Witam wszystkich ponownie. Wróciłam z nową częścią mojego opowiadania. :)
Jak tam po pierwszym września, bo ja jestem załamana. :/
We wtorek mam dziewięć lekcji i siedzę od ósmej do szesnastej w szkole. Ja rozumiem, trzecia gimnazjum, całe te testy, ale ludzie !! Ja też mam jakieś tam swoje życie prywatne, ale nawet pomijając to, to ja nie dam rady zapierdalać (przepraszam za wyrażenie) 24/24, żeby się do szkoły uczyć !!
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że na pewno przybędzie mi jeszcze lekcji, bo będę musiała chodzić na obowiązkowe zajęcia dodatkowe, co wyklucza się samo przez siebie...
Ale już nie narzekając, życzę wszystkim miłej lektury i dobrej nocy oraz zniesienia fanaberii nauczycieli,
Cave :)
________________________________
Dziewczęta chodziły po zaśnieżonym miasteczku. Były rozanielone widząc wszędzie dekoracje świąteczne. Płatki śniegu, szopki, gwiazdy bożonarodzeniowe, kolędnicy, ludzie załadowani torbami … To wszystko było takie niesamowite. Tak, gorączka Świąt Bożego narodzenia na pewno udzieliła się również Hermionie i Pansy. Były one tym wszystkim tak podekscytowane, że kupiły prezenty dla swoich przyjaciółek. Ślizgonka postanowiła wysłać również coś Draconowi, tak dla „zachowania pozorów”. Pewnie dołączy do pakunku jakąś obrzydliwie słodką, naszprycowaną malinowymi perfumami karteczkę z życzeniami.
Kiedy dotarły do zamku była godzina za dziesięć czternasta,
czyli tak, jak prosiła profesor McGonagall. Postanowiły, że spotkają się po
obiedzie, więc każda poszła w swoją stronę. Hermiona, zaraz po wejściu do
Dormitorium zdjęła kurtkę, którą położyła na fotelu w Pokoju Wspólnym blisko
kominka, żeby szybko wyschła. Powędrowała ze swoimi pakunkami do Dormitorium.
Torebki położyła przy jej biurku, a sama wzięła czyste ubrania, jakimi były
czarne getry, biała koszulka z krótkim rękawem i biały sweterek wciągany przez głowę. Weszła do
łazienki o odkręciła kurek z gorącą wodą. Było jej tak strasznie zimno, że już
dłużej nie wytrzymała i po prostu weszła pod prysznic. Ciepła woda oblała jej
ciało, a dziewczynka uśmiechnęła się pod nosem. Mama na każdym kroku upominała
ją, żeby nie myła się gorącą wodą, ale ona wie swoje.
Po skończonym prysznicu ubrała się i założyła zwykłe czarne baletki.
Weszła z powrotem do swojego pokoju. Podeszła do pakunków i wyjęła wszystko na
podłogę. Postanowiła, że teraz wszystko zapakuje. Prezent dla Ginny obwinęła
czerwonym papierem ozdobnym, dla Luny różowym, a Pansy zielonym. Każdy
przewiązała wstążką. Swojej siostrze, rodzicom oraz Harry ‘emu i Ron ‘owi też
coś kupiła, aczkolwiek ich reakcja nie była dla niej już tak ważna, jak
przyjaciółek.
Kiedy skończyła przygotowania do jutrzejszego święta popatrzyła na
zegarek. Piętnasta. Musi już schodzić na obiad, ponieważ Pansy nie może na nią
długo czekać. Włożyła różdżkę do specjalnego paska przy getrach i ruszyła do
Wielkiej Sali.
Na jej stole, w miejscu, przy którym zawsze siedziała, leżał ciepły
obiad. Skrzaty nie zastawiały całych stołów, tak jak normalnie na roku
szkolnym, tylko po prostu przygotowały kilka dań dla uczniów, którzy zostawali
na święta w Hogwarcie. Tak było łatwiej i ekonomiczniej, ponieważ później nic
nie musiały wyrzucać.
