czwartek, 11 lipca 2013

ROK PIERWSZY CZ. II



Na samym początku przepraszam za tak długą nieobecność. Wiem, że są wakacje i notki powinny pojawiać się częściej, a nie rzadziej. Na moje usprawiedliwienie chciałam tylko powiedzieć, że mój plan dnia wygląda następująco: wstać o dziewiątej, ubrać się, wyjść na pole, wrócić o jedenastej, bo później mi nie wolno. Siłą rzeczy widać, że tak na prawdę nie mam kiedy czegokolwiek napisać. Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. We wtorek mam imprezę, a ja nie jestem "grzeczną dziewczynka", więc na następny dzień pewnie nie wstanę, bo nie będę miała siły, wiadomo dlaczego, więc na pewno pisanie następnej notki jeszcze bardziej się przedłuży. :)
Nie przeszkadzam już i życzę miłego czytania. Przepraszam za błędy
Cave :).
__________________



- Chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić, ale to niemożliwe. Nie chcę się narazić Slytherin’owi, bo mam tu spędzić siedem lat, ale bardziej boję się o ciebie, bo nie miałabyś z nimi życia. – przerwała po jakimś czasie ciszę Pansy.
- Masz rację. – przyznała Hermiona. – Jednak możemy to zrobić tak, aby oni się o tym nie dowiedzieli. – dodała.
- Ale jak to? – spytała zdziwiona Ślizgonka.
- A tak, że zawsze możemy spotykać się dwie, trzy godziny przed patrolem, na przykład na Wierzy Astronomicznej. – zaproponowała.
- To całkiem niezły pomysł. – przyznała czarnowłosa. – Kiedy kończy ci się szlaban?
- W sobotę jest ostatni dzień, kiedy muszę sprzątać te głupie korytarze. – odparła Hermiona.
- To może w niedzielę spotkamy się po raz pierwszy na Wierzy Astronomicznej tak, jak powiedziałaś? O dwudziestej na przykład?  – wymyśliła. – Ale teraz już muszę iść, bo zaczną mnie szukać. – dodała podnosząc się z posadzki.
- Zgadzam się. – odparła Gryffonka. – A teraz do zobaczenia w niedzielę.
- Aha. I przepraszam cię za każdą przykrość z mojej strony. – dodała Pansy, kiedy były już przy drzwiach, po czym przytuliły się do siebie na pożegnanie i wyszły z łazienki. Nie wiedziały jednak, że ktoś lub coś słyszało ich całą rozmowę.
      Gryffonka poszła w swoją stronę, a Ślizgonka w swoją. Panna Granger musiała skończyć myć korytarze. Przez ten cały czas myślała, jak to teraz będzie. Cieszyła się, że będzie miała nową przyjaciółkę. Bała się tylko o jedno. Wiedziała, że nie mogły cały czas spotykać się w jednym miejscu.
       Właśnie kończyła myć korytarz na siódmym piętrze. Cały czas myślała, gdzie mogłyby się jeszcze widywać. Błonia, ale tylko wtedy, kiedy będzie już całkiem ciemno. Pokój Wspólny Gryffindor’u czy Slytherin’u również nie wchodzi w grę z wiadomych przyczyn. U Krukonów również nie miały raczej czego szukać, ponieważ ci, nawet przez przypadek czy po prostu ze zwykłej złośliwości, mogliby powiedzieć Lwom lub Wężom.
    W pewnym momencie usłyszała za swoimi plecami skrzypnięcie. Wyjęła różdżkę, gotowa do obrony i po woli się odwróciła. To, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Drzwi do Pokoju Życzeń! Owszem, czytała o nim w jakiejś książce. Było w niej dosyć niewiele na ten temat. Wie, że otwierają się wtedy, kiedy ktoś naprawdę tego potrzebuje. Ona bardzo potrzebowała! Rozejrzała się, czy przypadkiem nikt nie przechodzi. Po chwili wahania schowała różdżkę, podeszła do drzwi i otworzyła je jednym, mocnym pchnięciem.
  Po wejściu do środka pierwszym, co rzuciło jej się w oczy był kominek, w którym wesoło płonął ogień oraz ustawione przed nim fotele. Dokładnie cztery, czyli tyle, ile potrzebowała. No tak, Pokój Życzeń zawsze dostosowuje się do potrzeb. Uśmiechnęła się do siebie szeroko, po czym rzuciła się na jedno z siedzeń. Było tak samo wygodne, jak te w jej Pokoju Wspólnym. Postanowiła, że od razu pójdzie do przyjaciółek. Ale … Jęknęła niezadowolona. Jej zapał od razu zmalał. Musi skończyć szlaban.
      Wyszła z Pokoju Życzeń i wzięła mop do ręki. Jeszcze tylko jedno piętro. -  pocieszała się w myślach. A co do jej odkrycia. Jak na razie będzie to jej słodka tajemnica. Jej, Luny, Ginny i Pansy.
     Właśnie weszła do Pokoju Wspólnego Gryffindor’u i z impetem rzuciła się na kanapę, gdzie siedziała Sophie. Byli tam również Fred, George, Harry i Ron.
- Nie mam siły. – jęknęła w ozdobną poduszkę, na której miała położoną głowę.
- Wyglądasz, jak jedno wielkie nieszczęście. – zaśmiał się Harry.
- I tak samo śmierdzisz. – powiedziała Sophie, teatralnie łapiąc się dwoma palcami za nos. Wszyscy zgromadzeni przed kominkiem parsknęli śmiechem. – Złaź ze mnie. – dodała, usiłując zdjąć nogi Hermiony, kiedy ta bezceremonialnie położyła je jej na kolanach.
