i Harry ostatnio narzekali
na referat z „Wilkołaków”! To znaczy, że … to nie możliwe. Profesor Lupin jest
Wilkołakiem?!
- Co jest Granger? Wyglądasz, jakbyś
zobaczyła cos okropnego. – zaśmiał się Malfoy. Przeklęła pod nosem, jeszcze
tylko jego i tych debili jej tu brakowało.
- Właśnie zobaczyłam. – warknęła i
poszła dalej. Nie miała zamiaru dalej z nim przebywać.
- To jeszcze nie koniec mała Szlamo. –
usłyszała. Zacisnęła pięści, ale nie przestała iść dalej. Tym razem ona będzie
górą i nie da mu się do niczego sprowokować. Tylko, czemu ta Szlama zabolała?
Kiedy tylko doszła na miejsce zauważyła, że dziewczyny są już w
komplecie. Podeszła do ściany i pomyślała o wystroju. Gdy tylko drzwi się
pojawiły od razu weszła do środka i rzuciła się na jeden z foteli.
- Coś się stało? – zapytała Luna. Która
wyczuła, że z Hermioną jest coś nie tak.
- Malfoy. – odpowiedziała krótko i
położyła się na plecach zakrywając twarz dłońmi.
- To, co robimy? – Ginny nic nie
odpowiedziała, tylko wyjęła z kieszeni bluzy kawałek pustego pergaminu.
- Możemy sprawdzić, co robią inni. –
zaśmiała się Ruda.
- Za pomocą zwykłego kawałka papieru? –
zdziwiła się Pansy.
- Ja chcę. – oznajmiła Miona i wyjęła
pergamin z ręki Ginny. Wyjęła różdżkę i przyłożyła do przedmiotu. – Uroczyście
przysięgam, że knuję coś niedobrego. – powiedziała, a na papierze zaczęły
pojawiać się ruszające się stopy z nazwiskami przy sobie. Krukonka i Ślizgonka
popatrzyły na siebie zdziwione. – To Mapa Huncwotów. – oznajmiła panna Granger.
- To znaczy? – zapytała Pansy.
- Pokazuje gdzie kto jest. - odpowiedziała Ginny. – Stworzyli ją Rogacz,
Glizdogon, Łapa i Lunatyk. – dodała.
- To niesamowite. – powiedziała panna
Parkinson.
·
Wszystkich
uczniów proszę o zejście do Wielkiej Sali. – usłyszały głos dyrektora w
głośnikach.
- Idziemy? – zapytała Luna.
- Chodźcie, najwyżej zaraz wrócimy. –
poinstruowała Hermiona. – Koniec psot.
Przed Wielką Salą zabrał się już całkiem spory tłum. Nikt nie wiedział,
o co chodzi. Wszyscy byli zdziwieni.
- Pewnie zastanawiacie się, po co was tu
wszystkich zebrałem. – zapytał retorycznie dyrektor uśmiechając się szeroko.
Miona pomyślała, że nie ma co się łudzić, że będą to dobre wiadomości, ponieważ
profesor Dumbledore zawsze się uśmiech. – Otóż chcę wam powiedzieć, że wszyscy
uczniowie śpią dziś razem tutaj. – teraz już cała czwórka wiedziała, że cos tu
nie gra. – Nie martwcie się, wszystko mamy pod kontrolą. Jak wiecie ktoś
niepożądany wdarł się na teren szkoły i zniszczył portret Grubej Damy, więc
musimy przybrać środki ostrożności. – dodał, kiedy na korytarzu zrobiło się
wielkie poruszenie.
- Ktoś, kto umie rzucać zaklęcie, dzięki
któremu możemy się stąd wymknąć? – zapytała Miona. Dobrze wiedziała, że coś
jest nie tak, a ona na pewno tego nie odpuści.
- Możemy was skopiować, ale chcemy
odzyskać mapę. – powiedział ni z tego ni z owego stojący za nimi Fred.
- A możemy ją jeszcze tylko na dzisiaj?
– zapytała panna Granger. Bliźniacy popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się
cwanie.
- Jak nam powiecie, co robiłyście ze
Ślizgonką, która stoi tu wśród nas, tylko pod wpływem Zaklęcia Kameleona. –
wypalił George.