Miona usiadła i zaczęła zajadać się swoim obiadem. Jednak jej myśli
wkroczyły na zupełnie inny tor. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego Malfoy jej
tak nienawidzi? Przecież nic złego mu nie zrobiła. To nie była jej wina, że
urodziła się w rodzinie Mugoli. To, że dostała się do Hogwartu musi coś
znaczyć, a on patrzy na nią przez pryzmat krwi, ale tak naprawdę każda jest
taka sama, tylko mają inne korzenie. Stwierdziła po chwili, że musi o tym
przestać myśleć, bo się po prostu poryczy. Nie rozumiała, co wywoływało w niej
tak skrajne emocje. Z jednej strony go nienawidziła, a z drugiej chciała, żeby
zaczął w końcu traktować ją, jak człowieka.
Przerwała swoje przemyślenia natychmiast, ponieważ zauważyła, że
zbaczają na niewłaściwy tor. Postanowiła, że nie będzie kończyć obiadu,
ponieważ już po prostu nie ma ochoty. Wstała od stołu i mrugając
porozumiewawczo do Pansy wyszła z Wielkiej Sali. Stanęła przed drzwiami i
czekała na przyjaciółkę. Nie zajęło jej to dużo czasu, ponieważ Pansy już po
chwili stała przy niej?
- Więc, co robimy? – zapytała Hermiona.
Popatrzyła za okno, gdzie wesoło prószył biały śnieg. – Może pójdziemy na
błonia? – zaproponowała, kiedy Ślizgonka wzruszyła ramionami.
- Dobry pomysł! – przyznała z
entuzjazmem czarnowłosa. – To za pięć minut w Sali Wyjściowej! – dodała i
pobiegła w kierunku lochów. Miona zaśmiała się pod nosem.
Powędrowała w górę schodów pod portret Grubej Damy. Podała obrazowi
hasło i weszła do swojego, jak na razie prywatnego, dormitorium. Wygrzebała z
szafy dżinsy i przebrała w nie. Założyła wysokie, ciepłe kozaki i czarny
płaszczyk. Pomyślała, że nie obejdzie się bez rzucania śnieżkami, więc na
dłonie wciągnęła szare rękawiczki. Nie lubiła czapek, więc obeszło się bez
niej. Szybko zbiegła po schodach z powrotem do Sali Wejściowej, gdzie czekała
na nią Ślizgonka.
Nie mówiąc nic wyszły na zewnątrz. Od razu owiał je zimny, grudniowy
wiatr. Nie zwracały jednak na to uwagi, ponieważ grube ubranie chroniło je
przed zimnem. Odeszły trochę od drzwi i pierwsze co rzuciły się na zaśnieżone
błonia. Głośno się śmiejąc robiły aniołki na śniegu. Podniosły się i popatrzyły
krytycznie, ale z uśmiechem na swoje dwa dzieła.
- Nie są takie złe. – skomentowała Hermiona, by po chwili wybuchnąć perlistym śmiechem. Pansy jej zawtórowała i już po chwili obie z powrotem tarzały się w białym puchu, który cały czas leciał z nieba.
- Nie są takie złe. – skomentowała Hermiona, by po chwili wybuchnąć perlistym śmiechem. Pansy jej zawtórowała i już po chwili obie z powrotem tarzały się w białym puchu, który cały czas leciał z nieba.
Po swoim gabinecie przechadzał się nie kto
inny, jak sławny w magicznym świecie dyrektor Hogwart ‘u Albus Dumbledore. Jego
uwagę w pewnym momencie przyciągnęły dwie śmiejące się dziewczynki. Zdziwił
się, ponieważ w szkole na święta z dziewcząt pozostały tylko panienki Granger i
Parkinson. Zaintrygowany podszedł do okna. Jego zdziwienie osiągnęło apogeum,
kiedy to właśnie te dwie dziewczęta zobaczył na zaśnieżonych błoniach. Nidy nie
pomyślałby, że ktoś z dwóch od zawsze wrogich domów mógłby się zaprzyjaźnić.
Podrapał się po głowie. Jak widać mało wie.