- Idę się umyć, a potem spać. – oznajmiła Hermiona.
- Jakoś ci się nie spieszy. – zaśmiał się Fred, kiedy dziewczynka się nie podnosiła.
- Bo mi się nie chce. – jęknęła.
- Właśnie widać. – powiedział George, kiedy młodsza panna Granger po jakże wielkim wysiłku wreszcie stanęła na nogach.
- Niech ten szlaban wreszcie się skończy. – powiedziała wchodząc po schodach.
- Nie trzeba było rzucać na Malfoy’a tego zaklęcia. – mruknęła Sophie, a lokowata zmroziła ją spojrzeniem.
- Możesz być pewna, że to nie ostatni raz. – warknęła, po czym z całej siły trzasnęła drzwiami do swojego dormitorium, czym przestraszyła swoje współlokatorki. – Nic nie mówcie. – zagroziła i zniknęła w łazience.
     Po długiej odświeżającej kąpieli od razu położyła się do łóżka. Zupełnie zapomniała, co miała powiedzieć Ginny. Dziewczyny jednak nie było. Zdziwiła się, ponieważ zegar pokazywał już sporo po dziesiątej. Pomyślała, że jej przyjaciółka zaraz wróci. Kiedy po piętnastu minutach tak się nie stało jej ciekawość zwyciężyła. Założyła kapcie, ubrała bluzę, wzięła swój magiczny patyczek i tak, żeby nikogo nie obudzić, wyszła na korytarz. Musiała pamiętać, że Prefekci Naczelni cały czas patrolują korytarze Hogwart’u.
- Lumos. – szepnęła. W tym momencie żałowała, że nie umie rzucać zaklęcia Kameleona. W żaden sposób jej nie wychodziło.
     Nogi poprowadziły ją pod Łazienkę Jęczącej Marty. Nie wiedziała dlaczego akurat to miejsce wybrała jej podświadomość. Gdy podeszła bliżej usłyszała trzy głosy. Była pewna, że należą one do Sophie, Harry’ego i Ron’a.
- Nox. – szepnęła i nie myśląc zbyt wiele weszła do łazienki, aby podsłuchać rozmowę trójki przyjaciół.
- Po co właściwie robimy ten eliksir? – spytał Harry.
- Bo musimy się dowiedzieć, czy to Malfoy aby nie jest dziedzicem Slytherin’a. – odpowiedziała cierpliwym tonem Sophie dodając coś do kociołka.
- A po co nam ta wiedza? – tym razem pytanie zadał Ron. Usłyszała, jak jej siostra wzdycha. Najwyraźniej nie były to pierwsze pytania.
- Ponieważ im szybciej znajdziemy Dzidzica tym szybciej dowiemy się, gdzie jest Komnata tajemnic. – wytłumaczyła najprościej, jak się dało.
- I do czego będzie nam potrzebny ten cały dziedzic? – zdziwił się Harry.
- Będziemy go śledzić i dowiemy się gdzie do niej wchodzi. – odparła.
- A tak właściwie, to co to za eliksir? – padło z ust Ron’a.
- To Eliksir Wielosokowy. – westchnęła. – Wyprzedzając wasze następne pytanie. Wy zamienicie się w goryli Malfoy’a, a ja w Mopsicę. – dodała, kiedy zauważyła, że już otwierają usta, żeby zadać kolejne pytanie. Hermiona zacisnęła pięści i zęby, kiedy usłyszała wredny pseudonim Pansy. – Jest tylko jeden problem.
- Jaki? – zapytali równocześnie chłopcy.
- Nie znamy hasła do Pokoju Wspólnego Slytherin’u.
- To, jak go zdobędziemy? – zadał kolejne pytanie Harry. Sophie westchnęła.
- Nie wiem. – odpowiedziała.
- Mogę wam pomóc. – wyrwało się Hermionie z ust. W jednym momencie zakryła je dłonią. Zaklęła pod nosem. Właśnie się wydała.
- Kto tam jest? – zapytał Harry. Zdjęła dłoń z buzi i wyszła ze swojej kryjówki, po czym oparła się o jedną z kabin.
- Co ty tu robisz Hermiono? – zdziwiła się Sophie. Jednak jej twarz po chwili przybrała wściekły wyraz. – Co miałaś na myśli mówiąc, że możesz nam pomóc?
- Mogę zdobyć hasło. – odpowiedziała pewnie.
- Jak? – zdziwił się Ron.
- Zapytam. – powiedział tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- I myślisz, że powiedzą ci od tak? – zakpiła blondynka.
- Przyjaciółka na pewno. – mówiła spokojnie, ale w środku jej się gotowało. Ona ją broni przed Malfoy’em, dając mu nauczkę, za którą dostała szlaban, a ta tak po prostu z niej kpi.
- Najpierw trzeba mieć tam przyjaciółkę Hermiono. Oni nie przyjaźnią się ze … - zaczął Ron, ale przerwał, kiedy zdał sobie sprawę, gdzie jego słowa zmierzają.
- No dalej, skończ. – warknęła, a łzy pojawiły się w jej oczach. – Otóż są w tym domu takie osoby, jak moja przyjaciółka, które nie brzydzą się przyjaźni ze Szlamami. – powiedziała, a słona płynęła obficie po jej policzkach. Wbiegła z łazienki nie zwracając uwagi na to, że ją wołają. Nie biegła do pokoju. Chciała teraz być sama. Wybrała Pokój Życzeń, bo wiedziała, że nikt oprócz niej nie wie jeszcze o jego istnieniu.
