Na samym początku przepraszam za tak długą nieobecność. Wiem, że są wakacje i notki powinny pojawiać się częściej, a nie rzadziej. Na moje usprawiedliwienie chciałam tylko powiedzieć, że mój plan dnia wygląda następująco: wstać o dziewiątej, ubrać się, wyjść na pole, wrócić o jedenastej, bo później mi nie wolno. Siłą rzeczy widać, że tak na prawdę nie mam kiedy czegokolwiek napisać. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. We wtorek mam imprezę, a ja nie jestem "grzeczną dziewczynka", więc na następny dzień pewnie nie wstanę, bo nie będę miała siły, wiadomo dlaczego, więc na pewno pisanie następnej notki jeszcze bardziej się przedłuży. :)
Nie przeszkadzam już i życzę miłego czytania. Przepraszam za błędy
Cave :).
Nie przeszkadzam już i życzę miłego czytania. Przepraszam za błędy
Cave :).
__________________
- Chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić,
ale to niemożliwe. Nie chcę się narazić Slytherin’owi, bo mam tu spędzić siedem
lat, ale bardziej boję się o ciebie, bo nie miałabyś z nimi życia. – przerwała
po jakimś czasie ciszę Pansy.
- Masz rację. – przyznała Hermiona. –
Jednak możemy to zrobić tak, aby oni się o tym nie dowiedzieli. – dodała.
- Ale jak to? – spytała zdziwiona
Ślizgonka.
- A tak, że zawsze możemy spotykać się
dwie, trzy godziny przed patrolem, na przykład na Wierzy Astronomicznej. – zaproponowała.
- To całkiem niezły pomysł. – przyznała
czarnowłosa. – Kiedy kończy ci się szlaban?
- W sobotę jest ostatni dzień, kiedy
muszę sprzątać te głupie korytarze. – odparła Hermiona.
- To może w niedzielę spotkamy się po
raz pierwszy na Wierzy Astronomicznej tak, jak powiedziałaś? O dwudziestej na
przykład? – wymyśliła. – Ale teraz już
muszę iść, bo zaczną mnie szukać. – dodała podnosząc się z posadzki.
- Zgadzam się. – odparła Gryffonka. – A
teraz do zobaczenia w niedzielę.
- Aha. I przepraszam cię za każdą
przykrość z mojej strony. – dodała Pansy, kiedy były już przy drzwiach, po czym
przytuliły się do siebie na pożegnanie i wyszły z łazienki. Nie wiedziały
jednak, że ktoś lub coś słyszało ich całą rozmowę.
Gryffonka poszła w swoją stronę, a Ślizgonka w swoją. Panna Granger
musiała skończyć myć korytarze. Przez ten cały czas myślała, jak to teraz
będzie. Cieszyła się, że będzie miała nową przyjaciółkę. Bała się tylko o
jedno. Wiedziała, że nie mogły cały czas spotykać się w jednym miejscu.
Właśnie kończyła myć korytarz na siódmym piętrze. Cały czas myślała,
gdzie mogłyby się jeszcze widywać. Błonia, ale tylko wtedy, kiedy będzie już
całkiem ciemno. Pokój Wspólny Gryffindor’u czy Slytherin’u również nie wchodzi
w grę z wiadomych przyczyn. U Krukonów również nie miały raczej czego szukać,
ponieważ ci, nawet przez przypadek czy po prostu ze zwykłej złośliwości,
mogliby powiedzieć Lwom lub Wężom.
W pewnym momencie usłyszała za swoimi plecami skrzypnięcie. Wyjęła
różdżkę, gotowa do obrony i po woli się odwróciła. To, co zobaczyła przeszło
jej najśmielsze oczekiwania. Drzwi do Pokoju Życzeń! Owszem, czytała o nim w
jakiejś książce. Było w niej dosyć niewiele na ten temat. Wie, że otwierają się
wtedy, kiedy ktoś naprawdę tego potrzebuje. Ona bardzo potrzebowała! Rozejrzała
się, czy przypadkiem nikt nie przechodzi. Po chwili wahania schowała różdżkę,
podeszła do drzwi i otworzyła je jednym, mocnym pchnięciem.
Po wejściu do środka pierwszym, co rzuciło jej się w oczy był kominek, w
którym wesoło płonął ogień oraz ustawione przed nim fotele. Dokładnie cztery, czyli
tyle, ile potrzebowała. No tak, Pokój Życzeń zawsze dostosowuje się do potrzeb.
Uśmiechnęła się do siebie szeroko, po czym rzuciła się na jedno z siedzeń. Było
tak samo wygodne, jak te w jej Pokoju Wspólnym. Postanowiła, że od razu pójdzie
do przyjaciółek. Ale … Jęknęła niezadowolona. Jej zapał od razu zmalał. Musi
skończyć szlaban.
Wyszła z Pokoju Życzeń i wzięła mop do ręki. Jeszcze tylko jedno piętro. -
pocieszała się w myślach. A co do jej odkrycia. Jak na razie będzie to
jej słodka tajemnica. Jej, Luny, Ginny i Pansy.
Właśnie weszła do Pokoju Wspólnego Gryffindor’u i z impetem rzuciła się
na kanapę, gdzie siedziała Sophie. Byli tam również Fred, George, Harry i Ron.
- Nie mam siły. – jęknęła w ozdobną
poduszkę, na której miała położoną głowę.
- Wyglądasz, jak jedno wielkie
nieszczęście. – zaśmiał się Harry.
- I tak samo śmierdzisz. – powiedziała
Sophie, teatralnie łapiąc się dwoma palcami za nos. Wszyscy zgromadzeni przed
kominkiem parsknęli śmiechem. – Złaź ze mnie. – dodała, usiłując zdjąć nogi
Hermiony, kiedy ta bezceremonialnie położyła je jej na kolanach.