Hermiona i Pansy grzały się w Pokoju Wspólnym Gryffindor ‘u przy kominku
gorącej czekoladzie. Po bitwie na śnieżki były przemarznięte. W pewnym momencie
Ślizgonka zaczęła śmiać się, jak głupia. Gryffonka posłała jej pytające
spojrzenie.
- Gdyby teraz był normalnie rok szkolny
dostałabym jakimś zaklęciem. – wyjąkała. Hermiona zastanowiła się nad tym, co
powiedziała jej przyjaciółka i już w następnym momencie w pomieszczeniu było
słychać dwa dziewczęce śmiechy.
Pierwsze promienie słońca wpadające do dormitorium dziewcząt obudził Pansy.
Dziewczynka niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła wierzchem
dłoni zaspane oczy. Poszły wczoraj spać z Hermioną koło drugiej. Miona zaproponowała jej, że ze
względu na późną porę nie będą ryzykować i Ślizgonka spędzi noc w łóżku Ginny.
Zgodziła się i teraz patrzy na posłanie naprzeciwko niej. Jak widać Her nie ma
zamiaru jeszcze wstawać i przegapić Wigilię.
Pansy wzięła do ręki poduszkę i niewiele myśląc rzuciła nią w niczego
niespodziewającą się, jeszcze śpiącą Hermionę. Dziewczynka momentalnie usiadła
na łóżku. Rozglądała się zdezorientowana dookoła. Jej długie, pokręcone,
brązowe włosy były w totalnym nieładzie. Pan wybuchła perlistym śmiechem.
- Ty małpo, jak mogłaś? – mruknęła
oburzona Miona przecierając zaspane oczy. Miała się dziś zamiar wyspać, a
przyjaciółka w brutalny sposób jej to uniemożliwiła.
- Mi tez miło cię dziś widzieć. –
zironizowała czarnowłosa. – Nie wiem, czy pamiętasz, jaki dzisiaj dzień. –
dodała, kiedy Gryffonka po woli zaczęła znowu usypiać. Pokręciła głową z
dezaprobatą.
- 24 grudnia, czwartek. Dzień, jak co …
- nie skończyła, ponieważ uświadomiła sobie, o czym prawie zapomniała.
Poderwała się z łóżka i z głośnym okrzykiem „aaa !!!” rzuciła się w stronę
Pokoju Wspólnego Gryffindor ‘u.
Panna Parkinson przez chwilę siedziała w całkowitym szoku, by po chwili
w dormitorium dało się słyszeć jej wdzięczny śmiech. Po jego opanowaniu
podniosła się z łóżka i z rękami na brzuchu ruszyła tam, gdzie jest jej
przyjaciółka. Znalazła ją siedzącą przy dużej choince stojącej na środku
salonu. Pomiędzy papierami i pustymi pudełkami po prezentach wyglądała, jak mała
dziewczynka. Pansy usiadła koło niej i patrzyła na nią z rozbawieniem. Miała na
sobie już jakiś wełniany sweter, naszyjnik z cukierków zawieszony na szyi i
jakieś mugolskie urządzenie
- Co się tak patrzysz, bierz się za
swoje prezenty. – mruknęła Hermiona, oburzona wyrazem twarzy
przyjaciółki.
- Po co, skoro i tak nic nie dostałam. –
dziewczynka od razu posmutniała. Spuściła głowę, a w jej oczach zalśniły łzy.
Jeszcze nigdy nikt nie podarował jej prezentu na święta. Nie siedziała tak
długo, ponieważ poczuła, jak Miona wciska jej w dłonie jakieś pudełko. Podniosła
na nią zdziwiony wzrok. Herma uśmiechała się niewinnie.
- Wesołych Świąt. –powiedziała
kasztanowłosa i z całej siły przytuliła do siebie przyjaciółkę. – To nie jest
ostatni prezent. Ginny i Luna też o tobie pomyślały. – dodała po chwili.
- Dziękuję wam. – odpowiedziała Pansy.
Była naprawdę zdziwiona, ale i wzruszona tym, że w końcu ktoś o niej pomyślał.
– Też ma coś dla ciebie. – mówiąc to sięgnęła pod choinkę i wyciągnęła małe
pudełeczko zapakowane w biały papier ozdobny i przewiązane kremową wstążką.