    Kiedy znalazła się pod wejściem pomyślała, że chce tam tylko duże lustro i kanapę. Po chwili pojawiły się drzwi. Pchnęła je zdecydowanym ruchem i weszła do środka. Było tak, jak chciała. Usiadła na kanapie i popatrzyła w lustro. Jej twarz wyglądała tragicznie. Miała zaczerwienione od płaczu oczy i potargane od biegu włosy.
- Dlaczego wszyscy zwracają uwagę na to, że moja krew nie jest czysta? Dlaczego nikt nie chce dostrzec tego, że ja naprawdę jestem dobrą czarownicą? Owszem dopiero zaczęłam się uczyć, ale profesor McGonagall powiedziała, że to widać od razu. Dlaczego nikt nie chce zobaczyć, jaka naprawdę jestem? – załakała, a łzy ponownie obficie zalewały jej policzki. Naprawde chciała być postrzegana na równi z innymi.  – Dlaczego wszyscy widzą we mnie tylko Szlamę?
     Nie wiedziała, ile już siedzi w Pokoju Życzeń, ale za oknami zaczęło już świtać. Pomyślała, że może być najwyżej czwarta. Postanowiła jednak już się zbierać. Musiała przecież zdążyć przed tym, jak jej koleżanki wstaną. Przepłakała całą noc. Nie spała ani chwili.
    Kiedy znalazła się pod Portretem Grubej Damy podała hasło. Weszła do Pokoju Wspólnego i z przerażeniem odkryła, że nie jest on tak zupełnie pusty. Siedzieli w nim Fred i George. Majstrowali coś chyba nad jakąś odznaką. Domyśliła się, że to odznaka Percy’ego, który był w tym roku Prefektem Naczelny. Próbowała przemknąć przez salon niepostrzeżenie. Myślała, że jej się udało, ale kiedy otwierała drzwi do swojego dormitorium one skrzypnęły. Głowy bliźniaków odwróciły się w jej stronę.
- Co tu robisz Hermiono? – zapytał Fred.
- Właśnie wróciłam. – odpowiedziała szczerze i nie czekając na odpowiedź wparowała do pokoju. Wzięła mundurek i weszła do łazienki. Po prysznicu przebrała się w ubrania i wróciła do dormitorium. Włożyła różdżkę do specjalnego pokrowca przy pasku i założyła szatę z herbem Gryffindor’u. Wzięła torbę z książkami i wyszła do salonu. Pomyślała, że nie będzie siedzieć sama i popatrzy, co robią bliźniaki. Usiadła na fotelu koło nich.
- Co wy tak właściwie robicie z tą odznaką? – zapytała zdziwiona.
- Trochę ja ulepszamy. – zaśmiał się George.
- Aha.
- Skąd wracasz? – zapytał Fred. Wiedziała, że to pytanie w końcu padnie, ale nie podejrzewała, że tak wcześnie. Nie zdążyła jeszcze znaleźć jakiejś wymówki.
- A czy to ważne? – zapytała unikając odpowiedzi.
- Tak. Zważywszy na to, że płakałaś. – powiedział George.
- Skąd wiesz? – zapytała przerażona.
- Masz jeszcze czerwone oczy. – odpowiedział Fred. – Więc, jak?
- Oj nie ważne. – jęknęła. Bliźniacy popatrzyli na nią zdziwieni, a potem na siebie. Widać było, że się nad czymś zastanawiają. – Nie mówcie Sophie. – wypaliła przerażona.
-  Dlaczego? – zapytali równocześnie.
- Bo nie. – warknęła oznajmiając tym samym koniec rozmowy, ponieważ w Pokoju Wspólnym pojawiła się Ginny.
- Cześć wam. – przywitała się dziewczyna. – Co robicie z Odznaką Prefekta Naczelnego?
- Ulepszamy. – zaśmiali się bliźniacy. Hermiona postanowiła, że nie będzie pytać przyjaciółki o powód jej wieczornej nieobecności w dormitorium. Nie chciała przypomnieć chłopakom, że jej też nie było.
- Idziemy na śniadanie? – zwróciła się do Hermiony rudowłosa dziewczyna.
- Oczywiście. – odpowiedziała podnosząc się z fotela.
       Nadeszła pora na ostatnią dziś już lekcję. Transmutacja. Hermiona postanowiła, że zapyta profesor McGonagall o Komnatę Tajemnic. Nie miała nic do stracenia, a mogła dowiedzieć się o czym rozmawiali Sophie, Ron i Harry. Po dzwonku wszyscy weszli do sali lekcyjnej i zajęli swoje miejsca. Hermiona siedziała z Luną, a za nimi siedziały Ginny i Hanna Abbott, Puchonka. Po upływie, może pięciu minut lekcji , panna Granger podniosła rękę pewna tego, co chce zapytać.
- Tak, panno Garnger? Ma pani jakieś pytanie? – dopuściła ją do głosu nauczycielka.
- Chciałam zapytać, czy wie pani coś może o Komnacie Tajemnic? – nauczycielka niepewnie rozejrzała się po klasie, ale kiedy zobaczyła zachęcające miny swoich uczniów wiedziała już, co zrobi.
- Widzę, że jest pani tak samo ciekawska, jak pani siostra. – zaśmiała się na początek, po czym zaczęła swoją historię. – Jak wszyscy oczywiście wiecie, Hogwart założyła, ponad tysiąc lat temu , czwórka najpotężniejszych czarodziejów tamtych czasów. Godryk Gryffindor, Helga Huffelpuf, Rowena Ravenclaw i Salazar Slytherin. Troje zgadzało się ze sobą całkowicie, lecz jeden nie.