- Ale później. – poprosiła Ginny.
- Zgoda. – odpowiedzieli równocześnie.
Poszli gdzieś za zakręt. Kilka machnięć różdżką, a „klony” dziewczynek już
stały koło nich. – To dublerki Ida z nami, a wy pamiętajcie, żeby nie zgubić
mapy. – upomniał Fred i bliźniaków już nie było.
- Gdzie idziemy? – zapytała Luna, kiedy
drzwi do Wielkiej Sali zamknęły się za uczniami. Dobrze wiedziały, że nie ma
już odwrotu.
- Jak na razie musimy popatrzeć na mapę.
– powiedział i złożyła przysięgę. – Szukajcie kogoś, kto nie powinien być w
szkole. – dodała widząc wyczekujące spojrzenia przyjaciółek. Po chwili
wszystkie siedziały z nosami w mapie i szukały niepożądanego nazwiska. Nie
trzeba było czekać długo, a z gardła Pansy wydał się przeciągły jęk. Dziewczyna
nic nie powiedziała, tylko wskazała palcem jeden z korytarzy na pierwszym
piętrze.
- Syriusz Black. – szepnęła Luna. –
Idziemy tam?
- Oczywiście. – powiedziała Hermiona.
Dziewczynki wyjęły różdżki. Każda szepnęła Lumos,
a na końcu ich różdżek pojawiły się światełka. Ruszyły w kierunku, w którym
pokazywała mapa. Cały czas na nią patrzyły. Pansy szła zaraz za Mioną i mówiła,
gdzie aktualnie znajduje się pan Łapa.
Gdy już wystarczająco zagłębiły się w lochy usłyszały dziwny dźwięk,
jakby ktoś się po nich poruszał. Hermiona pokazała, że mają być cicho i ruszyła
w kierunku dźwięku. Bała się. Każda się bała, ale chęć poznania tajemnicy
przezwyciężyła i ruszyły przed siebie. Przeszły kilka kroków i usłyszały
warczenie. Odwróciły się w tamtym kierunku. Przed nimi stał pies. Animag – przeszło każdej przez myśl.
- Spokojnie, nie chcemy cię wydać.
Chcemy pomóc. – powiedziała spokojnie Hermiona i jakby na potwierdzenie swoich
słów rzuciła różdżką w kierunku zwierzęcia. Luna, Pansy i Ginny uczyniły to
samo. Wiedziały, że przed nimi stoi potencjalny zabójca, ale muszą zaryzykować.
Po chwili Animag zamienił się w człowieka. Teraz każda miała pewność, że to
Syriusz Black. Mężczyzna pozbierał wszystkie różdżki i wycelował nimi w
dziewczynki.
- Jesteście tu na zwiady. – powiedział z
nutą szaleństwa w głosie. – Na pewno zaraz ktoś wyskoczy i mnie złapie. Nie
wrócę do Azkabanu. –dodał i rzucił pierwszym zaklęciem. Odgłos uderzenia o
ścianę odbił się po pustych korytarzach Lochów.
- Nie! – pisnęły trzy dziewczynki.
Zaklęcie uderzyło w Hermionę, która stała najbliżej. Rozpoznała je bardzo
dobrze. Jakby mogła zapomnieć, przecież dostała nim w tamtym roku. Expeliarmus.
Poczuła charakterystyczny posmak krwi, która spływała z jej rozciętej
wargi. – Teraz widzisz, że nie
kłamiemy?! Naprawdę chcemy pomóc! Gdyby ktoś z nami był na pewno już by
wyskoczył zza ściany! – krzyknęła Pansy ze łzami w oczach. Co one zrobiły?! Znów
wpakował się w jakieś kłopoty! Znów to Hermiona obrywa najbardziej. Mężczyzna popatrzył na nie zdziwiony.
- Nie boicie się mnie? Przecież jestem
zbiegłym zabójcą z Azkabanu.
- Nie wierzę w to. – dobiegł ich słaby
głos dziewczyny. – Nie wierzę w to, że byłbyś w stanie zdradzić przyjaciół. Nie
wyglądasz na takiego. – dodała po chwili i podniosła głowę. Z jej oczy płynęły
łzy bólu. Nie bała się już. Tylko spotkanie ze ścianą nie było
najprzyjemniejsze.