Herma nieśmiało odebrała od Pan pakunek. Dobrze wiedziała, gdzie tak
pakują prezenty. Delikatnie pociągnęła za koniec wstążki i rozpakowała
podarunek. Nie myliła się. Na wieczku zobaczyła logo jednego z droższych magicznych
jubilerów. Popatrzyła zdziwiona na przyjaciółkę.
- To Luiggi. Musiało kosztować majątek. –
powiedziała oniemiała. Pansy machnęła ręką.
- Rodzice i tak nie zauważą. – zaśmiała się.
– No otwórz wreszcie. – dodała zniecierpliwiona.
Panna Granger posłuchała jej bez wahania i po chwili jej oczom ukazał
się delikatny, złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie serca z małym, różowym
diamencikiem. Wzięła go delikatnie do ręki. Patrzyła to na Pansy, to na
prezent. Nie mogła uwierzyć, że dostała coś tak przepięknego. Jednak nagle
zrobiło jej się wstyd, ponieważ to, co ona kupiła przyjaciółce nie jest nawet w
połowie tak wspaniałe, jak cudo, które właśnie trzyma w rękach.
Pansy, która zauważyła, że twarz Miony posmutniała od razu zrozumiała, o
co chodzi. Bez wahania wzięła w dłonie prezent od przyjaciółki i rozpakowała
go. W pudełku leżał zielony szalik, a dookoła niego słodycze z Miodowego
Królestwa. Nie był to może najdroższy podarunek na świecie, ale Pansy i tak
bardzo się podobał. Nigdy niczego nie dostała, więc ucieszyłaby się nawet z
samych cukierków, ponieważ liczyło się to, że Herm o niej pamiętała. Kierowana
jakimś dziwnym impulsem wyjęła szalik z pudełka i z wielkim uśmiechem na ustach
owinęła go sobie dookoła szyi.
- Miona, to najlepsze, co dostałam! –
krzyknęła i rzuciła się na przyjaciółkę.
- Ale to tylko zwykły szalik. –
powiedziała zdezorientowana Gryffonka. Pansy popatrzyła na nią uważnie.
- Gdyby to był twój pierwszy, normalny
prezent na święta, też byś się cieszyła. – odpowiedziała całkiem poważnie.
Wszystko dobre, co się szybko kończy. Tak było i ze świętami. Nowy rok
dziewczęta spędziły w Pokoju Wspólnym Gryffindor ‘u rozmawiając na różne błahe
tematy. Teraz jednak jest już drugi stycznia i wieczorem wszyscy wracają do
szkoły. Dziewczynki nie będą mogły już tak otwarcie rozmawiać. Znów muszą się
ukrywać. Bolało je to, ale pogodziły się ze swoim losem i po raz ostatni
pożegnały na piętnaście minut przed powrotem nauczycieli i uczniów.
Dni mijały, aż w końcu przyszła upragniona przez wszystkich wiosna. Dni
stawały się coraz dłuższe, a temperatura rosła. Zaczęły pojawiać się pierwsze
kwiaty, drzewa zakwitały. Błonia codziennie zalewane były przez uczniów. Wszyscy
chcieli cieszyć się pierwszymi ciepłymi dniami w Hogwarcie.
Trzy przyjaciółki siedziały właśnie na jednej z ławek po skończonych
zajęciach. Luna i Ginny próbowały się uczyć, ale Hermiona uniemożliwiała im to
skutecznie cały czas coś mówiąc. W pewnym momencie Ruda Gryffonka nie
wytrzymała i trzasnęła z całej siły książką. Popatrzyła złowrogo na przerażoną
przyjaciółkę.
- Ja wiem, że ty masz potrzebę dzielenia
się ze wszystkimi swoją radością życia, ale ja się próbuję tutaj uczyć. – wybuchła.
Miona odsunęła się od niej trochę cały czas mając minę, która mówiła sama za
siebie, że właśnie mocno się przeraziła. Jednak taki stan nie trwał długo, ponieważ
zaraz dało się słyszeć perlisty śmiech Herm. Gin popatrzyła na nią
zdezorientowana. – Z czego się znowu cieszysz?