- Wiadomo kto. – zaśmiała się siedząca koło Hermiony Luna.
- Salazar Slytherin chciał większej selekcji uczniów przyjmowanych do Hogwartu. Uważał, że wiedza magiczna należy się tylko dzieciom czarodziejów, czyli uczniom czystej krwi. Nie zdołał przekonać reszty, więc postanowił opuścić szkołę. Istnieje legę da, która głosi, że Slytherin zbodował w zamku ukrytą komnatę, znaną jako Komnata Tajemnic. Niedługo ktoś miał otworzyć komnatę i uwolnić kryjącą się w niej grozę, a tym samym przegonić ze szkoły wszystkich, którzy zdaniem Slytherina, nie byli godni studiowania magii.
- Nas Mugoli? – odezwała się gorzko Hermiona.
- Tak. Oczywiście przeszukiwano szkołę nie raz, nie dwa, lecz komnaty nie znaleziono.
- A właściwie, co to za zgroza? Ta, która kryje się w komnacie? – podsunęła kolejne pytanie Ginny.
- W komnacie znajduję się coś, nad czym tylko Dziedzic Slytherina umie zapanować. Według legendy jest to dom potwora.* – na te słowa po klasie przeszedł pomruk strachu.
    Dni mijały, aż wreszcie nadeszła upragniona przez pannę Granger niedziela. Już za godzinę miały spotkać się we cztery na Wierzy Astronomicznej. Luna i Ginny cały czas próbowały wyciągnąć od przyjaciółki, gdzie idą. Ta jednak milczała i mówiła, że to ma być niespodzianka. Nadeszła godzina wpół do dwudziestej. Dziewczęta ubrane w dresy, luźne koszulki i trampki z różdżkami włożonymi do torby, którą miała Miona i wyszły z dormitorium Luny. Powędrowały szybko do schodów Wierzy Astronomicznej.
- Ja pierwsza. – powiedziała Hermiona i pewnie podążyła w górę schodów. Jej koleżanki, ale już mniej chętnie szły za nią. Pansy czekała na nie. Siedziała na jednym z wielkich okien i patrzyła na niebo. Luna i Ginny, kiedy tylko ją zobaczyły zaczęła patrzeć to na siebie, to na dziewczyny ze zdziwionymi minami.
- Cześć Pansy. – powiedziała wesoło Hermiona i podeszła do czarnowłosej dziewczyny, która właśnie zeskoczyła z parapetu. Przytuliły się na przywitanie. Parkinson nie pewnie popatrzyła na drugą Gryffonkę i Krukonkę.
- Co ona tu robi? – zapytała zdziwiona rudowłosa.
- Dziewczyny, rozmawiałam ostatnio z Pansy. Ona nie jest dumna z tego, że jest Ślizgonką. Ona chce się z nami zaprzyjaźnić. – stanęła w obronie czarnowłosej Hermiona.
- A skąd wiesz, że to nie jest jakiś podstęp? – rzuciła podejrzeniem Luna. Hermiona westchnęła.
- Bo jej ufam. – wtedy blondynka podeszła do smutnej dziewczyny i przytuliła ją z całej siły. Za nią poszła Ginny i zrobiła to samo.
- Więc witaj w naszym gronie. – uśmiechnęła się Hermiona.
     Po krótkiej rozmowie Luna zadała pytanie, na które wszystkie czekały.
- A co myślicie o tej całej Komnacie tajemnic?
- Już nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. – szepnęła Ginny, która tak naprawdę nie wiedziała, co się z nią działo.
- Wczoraj w nocy musiałam się przejść. Nie wiem dlaczego, ale przechodziłam pod Łazienką Jęczącej Marty. Usłyszałam trzy głosy, w których rozpoznałam Złotą trójkę, więc prowadzona ciekawością weszłam do niej. Ważyli eliksir. Sophie powiedziała, że to Eliksir Wielosokowy. Chcą się dowiedzieć, czy to Malfoy jest tym Dziedzicem Slytherina.
- Ale po co im eliksir? – zdziwiła się Pansy.
- Żeby zmienić się w ciebie Crabbe’a i Goyle’a. Nie mają tylko hasła.
- Mogę ci podać.
- Zaproponowałam im to, ale … - nie dokończyła, tylko spuściła głowę.
- Co się stało? – zapytała zdziwiona Ginny.
- Nie ważne. – powiedziała pewnie. – Muszę wam coś pokazać. – dodała wstając.
- Hermiono, ale nie wydaje ci się, co pomyślą inni, jak mnie z wami zobaczą. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko wyjęła z torby z różdżkami Pelerynę Niewidkę**.
- Mam nadzieję, że Harry się na mnie za to nie obrazi. – zażartowała. Szły przez korytarz wesoło gawędząc. Pansy szła pod peleryną. Kiedy doszły na siódme piętro tam, gzie jest wejście do Pokoju Życzeń, Hermiona rozejrzała się, czy nikt nie przechodzi. Pomyślała o tym, co zastała w pokoju za pierwszym razem. Drzwi do niego zaraz się pokazały. Otworzyła je jednym pchnięciem. Jej przyjaciółki rozglądały się z niedowierzaniem.
- To teraz mamy się już gdzie spotykać. – zaśmiała się widząc ich miny.
- Jak to odkryłaś? – zapytała Luna.