- Idę się umyć, a potem spać. –
oznajmiła Hermiona.
- Jakoś ci się nie spieszy. – zaśmiał
się Fred, kiedy dziewczynka się nie podnosiła.
- Bo mi się nie chce. – jęknęła.
- Właśnie widać. – powiedział George,
kiedy młodsza panna Granger po jakże wielkim wysiłku wreszcie stanęła na
nogach.
- Niech ten szlaban wreszcie się
skończy. – powiedziała wchodząc po schodach.
- Nie trzeba było rzucać na Malfoy’a
tego zaklęcia. – mruknęła Sophie, a lokowata zmroziła ją spojrzeniem.
- Możesz być pewna, że to nie ostatni
raz. – warknęła, po czym z całej siły trzasnęła drzwiami do swojego
dormitorium, czym przestraszyła swoje współlokatorki. – Nic nie mówcie. –
zagroziła i zniknęła w łazience.
Po długiej odświeżającej kąpieli od razu położyła się do łóżka. Zupełnie
zapomniała, co miała powiedzieć Ginny. Dziewczyny jednak nie było. Zdziwiła
się, ponieważ zegar pokazywał już sporo po dziesiątej. Pomyślała, że jej
przyjaciółka zaraz wróci. Kiedy po piętnastu minutach tak się nie stało jej
ciekawość zwyciężyła. Założyła kapcie, ubrała bluzę, wzięła swój magiczny
patyczek i tak, żeby nikogo nie obudzić, wyszła na korytarz. Musiała pamiętać,
że Prefekci Naczelni cały czas patrolują korytarze Hogwart’u.
- Lumos. – szepnęła. W tym momencie
żałowała, że nie umie rzucać zaklęcia Kameleona. W żaden sposób jej nie
wychodziło.
Nogi poprowadziły ją pod Łazienkę Jęczącej Marty. Nie wiedziała dlaczego
akurat to miejsce wybrała jej podświadomość. Gdy podeszła bliżej usłyszała trzy
głosy. Była pewna, że należą one do Sophie, Harry’ego i Ron’a.
- Nox. – szepnęła i nie myśląc zbyt
wiele weszła do łazienki, aby podsłuchać rozmowę trójki przyjaciół.
- Po co właściwie robimy ten eliksir? –
spytał Harry.
- Bo musimy się dowiedzieć, czy to
Malfoy aby nie jest dziedzicem Slytherin’a. – odpowiedziała cierpliwym tonem
Sophie dodając coś do kociołka.
- A po co nam ta wiedza? – tym razem
pytanie zadał Ron. Usłyszała, jak jej siostra wzdycha. Najwyraźniej nie były to
pierwsze pytania.
- Ponieważ im szybciej znajdziemy
Dzidzica tym szybciej dowiemy się, gdzie jest Komnata tajemnic. – wytłumaczyła
najprościej, jak się dało.
- I do czego będzie nam potrzebny ten
cały dziedzic? – zdziwił się Harry.
- Będziemy go śledzić i dowiemy się
gdzie do niej wchodzi. – odparła.
- A tak właściwie, to co to za eliksir?
– padło z ust Ron’a.
- To Eliksir Wielosokowy. – westchnęła.
– Wyprzedzając wasze następne pytanie. Wy zamienicie się w goryli Malfoy’a, a
ja w Mopsicę. – dodała, kiedy zauważyła, że już otwierają usta, żeby zadać
kolejne pytanie. Hermiona zacisnęła pięści i zęby, kiedy usłyszała wredny
pseudonim Pansy. – Jest tylko jeden problem.
- Jaki? – zapytali równocześnie chłopcy.
- Nie znamy hasła do Pokoju Wspólnego
Slytherin’u.
- To, jak go zdobędziemy? – zadał
kolejne pytanie Harry. Sophie westchnęła.
- Nie wiem. – odpowiedziała.
- Mogę wam pomóc. – wyrwało się
Hermionie z ust. W jednym momencie zakryła je dłonią. Zaklęła pod nosem.
Właśnie się wydała.
- Kto tam jest? – zapytał Harry. Zdjęła
dłoń z buzi i wyszła ze swojej kryjówki, po czym oparła się o jedną z kabin.
- Co ty tu robisz Hermiono? – zdziwiła
się Sophie. Jednak jej twarz po chwili przybrała wściekły wyraz. – Co miałaś na
myśli mówiąc, że możesz nam pomóc?
- Mogę zdobyć hasło. – odpowiedziała
pewnie.
- Jak? – zdziwił się Ron.
- Zapytam. – powiedział tak, jakby to
była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- I myślisz, że powiedzą ci od tak? –
zakpiła blondynka.
- Przyjaciółka na pewno. – mówiła
spokojnie, ale w środku jej się gotowało. Ona ją broni przed Malfoy’em, dając
mu nauczkę, za którą dostała szlaban, a ta tak po prostu z niej kpi.
- Najpierw trzeba mieć tam przyjaciółkę
Hermiono. Oni nie przyjaźnią się ze … - zaczął Ron, ale przerwał, kiedy zdał
sobie sprawę, gdzie jego słowa zmierzają.
- No dalej, skończ. – warknęła, a łzy
pojawiły się w jej oczach. – Otóż są w tym domu takie osoby, jak moja przyjaciółka, które nie brzydzą się
przyjaźni ze Szlamami. – powiedziała, a słona płynęła obficie po jej
policzkach. Wbiegła z łazienki nie zwracając uwagi na to, że ją wołają. Nie
biegła do pokoju. Chciała teraz być sama. Wybrała Pokój Życzeń, bo wiedziała,
że nikt oprócz niej nie wie jeszcze o jego istnieniu.