- Jak jesteś zła to włosy ci się
elektryzują, twarz masz w ich kolorze. – wyjąkała spadając z ławki. Złapała się
za brzuch, który rozbolał ją od śmiechu. Panna Weasley nie zdążyła nic
powiedzieć, ponieważ przerwał jej głos Sophie.
- A ta dlaczego znów jest taka
szczęśliwa? – spytała starsza Gryffonka i pokręciła z dezaprobata głową patrząc
z niedowierzaniem na swoją siostrę, która aktualnie tarzała się na trawie.
- Zadziwia mnie to, że ona zawsze
znajdzie powód, żeby się śmiać. – powiedział rozbawiony Harry.
- Co teraz macie? – spytał Ron, który ni
z tego, ni z owego pojawił się przy swojej siostrze. Ginny, która nie
spodziewała się, że jej brat jest tak blisko podskoczyła przerażona, czym wywołała
kolejny atak śmiechu u Hermiony.
- Skończyłyśmy już lekcje. –
odpowiedziała Luna, która dopiero teraz oderwała się od czytania podręcznika do
Eliksirów.
- Nawet nie wiecie, jak wam dobrze. My
mamy jeszcze Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. – jęknął Harry. Bliznowaty,
jak miewał go nazywać Slytherin z Draco na czele, miał już dość dzisiejszego
dnia. Zarobił szlaban u Snape ‘a, bo jego eliksir wybuchł zalewając pół klasy.
Nietoperz nie omieszkał przypomnieć mu, że jest beznadziejny i odjął dziesięć
punktów Gryffindor ‘owi po czym kazał mu przyjść po lekcjach, żeby posprzątać to,
co zepsuł.
- Myślicie, że Hagrid pozwoliłby nam
popatrzeć, jak prowadzi lekcję? – zapytała Luna. Dziewczynka naprawdę była
bardzo zainteresowana magicznymi stworzeniami i chciała zobaczyć, jak przebiega
lekcja.
- Myślę, że z wielką chęcią przyjmę was
na moich zajęciach. – usłyszeli gruby, niski głos gajowego. Jak na zawołanie
odwrócili głowy w jego stronę. – No ten. Wracam od dyrektora i przypadkiem
usłyszałem. – dodał speszony.
- Dziękuję! – uradowana Luna klasnęła w
dłonie.
Na obrzeżach Zakazanego Lasu, przy domku gajowego w Hogwarcie za kilka
minut miała zacząć się lekcja Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Większość uczniów
już tam była. Nie zabrakło oczywiście samego Dracona Malfoy ‘a i jego
przyjaciół oraz jego najwierniejszej fanki Pansy Parkinson.
Blondyn miał już dość szkoły, a szczególnie kilku jej uczniów. Na myśli
miał oczywiście brudne siostry, rodzinę Wesley ‘ów na czele z samym Harry ‘m
Potter ‘em. Oni wszyscy działali mu na nerwy, jak nikt inny. Gdyby to od niego
zależało wszyscy byliby już dawno w swoich obskurnych domach. Obejrzał się. Oczywiście wszyscy już byli.
Zdziwił go jednak widok Młodszej Naczelnej Szlamy Granger z Rudą Wiewiórą i
Pomyluną. Przecież one są rok niżej ! Doskonale, więc dziś będzie musiał się z
nimi męczyć również na i tak już znienawidzonej lekcji tego gburowatego
leśniczego ! Paranoja !
- Co Potter, widzę, że nie możesz
wytrzymać bez młodszej Szlamy i brudnych zdrajczyń krwi. Muszą się za tobą
wszędzie wlec. – powiedział z taką odrazą, że trudno było jej nie usłyszeć w
głosie młodego arystokraty. Swoją wypowiedzią wywołał rechot Slytherin ‘u.
Miona, jako, że nigdy jeszcze jej się to chyba nie udało, nie wytrzymała i podeszła
do Malfoy ‘a stając koło Harry ‘ego.
- Zazdrościsz rozpieszczony dupku? –
warknęła wymierzając w niego swój wskazujący palec.
- Czego niby miałbym zazdrościć temu
mieszańcowi? – zarechotał.