- Wściekałam się na szlaban i pomyślałam o tym, gdzie możemy się widywać. Za mną pokazały się drzwi, więc przez nie przeszłam. I o to jest.
- Hermiono, jesteś genialna. –zaśmiała się Ginny.
     Rozeszły się do siebie około godziny pierwszej. Nie chciały się jeszcze rozstawać, ale wiedziały, że jeżeli tego nie zrobią jutro nie wstaną. Miona, korzystając z tego, że Harry po feralnym meczu Quidicha leży w Skrzydle Szpitalnym, odłożyła pelerynę.
    Oczywiście rano żadna nie chciała zwlec się z łóżka. Na śniadaniu wyglądały tak, jakby całe życie z nich uleciało. Jednak nie Pansy. Ona cały czas tuliła się do Malfoy’a.  Hermiona zaśmiała się widząc, jak bardzo dobrą aktorką jest jej przyjaciółka. Po śniadaniu powędrowały na pierwszą lekcję. Obrona Przed Czarną Magią. Nie lubiła tego przedmiotu. Nauczyciel, Gilderoy Lockhart, wydawał się pannie Granger wyjątkowo narcystyczny.
       Dni zamieniały się w miesiące. Nadeszła pora ferii świątecznych. Miona postanowiła zostać w Hogwarcie. Nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała go opuszczać. Wszyscy wręcz z niej uciekali. Bali się tego, co się działo. A mianowicie spetryfikowanych było coraz więcej. Pierwszym była Pani Noris, kotka Filcha. Odkryto ją przy pierwszej groźbie. Drugi był Ernie Macmillan. Chciał sfotografować bestię. Za trzecim razem padło na Prawie Bezgłowego Nick’a i Justina’a Finch - Fletchley’a . Rozmawiali oni na korytarzu, kiedy zjawiła się tajemnicza bestia. Dziewczyna zastanawiała się, kto będzie następny, bo wiedziała, że na pewno będzie. Nie miała jednak pojęcia, jak ją to zaboli.
     Wszystko, co dobre musi się skończyć. Tak było i z przerwą świąteczną. Ferie się skończyły, uczniowie wrócili do szkoły. Zaczęły się lekcje.
    Po lekcjach, jak zawsze zresztą, odrabiała pracę domową, żeby mieć jak najwięcej czasu wolnego. Męczyła się właśnie nad zadaniem na Transmutację, kiedy do Pokoju Wspólnego weszła profesor McGonagall. Pomyślała, że chciała zobaczyć, jak z porządkiem. Jakie było jej zdziwienie, kiedy podeszła do niej.
- Panno Granger proszę, żeby poszła pani ze mną. – rzuciła zdziwione spojrzenie Ginny siedzącej naprzeciwko i wstała. Profesorka prowadziła ją wprost do skrzydła szpitalnego. Bała się tego, co mogła tam zobaczyć. Słusznie, jak się później z resztą okazało.
     Kobieta, za którą szła otworzyła drzwi i nakazała Hermionie wejść za nią. Zaprowadziła ją do jednego z łóżek. Leżała na nim … Sophie. Była z kamienia. Dziewczynce łzy stanęły w oczach. Popatrzyła błagalnym i równocześnie zdziwionym spojrzeniem na opiekunkę jej domu. Kobieta obdarzyła ją współczującym spojrzeniem, po czym nie mówiąc nic wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Załamana Miona usiadła na krzesełku obok łóżka z leżąca na nim Sophie.
- Dlaczego to musisz być akurat ty? – szepnęła. Poczuła, jak ktoś przytula się do niej od tyłu. Odwróciła się i zobaczyła Harry’ego. Bez wahania wstała i przytuliła się do niego z całej siły.
- Wszystko będzie dobrze Hermiona. Zobaczysz. Wyleczą ją. Na pewno. – chłopak szeptał jej słowa pocieszenia we włosy. Tak bardzo chciała w nie wierzyć.
    Po upływie pół godziny Harry i Ron zaprowadzili zapłakaną Hermionę do Pokoju Wspólnego Gryffindor’u. Kiedy tylko Gruba Dama otworzyła im przejście wszyscy obrzucili ich zdziwionymi spojrzeniami. Panna Granger nie czekając na nic pobiegła do swojego dormitorium, gdzie siedziała Ginny i rzuciła się na poduszkę. Jej ruda przyjaciółka nie pytając o nic po prostu usiadła koło niej na jej łóżku i przytuliła ją. Usłyszała jeszcze, jak do pokoju ktoś wpada. Była to Luna, która dowiedziała się od pana Filius’a Flitwick’a, opiekuna swojego domu.
- Ona jest spetryfikowana.
- Wyleczą ją. – pocieszała swoją przyjaciółkę Luna, która stała przy drzwiach. Miała nikogo nie wpuszczać.
     Wieczorem, kiedy Luna chciała już wracać do swojego dormitorium wyszły do Pokoju Wspólnego. Zauważyły, że Harry i Ron gdzieś wychodzą.
- Idziemy za nimi? – spytała Ginny.
- Wyślijcie sowę do Pansy. Niech przyjdzie pod Dom Hagrida. – powiedziała Miona.
- Skąd wiesz, że tam idą? – zapytała Luna.
- Przeczucie.