- Znacie jakieś wyjście z zamku do
Wrzeszczącej Chaty? –zapytał opuszczając rękę. Wszystkie odetchnęły z ulgą.
- My nie, ale Mapa Huncwotów tak. –
powiedziała Pansy i chciała podejść do Syriusza, jednak zrezygnowała, kiedy ten
wymierzył w nią różdżkę. – Spokojnie. – powiedziała przerażona i wyciągnęła
rękę z pergaminem w kierunku pana Łapy. Tym razem to on do niej podszedł i
odebrał tak naprawdę swoją własność. Uśmiechnął się do dziewczyn i oddał im
różdżki. Miona podniosła się z ziemi i również do niego podeszła po swoją
własność.
- Przeprasza, ale gdyby było ryzyko, że
ktoś odeśle cię do tego miejsca również byś tak postąpiła. – powiedział
uśmiechając się do lokowatej przepraszająco. Dziewczynka od razu odwzajemniła
uśmiech.
- Spokojnie, nic się nie stało.
- Jeżeli prawie zabił cie Bazyliszek to
Expeliarmus faktycznie jest niczym. – mruknęła Ginny. Mężczyźnie mroczki
stanęły w oczach.
- To Bazyliszek jest w szkole? –zapytał.
- Od jakiegoś czasu nie, bo Hermiona go
zabiła. – odpowiedziała szybko Pansy.
- Zamknij się. – warknęła brązowowłosa
Gryffonka. – To gdzie jest to przejście. – zapytała dla zmiany tematu. – Black
nic nie odpowiedział, tylko zaczął iść przed siebie. Dziewczynki ruszyły za
nim. Nie wychodzili z Lochów, tylko brnęli w nie dalej. W pewnym momencie
mężczyzna stanął w miejscu i obrócił się w prawo. Przed nim stał posąg jakiegoś
dziwnego zwierzęcia. Łapa podszedł do
niego i pociągnął za jedno ze skrzydeł. Posąg odsunął się otwierając jakieś
przejście w ścianie. Uczennice popatrzyły na siebie niepewnie.
- Spokojnie w tunelu nic nam się nie
stanie. – powiedział łagodnie Syriusz. – Co prawda w pewnym momencie będzie on
bardzo wąski, ale chodziłem nim często, więc znam go praktycznie na pamięć. –
dodał widząc, że pierwszą wypowiedzią chyba nie przekonał dziewczynek.
We Wrzeszczącej Chacie nie było najprzyjemniej. Przedmioty znajdujące
się w niej nie wyglądały na najnowsze, a ściany były mocno przemoknięte.
Podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Okna były małe, więc ilość światła
wpadającego do pomieszczenia również nie była największa. Hermionie ciarki
przeszły po plecach.
- To nie ja wydałem Lili i James ‘a. –
zaczął Syriusz. – Nie zrobiłbym im tego. – dodał siadając na krześle i
ukrywając twarz w dłoniach. Dlaczego nikt mu nie wierzył, przecież nie byłby w
stanie zrobić czegoś takie przyjaciołom. Pouczył, jak z prawej i z lewej strony
oplatają go dwie pary delikatnych rąk. Podniósł głowę. Dziewczynki, które go
znalazły przytulały się do niego.
- Wierzymy ci. – powiedziała cichutko
Luna, która siedziała po jego prawej stronie. – Mój tata powiedział, że ktoś
taki, jak ty nie zdradziłby przyjaciół. – dodała.
- A tak w ogóle, to nie przedstawiłyście
się. – powiedział, a lekki uśmiech pojawił się na jego zmęczonej twarzy. – I
ciekawi mnie też, w jakich domach jesteście.
- Hermiona Granger, Gryffindor.
- Luna Lovegood, jestem Krukonką.
- Ginny Weasly, Gryffonka.
- Ja jestem Pansy Parkinson i jestem w
Slytherinie. – powiedziała najciszej, jak się dało dziewczynka. Bała się, że
kiedy Syriusz dowie się, do jakiego domu przydzieliła ją Tiara nie będzie już
chciał z nią rozmawiać. Żałowała, że nie powiedziała jej, aby nie zwracała
uwagi na zdanie jej rodziców. Chociaż, co ona mogła.
- Nie martw się. Przecież nie wszyscy Ślizgoni
są tacy sami. Przecież ty możesz być inna. – dobiegł ją pocieszający głos Black
‘a. Podniosła głowę po woli głowę napotykając uśmiechnięte twarze przyjaciółek
i mężczyzny.
Rano, kiedy drzwi Wielkiej Sali otworzyły się one stały za jakimś posągiem.
Na korytarzu zrobił się nie mały tłum. Wmieszały się w niego i w ten sposób
uniknęły kłopotliwych pytań. Pansy powędrowała do grupy rozchichotanych
Ślizgonek ze zniesmaczoną miną. Reszta dziewcząt udała się od razu do swoich
Dormitoriów, żeby jak najszybciej wziąć prysznic i przebrać się w czyste
ubrania.
Na pierwszej lekcji, jaką była Obrona Przed Czarną Magią czwórka
dziewcząt wręcz usypiała. Najgorzej miały Heriona i Ginny, ponieważ siedziały w
pierwszej ławce, więc musiały się, jako tako trzymać. Jednak słabo im to
wychodziło.
Po dzwonku miały na chwilę zostać w klasie. Pomyślały, że już nie żyją.
Za niewykonywanie poleceń dyrektora wylatuje się ze szkoły.
- Czy możecie mi powiedzieć, dlaczego
wyglądacie, jakbyście całą noc nie spały i dlaczego akurat wtedy, kiedy wszyscy
spali razem, a w szkole jest zabójca. – zapytał nauczyciel siadając na jednej z
ławek. Przypadkowo okazało się, że akurat przy niej siedziały Hermiona i Ruda. Granger
nerwowo przełknęła ślinę. Pierwszy raz nie wiedziała, co powiedzieć. Strach
wzmógł się, kiedy przypomniała sobie o podejrzeniu, co d tego, że profesor jest
Wilkołakiem. – Doczekam się odpowiedzi? – dodał, kiedy cisza panująca w Sali
okazała się najlepszą odpowiedzią.
- Nie wiem, jak Parkinson, ale my spałyśmy
razem ze wszystkimi, tylko było nam strasznie nie wygodnie. – powiedziała panna
Granger po chwili namysłu. Wiedziała, że to najgorsza wymówka świata, ale nic
nie przyszło jej do głowy.
- Tak, a mi się wydaje, że jednak
kłamiesz. Możliwe, że w jakiś sposób znalazłyście sposób na rozdwojenie się i w
czasie, kiedy wasze sobowtóry udawały was, wy latałyście po szkole za niejakim
Syriuszem Blackiem. Dowodem na to może być na przykład twoja rozcięta warga. –
powiedział wskazując różdżką na Mionę. No
to już po nas. – pomyślały wszystkie w tym samym momencie. Spuściły głowy.
– Mnie nie da się oszukać na jakieś podróbki. Przecież jestem nauczycielem
Obrony Przed Czarną Magią.- dodał patrząc na nie z politowaniem.
- Ale przecież wczoraj była pełnia. –
wyrwało się Hermionie. Myślała, że już nie może być gorzej. Popatrzyła na
Lupina, który zrobił się biały na twarzy.
- Co macie następne? – zapytał
nauczyciel patrząc przed siebie.
- Transmutację. – mruknęły cicho.
- Idźcie do mojego gabinetu, a ja zaraz
do was przyjdę. – rozkazał i wyszedł z Sali.
Luna, Pansy i Ginny popatrzyły na Hermionę zdziwione. Nic nie rozumiały.
Co z tego, że wczoraj była pełnia, przecież to profesor Lupin to nie profesor
Trelawney, żeby obchodziło go, w jakiej fazie akurat znajduje się księżyc.
- Przepraszam, że wpakowała nas w
kłopoty. – mruknęła Hermiona, kiedy stały już na korytarzu przed gabinetem
nauczyciela.
- Spokojnie, Miona. Dobrze wiesz, że tak
naprawdę każda z nas chciała tam wczoraj pójść. – powiedziała pocieszająco
Ginny. Nikt nie zdążył już nic więcej powiedzieć, ponieważ profesor Lupin
przyszedł i zaprosił je do swojego gabinetu.
Było to średnich rozmiarów pomieszczenie, gdzie na samym środku stało
biurko zrobione z jasnego drewna. Za nim były schody najprawdopodobniej
prowadzące do sypialni profesora. Na prawej ścianie stał regał, a na nim cała
masa książek. Z prawej strony biurka stała ogromna skrzynia. Podłoga była
wykonana z ciemnego drewna, które kontrastowało z kolorem biurka. Dookoła
lewitowały zapalone świeczki.
Profesor usiadł za biurkiem i gestem ręki wskazał dziewczynką, aby
uczyniły to samo, tylko po drugiej stronie. Chwilę się wahał, ale zadał
pierwsze pytanie Hermionie.
- Jak się domyśliłaś? – dziewczynka na
początku nie wiedziała, o co chodzi, ale szybko się domyśliła, że chodzi o jej
przypuszczenia.
- A więc to prawda? – odpowiedziała
pytaniem na pytanie.
- Tak, więc powiesz mi, skąd wiesz?
- Domyśliłam się, kiedy uświadomiłam
sobie, że znika pan, kiedy akurat jest pełnia, raz w miesiącu. Do tego
Nietoperz, przepraszam profesor Snape przerabia tematy związane z Wilkołakami i
zadaje z nich prace domowe. – odpowiedziała cicho nie patrząc na nauczyciela.
- Jestem pod wrażeniem twoich
umiejętności dedukcyjnych. – przyznał. – Tak, zgadza się, jestem Wilkołakiem.
Mam nadzieję, że nie powiecie o tym nikomu. Nie chciałbym, żeby z mojego powodu
Hogwart opuściła duża ilość uczniów. – dodał po chwili namysłu. – Jednak nie po
to się tu spotkaliśmy. Powiedzcie mi, co robiłyście wczoraj w nocy.
- ZnalazłyśmySyriuszaBlacka. – mruknęła
niezrozumiale Pansy.
- Znalazłyśmy Syriusza Blacka. –
powiedziała odważniej Luna. – Ale on nie jest mordercą i zdrajcą. – dodała
szybko. – Ktoś go wrobił.
- Skąd ta pewność?
- Wystarczy z nim porozmawiać. –
Hermiona była osobą, która od razu wiedziała, kiedy ktoś kłamie. Tym razem
wiedziała na pewno, że Syriuszowi należy wierzyć.
- To dlaczego masz rozciętą wargę? –
Miona odruchowo dotknęła wspomnianej części ciała.
- Na początku nie wierzył, że mamy dobre
zamiary. – powiedziała spokojnie.
- Czy mógłbym z nim porozmawiać?
- Prosił, żeby nikogo nie przyprowadzać.
– szepnęła Luna. Popatrzyły na Hermionę. No
tak, znów ja jestem mózgiem całej naszej czwórki. – mruknęła w myślach
dziewczynka.
- Jestem, byłem jego przyjacielem. –
powiedział gorzko nauczyciel, kiedy w Sali zapanowała dłuższa cisza.
- Czyj
jeżeli zaprowadzimy pana do Łapy to nikomu pan nie powie, gdzie on jest?
– zapytała Hermiona. Lupin uśmiechnął się i przytaknął głową.
Właśnie skończyły się lekcje i dziewczynki siedziały w Pokoju Życzeń.
Studiowały Mapę Huncwotów, ponieważ nie miały nic innego do roboty. Malfoy,
Zabini, Nott i Higgs siedzieli w swoich prywatnych dormitoriach. Dyrektor
chodził w tę i z powrotem po swoim gabinecie, a Snape robił jakiś eliksir w
Klasie Eliksirów. Miona już od jakiegoś czasu podążała wzrokiem za swoim kotem,
który biegał w te i z powrotem.
W pewnym momencie zaczął za czymś biec. Kiedy Hermiona zobaczyła
nazwisko poruszające się na mapie krew w żyłach jej zastygła, a twarz zrobiła
się biała.