Kiedy znalazła się pod wejściem pomyślała, że chce tam tylko duże lustro
i kanapę. Po chwili pojawiły się drzwi. Pchnęła je zdecydowanym ruchem i weszła
do środka. Było tak, jak chciała. Usiadła na kanapie i popatrzyła w lustro. Jej
twarz wyglądała tragicznie. Miała zaczerwienione od płaczu oczy i potargane od
biegu włosy.
- Dlaczego wszyscy zwracają uwagę na to,
że moja krew nie jest czysta? Dlaczego nikt nie chce dostrzec tego, że ja
naprawdę jestem dobrą czarownicą? Owszem dopiero zaczęłam się uczyć, ale
profesor McGonagall powiedziała, że to widać od razu. Dlaczego nikt nie chce
zobaczyć, jaka naprawdę jestem? – załakała, a łzy ponownie obficie zalewały jej
policzki. Naprawde chciała być postrzegana na równi z innymi. – Dlaczego wszyscy widzą we mnie tylko
Szlamę?
Nie wiedziała, ile już siedzi w Pokoju Życzeń, ale za oknami zaczęło już
świtać. Pomyślała, że może być najwyżej czwarta. Postanowiła jednak już się
zbierać. Musiała przecież zdążyć przed tym, jak jej koleżanki wstaną.
Przepłakała całą noc. Nie spała ani chwili.
Kiedy znalazła się pod Portretem Grubej Damy podała hasło. Weszła do
Pokoju Wspólnego i z przerażeniem odkryła, że nie jest on tak zupełnie pusty.
Siedzieli w nim Fred i George. Majstrowali coś chyba nad jakąś odznaką.
Domyśliła się, że to odznaka Percy’ego, który był w tym roku Prefektem
Naczelny. Próbowała przemknąć przez salon niepostrzeżenie. Myślała, że jej się
udało, ale kiedy otwierała drzwi do swojego dormitorium one skrzypnęły. Głowy
bliźniaków odwróciły się w jej stronę.
- Co tu robisz Hermiono? – zapytał Fred.
- Właśnie wróciłam. – odpowiedziała
szczerze i nie czekając na odpowiedź wparowała do pokoju. Wzięła mundurek i
weszła do łazienki. Po prysznicu przebrała się w ubrania i wróciła do
dormitorium. Włożyła różdżkę do specjalnego pokrowca przy pasku i założyła
szatę z herbem Gryffindor’u. Wzięła torbę z książkami i wyszła do salonu.
Pomyślała, że nie będzie siedzieć sama i popatrzy, co robią bliźniaki. Usiadła
na fotelu koło nich.
- Co wy tak właściwie robicie z tą
odznaką? – zapytała zdziwiona.
- Trochę ja ulepszamy. – zaśmiał się
George.
- Aha.
- Skąd wracasz? – zapytał Fred.
Wiedziała, że to pytanie w końcu padnie, ale nie podejrzewała, że tak wcześnie.
Nie zdążyła jeszcze znaleźć jakiejś wymówki.
- A czy to ważne? – zapytała unikając
odpowiedzi.
- Tak. Zważywszy na to, że płakałaś. –
powiedział George.
- Skąd wiesz? – zapytała przerażona.
- Masz jeszcze czerwone oczy. –
odpowiedział Fred. – Więc, jak?
- Oj nie ważne. – jęknęła. Bliźniacy
popatrzyli na nią zdziwieni, a potem na siebie. Widać było, że się nad czymś
zastanawiają. – Nie mówcie Sophie. – wypaliła przerażona.
-
Dlaczego? – zapytali równocześnie.
- Bo nie. – warknęła oznajmiając tym
samym koniec rozmowy, ponieważ w Pokoju Wspólnym pojawiła się Ginny.
- Cześć wam. – przywitała się
dziewczyna. – Co robicie z Odznaką Prefekta Naczelnego?
- Ulepszamy. – zaśmiali się bliźniacy.
Hermiona postanowiła, że nie będzie pytać przyjaciółki o powód jej wieczornej
nieobecności w dormitorium. Nie chciała przypomnieć chłopakom, że jej też nie
było.
- Idziemy na śniadanie? – zwróciła się
do Hermiony rudowłosa dziewczyna.
- Oczywiście. – odpowiedziała podnosząc
się z fotela.
Nadeszła pora na ostatnią dziś już lekcję. Transmutacja. Hermiona
postanowiła, że zapyta profesor McGonagall o Komnatę Tajemnic. Nie miała nic do
stracenia, a mogła dowiedzieć się o czym rozmawiali Sophie, Ron i Harry. Po
dzwonku wszyscy weszli do sali lekcyjnej i zajęli swoje miejsca. Hermiona
siedziała z Luną, a za nimi siedziały Ginny i Hanna Abbott, Puchonka. Po upływie,
może pięciu minut lekcji , panna Granger podniosła rękę pewna tego, co chce
zapytać.
- Tak, panno Garnger? Ma pani jakieś
pytanie? – dopuściła ją do głosu nauczycielka.
- Chciałam zapytać, czy wie pani coś
może o Komnacie Tajemnic? – nauczycielka niepewnie rozejrzała się po klasie,
ale kiedy zobaczyła zachęcające miny swoich uczniów wiedziała już, co zrobi.
- Widzę, że jest pani tak samo
ciekawska, jak pani siostra. – zaśmiała się na początek, po czym zaczęła swoją
historię. – Jak wszyscy oczywiście wiecie, Hogwart założyła, ponad tysiąc
lat temu , czwórka najpotężniejszych czarodziejów tamtych czasów. Godryk
Gryffindor, Helga Huffelpuf, Rowena Ravenclaw i Salazar Slytherin. Troje
zgadzało się ze sobą całkowicie, lecz jeden nie.