     Tym razem przeczucie Hermiony się spełniło. Właśnie stały we czwórkę zaglądając przez okno domku gajowego. Słyszały wszystko, co mówił i nie podobało im się to za bardzo. W pewnym momencie zobaczyły, jak do środka wchodzi dyrektor i sam Minister Magii. Jak się okazało przyszedł on po Hagrida, którego ma zamiar zabrać do Azkabanu. Dziewczęta nie mogły w to uwierzyć. Jednak, kiedy do środka wszedł Lucjusz Malfoy i powiedział, że odwołują profesora Dumbledor’a były wręcz załamane.
- Jeżeli ktoś chce się czegokolwiek dowiedzieć, niech podąża za pająkami. – usłyszały na koniec gruby głos Hagrida. Zobaczyły, że chłopcy zakładają na siebie Pelerynę Niewidkę i prawdopodobnie wychodzą.
- Dziewczyny tak, jak powiedział Hagrid. Za pająkami. – poinstruowała Pansy. Tak też zrobiły. Z różdżkami w rękach powędrowały za robactwem, jak je nazwała Ginny. W pewnym momencie Hermiona stanęła w miejscu. Koleżanki spojrzały na nią zdezorientowane.
- Coś się stało? – zapytała Luna.
- Nie możemy od tak sobie wejść do Zakazanego Lasu. Chłopaki mają pelerynę. Umie któraś może rzucić Zaklęcie Kamelona?***
-Ja umiem. – odpowiedziała nieśmiało Pansy. Hermiona machnęła głowa na znak, żeby zaczynała. Ślizgonka uniosła różdżkę i wycelowała nią najpierw w siebie.
- Kameleus. – szepnęła. Po chwili nie było jej już widać. Następna „zniknęła” Hermiona, później Luna, a na samym końcu Ginny.
- A skąd będziemy wiedzieć, gdzie która jest? – zapytała panna Weasley.
- Może wystarczy, że będziemy cały czas rozmawiać i każda będzie podążać za głosem mówiącej? – zaproponowała Luna.
- To całkiem niezły pomysł. – przyznała Pansy.
- Więc, po co ci Zaklęcie Kameleona? – pierwsze pytanie zadała Ginny, kiedy już ruszyły.
- Jak za pewne wiecie, w Slytherin’ ie jest wiele mocno zakrapianych imprez. Wstęp na nie mają tylko Szósto i Siódmi roczni. Nie o wszystkich wie Snape, więc nie zawsze dostają Eliksir na Kaca i Eliksir Energii. Wtedy my, uczniowie z młodszych lat, używając Zaklęcia Kameleona wychodzimy do miasteczka i kupujemy eliksiry. – odpowiedziała czarnowłosa.
- Ale to nie jest aby nie fair, że odwalacie za nich czarną robotę? – oburzyła się Ginny.
- Witam w świecie Slytherin’ u. – zaśmiała się dziewczyna.
- Wasz świat jest przerażający. – stwierdziła Hermiona.
- Jest inny. Chociaż przyznaję, że czasami chciałabym stamtąd uciec.
- Nie dziwię ci się. – powiedziała Luna, na co wszystkie się zaśmiały.  Jednak uśmiechy szybko zeszły im z twarzy.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedziała panna Granger. Stały właśnie w miejscu, gdzie pająki wchodziły do czegoś, co przypominało jaskinię. Wszędzie było pełno pajęczyny, która lepiła się do wszystkiego. Dziewczęta niepewnie weszły do środka. Na końcu znalazły Harry ‘ ego i Ron ‘a rozmawiających z jakimś wielkim, obślizgłym, włochatym potworem. Rozpoznały w nim pająka. Domyśliły się, że jest on z nich wszystkich najważniejszy.
- Powiesz nam, co to za bestia, która jest w szkole? – usłyszały pytanie Harry ‘ego.
- Nie mówi się o tym tutaj! My, pająki, boimy się tego najbardziej na świecie! – widać było, że kiedy bestia o tym mówi jest przerażona.
- Dobrze, więc my już sobie stąd pójdziemy. – powiedział Harry, odwrócił się i już chciał iść, kiedy pająk go zatrzymał.
- O nie, nigdzie nie pójdziecie. Nie mogę odmówić moim dzieciom ludzkiego, świeżego mięsa, kiedy samo tak chętnie do nas przyszło. Miło mi było was poznać, przyjaciele Hagrida. – zarówno dziewczyny, jak i chłopcy bili w tym momencie przerażeni. Hermiona i przyjaciółki widziały, że Ron i Harry są przerażeni. Ten drugi próbował się bronić, ale brat Ginny panikował i nie był w stanie nic zrobić.
- Dziewczyny, musimy im pomóc. – powiedziała Pansy.
- Ale jak?! – krzyknęła pe zrażona Luna.
- Na trzy cztery wszystkie krzyczymy Arania Exumei ! – poinstruowała Ginny.
- Arania Exumei! – zrobiły tak, jak kazała rudowłosa. Niektóre pająki zaczęły uciekać, ale niektóre nie. Usłyszały dźwięk silnika i jak na komendę odwróciły się.
- To samochód taty! – krzyknęła panna Weasley.
- Chłopaki w niego wsiądą, a my wiejemy! – rozkazała panna Granger. Tak też zrobiły i już po chwili wybiegały z Zakazanego Lasu na Błonia. W następnym momencie Pansy zdejmowała z nich zaklęcie.
- Nie za wiele się dowiedziałyśmy. – pierwsza odezwała się Luna.
- Nie prawda. Wiemy, że potwora pająki boją się najbardziej na świecie, a to dosyć dużo. – zaprzeczyła Hermiona. – Muszę iść na chwilę do Sophie. – dodała po chwili namysłu.
- A gdzie ona jest? – zapytała Pansy.