- On nie powinien nie żyć? – zapytała
słabym głosem?
- Kto? – odpowiedziała zdziwiona Pansy i
popatrzyła w miejsce, gdzie padał wzrok jej brązowowłosej przyjaciółki. – Powinien. – dodała.
- KTO?! – krzyknęły w tym samym momencie
Luna i Ginny.
- Petiegrew. – powiedziały razem
Ślizgonka i Gryffonka.
- Idziemy z tym do Lunatyka. – mruknęła
Hermiona. Wycelowała różdżką w pergamin. – Koniec psot. – wzięła papier,
podniosła się i ruszyła w stronę wyjścia z Pokoju Życzeń. Nie miała zamiaru
czekać ani chwili dłużej. Zastanawiała się, gdzie może być nauczyciel.
Pognała do jego gabinetu. Zapukała mocno w drzwi. Musi go teraz
zobaczyć, jak najszybciej. Jak się okazało pierwsze pomysły zawsze są
najlepsze, ponieważ po około minucie siedziała już tam, gzie dziś rano.
- Co cię do mnie sprowadza Hermiono? – zapytał
przyjaźnie nauczyciel.
- Petter Pettigrew jest w szkole.
- To niemożliwe, on nie żyje. –
odpowiedział mężczyzna zdziwiony wyznaniem dziewczyny.
- Podobno Mapa Huncwotów nie kłamie. –
powiedziała zdyszana Pansy. Miona była naprawdę wysportowana, więc jej
koleżanki ledwo za nią nadążały.
- Pokaż mi ją.
Od tego wydarzenia minęło już dosyć sporo czasu. Jutro zaczynała się
przerwa świąteczna, więc na kolacji było mało osób. Hermiona tak, jak w tamtym
roku zostaje na święta w Hogwarcie, jednak tym razem będzie miała towarzystwo,
ponieważ rodzice Pansy jadą na wycieczkę gdzieś w góry i nie biorą ze sobą
córki. Przyjaciółki postanowiły, że będą spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, a
ułatwiał im to fakt, że nie licząc czterech Puchonów nikogo nie będzie.
Jak wyglądało spotkanie Lunatyka i Łapy. Otóż na początku Syriusz nie
był zbytnio zadowolony, że jego były przyjaciel, który Ne uwierzył, że jest nie
winny chciał się z nim zobaczyć. Nie ufał mu, tak jak Remus w sprawie jego
niewinności. Jedna w końcu zgodził się po jakimś czasie. oczywiście ich
pierwsza rozmowa nie należała do najlepszych, ale po dwóch spotkaniach udało im
się odzyskać dawną przyjaźń.
Teraz Hermiona i Pansy siedzą razem w pokoju pierwszej. Nie wiedzą, co
ze sobą zrobić, więc po prostu rozmawiają na neutralne tematy.
- Jutro jest Wigilia. – powiedziała Miona.
Pansy, jakby posmutniała.
- Co z tego. Pewnie i tak nic nie
dostanę. – odpowiedziała gorzko. Hermionie zrobiło się żal przyjaciółki. Była
przyzwyczajona do rodzinnego spędzania świąt, nie tak, jak to było w domu
rodziny Parkinsonów. I w pewnym momencie wpadła na genialny pomysł.
- Która godzina? – zapytała podnosząc
się do pozycji siedzącej.
- Dwunasta, a co? – odpowiedziała zdziwiona
Ślizgonka.
- Poczekaj tu na mnie. – i nic więcej
nie mówiąc wyszła z Dormitorium. Pognała w stronę gabinetu wicedyrektorki. Na
miejscu powiedziała hasło do posągu, który chronił wejścia.
- Dzień dobry pani McGonagall, czy
mogłabym wyjść na chwilę do Hogsmade. – zapytała.
- Dobrze wiesz, że dopiero od trzeciego
roku nauki można wychodzić poza teren Hogwartu.
- Tak, ale chciałyśmy z Pansy kupić coś
przyjaciołom pod choinkę. – mruknęła.
- No dobrze, ale weźcie ze sobą różdżki
i wróćcie za jakieś dwie godziny. – odpowiedziała nauczycielka Transmutacji.