- Tego, że przynajmniej ma prawdziwych
przyjaciół, że zaznał prawdziwego ciepła rodzinnego, czegoś, czego ty nigdy nie
doświadczyłeś, bo twoi rodzice nie potrafią ci tego dać. Co od nich dostałeś na
święta? Czek na kosmiczną ilość pieniędzy? – zironizowała, by po chwili wybuchnąć
szyderczym śmiechem. Szybko jednak się opanowała i popatrzyła na młodego
arystokratę z takim jadem, jakiego on sam nie powstydziłby się na pewno. –
Żałosny jesteś. – dodała by po chwili odwrócić się i pod eskortą zdziwionych
spojrzeń Gryffidor ‘u udać się do swoich przyjaciółek.
Zabolało. Przecież prawda zawsze boli najbardziej. Draco jednak nie dał
tego po sobie poznać i zdziwienie na twarzy szybko zastąpił drwiną. Ona go
jeszcze popamięta. Obiecuje jej to.
- Dementor, dementor ! – wrzasnął. Harry
szybko odwrócił się do tyłu. Właśnie takiej reakcji się spodziewał. Założył
kaptur od szaty, ca zrobili również Bleise, Teodor i Terrence po czym z ostentacyjnym
„uuu !” zadrwili ze zdezorientowanego Gryffona.
- Pasuje ci taki zawód. – zadrwiła Sophie
ciągnąc za sobą Harry ‘ego.
Na kolacji panował, jak zawsze z resztą, wielki gwar. Tylko Gryffoni z
mordem w oczach patrzyli na młodego Malfoy ‘a z mordem w oczach. Pewnie
jesteście ciekawi, a co? Otóż Hagrid na lekcji pokazał, jak obchodzić się z
Hipogryfami. W tym celu przyprowadził swojego, Hardodzioba. Oczywiście Gryffon
zrobił wszystko z instrukcjami nauczyciela. Jednak młody arystokrata
stwierdził, że nie będzie płaszczył się przed jakąś poczwarą, więc przestraszył
stworzenie podchodząc do niego niespodziewanie. Dziobek po prostu chciał się
obronić i drapnął gnojka w rękę.
Teraz siedzi w Wielkiej Sali z gipsem na ręce i chwali się, jak to on
prawie zginął. W Mionie wszystko się przewracało. Miała ochotę go po prostu
zabić. W pewnym momencie podszedł do nich profesor Lupin. Powiedział, że muszą
się spotkać w jego gabinecie.
Stoją więc w nim teraz i czekają na wyjaśnienia. Domyślają się tylko, że
chodzi o Syriusza, ponieważ jest z nimi Pansy.
- Chciałem wam powiedzieć, że wiemy już
z Łapą, za kogo podszywa się Pettigrew. – oznajmił. Dziewczynki patrzyły na
siebie z podnieceniem.
- Powie nam pan? – wypaliła Ginny.
- Oczywiście. Pewnie wiesz, że twój brat
ma szczura. – zaczął.
- Parszywek? – zapytała zdziwiona Gin.
- Tak podejrzewamy. Musisz mi
powiedzieć, co jest w nim charakterystycznego.
- No to żyje jedenaście lat i nie ma
jednego palca, a tak, to jest zwykłym szczurem. – powiedziała.
- Jedenaście, to dużo, jak na zwykłego
szczura. – powiedział profesor.
- A ten palec? – zapytała Pansy.
- Pettigrew stracił palca, kiedy jedenaście lat temu Syriusz rzekomo go
zabił. – odpowiedział cierpliwie Lunatyk.
- On go sobie sam obciął. – wypaliła Hermiona.
Wszystkie oczy były w tym momencie skierowane na nią. – Pomyślcie. Może to właśnie
on wydał rodziców Harry ‘ego, a potem zrobił to tak, żeby zrzucić wszystko na
Syriusza. Odciął sobie palec, a sam zamienił się w szczura, swojego animaga. –
wydedukowała przybierając filozoficzny wyraz twarzy.
- Jesteś niezwykle błyskotliwa, jak na
swój wiek. – skwitował nauczyciel.