- To ty jeszcze nie wiesz? – zdziwiła się Luna.
- Nie. – odpowiedziała zdezorientowana Ślizgonka.
- Sophie została spetryfikowana. – odpowiedziała spokojnie Miona. Czarnowłosa opatrzyła na nia współczująco, ale nie kontynuowała tematu.
- Skąd wiesz, że znajdziesz coś przy niej? – zapytała Ginny, dla zmiany tematu.
- Pamiętasz, gdzie ją znaleźli? W Bibliotece. Coś czuję, że ona wiedziała już wcześniej. – odpowiedziała kasztanowłosa.
- No dobrze, ale jutro, bo dziś  jest już za późno, a chyba nie chcesz dostać następnego szlabanu. – zauważyła Pansy.
      Następnego dnia była sobota. Dziewczęta wstały z samego rana. Hermiona, Luna i Ginny od razu poszły do Sophie. Młodsza panna Granger usiadła na krześle obok łóżka i zaczęła oglądać siostrę z każdej strony.
- Hermiono, to na nic. Tu nic nie ma. – powiedziała Ginny po jakimś czasie.
- Ja wiem, że coś tu na pewno jest. – zbuntowała się Miona.
- Wiedziałam, że was tu znajdę. – usłyszały głos.
- Czego tu chcesz? – zapytała oschle Ginny myśląc, że Pansy z kimś tu przyszła.
- Spokojnie jestem sama. – odpowiedziała uspokajająco dziewczyna. – Znalazła coś? – dodała patrząc na Hermionę.
- Nie, bo tu nic nie ma. – odpowiedziała zrezygnowana Luna.
- Jest !!! – krzyknęła w pewnym momencie kasztanowłosa. – To kawałek jakiegoś artykułu o pająkach! – dodała, kiedy zobaczyła, co trzyma w ręce.
- Idziemy do Harry ‘ego i Rona? – zapytała Luna.
- Tak, oni wiedzą więcej, niż my. Musimy im to pokazać. – odpowiedziała stanowczo Gryffonka.
- Auuu … - dało się słyszeć przy drzwiach. Zdezorientowane dziewczyny popatrzyły w tym kierunku.
- Spokojnie panie Malfoy. Nic się panu tak naprawdę nie stało. – powiedziała pani Pomfrey. Dziewczęta popatrzyły na Pansy z przerażeniem w oczach. Jedynie trzeźwo myśląca Hermiona wyjęła różdżkę i wycelowała nią w Śligonkę, po czym szepnęła zaklęcie.
- Kameleus.
- Wiem. Przyszedłem tylko popatrzeć, czy to prawda, że Szlama Granger jest z kamienia. – powiedział, a jego słowa wręcz ociekały jadem. Za chwilę można było zobaczyć jego platynowłosą głowę, która wyłoniła się zza parawanu. – O widzę, że druga Szlama Granger też tu jest. – zakpił.
- Natychmiast stąd wyjdź, albo znowu cię czymś przeklnę. – warknęła Miona, a z jej różdżki poleciały iskry. Draco w momencie zabrał głowę. Dziewczynka wiedziała jednak, że ma nie małą satysfakcję z tego, co zobaczył.
- Harry, musisz coś zobaczyć! – krzyknęła panna Granger wbiegając do Pokoju Wspólnego Gryffindor ‘u. Ona i jej przyjaciółki wraz z Pansy, która cały czas była pod wpływem Zaklęcia Kameleona przyszły tu zaraz po tym, jak wyszły ze Skrzydła Szpitalnego. Postanowiły nie czekać z tym, co znalazły. – Sophie wiedziała już, kto jest tym potworem. – dodała widząc zdziwione spojrzenie Potter ‘ a siedzącego przed kominkiem.
- Pokaż to. – powiedział, jakby ożywiony. Podała mu kawałek artykułu, który wcześniej wyjęła z dłoni swojej siostry. Wybraniec czytał go z uwagą, a na jego czole co chwilę pojawiały się zmarszczki zdziwienia. W pewnym momencie podniósł głowę.
- Wiem. – oznajmił i już go nie było.
       Dzień mijał dość spokojnie. Ślizgonka „pokazała się”, kiedy tylko wyszły z Pokoju Wspólnego Gryffindor ‘u. Dziewczęta spędziły cały dzień w najdalszej części Błoni tak, żeby nikt ich nie zobaczył. Ginny wróciła do Zamku koło godziny osiemnastej twierdząc, że musi coś zrobić. Hermiona, Luna i Pansy natomiast zebrały się, kiedy było już grubo po dwudziestej drugiej. Właśnie miały rozstać się przy wejściu do Lochów, kiedy usłyszały zamieszanie na pierwszym piętrze. Bezzwłocznie udały się w miejsce, z którego pochodził hałas. Byli to nauczyciele i pielęgniarka. Schowały się za ścianą tak, aby wszystko słyszeć. Naprzeciwko dostrzegły Harry ‘ego i Ran ‘a.
- Potwór porwał uczennicę. – powiedziała w pewnym momencie profesor McGonagall. – Odeślijmy uczniów. W Hogwarcie nie jest już bezpiecznie. – dodała wyraźnie załamana.
- Przysnąłem. Co straciłem? – zapytał Lockhart, który ni z tego ni z owego pojawił się na środku całego zamieszania.
- Potwór właśnie porwała uczennicę. – wysyczał Snape. – Może wreszcie pokażesz nam, że to co piszesz to nie kłamstwo i wykażesz się swoimi umiejętnościami. Twierdziłeś, że wiesz, gdzie jest Komnata Tajemnic. Nic, więc nie stoi na przeszkodzie. – powiedział z kpiącym uśmieszkiem.