- Wiadomo kto. – zaśmiała się siedząca
koło Hermiony Luna.
- Salazar Slytherin chciał większej
selekcji uczniów przyjmowanych do Hogwartu. Uważał, że wiedza magiczna należy
się tylko dzieciom czarodziejów, czyli uczniom czystej krwi. Nie zdołał
przekonać reszty, więc postanowił opuścić szkołę. Istnieje legę da, która
głosi, że Slytherin zbodował w zamku ukrytą komnatę, znaną jako Komnata
Tajemnic. Niedługo ktoś miał otworzyć komnatę i uwolnić kryjącą się w niej
grozę, a tym samym przegonić ze szkoły wszystkich, którzy zdaniem Slytherina,
nie byli godni studiowania magii.
- Nas Mugoli? – odezwała się
gorzko Hermiona.
- Tak. Oczywiście przeszukiwano
szkołę nie raz, nie dwa, lecz komnaty nie znaleziono.
- A właściwie, co to za zgroza? Ta,
która kryje się w komnacie? – podsunęła kolejne pytanie Ginny.
- W komnacie znajduję się coś, nad
czym tylko Dziedzic Slytherina umie zapanować. Według legendy jest to dom
potwora.* – na te słowa po klasie przeszedł pomruk strachu.
Dni mijały, aż wreszcie nadeszła upragniona przez pannę Granger
niedziela. Już za godzinę miały spotkać się we cztery na Wierzy Astronomicznej.
Luna i Ginny cały czas próbowały wyciągnąć od przyjaciółki, gdzie idą. Ta
jednak milczała i mówiła, że to ma być niespodzianka. Nadeszła godzina wpół do
dwudziestej. Dziewczęta ubrane w dresy, luźne koszulki i trampki z różdżkami
włożonymi do torby, którą miała Miona i wyszły z dormitorium Luny. Powędrowały
szybko do schodów Wierzy Astronomicznej.
- Ja pierwsza. – powiedziała Hermiona i
pewnie podążyła w górę schodów. Jej koleżanki, ale już mniej chętnie szły za
nią. Pansy czekała na nie. Siedziała na jednym z wielkich okien i patrzyła na
niebo. Luna i Ginny, kiedy tylko ją zobaczyły zaczęła patrzeć to na siebie, to
na dziewczyny ze zdziwionymi minami.
- Cześć Pansy. – powiedziała wesoło
Hermiona i podeszła do czarnowłosej dziewczyny, która właśnie zeskoczyła z
parapetu. Przytuliły się na przywitanie. Parkinson nie pewnie popatrzyła na
drugą Gryffonkę i Krukonkę.
- Co ona tu robi? – zapytała zdziwiona
rudowłosa.
- Dziewczyny, rozmawiałam ostatnio z
Pansy. Ona nie jest dumna z tego, że jest Ślizgonką. Ona chce się z nami
zaprzyjaźnić. – stanęła w obronie czarnowłosej Hermiona.
- A skąd wiesz, że to nie jest jakiś
podstęp? – rzuciła podejrzeniem Luna. Hermiona westchnęła.
- Bo jej ufam. – wtedy blondynka
podeszła do smutnej dziewczyny i przytuliła ją z całej siły. Za nią poszła
Ginny i zrobiła to samo.
- Więc witaj w naszym gronie. –
uśmiechnęła się Hermiona.
Po krótkiej rozmowie Luna zadała
pytanie, na które wszystkie czekały.
- A co myślicie o tej całej Komnacie
tajemnic?
- Już nie wiem, co mam o tym wszystkim
myśleć. – szepnęła Ginny, która tak naprawdę nie wiedziała, co się z nią
działo.
- Wczoraj w nocy musiałam się przejść.
Nie wiem dlaczego, ale przechodziłam pod Łazienką Jęczącej Marty. Usłyszałam
trzy głosy, w których rozpoznałam Złotą trójkę, więc prowadzona ciekawością
weszłam do niej. Ważyli eliksir. Sophie powiedziała, że to Eliksir Wielosokowy.
Chcą się dowiedzieć, czy to Malfoy jest tym Dziedzicem Slytherina.
- Ale po co im eliksir? – zdziwiła się
Pansy.
- Żeby zmienić się w ciebie Crabbe’a i
Goyle’a. Nie mają tylko hasła.
- Mogę ci podać.
- Zaproponowałam im to, ale … - nie
dokończyła, tylko spuściła głowę.
- Co się stało? – zapytała zdziwiona
Ginny.
- Nie ważne. – powiedziała pewnie. –
Muszę wam coś pokazać. – dodała wstając.
- Hermiono, ale nie wydaje ci się, co
pomyślą inni, jak mnie z wami zobaczą. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko
wyjęła z torby z różdżkami Pelerynę Niewidkę**.
- Mam nadzieję, że Harry się na mnie za
to nie obrazi. – zażartowała. Szły przez korytarz wesoło gawędząc. Pansy szła
pod peleryną. Kiedy doszły na siódme piętro tam, gzie jest wejście do Pokoju
Życzeń, Hermiona rozejrzała się, czy nikt nie przechodzi. Pomyślała o tym, co
zastała w pokoju za pierwszym razem. Drzwi do niego zaraz się pokazały.
Otworzyła je jednym pchnięciem. Jej przyjaciółki rozglądały się z
niedowierzaniem.
- To teraz mamy się już gdzie spotykać.
– zaśmiała się widząc ich miny.
- Jak to odkryłaś? – zapytała Luna.
- Wściekałam się na szlaban i pomyślałam
o tym, gdzie możemy się widywać. Za mną pokazały się drzwi, więc przez nie
przeszłam. I o to jest.
- Hermiono, jesteś genialna. –zaśmiała
się Ginny.
Rozeszły się do siebie około godziny pierwszej. Nie chciały się jeszcze
rozstawać, ale wiedziały, że jeżeli tego nie zrobią jutro nie wstaną. Miona,
korzystając z tego, że Harry po feralnym meczu Quidicha leży w Skrzydle
Szpitalnym, odłożyła pelerynę.
Oczywiście rano żadna nie chciała zwlec się z łóżka. Na śniadaniu
wyglądały tak, jakby całe życie z nich uleciało. Jednak nie Pansy. Ona cały
czas tuliła się do Malfoy’a. Hermiona
zaśmiała się widząc, jak bardzo dobrą aktorką jest jej przyjaciółka. Po
śniadaniu powędrowały na pierwszą lekcję. Obrona Przed Czarną Magią. Nie lubiła
tego przedmiotu. Nauczyciel, Gilderoy Lockhart, wydawał się pannie Granger
wyjątkowo narcystyczny.
Dni zamieniały się w miesiące. Nadeszła pora ferii świątecznych. Miona
postanowiła zostać w Hogwarcie. Nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała go
opuszczać. Wszyscy wręcz z niej uciekali. Bali się tego, co się działo. A
mianowicie spetryfikowanych było coraz więcej. Pierwszym była Pani Noris, kotka
Filcha. Odkryto ją przy pierwszej groźbie. Drugi był Ernie Macmillan. Chciał
sfotografować bestię. Za trzecim razem padło na Prawie Bezgłowego Nick’a i
Justina’a Finch - Fletchley’a . Rozmawiali oni na korytarzu, kiedy zjawiła się
tajemnicza bestia. Dziewczyna zastanawiała się, kto będzie następny, bo
wiedziała, że na pewno będzie. Nie miała jednak pojęcia, jak ją to zaboli.
Wszystko, co dobre musi się skończyć. Tak było i z przerwą świąteczną.
Ferie się skończyły, uczniowie wrócili do szkoły. Zaczęły się lekcje.
Po lekcjach, jak zawsze zresztą, odrabiała pracę domową, żeby mieć jak
najwięcej czasu wolnego. Męczyła się właśnie nad zadaniem na Transmutację,
kiedy do Pokoju Wspólnego weszła profesor McGonagall. Pomyślała, że chciała
zobaczyć, jak z porządkiem. Jakie było jej zdziwienie, kiedy podeszła do niej.
- Panno Granger proszę, żeby poszła pani
ze mną. – rzuciła zdziwione spojrzenie Ginny siedzącej naprzeciwko i wstała.
Profesorka prowadziła ją wprost do skrzydła szpitalnego. Bała się tego, co
mogła tam zobaczyć. Słusznie, jak się później z resztą okazało.
Kobieta, za którą szła otworzyła drzwi i nakazała Hermionie wejść za
nią. Zaprowadziła ją do jednego z łóżek. Leżała na nim … Sophie. Była z
kamienia. Dziewczynce łzy stanęły w oczach. Popatrzyła błagalnym i równocześnie
zdziwionym spojrzeniem na opiekunkę jej domu. Kobieta obdarzyła ją
współczującym spojrzeniem, po czym nie mówiąc nic wyszła ze Skrzydła
Szpitalnego. Załamana Miona usiadła na krzesełku obok łóżka z leżąca na nim
Sophie.
- Dlaczego to musisz być akurat ty? –
szepnęła. Poczuła, jak ktoś przytula się do niej od tyłu. Odwróciła się i
zobaczyła Harry’ego. Bez wahania wstała i przytuliła się do niego z całej siły.
- Wszystko będzie dobrze Hermiona.
Zobaczysz. Wyleczą ją. Na pewno. – chłopak szeptał jej słowa pocieszenia we
włosy. Tak bardzo chciała w nie wierzyć.
Po upływie pół godziny Harry i Ron zaprowadzili zapłakaną Hermionę do
Pokoju Wspólnego Gryffindor’u. Kiedy tylko Gruba Dama otworzyła im przejście
wszyscy obrzucili ich zdziwionymi spojrzeniami. Panna Granger nie czekając na
nic pobiegła do swojego dormitorium, gdzie siedziała Ginny i rzuciła się na
poduszkę. Jej ruda przyjaciółka nie pytając o nic po prostu usiadła koło niej
na jej łóżku i przytuliła ją. Usłyszała jeszcze, jak do pokoju ktoś wpada. Była
to Luna, która dowiedziała się od pana Filius’a Flitwick’a, opiekuna swojego
domu.
- Ona jest spetryfikowana.
- Wyleczą ją. – pocieszała swoją
przyjaciółkę Luna, która stała przy drzwiach. Miała nikogo nie wpuszczać.
Wieczorem, kiedy Luna chciała już wracać do swojego dormitorium wyszły
do Pokoju Wspólnego. Zauważyły, że Harry i Ron gdzieś wychodzą.
- Idziemy za nimi? – spytała Ginny.
- Wyślijcie sowę do Pansy. Niech
przyjdzie pod Dom Hagrida. – powiedziała Miona.
- Skąd wiesz, że tam idą? – zapytała
Luna.
- Przeczucie.
Tym razem przeczucie Hermiony się spełniło. Właśnie stały we czwórkę
zaglądając przez okno domku gajowego. Słyszały wszystko, co mówił i nie
podobało im się to za bardzo. W pewnym momencie zobaczyły, jak do środka
wchodzi dyrektor i sam Minister Magii. Jak się okazało przyszedł on po Hagrida,
którego ma zamiar zabrać do Azkabanu. Dziewczęta nie mogły w to uwierzyć.
Jednak, kiedy do środka wszedł Lucjusz Malfoy i powiedział, że odwołują
profesora Dumbledor’a były wręcz załamane.
- Jeżeli ktoś chce się czegokolwiek
dowiedzieć, niech podąża za pająkami. – usłyszały na koniec gruby głos Hagrida.
Zobaczyły, że chłopcy zakładają na siebie Pelerynę Niewidkę i prawdopodobnie
wychodzą.
- Dziewczyny tak, jak powiedział Hagrid.
Za pająkami. – poinstruowała Pansy. Tak też zrobiły. Z różdżkami w rękach
powędrowały za robactwem, jak je nazwała Ginny. W pewnym momencie Hermiona
stanęła w miejscu. Koleżanki spojrzały na nią zdezorientowane.
- Coś się stało? – zapytała Luna.
- Nie możemy od tak sobie wejść do
Zakazanego Lasu. Chłopaki mają pelerynę. Umie któraś może rzucić Zaklęcie
Kamelona?***
-Ja umiem. – odpowiedziała nieśmiało
Pansy. Hermiona machnęła głowa na znak, żeby zaczynała. Ślizgonka uniosła
różdżkę i wycelowała nią najpierw w siebie.
- Kameleus. – szepnęła. Po chwili nie
było jej już widać. Następna „zniknęła” Hermiona, później Luna, a na samym
końcu Ginny.
- A skąd będziemy wiedzieć, gdzie która
jest? – zapytała panna Weasley.
- Może wystarczy, że będziemy cały czas
rozmawiać i każda będzie podążać za głosem mówiącej? – zaproponowała Luna.
- To całkiem niezły pomysł. – przyznała
Pansy.
- Więc, po co ci Zaklęcie Kameleona? –
pierwsze pytanie zadała Ginny, kiedy już ruszyły.
- Jak za pewne wiecie, w Slytherin’ ie
jest wiele mocno zakrapianych imprez. Wstęp na nie mają tylko Szósto i Siódmi
roczni. Nie o wszystkich wie Snape, więc nie zawsze dostają Eliksir na Kaca i
Eliksir Energii. Wtedy my, uczniowie z młodszych lat, używając Zaklęcia Kameleona
wychodzimy do miasteczka i kupujemy eliksiry. – odpowiedziała czarnowłosa.
- Ale to nie jest aby nie fair, że
odwalacie za nich czarną robotę? – oburzyła się Ginny.
- Witam w świecie Slytherin’ u. –
zaśmiała się dziewczyna.
- Wasz świat jest przerażający. –
stwierdziła Hermiona.
- Jest inny. Chociaż przyznaję, że
czasami chciałabym stamtąd uciec.
- Nie dziwię ci się. – powiedziała Luna,
na co wszystkie się zaśmiały. Jednak
uśmiechy szybko zeszły im z twarzy.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedziała
panna Granger. Stały właśnie w miejscu, gdzie pająki wchodziły do czegoś, co
przypominało jaskinię. Wszędzie było pełno pajęczyny, która lepiła się do
wszystkiego. Dziewczęta niepewnie weszły do środka. Na końcu znalazły Harry ‘
ego i Ron ‘a rozmawiających z jakimś wielkim, obślizgłym, włochatym potworem.
Rozpoznały w nim pająka. Domyśliły się, że jest on z nich wszystkich
najważniejszy.
- Powiesz nam, co to za bestia, która
jest w szkole? – usłyszały pytanie Harry ‘ego.
- Nie mówi się o tym tutaj! My, pająki,
boimy się tego najbardziej na świecie! – widać było, że kiedy bestia o tym mówi
jest przerażona.
- Dobrze, więc my już sobie stąd
pójdziemy. – powiedział Harry, odwrócił się i już chciał iść, kiedy pająk go
zatrzymał.
- O nie, nigdzie nie pójdziecie. Nie
mogę odmówić moim dzieciom ludzkiego, świeżego mięsa, kiedy samo tak chętnie do
nas przyszło. Miło mi było was poznać, przyjaciele Hagrida. – zarówno
dziewczyny, jak i chłopcy bili w tym momencie przerażeni. Hermiona i
przyjaciółki widziały, że Ron i Harry są przerażeni. Ten drugi próbował się
bronić, ale brat Ginny panikował i nie był w stanie nic zrobić.
- Dziewczyny, musimy im pomóc. –
powiedziała Pansy.
- Ale jak?! – krzyknęła pe zrażona Luna.
- Na trzy cztery wszystkie krzyczymy
Arania Exumei ! – poinstruowała Ginny.
- Arania Exumei! – zrobiły tak, jak
kazała rudowłosa. Niektóre pająki zaczęły uciekać, ale niektóre nie. Usłyszały
dźwięk silnika i jak na komendę odwróciły się.
- To samochód taty! – krzyknęła panna
Weasley.
- Chłopaki w niego wsiądą, a my wiejemy!
– rozkazała panna Granger. Tak też zrobiły i już po chwili wybiegały z
Zakazanego Lasu na Błonia. W następnym momencie Pansy zdejmowała z nich
zaklęcie.
- Nie za wiele się dowiedziałyśmy. –
pierwsza odezwała się Luna.
- Nie prawda. Wiemy, że potwora pająki
boją się najbardziej na świecie, a to dosyć dużo. – zaprzeczyła Hermiona. –
Muszę iść na chwilę do Sophie. – dodała po chwili namysłu.
- A gdzie ona jest? – zapytała Pansy.
- To ty jeszcze nie wiesz? – zdziwiła
się Luna.
- Nie. – odpowiedziała zdezorientowana
Ślizgonka.
- Sophie została spetryfikowana. –
odpowiedziała spokojnie Miona. Czarnowłosa opatrzyła na nia współczująco, ale
nie kontynuowała tematu.
- Skąd wiesz, że znajdziesz coś przy
niej? – zapytała Ginny, dla zmiany tematu.
- Pamiętasz, gdzie ją znaleźli? W
Bibliotece. Coś czuję, że ona wiedziała już wcześniej. – odpowiedziała
kasztanowłosa.
- No dobrze, ale jutro, bo dziś jest już za późno, a chyba nie chcesz dostać
następnego szlabanu. – zauważyła Pansy.
Następnego dnia była sobota. Dziewczęta wstały z samego rana. Hermiona,
Luna i Ginny od razu poszły do Sophie. Młodsza panna Granger usiadła na krześle
obok łóżka i zaczęła oglądać siostrę z każdej strony.
- Hermiono, to na nic. Tu nic nie ma. –
powiedziała Ginny po jakimś czasie.
- Ja wiem, że coś tu na pewno jest. –
zbuntowała się Miona.
- Wiedziałam, że was tu znajdę. –
usłyszały głos.
- Czego tu chcesz? – zapytała oschle
Ginny myśląc, że Pansy z kimś tu przyszła.
- Spokojnie jestem sama. – odpowiedziała
uspokajająco dziewczyna. – Znalazła coś? – dodała patrząc na Hermionę.
- Nie, bo tu nic nie ma. – odpowiedziała
zrezygnowana Luna.
- Jest !!! – krzyknęła w pewnym momencie
kasztanowłosa. – To kawałek jakiegoś artykułu o pająkach! – dodała, kiedy
zobaczyła, co trzyma w ręce.
- Idziemy do Harry ‘ego i Rona? –
zapytała Luna.
- Tak, oni wiedzą więcej, niż my. Musimy
im to pokazać. – odpowiedziała stanowczo Gryffonka.
- Auuu … - dało się słyszeć przy
drzwiach. Zdezorientowane dziewczyny popatrzyły w tym kierunku.
- Spokojnie panie Malfoy. Nic się panu
tak naprawdę nie stało. – powiedziała pani Pomfrey. Dziewczęta popatrzyły na
Pansy z przerażeniem w oczach. Jedynie trzeźwo myśląca Hermiona wyjęła różdżkę
i wycelowała nią w Śligonkę, po czym szepnęła zaklęcie.
- Kameleus.
- Wiem. Przyszedłem tylko popatrzeć, czy
to prawda, że Szlama Granger jest z kamienia. – powiedział, a jego słowa wręcz
ociekały jadem. Za chwilę można było zobaczyć jego platynowłosą głowę, która
wyłoniła się zza parawanu. – O widzę, że druga Szlama Granger też tu jest. –
zakpił.
- Natychmiast stąd wyjdź, albo znowu cię
czymś przeklnę. – warknęła Miona, a z jej różdżki poleciały iskry. Draco w
momencie zabrał głowę. Dziewczynka wiedziała jednak, że ma nie małą satysfakcję
z tego, co zobaczył.
- Harry, musisz coś zobaczyć! –
krzyknęła panna Granger wbiegając do Pokoju Wspólnego Gryffindor ‘u. Ona i jej
przyjaciółki wraz z Pansy, która cały czas była pod wpływem Zaklęcia Kameleona
przyszły tu zaraz po tym, jak wyszły ze Skrzydła Szpitalnego. Postanowiły nie
czekać z tym, co znalazły. – Sophie wiedziała już, kto jest tym potworem. –
dodała widząc zdziwione spojrzenie Potter ‘ a siedzącego przed kominkiem.
- Pokaż to. – powiedział, jakby
ożywiony. Podała mu kawałek artykułu, który wcześniej wyjęła z dłoni swojej
siostry. Wybraniec czytał go z uwagą, a na jego czole co chwilę pojawiały się zmarszczki
zdziwienia. W pewnym momencie podniósł głowę.
- Wiem. – oznajmił i już go nie było.
Dzień mijał dość spokojnie. Ślizgonka „pokazała się”, kiedy tylko wyszły
z Pokoju Wspólnego Gryffindor ‘u. Dziewczęta spędziły cały dzień w najdalszej
części Błoni tak, żeby nikt ich nie zobaczył. Ginny wróciła do Zamku koło
godziny osiemnastej twierdząc, że musi coś zrobić. Hermiona, Luna i Pansy natomiast
zebrały się, kiedy było już grubo po dwudziestej drugiej. Właśnie miały rozstać
się przy wejściu do Lochów, kiedy usłyszały zamieszanie na pierwszym piętrze.
Bezzwłocznie udały się w miejsce, z którego pochodził hałas. Byli to
nauczyciele i pielęgniarka. Schowały się za ścianą tak, aby wszystko słyszeć. Naprzeciwko
dostrzegły Harry ‘ego i Ran ‘a.
- Potwór porwał uczennicę. – powiedziała
w pewnym momencie profesor McGonagall. – Odeślijmy uczniów. W Hogwarcie nie
jest już bezpiecznie. – dodała wyraźnie załamana.
- Przysnąłem. Co straciłem? – zapytał Lockhart,
który ni z tego ni z owego pojawił się na środku całego zamieszania.
- Potwór właśnie porwała uczennicę. –
wysyczał Snape. – Może wreszcie pokażesz nam, że to co piszesz to nie kłamstwo
i wykażesz się swoimi umiejętnościami. Twierdziłeś, że wiesz, gdzie jest
Komnata Tajemnic. Nic, więc nie stoi na przeszkodzie. – powiedział z kpiącym
uśmieszkiem.
- Tak, oczywiście. Chcę się tylko
przygotować. – odpowiedział nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, po czym
odwrócił się na pięcie i zniknął w korytarzu, z którego przszedł.
- Kogo tak właściwie porwano? –
dopytywała Pani Pomrey. Opiekunka Gryffindor ‘ u zawachała się przez chwilę, po
czym odpowiedziała niepewnie.
- Ginny Weasley.
Nauczyciele rozeszli się, a trójka dziewcząt i dwoje chłopców podeszli
do ściany. Byli przerażeni.
- Jej szkielet pozostanie w komnacie na
wieki. – przeczytał na głos Harry. – Musimy pwiedzieć to, co wiemy Lockhart ‘owi.
To kretyn, ale na pewno spróbuje. – dodał.
- Ginny. – szepnął zdruzgotany Ron.
- Dziewczyny wy idźcie do swoich Dormitor
… - nie skończył, ponieważ popatrzył w kierunku trzech z czterech przyjaciółek.
– Co tu robi Ślizgonka ?! – chciał krzyknąć, ale wiedział, że mógłby tym zwabić
nauczyciela lub Filch ‘a. Pansy spuściła
zawstydzona głowę.
- Pomaga. – warknęła Hermiona.
- To o niej wtedy mówiłaś. – domyślił się
Potter.
- Tak, ale to teraz nie ważne. Trzeba
ratować Ginny. – warknęła Hermiona.
- Masz rację. My z Ron ‘em idziemy do
nauczyciela, a wy do Dormitoriów. – powiedział i nie czekając na odpowiedź
odwrócił się na pięcie ciągnąc za sobą załamanego rudzielca, a po chwili
zniknęli za . Miona wyglądała, jak wulkan, który ma za chwilę wybuchnąć. Sam sobie idź do Dormitorium! Kretyn! –
pomyślała.
- Jak widzę nie zamierzasz zostać bierna
dzisiejszej akcji. – stwierdziła Pansy.
- Ani mi się śni. – wysyczała. – Idziemy
do Łazienki Jęczącej Marty, ale wcześniej się zamaskujemy. – Ślizgonka nie
czekając na dalsze instrukcje po prostu rzuciła na siebie i przyjaciółki
Zaklęcie Kameleona. Po czym ruszyły we wspomniane wcześniej przez Hermionę
miejsce.
- Dlaczego akurat tam? – zapytała zaciekawiona
Luna.
- Nigdy nie zastanawiało was, jak ona
zginęła? Bo mnie bardzo i coś mi się wydaje, że ma to związek z tą pieprzoną
Komnatą Tajemnic. – złość dalej nie opuszczała Gryffonki. Nie dość, że moja najlepsza przyjaciółka została porwana, to jeszcze
jakiś pajac będzie mi mówił, co mam robić! Jego niedoczekanie! – takie i
inne myśli nie opuszczały jej, aż do momentu, kiedy doszły na miejsce. Usłyszały
pojękiwania Marty. Weszły do środka. W drodze postanowiły, że nie będą ujawniać
swojej obecności. Poczekają, aż Harry się czegoś dowie. Wejdą za nim do Komnaty
Tajemnic i pomogą czy tego chce, czy nie.
Po piętnastu minutach do łazienki weszli chłopcy, ale coś było nie tak.
Prowadzili nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią z wymierzonymi w niego
różdżkami. Pomyślały, że zapytają później.
- Marto, jak zginęłaś. – zapytał Harry.
- To było przerażające. Płakałam i w
pewnym momencie usłyszałam, jak ktoś wchodzi do łazienki. Chciałam go stąd wyrzucić,
więc się odwróciłam. Zobaczyłam dwie, wielkie, obślizgłe gały i umarłam. –
powiedziała po czym schowała się w jednym z klozetów. Potter obszedł dookoła
wszystkie umywalki i zatrzymał się przy jednej. Później powiedział coś po
wężowemu, ponieważ poprosił go o to Ron. Umywalki rozjechały się i ukazało im
się wejście.
__________________________
__________________________
* Cytat zfilmu "Harry Potter i Komnata Tajemnic." (Przepraszam, że nie posłużyłam się książką, ale obecnie nie mam do nie dostępu)
**Peleryna-niewidka – magiczny płaszcz, umożliwiający znikanie osoby, która się nią okryje.
Jedyną peleryną, która przez lata zachowała własności i czyniła
właściciela całkowicie niewidzialnym, jest płaszcz Ignotusa Peverella,
jedno z trzech Insygniów Śmierci.
*** Zaklęcie Kamelona - zaklęcie maskujące. Jego działanie jest
opisane, jakoby osoba zakamelonowana przybierała (podobnie jak kameleon)
wygląd otoczenia. Zakamelonowanie jest nieprzyjemne, osoba czuje jakby rozbito jej na głowie jajko. Odkameleonowanie daje uczucie spływania po głowie gorącej wody. Alastor Moody użył tego zaklęcia na Harry'm , aby bezpiecznie przenieść go na Grimmauld Place 12 w "Harry Potter i Zakon Feniksa"
fajne, kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńNie man pojęcia. Pewnie,jak się po imprezie pozbieram ;)
OdpowiedzUsuńcudny rozdzial!
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent do pisania!
Notka bardzo wciaga! <3
Podoba mi sie, to jak wprowadzasz dziewczyny do akcji z ksiazek <3
Co tu duzo mowic *.*
Masz talent i nie zmarnuj go!
Lece czytac dalej! <3
Pozdrawiam <3
Dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com