- Tak, oczywiście. Chcę się tylko przygotować. – odpowiedział nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął w korytarzu, z którego przszedł.
- Kogo tak właściwie porwano? – dopytywała Pani Pomrey. Opiekunka Gryffindor ‘ u zawachała się przez chwilę, po czym odpowiedziała niepewnie.
- Ginny Weasley.
     Nauczyciele rozeszli się, a trójka dziewcząt i dwoje chłopców podeszli do ściany.  Byli przerażeni.
- Jej szkielet pozostanie w komnacie na wieki. – przeczytał na głos Harry. – Musimy pwiedzieć to, co wiemy Lockhart ‘owi. To kretyn, ale na pewno spróbuje. – dodał.
- Ginny. – szepnął zdruzgotany Ron.
- Dziewczyny wy idźcie do swoich Dormitor … - nie skończył, ponieważ popatrzył w kierunku trzech z czterech przyjaciółek. – Co tu robi Ślizgonka ?! – chciał krzyknąć, ale wiedział, że mógłby tym zwabić nauczyciela lub Filch ‘a.  Pansy spuściła zawstydzona głowę.
- Pomaga. – warknęła Hermiona.
- To o niej wtedy mówiłaś. – domyślił się Potter.
- Tak, ale to teraz nie ważne. Trzeba ratować Ginny. – warknęła Hermiona.
- Masz rację. My z Ron ‘em idziemy do nauczyciela, a wy do Dormitoriów. – powiedział i nie czekając na odpowiedź odwrócił się na pięcie ciągnąc za sobą załamanego rudzielca, a po chwili zniknęli za . Miona wyglądała, jak wulkan, który ma za chwilę wybuchnąć. Sam sobie idź do Dormitorium! Kretyn! – pomyślała.
- Jak widzę nie zamierzasz zostać bierna dzisiejszej akcji. – stwierdziła Pansy.
- Ani mi się śni. – wysyczała. – Idziemy do Łazienki Jęczącej Marty, ale wcześniej się zamaskujemy. – Ślizgonka nie czekając na dalsze instrukcje po prostu rzuciła na siebie i przyjaciółki Zaklęcie Kameleona. Po czym ruszyły we wspomniane wcześniej przez Hermionę miejsce.
- Dlaczego akurat tam? – zapytała zaciekawiona Luna.
- Nigdy nie zastanawiało was, jak ona zginęła? Bo mnie bardzo i coś mi się wydaje, że ma to związek z tą pieprzoną Komnatą Tajemnic. – złość dalej nie opuszczała Gryffonki. Nie dość, że moja najlepsza przyjaciółka została porwana, to jeszcze jakiś pajac będzie mi mówił, co mam robić! Jego niedoczekanie! – takie i inne myśli nie opuszczały jej, aż do momentu, kiedy doszły na miejsce. Usłyszały pojękiwania Marty. Weszły do środka. W drodze postanowiły, że nie będą ujawniać swojej obecności. Poczekają, aż Harry się czegoś dowie. Wejdą za nim do Komnaty Tajemnic i pomogą czy tego chce, czy nie.
    Po piętnastu minutach do łazienki weszli chłopcy, ale coś było nie tak. Prowadzili nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią z wymierzonymi w niego różdżkami. Pomyślały, że zapytają później.
- Marto, jak zginęłaś. – zapytał Harry.
- To było przerażające. Płakałam i w pewnym momencie usłyszałam, jak ktoś wchodzi do łazienki. Chciałam go stąd wyrzucić, więc się odwróciłam. Zobaczyłam dwie, wielkie, obślizgłe gały i umarłam. – powiedziała po czym schowała się w jednym z klozetów. Potter obszedł dookoła wszystkie umywalki i zatrzymał się przy jednej. Później powiedział coś po wężowemu, ponieważ poprosił go o to Ron. Umywalki rozjechały się i ukazało im się wejście.

__________________________
* Cytat zfilmu "Harry Potter i Komnata Tajemnic." (Przepraszam, że nie posłużyłam się książką, ale obecnie nie mam do nie dostępu)
**Peleryna-niewidka – magiczny płaszcz, umożliwiający znikanie osoby, która się nią okryje.  
Jedyną peleryną, która przez lata zachowała własności i czyniła właściciela całkowicie niewidzialnym, jest płaszcz Ignotusa Peverella, jedno z trzech Insygniów Śmierci.
*** Zaklęcie Kamelona - zaklęcie maskujące. Jego działanie jest opisane, jakoby osoba zakamelonowana przybierała (podobnie jak kameleon) wygląd otoczenia. Zakamelonowanie jest nieprzyjemne, osoba czuje jakby rozbito jej na głowie jajko. Odkameleonowanie daje uczucie spływania po głowie gorącej wody. Alastor Moody użył tego zaklęcia na Harry'm , aby bezpiecznie przenieść go na Grimmauld Place 12 w "Harry Potter i Zakon Feniksa"

3 komentarze:

  1. fajne, kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie man pojęcia. Pewnie,jak się po imprezie pozbieram ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. cudny rozdzial!
    Masz ogromny talent do pisania!
    Notka bardzo wciaga! <3
    Podoba mi sie, to jak wprowadzasz dziewczyny do akcji z ksiazek <3
    Co tu duzo mowic *.*
    Masz talent i nie zmarnuj go!
    Lece czytac dalej! <3
    Pozdrawiam <3
    Dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń